Recenzja: Assassin’s Creed Shadows [PS5] – Ezio byłby dumny

4 godzin temu
Zdjęcie: Recenzja: Assassin’s Creed Shadows [PS5] – Ezio byłby dumny


Kolejna odsłona serii Assassin’s Creed, nosząca podtytuł Shadows, ukaże się niebawem na konsolach. Czy jest to udana gra? Dowiecie się tego z niniejszej recenzji.

Niedawno seria Assassin’s Creed świętowała swoje piętnastolecie. Przez ponad dekadę dostaliśmy wiele odsłon tego cyklu. Niektóre (jak „dwójka”) były wybitne. Inne (Bloodlines, Liberation), delikatnie mówiąc, pozostawiały sporo do życzenia. Gdzie na takiej osi plasuje się Shadows? Tego dowiecie się z niniejszej recenzji, do której lektury już teraz Was zapraszam.

Opowieść w Assassin’s Creed Shadows

Tym razem Ubisoft postanowił zabrać nas w podróż do feudalnej Japonii. Tłem głównych wydarzeń są niespokojne czasu konfliktu między Odą Nobunagą, a zwykłymi spokojnymi mieszkańcami Kraju Kwitnącej Wiśni. Od razu zaznaczę, iż nie będę w tym artykule zawierał spoilerów fabularnych, a więc możecie go czytać bez obaw o popsucie sobie samodzielnego odkrywania historii. A w mojej ocenie zdecydowanie warto sięgnąć po tę produkcję chociażby ze względu na opowieść. Jest ona absolutnie rewelacyjnie prowadzona (choć w pewnym momencie zalicza spadek formy), a przerywniki filmowe mogą pochwalić się rewelacyjną reżyserią oraz grą aktorską. Na szczególne wyróżnienie zasługuje tu Naoe (o której więcej jeszcze dowiecie się z dzisiejszego artykułu). Aktorka wcielająca się w tę postać stworzyła niezwykle wiarygodną, przekonywującą kreację. Powiem więcej – ładunek emocjonalny towarzyszący pewnemu zdarzeniu mogę porównać do początku pierwszego The Last of Us. Dawno fabuła w serii Assassin’s Creed nie wciągnęła mnie tak jak ta w Shadows.

Ostatnią postacią, na której losach tak bardzo mi zależało byli Ezio/Desmond w „dwójce”. Zresztą to moim zdaniem nie jedyne powiązanie z debiutem Ezio, ale więcej o tym napiszę nieco później. Całkowicie obojętny był mi za to los Yasuke. Wokół tej postaci było sporo kontrowersji jeszcze przed premierą Shadows i, nie zagłębiając się w szczegóły, mogę coś napisać na ten temat. Mianowicie Ubisoft zdaje sobie sprawę z faktycznej roli tego mężczyzny w historii i choćby poniekąd przywołuje tę sytuację. Nie jestem jednak przekonany do sposobu, w jaki studio wdrożyło swoją wizję.

W moim rozumieniu jest on zbyt szybki i mało prawdopodobny. Silnie kontrastuje to z absolutnie genialnie budowaną historią Naoe. Jej opowieść o prywatnych dążeniach do postawionego sobie celu (w pewien sposób zbieżnego z motywacjami Ezio) momentalnie mnie wciągnęła. Zaznaczę jeszcze, iż zdecydowanie warto szukać okazji do oddawania się kuji-kiri. Pozwoli to nam dowiedzieć się więcej na temat przeszłości tej shinobi. Moim zdaniem bez tych sekwencji gra byłaby niekompletna. Dlatego powtórzę jeszcze raz – widzicie kuji-kiri, wykonujcie je.

Nie zapomniano bynajmniej o wpleceniu we wszystko Abstergo. Organizacja ta występuje już od „jedynki” i w niemal każdej odsłonie miała spore znaczenie. Nie będę owijał w bawełnę – znajdziemy ją też w Assassin’s Creed Shadows, aczkolwiek jedynie w marginalnej skali. Muszę natomiast zaznaczyć, iż uważam, iż Abstergo ma tu wręcz za mało poświęconej uwagi. W związku z tym na pewno bez problemu w świecie odnajdą się wieloletni fani asasynów. Natomiast nowi gracze mogą mieć niemały problem ze zrozumieniem, o co tak naprawdę chodzi w tym konflikcie Abstergo, Templariuszy i Asasynów. Jak bowiem możecie pamiętać z jednego ze zwiastunów – tak, w Assassin’s Creed Shadows powracają w końcu Templariusze.

Centrum Animusa

Nie będę jednak pisał, co dokładnie to oznacza i jaka jest ich rola. Tę prawdę musicie odkryć na własną rękę. O ile oczywiście dacie radę. Przecież nic nie jest prawdziwe, wszystko jest dozwolone. A może nie? Może to tylko sen? Nie będę więcej wyjawiał – musicie przekonać się samemu. Moim zdaniem zdecydowanie warto dać szansę tej historii. Jest ona jedną z najlepszych, jakie śledziłem serii o skrytobójcach. Należy też wspomnieć, iż Shadows wprowadza nowość – centrum Animus. Szczerze jednak na razie nie wiem, co o tym sądzić. W teorii możemy z poziomu tej nakładki włączać inne gry z serii Assassin’s Creed i wykonywać wyzwania plus wydawać walutę zbieraną w grze (oraz, oczywiście, dodatkowo płacić za pewne elementy kosmetyczne). Na tę chwilę nie widzę jednak w tym większego sensu i wszystko to było dostępne wcześniej w nakładce Ubisoft Connect. Na razie jestem więc sceptycznie nastawiony do centrum Animus i nie mam na jego temat zdania.

