Batman zdobywa kolejną platformę. Tym razem padło na Nintendo Switch. Jak sprawuje się trylogia od Rocksteady na tej konsoli?
Nie zaskoczę chyba nikogo, pisząc, iż Batman to mój ulubiony bohater komiksowy. Zawsze lubiłem tę postać, ale moje poważne poszerzanie wiedzy o Mrocznym Rycerzu zaczęło się w 2007 roku. To wtedy ukazała się Arkham Asylum od studia Rocksteady. Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy przechodziłem udostępnione przed premierą demo tej gry. Kiedy ostatecznie ukazała się pełna wersja i otrzymałem moją edycję kolekcjonerską (z bardzo ładnym batarangiem), włączyłem tę produkcję… i nie żałowałem, iż zaryzykowałem, składając zamówienie przedpremierowe. Na portalu znajdziecie moją recenzję tej odsłony (w wersji z kolekcji Return to Arkham) – zabierze Was do niej poniższy odnośnik. Pierwsza gra Brytyjczyków skutecznie zachęciła mnie do zapoznania się w komiksami o tytułowym bohaterze. Na portalu znajdziecie wiele moich recenzji komiksów z Mrocznym Rycerzem – pod tym adresem. Nie omieszkałem także kupić Arkham City (również w edycji kolekcjonerskiej) i ta odsłona w mojej ocenie przebiła bardzo dobre wrażenie po Arkham Asylum.
Zakupiłem także Batman: Arkham Knight, tym razem w standardowej wersji. Co więcej, Asylum oraz City mam w bibliotece na Xboxa 360, PlayStation 3, PlayStation 4 oraz PC. Zjadłem zęby na tych produkcjach, w każdej starając się osiągać jak najwyższe wyniki (oraz, oczywiście, zdobywając wszystkie osiągnięcia/trofea). Kiedy więc dowiedziałem się, iż również Nintendo Switch dostanie pakiet gier od Rocksteady, wiedziałem, iż po prostu będę musiał je mieć w swojej kolekcji. Kupiłem więc Arkham Trilogy i (pełen nadziei oraz sentymentu) rozpocząłem powtarzanie tej opowieści. Czy warto dać szansę trylogii Arkham na Switchu? Dowiecie się tego z niniejszej recenzji. Na pierwszy ogień idzie oczywiście opowieść. Niżej o niej wspominam – nie podając bynajmniej spoilerów.
Opowieść w Batman: Arkham Trilogy
Na dobrą sprawę każda z gier z serii Batman: Arkham różni się od poprzedniej skalą. W każdej kolejnej odsłonie mamy do czynienia z coraz większym terenem (od Arkham Asylum, przez Arkham City, na Gotham kończąc) oraz rozbudowaniem opowieści głównej, jak i pobocznych. Wydłuża się też między innymi czas potrzebny na ukończenie gry, jak też znaczenie oraz upór Człowieka Zagadki. Bynajmniej nie będę tu streszczał fabuły w tych produkcjach. Jednak o ile Was to interesuje, to przygotowałem inny artykuł, w którym przybliżam historię w trylogii Arkham. Do tego tekstu zabierze Was poniższy odnośnik.
Co do jakości opowieści, to na pewno najbardziej podoba mi się Batman: Arkham City. Nie sposób odmówić Arkham Asylum świetnego klimatu. Jednak moim zdaniem to w „dwójce” nastąpiło interesujące rozwinięcie wątków i przedstawienie nowej historii, sprawnie wykorzystującej postaci z komiksów DC. Odkrywanie Procedury 10 skutecznie trzymało mnie przed konsolą przez wiele godzin. To do tej odsłony najczęściej wracam. Arkham Knight zaprezentowało niestety dość przewidywalną historię, a zwrot fabularny powinien przewidzieć nie tylko fan komiksów. Na szczęście Batman: Arkham Trilogy zapewnia nam dostęp do wszystkich DLC – między innymi Zemsty Harley Quinn oraz Sezonu Hańby. Zdecydowanie warto dać szansę wszystkim dodatkom – są według mnie bardzo dobrze napisane.
