Recenzja: After Us (Xbox Series X)

1 rok temu
Zdjęcie: Recenzja: After Us (Xbox Series X)


After Us to nowa gra twórców Arise – A Simple Story. Przed nami imponująca wizualnie przygoda o umierającym świecie.

Jak możemy wywnioskować z tytułu, After Us to opowieść o postapokaliptycznym świecie. Przemierzać w niej będziemy opuszczony świat, w którym już dawno nie ma ludzi ani zwierząt. Twórcy wymagają od nas podłączenia kontrolera choćby na PC, więc brzmi to jak świetny tytuł do ogrania na konsoli. Sprawdźmy więc!

Fabuła

Witamy w świecie, w którym ludzi już dawno nie ma. Nie ma też zwierząt. Wszystko, co wokół to pył, porzucone auta i maszyny, zniszczone budynki i mnóstwo, mnóstwo śmieci. Wcielając się w Gaję przemierzać będziemy opuszczony świat w poszukiwaniu „nośników”. Nośnikami są dusze zwierząt uratowane przez matkę Gai w ostatnich chwilach ich życia. jeżeli uda się nam je odnaleźć, pozostało szansa na przywrócenie życia na Ziemi.

Do uzbierania mamy 8 nośników oraz sto dusz reprezentujących różne gatunki zwierząt. Nie zabraknie też typowych „znajdziek” w postaci wspomnień pogrupowanych według „regionów”, w których je znajdziemy.

Rozgrywka

Jedną z najciekawszych kwestii w After Us jest poruszanie się. Które, co tu krótko mówiąc, jest niesamowite. To ten moment, w którym rozumiem, dlaczego twórcy zdecydowali się na zmuszenie nas do używania kontrolera – tylko tu może to działać tak płynnie i naturalnie.

Jak się pewnie spodziewacie, Gaja skacze i biega, mamy też podwójny skok, a choćby „zryw”, który pozwoli nam zarówno pokonać dłuższe dystanse podczas skoków, jak też posłuży za uniki podczas potyczek z Pożeraczami. Dodajmy do tego możliwość wspinania się i parę innych mechanizmów specyficznych dla ogrywanych aktualnie miejsc. I wszystko naprawdę „gra”. Łączenie skoków z biegiem, podwójny skok, tu lekkie „szybowanie”, by wylądować na przeszkodzie. Świetne, serio. Aż człowiek tęskni za Sunset Overdrive i dziwnie się czuje później ze stopami na ziemi.

I takie bieganie i skakanie stanowić będzie sporą część rozgrywki. Przynajmniej w pierwszych etapach będzie to w sumie większość. Skakanie i bieganie przerywane śpiewem, który pozwoli nam odszukać wspomnienia i dusze zwierząt. Te pierwsze wskażą nam żółte motylki, a do dusz kierować będą nas niebieskie.

Wraz z postępem historii odkryjemy coraz więcej świata. Oraz to, iż jest nieliniowy i przemierzać go możemy w prawie dowolnej kolejności. Przekonamy się też niestety, iż nie będzie to sielankowa eksploracja.

Pożeracze to oblane olejem istoty o czerwonych oczach, które… jak się pewnie domyślacie, będą próbowały nas zjeść. Walka z nimi nie należy do najprostszych, ale i ucieczka nie zawsze wchodzi w grę… Jeden poziom trudności raczej nie ucieszy tych, którzy woleliby spokojną rozgrywkę.

Oprawa audiowizualna

Wizualnie gra zachwyca. Ogromne plansze i mała świetlista Gaja w samym środku ekranu. Eksplorować będziemy sporo różnych środowisk. Zaczniemy na parkingu, później znajdziemy się w centrum handlowym i mieście. Wieś przywita nas za to palącymi się drobinkami. Ocean i Przystań wprowadzą nowe mechaniki, gdzie ten drugi poziom to chyba mój ulubiony. Sceneria zmieniać się będzie wraz z odwiedzanym przez nas obszarem, więc czeka nas sporo interesujących widoków. Ciężko powiedzieć, iż „ładnych”, bo spalony świat pełen ton śmieci ciężko uznać za szczególnie śliczny.

Na szczęście, widoki trochę umilą nam ratowane zwierzęta, których duchy obecne będą na świecie i zobaczymy ich błękitne formy w różnych miejscach.

Muzyka? Och. Szczerze. Mogłabym jej słuchać godzinami, szczególnie tych nut, gdy w pobliżu mamy Pożeraczy. Przypomina mi to robotę Pilotpriest. Jest świetnie i klimatycznie. Bardzo pasuje do przedstawionego nam tu opustoszałego i mrocznego świata. Mio-dzio.

Dźwięków otoczenia nie ma zbyt wiele, ale czasem Gaja będzie nam śpiewać – gdy klikniemy na kontrolerze odpowiedni przycisk.

W grze znajdziemy polski język, który będzie dostępny w napisach – bo nie ma tu mówionych dialogów.

Całości pomaga bardzo minimalistyczny interfejs, czyli jego brak. Wskazówki z przyciskami, które musimy kliknać pojawią się tylko kilka razy, a całą resztę wykonywać będziemy już instynktownie, korzystając w wyświetlanych osobnych plansz tłumaczących nam nowe mechanizmy.

Sterowanie

Częścią dobrego ruchu Gai jest intuicyjne sterowanie. Jest banalne. Na spustach mamy bieg, skok pod typowym do tego klawiszem (A), a ruch postaci i kamery na analogach. Prawy spust aktywuje nam też różne dodatkowe typy ruchu, jak wspinanie się czy wzlot na posadzonych świeżo drzewach.

Wszystko jest bardzo naturalne i płynne, gdy działa jak powinno.

