Recenzja: Aeon’s End: Wygnańcy [Gra Planszowa]

7 godzin temu
Zdjęcie: Recenzja: Aeon’s End: Wygnańcy [Gra Planszowa]


Aeon’s End: Wygnańcy to kolejna część szalenie popularnej serii gier kooperacyjnych opartych na budowaniu talii. Czy Portal Games właśnie zyskało kolejnego pewniaka w stale poszerzającym się portfolio? Przekonajmy się.

Pudełko, pudło

Pierwszym zaskoczeniem była dla mnie sama wielkość pudełka, w jakim znajduje się zawartość gry. Wygnańcy przychodzą w sporym, kwadratowym kartonie. Jego rozmiar nie ułatwi niestety podróżowania z planszówką w jej oryginalnym stanie. Zabrakło też sensownych wkładek w środku opakowania, przez co w jego wnętrzu robi się zbyt dużo wolnej przestrzeni. Razi to zwłaszcza w porównaniu z takim Władcą Pierścieni: Pojedynkiem o Śródziemie, gdzie każdy element ma swoją dedykowaną przegródkę. A jest to gra sporo tańsza od Wygnańców.

Ilustracje na pudełku od razu nastrajają na klimat tego, z czym będziemy się mierzyć w Aeon’s End. Każdy kolekcjoner gier planszowych z pewnością doceni tak ładny i estetyczny design. Jeszcze lepsze wrażenie na półce robią wygnańcy tuż obok innych odsłon serii.

Co w środku?

Sama zawartość pudełka składa się z kilku osobno zapakowanych talii, szesnastu znaczników bram, czterech kart postaci, jednej karty Nemesis, planszy rozwoju paszcz wroga, kopert z możliwymi zakończeniami kampanii, instrukcji i książeczek fabularnych, a także żetonów kilku rodzajów w kartonowych wkładkach do samodzielnego wyciśnięcia. Znajdziemy tam również dwa znaczniki życia z wartościami liczbowymi na przekręcanych kółkach. Pierwszy z nich służy za pasek wytrzymałości Graveholdu — twierdzy, której chronią gracze. Drugi natomiast pozwala liczyć poziom życia naszego Nemesis, czyli głównego wroga, jakiego musimy pokonać w celu zwycięstwa.

Powinienem jednak powiedzieć, iż drugi znacznik spełnia taką funkcję w innych wersjach Aeon’s End, gdyż w Wygnańcach życie wroga mierzymy dzięki wspomnianej planszy ewolucji paszcz. Nie mam nic przeciwko dołączaniu dodatkowych elementów w pudełkach gier. Rozumiem też, iż dzięki temu gracze będą gotowi na rozgrywanie własnych scenariuszy. Boli natomiast fakt, iż instrukcja w żadnym miejscu nie podkreśla, iż ten znacznik nie jest elementem głównej kampanii gry. Wprowadziło to niepotrzebne zamieszanie, w którym moi gracze dziwili się, iż nie korzystamy ze wszystkich elementów niebędących specjalnie oznaczonymi taliami. Nie jest to zresztą jedyne przewinienie owej instrukcji.

Walka z maszkarami i instrukcjami

Najtrudniejszym starciem okazała się bowiem właśnie instrukcja. W duchu poprzednich publikacji Portal Games, zasady gry opisane są tu bardzo nieczytelnie. Twórcy operują zbyt niejasnymi sformułowaniami, przez co na przestrzeni (bardzo) długich zdań gwałtownie gubimy podmiot i nagle okazuje się, iż nie wiemy, o czym tak naprawdę czytamy. Niektóre zdolności bohaterów nie są tu opisane wcale, więc skończyło się na własnym dopowiadaniu i ustalaniu zasad.

W Wygnańców grałem w grupie pięcioosobowej i choćby kiedy jedna osoba była odpowiedzialna wyłącznie za interpretację zasad mieliśmy wielkie problemy z rozpoczęciem rozgrywki. Okazało się więc, iż nominalnie godzinna kampania zajęła nam 2,5 godziny. Nie jestem pewien, czy twórcy oczekiwali tu znajomości poprzednich odsłon serii, ale coś przy pisaniu instrukcji ewidentnie nie wyszło.

Zbudujemy dziś talię?