Postaci i nawiązania do komiksów
Jako iż Batman jest postacią komiksową, to w grze nie powinno brakować odwołań do komiksów. Studio Rocksteady podeszło do tematu z ogromnym szacunkiem i zaoferowało nam prawdziwą plejadę znakomitości. Bryluje tu oczywiście duet – nieżyjący już niestety Kevin Conroy (żegnany w napisach końcowych odpowiednim wspomnieniem jego pamięci) oraz Mark Hammil. Ich Batman i Joker są grani po prostu perfekcyjnie. Podobnie zresztą jak Pingwin, Trujący Bluszcz, Dwie Twarze, Alfred Pennyworth, Człowiek-Zagadka czy Harley Quinn. Podoba mi się również zbieranie taśm dźwiękowych z sesji z lekarzami w Arkham Asylum, Pozwala to dowiedzieć się więcej na temat przeszłości napotykanych przestępców. Natomiast skanując odpowiednie elementy świata w Arkham City dowiemy się, jaka jest historia tej dość specyficznej miejscówki.
Rocksteady oddaje też hołd różnym wersjom Człowieka-Nietoperza. Możemy bowiem (w odsłonach po Arkham Asylum) wybrać alternatywne stroje. Moje ulubione w Arkham City to strój z animowanego serialu, Batman Przyszłości, Batman Inc. oraz Powrót Mrocznego Rycerza. Warto także zaznaczyć, ze mamy też dostęp do opancerzonego stroju, dostępnego wcześniej w grze w wersji Armored Edition – dedykowanej konsoli Wii U. Nie sposób nie wspomnieć też o stroju z Batmana z 2022 roku, który najpierw pojawił się w Arkham Knight na Nintendo Switch. W chwili publikowania niniejszej recenzji jest dostępny na wszystkich platformach, na jakie trafiła ta gra.
Rozgrywka
Rozgrywka w recenzowanej trylogii toczy się wokół trzech głównych filarów. Są to:
- eksploracja
- walka
- skradanie się
Oczywiście opiszę pokrótce każdy z nich.
Eksploracja
Jak wspomniałem wcześniej, Arkham Asylum ma najmniejszy teren, jaki możemy zwiedzać. Na dobrą sprawę jest to tytułowa wyspa i jej budynki oraz jaskinie. Nie znaczy to bynajmniej, iż nie mamy zachęt do zaglądania w każdy kąt. Studio Rocksteady zadbało o świetne znajdźki, którymi są trofea i zagadki (nomen omen) Człowieka-Zagadki oraz wspomniane wcześniej taśmy nagrań z pacjentami Arkham Asylum. Możemy również znaleźć mapy, ułatwiające nam zlokalizowanie znajdziek. Eksplorować będziemy przede wszystkim pieszo, gdzieniegdzie szybując z wykorzystaniem peleryny Człowieka-Nietoperza. Z biegiem fabuły odblokujemy też nowe gadżety, a największe znaczenie z perspektywy zwiedzania ma lina, dzięki której możemy przemknąć poziomo z jednego punktu do drugiego.
Batman: Arkham City oferuje nieporównywalnie więcej możliwości przemieszczania się. Mamy do dyspozycji niemal wszystkie narzędzia z poprzedniej odsłony, ale nie brakuje też szybowania po terenie tytułowego miasta. Notabene zalecam wykonanie co najmniej 4 opcjonalnych misji rozszerzonej rzeczywistości. Będziemy po nich mogli wybijać się, mknąć w stronę wyżej położonego punktu zaczepnego i wybić się z niego w jednym płynnym ruchu. Zdecydowanie zwiększa to oczywiście naszą prędkość szybowania. Możemy też wykonać ślizg pod przeszkodą (dzięki czemu możemy nierzadko zdobyć znajdźkę). Ruch ten warto wykonać również, kierując się na przeciwnika – zbijemy go wtedy z nóg. Naturalnie nie brakuje, podobnie jak w Arkham Asylum, kopania wroga z lotu, czy ataku pikującego, odrzucającego więźniów dookoła tego manewru. Natomiast dodatkowe grywalne postaci – Kobieta-Kot oraz Robin – mają swoje sposoby poruszania się. Selina wykorzystuje do tego swój bicz, natomiast Robin może wykonać szybki kopniak, pozwalający pokonać mu niewielką odległość w jednym szybkim ruchu.
