Alone in the Dark to jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier tego roku. I oto jest! Czas na Derceto i jego tajemnice.
Alone in the Dark to jedna z najbardziej rozpoznawalnych gier z gatunku przygodowego „horroru”. Pełna zagadek i potworów opowieść łączy w sobie dobrą fabułę, różnej maści łamigłówki i walkę. W środku historii powraca Edward Carnby, prywatny detektyw, w najnowszej odsłonie w towarzystwie drugiej grywalnej postaci — Emily Hartwood.
Fabuła
Emily Hartwood oraz zatrudniony przez nią Edward Carnby, prywatny detektyw, wyruszają razem do dworu Derceto, by zbadać sprawę zaginięcia wujka Emily. Jeremy Hartwood, mieszkający w prywatnym „ośrodku” dla ludzi z problemami psychicznymi, nie był widziany od kilku dni. Jego lekarz nie wydaje się jednak zbyt zmartwiony. Co faktycznie się stało? Kto zamieszany jest w historię? I gdzie faktycznie jest Jeremy? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań eksplorować będziemy w pięciu (albo i sześciu, licząc prolog) rozdziałach naszej opowieści.
Rozgrywka
Alone in the Dark pozwala nam na rozegranie historii zarówno z perspektywy Edwarda, jak i Emily. Sama gra zachęca nawet, do przejścia jej dwukrotnie, obiema postaciami — bo dopiero wtedy damy radę znaleźć wszystkie przedmioty kolekcjonerskie (i osiągnięcia).
Trzecioosobowy widok, w którym patrzymy na wydarzenia zza prawego ramienia naszych protagonistów. Różnej maści bronie, mapa Derceto, butelki z alkoholem i talizman to najważniejsze przedmioty w naszym ekwipunku. Czekać nas będzie eksploracja, łamigłówki i walki. Czy będzie ciężko? Czy będzie strasznie?
Gdzie by tu zacząć?
Na samym początku gry mamy kawałek wprowadzającej nas opowieści. Poznajemy tam Emily i Edwarda, powód ich wyprawy i samą podróż do dworu Derceto. Moment później gra każe nam wybrać grywalną postać. Ja zdecydowałam się najpierw na Edwarda — w jego postać wciela się David Harbour (czyli Hopper ze Stranger Things). Głosu (i twarzy) Emily użycza Jodie Comer, najbardziej znana chyba z serialu Killing Eve.
Nie wiedziałam kompletnie, czy rozgrywka tymi postaciami będzie się znacząco różnić – teraz już wiem, i Wy też będziecie wiedzieć pod koniec recenzji. Nie wyprzedzajmy wydarzeń jednak!
Pierwsze momenty to poruszanie się i poznanie podstawowych mechanizmów rządzących grą. Zbieranie początkowych zasobów, jak amunicja do pistoletu i butelki z alkoholem, które zastąpią nam leki czy bandaże. Jak dorośle! gwałtownie dostaniemy też latarkę, która pomoże w tych „mroczniejszych” pomieszczeniach.
Gra nie prowadzi nas za rączkę, co bardzo mi się spodobało. Dwór jest spory, a drzwi w nim dziesiątki. Czy zajrzymy czasem kilka razy do tego samego pokoju? Oczywiście! Czy to problem? Zdecydowanie nie. Części dworu będą jednak się… zmieniać. Tak samo nasz dostęp do nich. Niektóre drzwi, z których wcześniej mogliśmy skorzystać, zostaną zamknięte do samego końca gry. Z czasem otworzymy jednak takie, które już od pierwszych chwil wzbudzały naszą ciekawość.
Klucze
Poszukiwanie kluczy w tej grze to jedno z naszych głównych zadań. I znaleźć ich musimy całe mnóstwo! Naszym pierwszym zadaniem jest dosłownie znalezienie kluczy, by otworzyć frontowe drzwi i wpuścić drugiego bohatera do posiadłości. A co się stanie, gdy tylko odwiedzimy pokój zaginionego wujka? A no znajdziemy zamknięty kufer i więcej zamkniętych drzwi, więc kolejne zadanie to też poszukiwanie kluczy — pęku w tym przypadku.
To też pierwsze nasze starcie z czymś… paranormalnym! Bo okazuje się, iż będzie tu tego znacznie znacznie więcej i nie będzie to typowa detektywistyczna sprawa.
A, czy wspomniałam już o potworach?! Na szczęście mamy nasz naładowany pistolet, rozpraszajki do rzucania, a także broń ręczną, jak klasyczne rury, siekierki czy łopaty. Nie będą miały jednak one różnych statystyk, jedynie wygląd.
Łamigłówki
W grze czeka na nas kilka różnych łamigłówek, od szukania brakujących części mechanizmów, przez „tłumaczenie” symboli czy takich typowo klasycznych. Wiecie, zaginiony zawór czy skrzynka z bezpiecznikami.