No dobra, ale jak wygląda sama rozgrywka w Aeon’s End: Wygnańcy? Każdy z grających wpierw wybiera jedną z czterech dostępnych postaci. To ważna decyzja, gdyż unikatowe umiejętności bohaterów w sporym stopniu zmieniają rozgrywkę. Mamy tu Taqrena – czarodzieja wspierającego drużynę przyjmując na siebie obrażenia. Z’Hana to rzeźbiarka glifów, dzięki którym zyskamy rozmaite efekty wykupując karty z rynku. Ilya dobrze rozegraną ręką zada wielkie obrażenia, a Kel wspiera ją dzięki dodatkowych kryształów i reliktów.

Gra składa się z dwóch różnych rodzajów tur – tych rozgrywanych przez graczy oraz tych, w których w akcję wchodzi Nemesis. Te pierwsze wykorzystamy m.in. na przygotowanie zaklęć na następną kolejkę, wykupienie kart z dziewięcioelementowego rynku, a także zaatakowanie Nemesis i jego popleczników. Ciekawym elementem rozgrywki jest Eter, czyli waluta na rynku kart. Cały zgromadzony Eter tracimy bowiem po zakończeniu naszego ruchu. Musimy zatem albo wykorzystać wszystkie dostępne fundusze, albo przechować je w Ładunkach, które wykupujemy w stosunku 2:1.

Tura Nemesis to czas, w którym swój ruch wykonuje nasz przeciwnik – w przypadku Wygnańców jest to królicza abominacja o mianie Eksperymentu 153. Akcje wroga opierają się na przesuwaniu czterech paszcz w kierunku groźnych efektów ewolucji. Dzieje się to dzięki specjalnej talii wypełnionej kartami klątw, mocy oraz popleczników. Ci ostatni stwarzają największe zagrożenie z uwagi na potencjał nie tylko ataku graczy, ale też przyspieszenia rozwoju Eksperymentu 153.

Rozgrywka kończy się sukcesem, gdy bohaterowie pokonają wszystkie cztery paszcze Eksperymentu 153. Porażka nastąpi natomiast wskutek doprowadzenia wskaźnika życia twierdzy graczy – Graveholdu – do zera. W grę możemy grać od jednego do czterech graczy. Po rozegraniu tytułu w trybie kooperacji oraz solowym stwierdzam, iż Wygnańcy najlepiej sprawują się w zabawie na maksymalnie dwie osoby. Przy chaotycznej czteroosobowej rozgrywce trudniej było wczuć się w klimat, na który twórcy ewidentnie stawiają.

Karcianka z przekazem

Wspomniany klimat jest bowiem jedną z największych zalet Aeon’s End. Projektanci gry stawiają tu na narrację w obrębie większego świata na pograniczu mrocznego i naukowego fantasy. Każda z postaci ma na swojej karcie rozpisany krótki rys fabularny, który przygotowuje gracza na wczucie się w wybranego bohatera. Budowanie narracji znacznie ułatwiają również naprawdę śliczne i różnorodne ilustracje na kartach.

Dodatkowym, a całkiem ważnym, elementem opakowania okazała się książeczka pełna historii o świecie oraz postaciach Wygnańców. Dzięki niej uniwersum wykreowane przez twórców nabiera kolorów i staje się bardziej immersyjne. Stworzenie takiego poziomu wczucia się w świat gry planszowej to nie lada wyzwanie, z którego projektanci wybrnęli, moim zdaniem, obronną ręką.

Czy warto zatem wkroczyć w ten świat?

Aeon’s End: Wygnańcy to naprawdę interesująca propozycja zarówno dla świeżych, jak i wprawionych w boju fanów gier planszowych. Immersyjny świat i bardzo wciągająca mechanika budowania własnej talii sprawiają, iż rozgrywka zachęca do powrotu raz po raz. Regrywalności dodaje też fakt, iż mamy tu kilka różnorodnych talii do wykorzystania przy kolejnych rozdaniach. Największą skazą na obrazie tytułu jest niestety instrukcja, przez którą trudno w ogóle w ten świat wejść. Kiedy jednak przebrniemy przez niejasno wytłumaczone zasady (tu warto wspomnieć o społeczności, która z pewnością pomoże je rozpracować), to czeka nas świetna produkcja, do której chce się wracać zarówno solo, jak i z przyjaciółmi.

Grę do recenzji dostarczyło Portal Games. Za wspólną rozgrywkę dziękuję Zu, Natalce, Heli i Staszkowi!
Idź do oryginalnego materiału