Batmobil
Przechodząc do Batman: Arkham Knight, nie mogę nie zwrócić uwagi na bez wątpienia największą nowość w serii – dostępny Batmobil. Po raz pierwszy w historii serii Batman: Arkham (uwzględniając oczywiście inne gry z tego cyklu od studia Rocksteady) możemy zsiąść za kierownicą ikonicznego pojazdu Batmana. Pojazd ten wygląda trochę jak czołg, co na pewno spodoba się fanom Tumblera z filmów Christophera Nolana. Mi przypadło do gustu to, iż Batmobil ten ma miejsce, w którym może przechowywać przestępców, których następnie zawozimy na przykład na posterunek GCPD. Sam Batmobil jest teoretycznie interesującym dodatkiem (zwłaszcza, iż możemy aktywować inną jego skórkę, jak na przykład klasyczną z 1989 roku), aczkolwiek nie jestem fanem Arkham Knight właśnie ze względu na Batmobil. Jest on w mojej ocenie zbyt często eksploatowany, co na dłuższą metę męczy.
Walka w Batman: Arkham Trilogy
Przechodząc do walki w Batman: Arkham Trilogy, dobrze jest wrócić jeszcze na chwilę do Batmobilu. Może się on bowiem zamienić w uzbrojony czołg. Tryb ten aktywujemy, wciskając lewy spust joy-cona, po czym ruch pojazdu pozwala dodatkowo wykonywać uniki na boki. Można oczywiście strzelać do przeciwników specjalnymi pociskami, a choćby przyciągać się w samochodzie po ścianach. Nierzadko wykorzystamy to, chcąc odblokować trofeum Człowieka-Zagadki. Mam jednak wrażenie, że, jak już pisałem, zbyt często natrafiamy na etapy skoncentrowane na Batmobilu. gwałtownie zaczęło mnie to nużyć i nie wspominam tego elementu rozgrywki najlepiej. Na szczęście standardowa walka jest nieporównywalnie lepsza.
Studio Rocksteady w swoich grach poświęconych obrońcy Gotham przedstawiło rewelacyjny system Freeflow Combat. Wzorowało się na nim wiele później wydawanych gier – między innymi cykl Spider-Man od Insomniac Games. choćby początki tego modelu walk, widoczne w Arkham Asylum, były świetne. W największym skrócie – system ten dba o płynne animacje ciosów, kontr i wykorzystywania gadżetów, z każdego starcia czyniąc prawdziwie filmowe doznanie. W pierwszej części trylogii mamy do dyspozycji kilka gadżetów i ruchów specjalnych. Ba, możemy choćby kontrować zaledwie jedno uderzenie. Mimo tego starcia są bardzo widowiskowe, co możecie zobaczyć niżej.
Freeflow Combat
W przypadku Batman: Arkham City mamy już coś, co lubię nazywać kwintesencją Freeflow Combat – jego wersję 2.0. Mamy tu dostępnych więcej gadżetów – moje ulubione to hak z pazurem, ładunek elektryczny (niewystępujący wcześniej), oczywiście batarang, szybkie użycie wybuchowego żelu, czy możliwość kontrowania aż 3 ciosów naraz! Dochodzą jeszcze do tego specjalne ruchy. Mam na myśli ogłuszający przeciwników rój nietoperzy, szybkie zdejmowanie powalonych oponentów szybkimi batarangami, niszczenie oręża (a w przypadku broni palnej bardzo fajnie wyglądające rozmontowywanie karabinu), wybijanie się z ogłuszonego przeciwnika, czy rozwałkę – serię ciosów wyprowadzanych na wroga. Walka w Arkham City to prawdziwa przyjemność i nie mam co do tego systemu żadnych zastrzeżeń – jest wybitny!
Przechodząc do Batman: Arkham Knight, nie mogę nie wspomnieć o kolejnych nowościach względem poprzedniej odsłony. Możemy tu wykorzystywać w walce (podświetlane na niebiesko) elementy otoczenia. Efekt jest porażający – i to nieraz choćby dosłownie. Ponadto doszła opcja wykonywania ataków wspólnie z partnerem (na przykład Robinem). Aż prosi się to o dwuosobowy tryb współpracy, Tego jednak brakuje. Co prawda powstaje produkcja od Rocksteady z kooperacją – Legion Samobójców: Śmierć Lidze Sprawiedliwości. Ta gra koncentruje się jednak na wymianie ognia, ale więcej na ten temat możecie się oczywiście dowiedzieć z moich newsów. Teraz natomiast wróćmy do mojej opinii o Batman: Arkham Trilogy.