Oprócz tego, iż czasem faktycznie trzeba się nachodzić, większość rozwiązań będzie dość prostych. Może dwa czy trzy będą wymagały większego myślenia. Czy to dobrze? Sama nie wiem. Fakt, iż brakująca dźwignia leżała dosłownie obok miejsca, gdzie była potrzebna, trochę mnie odrzucił. W sensie, no po co? Skoro musimy zrobić tylko dwa kroki, żeby rozwiązać „zagadkę”.
Dzięki temu jednak nie wypadamy z „rytmu” i możemy się cieszyć historią bez rozpraszania się wymagającymi łamigłówkami.
Potwory
Alone in the Dark to też horror, prawda? W ciemnych zakamarkach czychać więc będą na nas potwory różnej maści. Od takich przywodzących na myśl prace Gigera, przez Demigorgona ze Stranger Things czy… hm… po prostu nietoperze? Czy to możliwe?
Różne typy przeciwników będą miały różną wytrwałość, a tym samym będą potrzebować różnych ilości amunicji. Muszę jednak przyznać, iż nic nie sprawiło mi tam większego problemu i jedyny moment, kiedy zginęłam w walce to ten, w którym przez przypadek zablokowałam się w grobowcu, do którego nie powinnam w ogóle wejść. Wiecie, gra nie pozwoliła mi z niego wyjść, ale weszłam tam przez próbę ataku wręcz przeciwnika, który nie zdążył się w pełni pokazać – moja wina! Byłabym dobrym QA.
Więc, poza faktem iż pierwsza potyczka jest jump-scarem, całej reszcie jakoś brakuje tej straszności. I tego horroru jest tu mało.
Do dyspozycji gracza jest całkiem sporo broni wręcz (które gwałtownie się psują!), pistolet (różny dla Emily i Edwarda), strzelba i Tommy gun. W późniejszym etapie pojawi się także pistolet na race, który jednak bardziej będzie służył nam jako źródło światła, niż faktyczna broń.
Oprawa audiowizualna
Oprócz znanych nam głosów głównych bohaterów, towarzyszyć nam będzie w tle muzyka, zmieniająca się gdy zbliżymy się do walki. Czasem przechodząc niedaleko radia usłyszymy też odległe dźwięki bardzo klimatycznych jazzowych tonów.
I powiem Wam, iż gdzieś pomiędzy tym trochę irytowała mnie intensywność muzyki podczas potyczek z potworami. Niepokojąca muzyka zostawała z nami o wiele dłużej, niż stwory, z którymi rozprawiliśmy się w kilka sekund.
Jazz jednak bardzo na plus.
Wizualnie jest całkiem nieźle, choć tylko „nieźle”. Wnętrza Derceto są imponujące i inspirują do otworzenia The Sims 4, by próbować zbudować coś podobnego, jednocześnie płacząc przez ciągły brak spiralnych schodów.
Więc, o ile wnętrza są imponujące i same detale w świecie, o tyle jednak jakoś nie wygląda to aż tak zjawiskowo.
Detale w świecie gry
To coś, czego bardzo nie chciałam pominąć. Świat Alone in the Dark pełen jest graficzno-rozgrywkowych detali, które powinny wywołać uśmiech na twarzach graczy. Nie wpływają może one zbyt mocno na samą rozgrywkę, ale jednak mają w sobie to „coś”.
Ogień. Chociaż niestety nie strawi ledwo trzymających się na zawiasach drewnianych furtek (które musimy rozwalić bronią ręczną), to jednak zachowuje się naprawdę świetnie. Podczas jednej z łamigłówek zobaczymy, iż możemy podpalić zwisające z sufitu szarfy (ups!)! Ognia możemy używać też jako broni, rzucając znalezione pełne butelki na ziemię lub ściany, a następnie strzelając w nie by je podpalić. Zrani to i spowolni zbliżających się przeciwników. Jakie to fajne! Odkąd odkryłam ten mechanizm ognia było w mojej rozgrywce o wiele więcej.
Nasi trupopodobni przeciwnicy krwawią, co jest dość… osobliwe. Ale to nic. Wiecie, iż możemy zostawiać za sobą ślady krwi? O wow.
I co jeszcze? Odbijamy się w lustrach! Odbicie nie jest wyraźne, ale to nic, to i tak o wiele więcej niż w większości gier, z którymi mam styczność.
Absolutnie uroczy był też jeden kawałek rozgrywki, gdzie pojawiła się statyczna kamera z górnym rogu eksplorowanych pomieszczeń. Ukłon w stronę klasyków!
Wiecie też, jak można poznać, iż jesteśmy zranieni? Ubrania naszych bohaterów splamione będą krwią, pokazującą nam, w jak bardzo opłakanym stanie jesteśmy.