Naoe

Jeżeli w miarę regularnie czytacie moje wpisy na portalu lub mediach społecznościowych, to z pewnością wiecie, iż bardzo lubię skradanki. Z tego powodu postacią, na którą najbardziej liczyłem w Assassin’s Creed Shadows już od pierwszej zapowiedzi była Naoe. Moje przekonanie do tej bohaterki tylko pogłębiało się z każdym kolejnym prezentowanym materiałem na temat gry. Wreszcie nadszedł ten dzień i mogłem wcielić się w tę shinobi. Nie ma co owijać w bawełnę – jak już wcześniej wspominałem, jest to w mojej ocenie bardzo dobrze budowana i przedstawiana postać. Mam nadzieję – i życzę tego z całego serca – iż ta kreacja zostanie doceniona w wielu branżowych nagrodach. To jednak tylko moja nadzieja, więc wróćmy do faktów. Kobieta ma początkowo dość łagodne usposobienie i cieszy się spokojnym życiem w Idze.

Niestety, jak prawdopodobnie doskonale wiecie, taki raj na ziemi nie może trwać długo. Nie wyjawiając niczego wykraczającego poza oficjalne materiały, w pewnym momencie wioska Naoe zostaje napadnięta, a nasza postać jest zmuszona do mierzenia się z najeźdźcami. Opowieść shinobi jest przedstawiana świetnie i wiarygodnie. Naoe kojarzy mi się z żeńską wersją Ezio Auditore da Firenze. Podobnie jak Włoch, Japonka również ma swój osobisty cel, do którego dąży i nierzadko jest targana różnego rodzaju emocjami. Ba, tak samo jak Ezio, pierwszego poważnego zabójstwa bynajmniej nie dokonuje z zimną krwią. Nie będę zdradzał, czy ostatecznie Naoe zmienia swoje podejście do dążenia do celu. Mogę Was za to zapewnić, iż z ogromną przyjemnością wcielałem się w tę postać.

Zwłaszcza, iż jest ona niesamowicie szybka i zwinna. Jeszcze przed premierą Ubisoft zapewniał, iż Naoe będzie najszybszą asasynką i dotrzymał słowa. Na szczęście studiu udało się dotrzymać tej obietnicy, ale jednocześnie uniknąć groteski. Tempo poruszania się shinobi jest bardzo dobrze wyważone i zdecydowanie odmienne od ruchów Yasuke (więcej o mężczyźnie napiszę jednak w dalszej części recenzji). Naoe nierzadko wykonuje imponujące salta, których animacje zależne są choćby od tego, czy stoi plecami czy twarzą do przeszkody. Możemy też wykonać sus w przód, naciskając kółko. Przydaje się to między innymi przy skradaniu, ale ten element rozgrywki jeszcze dostanie swój akapit. Wróćmy teraz do samego charakteru Naoe. Z jednej strony bohaterka jest silnie doświadczona przez los i wojnę. Niemniej udało się jej zachować pewnego rodzaju naiwność, czy też niewinność.

Osobowość Naoe składa się z dwóch kontrastujących ze sobą połówek. Absolutnie nie można mówić o rozdwojeniu jaźni, co to, to nie. Nie mogłem jednocześnie oprzeć się wrażeniu, iż Naoe jest najbardziej rozdartą wewnętrznie postacią z całej serii Assassin’s Creed. Nie sądziłem, iż tak stwierdzę, ale przyznaję, iż Naoe zdeklasowała choćby mojego dotychczasowego ulubieńca, Ezio. Pod względem osobowości Naoe jest najlepiej napisaną osobą z całego asasyńskiego cyklu. Chociażby z tego powodu uważam, iż zdecydowanie należy sięgnąć po tę odsłonę. No dobrze, ale co z Yasuke? O nim dowiecie się więcej z poniższego akapitu.

Yasuke

Od pierwszych zapowiedzi z Yasuke wiązało się sporo kontrowersji. Ubisoft postanowił po raz pierwszy w serii wprowadzić grywalną historyczną postać. Decydując się na taki ruch, należy się oczywiście spodziewać wytykania wielu ewentualnych błędów i tak było w istocie. Niemniej jednak studio uparcie trwało przy swojej decyzji i pozwoliło nam wcielić się w tego samuraja. Nie będę wchodził w spoilery, więc nie musicie się obawiać psucia Wam poznawania opowieści. Niemniej jednak wspomnę co nieco ogólnie na temat przeszłości tej postaci.

Mężczyznę poznajemy na stosunkowo wczesnym etapie jego historii, aczkolwiek nie tak wczesnym jak w przypadku Ezio Auditore da Firenze. Początkowo Yasuke jest, w moim przekonaniu, zgodny ze swoim pierwowzorem. W wyniku pewnych spotkań i działań ostatecznie staje się samurajem, aczkolwiek muszę przyznać, iż nie kupuję tej przemiany. Nie została ona dla mnie ukazana odpowiednio i sprawia wrażenie wprowadzonej na siłę. Stanowi to silny kontrast przede wszystkim dla bardzo dobrze napisanej drogi Naoe. Różnice między tym dwojgiem bynajmniej nie ograniczają się jedynie do historii. Również poruszanie się jest niezwykle odmienne dla naszych bohaterów.