Problemy

Hm. After Us dostępne jest tylko na konsolach nowej generacji oraz na PC. I o ile pierwsze poziomy działają bardzo ładnie i płynnie, o tyle na późniejszych etapach gry wszystko zacina jak głupie. Mam spore problemy z utrzymaniem stabilnych klatek, a czasami gra po prostu staje w miejscu. Co jest szczególnie irytujące, gdy próbujemy precyzyjnie wskoczyć na kolejną przeszkodę.

Jest też dość interesujący mechanizm, raczej celowy, który resetuje nas do ostatniego punktu kontrolnego, gdy zablokujemy się na parę sekund na jakiejś przeszkodzie. We wszystkich przypadkach, gdy się to stało, byłam pewna, iż udałoby mi się z tego wydostać po obróceniu kamery. Niestety nie zdążyłam tego zrobić w jednym z trudniej dostępnych miejsc i musiałam się wspiać. Kolejny raz. I kolejny.

Mam lekki problem z poziomem prowadzenia nas za rączkę. Na samym początku wskazówki dostajemy na każdym kroku i nie sposób nie zrozumieć nowych mechanizmów. Zmieniając biomy czasem spotkamy się z nowym typem interakcji z otoczeniem, o którym nic nie wiemy. jeżeli więc zdecydujecie się na spotkanie z After Us wiedzcie o tym, iż możecie wspinać się po tych wielkich ostrzach, które można zablokować naszym światłem. Do tej pory kusi mnie powrót na ten poziom, by zebrać pozostawionego tam ducha.

Wrażenia

Rozgrywka jest ciekawa. Eksploracja również. Poziomy są interesujące i wciąż jestem pod wrażeniem intuicyjności w tym, gdzie powinniśmy się kierować. I jeżeli wydaje Wam się, iż są dwie dobre drogi, albo i więcej, to pewnie tak jest. Mapa świata jest rozbudowana i rozgałęzia się w kilku miejscach. Wieś trzeba więc zwiedzić więcej niż raz, a na Przystań dostać w więcej niż jeden sposób. Do Oceanu też pewnie prowadzi więcej niż jedna droga. Powrót do plansz pozwoli nam jeszcze raz zerknać na prakujące duchy i wspomnienia, a czasem świeże spojrzenie pokaże nam, gdzie powinniśmy się udać. Bo właśnie Wieś sprawiła mi lekki kłopot i wracałam tam kilkakrotnie, zastanawiając się, co przegapiłam – a było to przejście ukryte pod toną śmieci.

Wciąż nie wiem co myśleć o walkach. Na początku były one intrygujące i trochę wymagające. Podobała mi się zmieniająca się muzyka i to, iż mamy do czynienia z różnymi typami przeciwników. Walki były tańcem, wymagającym od nas uników i ataków, czasem chowania się i wielu, wielu śmierci. Nie mogę jednak nie przyznać, iż sporo momentów mnie frustrowało. Kończąc noc zamknięta w magazynie z przeciwnikami wielkiego kalibru wolałam wyłączyć grę i poczekać na następny dzień. To było za dużo, jak na moje nerwy. Dobrze wiedziałam, iż zginę co najmniej kilka razy. Trzy razy z tego na zawał, gdy Pożeracz wyjdzie zza ściany, której nie widać na kamerze. Złapie mnie w swoje wielkie oblane olejem ręce i zacznie wysysać energię, przy okazji karmiąc pozostałych towarzyszy.

Do tego jeszcze te sytuacje, gdy atakuje nas jednocześnie ponad dwadzieścia takich stworów.

Podsumowanie

W pierwszej chwili myślałam, iż After Us to tytuł skierowany do młodszej widowni. Wiedzie, świecąca zwiewna postać przypominająca wróżkę, do tego bardzo skoczna, eksplorująca świat i szukająca zwierząt. Nic bardziej mylnego! Już pierwsze plansze pokazują nam skamieniałe sylwetki ludzi w różnym wieku i o różnej budowie ciała. Sylwetki nie będą mieć ubrań… choć na szczęście nie znajdziemy tam zbyt wielu detali poza tymi na… klatce piersiowej.

W drugiej chwili przeszło mi przez myśl, iż może to będzie jak The Gunk (które ogrywałam ostatnio z Game Passa). Zgadzała mi się gra ładna wizualnie, w której protagonistą jest dziewczyna z mocami „uzdrawiania” świata. Część interakcji z otoczeniem na pierwszych poziomach to oczyszczanie podłoża z oleju, co bardzo mi pasowało. gwałtownie jednak okazuje się, iż czeka nas tu sporo więcej do roboty, a część miejsc nie będzie się dało odratować – o czym gwałtownie przekonamy się, gdy dopadnie nas stado czarnych macek.

Rozgrywka jest długa (ponad 10 godzin) i wymagająca. Nie wyobrażam sobie przejścia After Us przy jednym posiedzeniu. Historia świata jest dość brutalna i wymowna. Wszędzie śmieci i zniszczenie, totalny brak poszanowania dla natury i pogoń za rzeczami. I wspomnienia, które opowiadają nam kolejne rzeczy. Całość jest jednak fascynująca i raczej nie pozwoli Wam o sobie gwałtownie zapomnieć.

Nie jestem wielką fanką ckliwych historii. Zdecydowanie bardziej wolę akcję, niż głęboką fabułę. Jest jednak coś fascynującego w tej platformówce. Jej minimalistycznym interfejsie, zróżnicowanym sposobie eksploracji i kolejnych zwierzętach czekających na ratunek… zaraz obok pozostałości po ludziach, opowiadających nam o aktualnym świecie.

Grę do recenzji dostarczyło wydawnictwo Private Division.

Idź do oryginalnego materiału