Sterowanie
Obok typowego poruszania się, mamy interakcje z otoczeniem jak otwieranie drzwi (które zawsze otwierają się „od nas”) czy podnoszenie przedmiotów. Większość czasu będziemy więc klikać X i O / A i B. Podczas walk będzie potrzebne jednak trochę więcej – rzucanie mamy na łopatkach (bo niestety butelek z alkoholem czy cegieł nie możemy mieć w ekwipunku), wybór broni na d-padzie. Przełączanie między pistoletami wymaga przytrzymania go w prawą stronę – to ostatnie bardzo mnie ugryzło, dwukrotnie kliknięcie byłoby o wiele szybsze, szczególnie gdy podczas walki kończy nam się wszędzie amunicja.
Kamera jest niezależna i zwykle nas śledzi, czasem możemy jednak przypadkiem trafić na bardzo dziwny kąt, który praktycznie wsadzi nas do wnętrza szafki.
Interfejs
Trzeba przyznać, iż Alone in the Dark stawia na immersję. Przez większość rozgrywki nie uświadczymy interfejsu — ten pojawi się, gdy będzie potrzebny. Znajdziemy tam informacje o aktualnym zadaniu, posiadanych broniach i stanie amunicji w nim, a także pasek ze zdrowiem, przy którym w większych detalach zobaczymy informacje o amunicji — nie tylk ogólną liczbę kulek, ale też ile z nich znajduje się aktualnie w magazynku.
Po świecie kierować nas będą światła i zdrowy rozsądek, nie zobaczymy tu kompasu czy żadnych wskaźników. Przedmioty, z którymi możemy wejść w interakcję będą miały ikonkę kółka, gdy się do nich zbliżymy. Rzucane butelki będą oznaczone strzałeczką, która zwykle „przebija” choćby przez ściany! Taki mały graficzny bug.
Co jeszcze?
Bardzo podobała mi się tu narracja. I to, iż wszystkie notatki możemy odsłuchać. Opowiadają nam one o świecie gry i o aktualnym stanie postępu naszej przygody. Łatwo to pominąć, ale gdy wejdziecie w menu z ekwipunkiem i mapą, w zakładce z zadaniami narrator opowie nam o ostatnich krokach. Strasznie to fajne!
Warto też wspomnieć, iż mapa będzie się zmieniać i na bieżąco pokazywać nam, które pokoje musimy jeszcze przeszukać, a w których znaleźliśmy już wszystko. Odpowiednie ikonki pokażą nam też, do których łamigłówek mamy już wszystkie potrzebne części. Często pomoże nam to obrać odpowiedni kierunek w eksploracji posiadłości.
Pamiętajcie jednak, iż Alone in the Dark to znacznie więcej lokacji, niż tylko Derceto!
Posiadacze wersji Deluxe będą mogli przełączyć się pomiędzy filtrami oraz „skórkami” postaci, przywracając do życia mocno pikselkowatego Edwarda Carnby’ego. Filtry niestety średnio sprawdziły się w słonecznych miejscach – tych jest jednak niewiele.
Wrażenia
Muszę przyznać, iż w Alone in the Dark bawiłam się naprawdę nieźle. Od początku gry wiedziałam, iż będę musiała rozegrać tę historię obiema postaciami, by odkryć wszystkie przedmioty kolekcjonerskie (które nie tylko ujawniają kawałki historii świata po skompletowaniu małych kolekcji, ale także czasem odblokowują nowe wspomnienia czy przedmioty). Pod koniec jednego z rozdziałów narobiłam sobie jednak nadziei, iż rozgrywka Emily i Edwardem różni się znacząco. To byłoby naprawdę świetne! Ale nie. Różnice pomiędzy rozgrywką nie są zbyt wiele. Niektóre „znajdźki” będą unikatowe dla postaci, inny jest też pistolet oraz dialogi. Przez związek Emily z zaginionym Jeremym ma ona trochę inny wgląd w historię, niż Edward będący zupełnie obcym człowiekiem.
Jednak, jestem świadoma, iż grupa odbiorców oczekująca „horroru surwiwalu” będzie bardziej niż rozczarowana. Gra nie jest straszna, ani trudna. To po prostu przygodówka z potworami, która ani z horrorem, ani z surwiwalem nie ma zbyt wiele wspólnego. To coś dla fanów gier jak Black Mirror (oryginalne), czy inne przygodówki.
Więc może tak – to dobra gra, jeżeli szukacie właśnie tego, przygodówki. Jest gorzej, gdy przychodzicie do tytułu oczekując intensywniejszej rozgrywki.
Gra pozwala trochę zmodyfikować poziom trudności, ale większe ma to znaczenie przy eksploracji, niż walkach. choćby normalny poziom trudności (środkowy z trzech) pozwala na bezproblemowe poruszanie się po planszach, które przypominają nam o skradaniu się.
Alone in the Dark to dobra przygoda, ale właśnie tym jest. Przygodą. Eksploracją, łamigłówkami i zbieraniem kluczy.
Grę do recenzji dostarczył PLAION Polska.
Alone in the Dark pojawi się już jutro na konsolach Xbox Series i PlayStation 5, a także na PC. Gra ma polski interfejs i tłumaczenie, bez mówionych dialogów.