Jak już czytaliście, Naoe jest niesamowicie zwinną postacią. Przyznaję, iż poruszanie się jako shinobi sprawiało mi niemałą satysfakcję. Parkour w jej wirtualnej skórze jest płynny i dynamiczny; jest na czym zawiesić oko. Natomiast ruchy Yasuke najdelikatniej można określić jako… nie do końca lekkie. No dobra, napiszę wprost co mam na myśli, bez ogródek. Samuraj jest kawałem kloca i choćby dostanie się na murek potrafi być dla niego sporą przeszkodą. W związku z tym musi często szukać alternatywnej (oczywiście co za tym idzie – dłuższej) drogi do celu i pokonywać trasę etapami, czy może raczej stopniowo.

Zapomnijcie też o zdobyciu wszystkich punktów widokowych jako Yasuke – do niektórych dostanie się wyłącznie Naoe, co bynajmniej nie powinno dziwić. Możemy jednak przy szybkiej podróży uprzeć się i wybrać przeniesienie się na zdobyty już wcześniej punkt widokowy jako Yasuke. Gdy to zrobimy i będziemy chcieli skoczyć w siano… cóż… skoczymy, ale też nieźle się przy tym poobijamy. Zdecydowanie nie jest to znany z serii ruch pełen elegancji. Ten ma oczywiście miejsce w przypadku Naoe.

Yasuke jest natomiast w stanie przebić się przez ściany niczym prawdziwy taran. Tam, gdzie Naoe widziałaby przeszkodę, Yasuke zobaczy dziurę w kształcie swojej sylwetki (mówiąc w przenośni oczywiście). Odpowiednio rozwijając bohatera (zresztą na rozwoju skupię się jeszcze w dalszej części recenzji), będziemy choćby mogli kopnąć przeciwnika jakbyśmy pochodzili ze Sparty. Naturalnie w efekcie tego ruchu możemy strącić wroga w przepaść, czy przebić go przez ścianę lub drzwi. Yasuke może też korzystać z dużo większych, mocniejszych broni niż Naoe. Nie ma problemu z wyposażeniem samuraja w naginatę, czy wielką ciężką broń obuchową. Co jeszcze jest istotne, Yasuke ma odczuwalnie więcej punktów zdrowia niż Naoe. Ponadto jego ataki zadają większe obrażenia niż ciosy wyprowadzane przez shinobi. Nierzadko choćby nie trzeba stosować ataków przebijających osłonę przeciwnika, aby złamać jego blok.

Z tego powodu granie jako mężczyzna przypomina wcielanie się w typową klasę ciężką (tank) z gier wieloosobowych. Niemniej muszę przyznać, iż mimo dość satysfakcjonującej – i przede wszystkim, zwłaszcza w zestawieniu z Naoe – niesamowicie łatwej walki jako Yasuke nie byłem fanem przechodzenia gry jako ta postać. Jest dla mnie zdecydowanie zbyt ociężała. W tym miejscu zaznaczę jeszcze, iż fajnie czuć ten ciężar dzięki efektom dotykowym pada DualSense – szczególnie podczas opadania na niżej położone miejsca.

Skradanie się

Przekradanie się za plecami wrogów niewątpliwie jest domeną Naoe. Przede wszystkim, jak już pisałem, shinobi jest najszybszą grywalną postacią z serii. Jest w stanie niepostrzeżenie przenikać nad głowami wrogów i unikać ich wzroku. Oczywiście zakładając, iż na przykład nie strąci zawieszonego na dachu sopla, przebiegając obok. Tak, biegając po dachu, możemy strącić sopel, który może zwrócić uwagę strażnika. Warto też dodać, iż jest do wyboru poziom ekspercki skradania. Wtedy strażnicy będą w stanie zauważyć nas, kiedy poruszamy się na dachach. jeżeli lubicie dodatkowe wyzwania, to znajdziecie je w Assassin’s Creed Shadows.

Zostając jeszcze przy przekradaniu się, nie można nie zwrócić uwagi na krzewy, w których możemy kucać (za pomocą przycisku kwadrat na padzie). To jednak nie jest nowością w serii. Jest nią za to czołganie się. W ten sposób nie tylko schowamy się w krótszych zaroślach, ale i wejdziemy pod skały, czy budowle. Możemy dzięki temu chować się przed wrogami, ale i szukać alternatywnych dróg. Nierzadko zdarza się bowiem, iż do posiadłości prowadzi nie tylko jedna ścieżka. Należy też pamiętać, iż przeciwnicy są w stanie usłyszeć nasz bieg, a choćby dźwięk rozsuwanych drzwi. Dlatego warto otwierać je, kucając – wtedy otworzymy je ostrożniej, bezgłośnie.

Naoe w mojej opinii jest preferowaną postacią do skradania się również dlatego, iż tylko ona może korzystać z ukrytego ostrza. o ile zdobędziemy i wyposażymy się w tanto, to będziemy też w stanie pozbywać się dwóch wrogów po cichu jednocześnie. Jako Yasuke możemy co prawda wykonać ciche brutalne wykończenie kataną, ale nie jestem jego zwolennikiem. Po pierwsze to dość długa animacja, co wiąże się z możliwością wykrycia nasz przez przeciwników. Po drugie, jako Yasuke nie wykonamy podwójnego zabójstwa. Strzelimy natomiast z łuku, co może być pewną opcją dla zwolenników tej postaci i skradankowego podejścia. Ja jednak najlepiej czułem się grając jako Naoe. W mojej ocenie jest to najbardziej uniwersalna bohaterka. Może też korzystać z bomb dymnych, ułatwiając sobie niepostrzeżone przemieszczanie się między strażnikami. Odwróci też ich uwagę dzięki specjalnych dzwonków, którymi może rzucać.

Nie należy też zapomnieć o tym, iż shinobi jest w stanie przemieszczać się po zawieszonych między dachami linach. Oczywiście nie są one niezniszczalne. jeżeli przeciwnik nas na nich zauważy, to może zestrzelić linę. Z kolei w przypadku zdecydowanie cięższego Yasuke lina po prostu pęknie, kiedy samuraj w pełnej zbroi postanowi na nią wejść. Zmusza to nas do zmiany podejścia w zależności od postaci, na jaką stawiamy. Wspomniałem już, iż Naoe może łatwiej się chować. Nie ma problemy z położeniem się w trumnie, do której jest też w stanie wciągnąć denata. Należy też napisać o jednym z dostępnych usprawnień (na których też będę później się skupiał). Mianowicie, odpowiednio wydając punkty mistrzostwa, odblokujemy możliwość chowania się w płytkiej wodzie i oddychania przez bambusową rurkę. Jest to świetne, a jednocześnie niesamowicie klimatyczne rozwiązanie.

Naturalnie nie może zabraknąć gwizdania do ściągania w swoje miejsce przeciwników, a także przenoszenia ciał i chowania ich w odpowiednich skrytkach, czy po prostu zaroślach. Nie powinno dziwić, iż Naoe porusza się z dźwiganym ciałem dużo wolniej i z widocznie większym trudem niż Yasuke. Niekiedy dobrym pomysłem jest też schwycenie przeciwnika lub cywila i zaprowadzenie go w ustronne miejsce, gdzie ogłuszymy delikwenta. O ile bowiem zwykli mieszkańcy nie zaszkodzą nam bezpośrednio, o tyle mogą sprowadzić w podejrzane miejsce strażnika.

Przy skradaniu przydają się oczywiście również chociażby bomby dymne, które może rzucać Naoe, aby poważnie ograniczyć widoczność oponentom. Nie można też nie wspomnieć o lince z hakiem. Za jej pomocą shinobi jest w stanie przyczepić się do specjalnych uchwytów na suficie. Warto też zwrócić uwagę, iż przeciwnicy nie są głupi i są nas w stanie zauważyć przez papierowe ściany. Przyznaję, iż ciche przechodzenie Assassin’s Creed Shadows jest bardzo satysfakcjonujące. Właśnie w ten sposób przechodziłem prawie całą grę, co i Wam polecam.

Walka w Assassin’s Creed Shadows

Mimo że, w moim przekonaniu, Assassin’s Creed Shadows stoi przede wszystkim skradaniem, to nie należy pominąć kwestii otwartej walki. Przede wszystkim trzeba zaznaczyć, iż również tym razem nie mamy do czynienia z klasycznym, czysto zręcznościowym systemem walki. Jednocześnie nie mogę stwierdzić, iż w Shadows występuje po prostu przeniesiona mechanika starć z nowych odsłon, od Origins wzwyż. Walki są zdecydowanie mniej chaotyczne niż w ostatnich odsłonach. Mam wrażenie, iż Ubisofowi udało się wypracować złoty środek między mechaniką z pierwszych i ostatnich części cyklu. Skupienie się na przeciwniku działa dużo lepiej niż w ostatnich latach. Nie odczułem też nastawienia się twórców na wykorzystywanie specjalnych umiejętności w walkach.

Zamiast tego najważniejsze są bez wątpienia nasze opanowanie sterowania i mechanik. Jest to moim zdaniem oczywiście bardzo duża zaleta Assassin’s Creed Shadows. Nie znaczy to bynajmniej, iż nie możemy odblokować wielu przydatnych zdolności wymagających do aktywowania adrenaliny. Za przykłady takich umiejętności mogą posłużyć chociażby „spartański” kopniak Yasuke, czy seria szybkich cięć Naoe. Co prawda zdarza się, iż kamera nie pokazuje nam całego „pola bitwy”, aczkolwiek na ogół nie jest pod tym względem źle.

W walce wykorzystujemy głównie przyciski R1 (do wyprowadzania szybkich ciosów) oraz L1 (blokowanie) i kółko – unik. Absolutnie nie wszystkie ciosy będziemy mogli zablokować (a przynajmniej nie bez odpowiedniego rozwinięcia postaci) – te, które się da oznaczone są niebieskim krótkim błyskiem. Ponadto, naciskając L1 tuż przed otrzymaniem wyprowadzanego przez przeciwnika ciosu, zamroczymy wroga na chwilę. To doskonały moment na wyprowadzanie ataków i próbowanie zdjęcia pancerza oponentowi. Polecam też zainwestowanie w umiejętność, która umożliwi nam wykonanie kontry po takim zablokowaniu ciosu wroga, a choćby przeskoczenie nad nim i rzucenie w jego plecy shurikenów.

Warto także mieć świadomość tego, jakie możliwości zapewnia nam nasze uzbrojenie. Niektóre bronie będą lepsze, nastawiając się na korzystanie ze specjalnych umiejętności, natomiast inne będą zapewniały większe obrażenia podstawowe lub ładowane. Warto trochę jeszcze rozwinąć tę kwestię. Możemy bowiem przytrzymać R1 lub R2, by wyprowadzić odpowiednio ładowany atak szybki lub mocny. Służy nam to nie tylko do przełamywania bloków przeciwników, ale też do nakładania na nich efektów z większym prawdopodobieństwem.

Właściwie walcząc, będziemy mogli zatruć wroga czy nałożyć na niego krwawienie. Sprawia to oczywiście, iż oponent może zginąć w wyniku tych statusów choćby gdy nie będziemy się na nim skupiać. Jest to szczególnie przydatne w starciach z kilkoma przeciwnikami jednocześnie. Nie zabraknie bowiem w Assassin’s Creed Shadows sytuacji, w których będziemy walczyli przeciw wielu strażnikom. O ile w przypadku Yasuke nie jest to wielki problem (ba, uważam nawet, iż gra niejako zachęca do takiego stylu rozgrywki jako samuraj), o tyle Naoe zdecydowanie posiada predyspozycje do przekradania się. Nie znaczy to absolutnie, iż nie będzie w stanie uporać się z wieloma wrogami, aczkolwiek będzie to na pewno bardziej wymagające niż w kontekście Yasuke.

Kończąc już tę dość długą część recenzji skupiającą się na walce, polecam Wam wykupienie na liście umiejętności podcięcie nóg wrogów. jeżeli to odblokujemy, Naoe będzie mogła zwalić z nóg dwóch (a na dalszym poziomie rozwoju choćby trzech) wrogów, by przypuścić następnie atak na leżących wrogów. Należy zaznaczyć, iż atak ten nierzadko może choćby dobić oponentów, co jest niezwykle istotne przeciwko przeważającym siłom wroga.

Eksploracja świata

Assassin’s Creed Shadows oferuje nam oczywiście, podobnie jak zdecydowana większość odsłon tej serii, świat, który tylko czeka na zwiedzanie i odkrywanie jego tajemnic. Co kilkadziesiąt/kilkaset metrów znajdziecie poboczne aktywności, których wykonywania możemy się podejmować kiedy tylko mamy na to ochotę. Warto jednocześnie zauważyć, iż część jest przeznaczona wyłącznie dla konkretnej postaci. Nie ma więc możliwości wykonania gry na 100%, wcielając się tylko w Naoe lub tylko w Yasuke. choćby poza misjami fabularnymi musimy przełączać się między bohaterami, aby móc wszystko wykonać. Na szczęście przełączanie jest bardzo szybkie i wygodne. Załóżmy, iż zwiedzamy Japonię jako shinobi i odkrywamy interesującego rozmówcę. Szuka on chętnego na podjęcie się wyzwania strzelania do celów podczas jazdy konnej.

Jako iż wyłącznie Yasuke może korzystać z łuku, jest on niezbędną tutaj postacią. Wchodzimy więc do ekranu mapy dzięki panelu dotykowego kontrolera, a następnie naciskamy R1 i przechodzimy do wyposażenia postaci. W tym miejscu możemy przytrzymać kwadrat, a po kilku sekundach zobaczymy naszą poprzednią postać zamienioną na drugą z grywalnych. Co istotne – dokładnie w tym samym miejscu, gdzie poprzednio staliśmy. Przyznaję, iż choć większość Assassin’s Creed Shadows przechodziłem jako Naoe, to nie miałem problemu z wybraniem niekiedy Yasuke – właśnie dzięki tej szybkiej zmianie postaci. Yasuke może też uczyć się kat, natomiast wyłącznie Naoe weźmie udział w etapach poświęconych kuji-kiri.

Część aktywności może jednak wykonywać dowolna z dwojga postaci. Przede wszystkim samo odkrywanie świata i jego regionów może się naturalnie odbywać tak z perspektywy shinobi, jak i samuraja. Inną formą zadań pobocznych są też kofuny – podziemne obszary, w których znajdziemy przede wszystkim skrzynie ze skarbami, a więc jak najbardziej warto oddawać je czyścić. Niestety, nie wiem kto wpadł na tak „genialny” pomysł, ale nie zapomniano o kofunach skierowanych ekskluzywnie do Yasuke. Wspominałem wcześniej, iż jego zwinność może równać się z moimi ewentualnymi staraniami nauczenia się baletu. Delikatnie mówiąc, na pewno nie byłbym w tej dziedzinie mistrzem. Co ciekawe, to nie poruszanie się po takim kofunie jest najgorsze w skórze samuraja. Obszary te są dostosowane do pewnych ograniczeń ruchowych tej postaci.

Kofuny Yasuke

Niestety, wykorzystują też niektóre zalety, jakimi odznacza się ta postać. Chodzi mi mianowicie o możliwość przenoszenia i przesuwania cięższych przedmiotów. Samo przesuwanie wielkich bloków (po których możemy później skakać) nie jest bynajmniej najgorsze. Ale już podnoszenie wybuchowych waz i wrzucanie ich na te bloki, by następnie przerzucić wazę jeszcze dalej i zdetonować strzałem z łuku… Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy wkurzałem się, bo waza przeturlała się po blokach czy w ogóle przeleciała za albo przed nie. Sprawiło to, iż jak bardzo lubiłem wykonywanie misji z kofunami jako Naoe, tak nie znosiłem ich jako Yasuke. To kolejna aktywność, w której niesamowicie przeszkadza brak elastyczności i zwinności samuraja.

Nie zapomniano również o chramach, przy których możemy się modlić, by zdobywać punkty wiedzy. W świątyniach odszukamy zwoje, by zyskać nieco punktów doświadczenia. Będziemy też mogli skradać się, by po cichu namalować faunę, a następnie zawiesić odpowiedni obraz w naszej kryjówce (o której więcej niedługo). Zdobędziemy zamki, wyeliminujemy samuraidaishō, czy odwiedzimy wielu sprzedawców oraz, oczywiście, wespniemy się na mnóstwo punktów widokowych. Te jednak nie odkrywają nam po zsynchronizowaniu całej mapy, ale pozwalają zauważyć (po przytrzymaniu L2 i rozglądaniu się prawą gałką analogową) potencjalne interesujące miejsca. Nie brakuje pobocznych zadań polegających na wykradaniu zapasów, czy eliminowaniu specjalnych celów. Zapewniam Was, iż świat gry jest wypełniony po sam brzeg aktywnością poboczną i sama (długa, kilkudziesięciogodzinna) fabuła absolutnie nie kończy naszej przygody. Oczywiście, jak to bywa w serii Assassin’s Creed, po ukończeniu głównego wątku możemy swobodnie zwiedzać świat i wykonywać wszelkie zaległe zadania.

Na koniec tej części recenzji dodam, iż gra oferuje dwa tryby eksploracji – prowadzony oraz ograniczony. Pierwszy z nich prowadzi nas za rękę od punktu do punktu i zdecydowanie odradzam ten styl. Zamiast tego lepiej zdecydować się na ograniczenia. Nie będziemy wtedy dokładnie widzieć na mapie punktu, do którego mamy zmierzać. Zamiast tego dostaniemy opis miejsca. Załóżmy, iż szukamy szpiega, z którym mamy porozmawiać. Wiemy, iż znajduje się przykładowo w regionie Yoshimitsu, na południowym zachodzie od konkretnego chramu i nieopodal jeziora. To wszystko. Teraz mamy wybór – udać się mniej więcej w opisane miejsce, przytrzymać lewy spust i szukać niebieskiej małej kropki symbolizującej wymaganą lokację albo wysłać zwiadowców. Wchodząc na ekran mapy, możemy – o ile mamy ich dostępnych – wysłać od jednego do trzech zwiadowców, aby spróbować dowiedzieć się, gdzie dokładnie mamy się dostać. Jest to moim zdaniem najlepsze podejście do eksploracji i jestem tym zachwycony.

Kryjówka i jej ulepszanie

Należy trochę miejsca w dzisiejszym artykule poświęcić również kryjówce. Jak prawdopodobnie wiecie z oficjalnych materiałów przedpremierowych (co też nie jest spoilerem), dostęp do tego miejsca otrzymamy niedługo po prologu (który jest notabene absolutnie najlepszą częścią fabularną Assassin’s Creed Shadows). Za zdobywane w zleceniach i świecie gry surowce będziemy mogli stawiać i ulepszać budowle w kryjówce. Nie będę bynajmniej wymieniał wszystkiego, co możemy postawić, ale wspomnę o kilku, w moim przekonaniu, najbardziej przydatnych. Zacząłem od wybudowania i rozwinięcia na maksymalny, trzeci, poziom kuźni. Pozwoliło mi to grawerować ulepszenia na wyposażeniu (o czym jeszcze napiszę) i podnosić broń na wyższe poziomy.

Jeżeli do naszej ligi dołączy odpowiednia postać, to będziemy mogli postawić galerię. Dzięki niej zyskamy możliwość ustawienia drugiego zestawu wyposażenia dla obojga postaci, co z pewnością doceni wiele osób. Rozwinięcie stajni natomiast sprawi, iż do przenoszenia surowców oznaczonych przez nas w magazynach potrzebnych będzie mniej zwiadowców. Oznacza to, iż będziemy ich mogli wykorzystać też do przynoszenia innych surowców lub pomagania nam w zlokalizowaniu celu zadania. Będziemy też w stanie postawić budowlę zapewniającą premię 10% do zbieranych punktów doświadczenia. Warto też dobudować dojo, aby wysyłać naszych sojuszników na misje.

Ubisoft pozwala nam także dostosować naszą kryjówkę pod względem wizualnym. Zadecydujemy więc o wariancie dachu i ścian, jakimi mają się odznaczać nasze budowle Zawiesimy na ścianach wewnątrz obrazy, położymy na półkach precjoza, a na wieszakach zawiesimy broń i materiały. Nie można pominąć opcjonalnego wpuszczenia odnalezionych w grze zwierząt na wybrane przez nas sektory kryjówki, czy dodania wielu elementów kosmetycznych zewnętrznych. Wybierzemy rodzaj podłoża, dobudujemy łączniki, dostawimy elementy rzucające światło, a choćby wskażemy, w którym miejscu ma rosnąć jaka roślina, czy gdzie znajdować się jaka figurka. Fani personalizacji swojego domu z pewnością będą co mieli robić w kryjówce w Assassin’s Creed Shadows. Elementy kosmetyczne znajdziemy oczywiście zarówno u handlarzy, jak i w skrzyniach porozrzucanych po niemal całym świecie gry.

Ulepszenia postaci i wyposażenia

Od Assassin’s Creed Origins Ubisoft obrał w przypadku asasyńskiej serii kierunek na gry RPG akcji. Nie będzie z pewnością dla nikogo zaskoczeniem to, iż tak samo jest w przypadku tegorocznej odsłony. Należałoby się więc spodziewać chociażby wielu usprawnień czekających na odblokowanie. I tak jest istotnie, aczkolwiek występują tu pewne różnice względem Odyssey czy Valhalli. Przede wszystkim wiele umiejętności jest pasywnych i jako takie nie wymagają od nas specjalnego ich aktywowania. W moim przekonaniu jak najbardziej jest to krok w dobrą stronę i mam nadzieję, iż pójdzie w nią również opracowywane Hexe. Wróćmy teraz jednak do Assassin’s Creed Shadows.

Jedną z najważniejszych zalet tegorocznej części jest bez wątpienia możliwość bezkarnego i dowolnego, bezpłatnego zmieniania wyglądu naszego sprzętu. Dotyczy to zarówno uzbrojenia, jak i elementów pancerza. Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy znalazłem lepszą katanę pod względem statystyk, ale kompletnie nie podobał mi się jej wygląd. Nie było więc żadnego problemu – mogłem wejść w ekran wyposażenia, wybrać „lepszą” katanę, po czym nacisnąć trójkąt na padzie i postawić na wygląd innej katany, którą wcześniej już zdobyłem. Regularnie korzystałem z tego zarówno w przypadku broni, jak i osłon głowy i szat.

Warto jeszcze wspomnieć, iż nasze wyposażenie może korzystać z dwóch usprawnień. Jedno z nich jest stałe, natomiast drugie możemy zmieniać dowolnie u kowala. Wygraweruje on odpowiednie wzmocnienie. Może ono polegać na przykład na zdejmowaniu większej liczby segmentów zdrowia przy skrytobójstwie w nocy lub z rozbiegu, czy zapewni nam większy przyrost punktów adrenaliny. Ta niezbędna jest do wyprowadzania specjalnych ataków odblokowanych w menu umiejętności. Kończąc już część poświęconą broni, należy pamiętać, iż będziemy mogli zmienić wygląd dowolnego elementu naszej katany. Assassin’s Creed Shadows odznacza się bardzo dobrą personalizacją, aczkolwiek szkoda, iż nie możemy barwić naszych szat na kolory, jakie byśmy chcieli. Plusem za to jest opcja ulepszania broni do maksymalnego poziomu osiągniętego przez naszych bohaterów. Broń możemy rozwinąć oczywiście w naszej kryjówce, w kuźni u kowala.

Wykonując zadania (przede wszystkim, to one zapewniają nam najwięcej punktów doświadczenia), zabijając przeciwników (za od 5PD do około 250PD), czy odkrywając świat, będziemy zdobywali punkty doświadczenia. Te następnie możemy spożytkować na odblokowanie umiejętności naszego dwojga postaci. Co istotne, oboje bohaterów zbierają punkty równocześnie. Oznacza to, iż jeżeli na przykład gramy cały czas jako Naoe i nagle będziemy chcieli przełączyć się na Yasuke, to będzie on na tym samym poziomie, na jakim zostawiliśmy Naoe. Będzie na nas też czekała pełna pula punktów mistrzostwa do rozdysponowania.

Niejeden gracz z pewnością ucieszy się na wieść, iż przyznane punkty mistrzostwa można zresetować i rozdać je ponownie. Trzeba też mieć świadomość pewnej dość istotnej mechaniki. Mianowicie, aby móc kupować umiejętności z wyższych miejsc na drzewie umiejętności, to nie tylko musimy odblokować poprzednie zdolności z danej sekcji. Musimy też mieć odpowiednio rozwiniętą wiedzę, co zwiększamy, wykonując konkretne aktywności. Eksploracja bardzo fajnie przeplata się w Assassin’s Creed Shadows z rozwojem i stanowi silną motywację do dalszego ulepszania naszych postaci.

Grafika w Assassin’s Creed Shadows

Assassin’s Creed Shadows to pierwsza odsłona wieloletniej serii, która ukazała się wyłącznie na konsolach nowej generacji oraz komputerach PC. Od pierwszych zapowiedzi takiej decyzji miałem przeczucie, iż będzie ona strzałem w dziesiątkę i muszę przyznać, iż nie myliłem się. Jasne, występują pewne obiekty w nieco niższej jakości grafiki, ale w przeważającej części przypadków strona wizualna Assassin’s Creed Shadows jest absolutnie fenomenalna! Widać to szczególnie na modelach postaci i mimice. Sztandarowym obrazem powinna być tu historia Naoe – na jej twarzy bardzo wyraźnie, a zarazem nie karykaturalnie, widać emocje i z tego powodu bardzo lubiłem oglądać przerywniki filmowe z udziałem tej postaci. Również stroje i bronie są bardzo dobrze dopracowane i samo patrzenie na to, jak gra wygląda jest niezwykle satysfakcjonujące. Nie dziwi mnie wobec tego w najmniejszym stopniu dostępny od samego początku tryb fotograficzny. Jestem pewny, iż niedługo media społecznościowe dostaną wysyp świetnych zrzutów ekranu uchwyconych w tym trybie.

Gra pozwala też na wybranie kilku trybów działania. Na podstawowej konsoli PlayStation 5 – a na takiej przechodziłem Assassin’s Creed Shadows – są trzy. Ja postawiłem na zrównoważony, zapewniający mi ponad 40 klatek na sekundę i włączone efekty ray tracing. Jest do tego niezbędny monitor/telewizor zapewniający odświeżanie na poziomie minimum 120 Hz oraz obsługujący HDMI 2.1. Nie omieszkałem też sprawdzić, jak gra działa i prezentuje się również w trybach Jakości oraz Wydajności. Efekty możecie obejrzeć na poniższym filmie. Niestety, niezależnie od ustawionego trybu gra odczuwalnie łapie zadyszkę podczas przemierzania kryjówki. Mam nadzieję, iż będzie to naprawione w aktualizacji, aczkolwiek, jako iż recenzja jest pisana na stan tytułu na 18 marca na 18:00, nie mogę o tym nie wspomnieć i poczytać tej kwestii jako ewidentną wadę produkcji.

Bardzo podoba mi się natomiast zniszczalne otoczenie, przez co niejedna walka była prawdziwą ucztą dla oczu. Uderzanie kataną (czy dowolną inną bronią) w otoczeniu przecinanych papierowych ścian, czy padających roślin i elementów otoczenia była przyjemna zarówno w przypadku rozgrywki jako Naoe, jak i Yasuke. Co istotne, ani trochę nie cierpiała przy tym płynność rozgrywki. Nie ma wątpliwości – jak już wcześniej wspomniałem, skupienie się na konsolach nowej generacji to bardzo dobra decyzja. Przypadły mi też do gustu zmieniające się pory roku i ich wpływ na zachowanie przeciwników.

Zimą wrogowie starają się gromadzić przy zapalonych ogniskach, a w nocy zdarza się, iż będą opierali się o broń i spali na posterunku. Wrogowie nie są głupi – słyszą dźwięk otwieranych drzwi (chyba, iż otworzymy je, kucając), a choćby są w stanie dostrzec nas na dachu (o ile włączymy ekspercki poziom trudności). Warto jeszcze wspomnieć, iż w ustawieniach poziomu trudności możemy zdecydować się na gwarantowane skrytobójstwa. jeżeli nie wybierzemy tej opcji, wrogowie na wyższych poziomach będą mogli przeżyć, a choćby uniemożliwić nasz cichy atak ukrytym ostrzem.

Udźwiękowienie

W Assassin’s Creed Shadows możemy wybrać jedną z kilku wersji głosów postaci. Najbardziej zagorzałych fanów Japonii już uspokajam – tak, da się ustawić japońskie głosy i polskie napisy. Sprawdziłem tę opcję i brzmiało to dla mnie dobrze. Jednak niemal cały czas, jaki spędziłem z tą grą grałem z angielskimi głosami. Naoe została zagrana fenomenalnie i zdecydowanie wybija się na tyle innych aktorów głosowych. Podoba mi się również dobór japońskich piosenek, które w połączeniu z grafiką tworzą bardzo dobry klimat. Nie mogę też nie wspomnieć o świetnych odgłosach wydawanych przez przesuwający się pod naszymi stopami śnieg (czemu towarzyszą także efekty dotykowe pada DualSense), czy kropli padającego deszczu (to też jest akcentowane przez wspomniany kontroler). Udźwiękowienie to jedna z większych zalet tej gry, podobnie jak animacje, i tak naprawdę nie mogę się pod tym względem do niczego przyczepić. Takiego właśnie udźwiękowienia życzyłbym sobie od każdej produkcji.

Podsumowanie

W żadnym wypadku nie uważam się za fana Japonii. Mało tego – pod wieloma względami Kraj Kwitnącej Wiśni jest mi kompletnie obojętny i często nie rozumiem zachwytów nad tym państwem. Oceniam więc tę grę nie w kontekście zgodności z kulturą Japonii lub braku takiej zgodności. Pochodzę do tej produkcji po prostu jak do gry z występującymi w niej Japonią, shinobi oraz samurajami. Nie ma co owijać w bawełnę – Assassin’s Creed Shadows to dla mnie absolutna czołówka najlepszych gier z tej serii. Spędziłem w nią niesamowicie przyjemnie ponad 50 godzin i na pewno będę starał się wykonywać wszystko, co ma do zaoferowania.

Już teraz czekam na tegoroczne rozszerzenie, Szpony Awaji. Ubisoft może być z siebie dumny – stworzył tytuł, który fabularnie dorównuje genialnej „dwójce”. choćby mimo tego, iż drugiej połowie opowieści brakuje tych emocji, które cechowały tę historię wcześniej. Niemniej jednak z całkowitą pewnością warto zagrać w Assassin’s Creed Shadows. To bardzo dobra gra, którą uważam za jedną z moich ulubionych produkcji.

Ocena mogłaby być wyższa gdyby nie to, iż w drugiej połowie opowieść często robi się zwyczajnie nudna (zwłaszcza większość zadań z panią Nene). Ponadto wprowadzenie Yasuke do historii nie ma adekwatnie żadnego znaczenia. Uważam, iż byłoby dużo lepiej, gdyby samuraj nie był grywalną postacią, a skupiono się wyłącznie na Naoe. Nie wnosi on na dłuższą metę niczego do rozgrywki. Mimo iż początkowo kontrast między Naoe, a Yasuke był interesujący, tak w miarę rozgrywki coraz bardziej irytowała mnie konieczność wcielania się w samuraja. To zdecydowanie Naoe jest gwiazdą tej odsłony i to ona powinna być jedyną grywalną postacią. Assassin’s Creed Shadows przez cały czas jest absolutnie rewelacyjną grą, co do tego nie mam wątpliwości. Mógłby być jednak nieco lepszy. Niemniej nie powinniście być zawiedzeni, sięgając po ten tytuł. Zapewni Was rozgrywkę na dziesiątki, a może choćby i niemal 100 godzin. Moim zdaniem bez wątpienia należy dać szansę tej odsłonie.

Kod recenzencki zapewnił Ubisoft Polska.
Idź do oryginalnego materiału