Skradanie się
Nie będzie chyba dla nikogo zaskoczeniem fakt, iż Batman to postać, która nie waha się działać w cieniu. Dlatego właśnie w każdej odsłonie z serii Arkham mamy obecne elementy skradankowe. Przytrzymując prawy spust na joy-conie, przykucniemy. Wejdziemy wtedy w wiele tuneli technicznych. Warto zauważyć, iż nierzadko musimy wcześniej zdjąć ich osłonę. Albo używając pazura z hakiem, albo manualnie zdejmując osłonę, stojąc przy niej. Bardzo miłym smaczkiem jest zmiana animacji w zależności od tego, na jakim obszarze jesteśmy. o ile jest to pomieszczenie, gdzie są uzbrojeni przeciwnicy, to zdejmujemy kratę po cichu, odsuwając ją spokojnie na bok (aczkolwiek jeżeli jesteśmy w szybie i chcemy otworzyć jego wyjście, delikatnie podważymy kratę, pozwalając jednak, by ta nie spadła, ale wisiała na jednej śrubie). Natomiast o ile można bezpiecznie wejść bardziej dynamicznie, to Batman albo zerwie kratę, zegnie ją i rzuci, albo ją wykopie.
Bardzo podoba mi się również wykorzystanie strachu przeciwników. Możemy ich zdjąć oczywiście zakradając się za nich i zdejmując ich po cichu (od Arkham City dodatkowo możemy w czasie ogłuszania przeciwnika uderzyć go w głowę, pozbywając się go w głośniejszym, alarmującym okolicę, ruchu). Ponadto w Arkham Knight jesteśmy w stanie – dzięki nowemu strojowi – gwałtownie zdejmować kilku wrogów jednego po drugim, w płynnej animacji, wykorzystując do tego wzbudzany w nich strach. Bardzo przypadło mi też do gustu zawiśnięcie na gargulcu, z którego możemy pozbyć się oponenta, atakując go w odwróconym nokaucie. Niemałe znaczenie mają także gadżety.
Bat-gadżety
Jest batarang dźwiękowy, przyciągający przeciwników w określone miejsce (batarang ten możemy też zdetonować, wyłączając wroga z gry). Możemy dezaktywować broń – ja lubiłem potem pojawić się przed przeciwnikiem, zmuszając go do próby oddania strzału… a tym samym do panicznego zorientowania się, iż broń nie działa. Można też usunąć pazurem podłogę spod przeciwników, czy zdetonować ścianę, zasypując gruzem wrogów. Nic nie stoi też na przeszkodzie, aby ściągnąć pazurem przeciwnika, wysyłając go na szybkie spotkanie z podłogą czy aby ogłuszyć wrogów, ciskając w nich kilkoma (albo zdalnie sterowanym) batarangiem. W Arkham Knight będziemy też w stanie polecać przeciwnikom udać się w konkretne miejsca z wykorzystaniem modulatora głosu. Możliwości jest istne zatrzęsienie i korzystanie z nich jest jedną z najprzyjemniejszych opcji oferowanych przez Batman: Arkham Trilogy.
Grafika i udźwiękowienie
Pierwsze dwie odsłony Batman: Arkham Trilogy wyglądają naprawdę dobrze. Nie ma w tym niczego dziwnego – części te były przecież dostępne między innymi na PlayStation 3 i Xboxach 360. Arkham Asylum prezentuje się bardzo klimatycznie i choć widać oczywiście różnice między jakością prerenderowanych przerywników filmowych, a samą grą, to przez cały czas można uważać, iż mamy do czynienia z najlepiej wyglądającymi produkcjami na Nintendo Switch. Czar pryska niestety w przypadku Batman: Arkham Knight. Tu bardzo często występują rozmyte tekstury, a widniejące w oddali budynki – równej wysokości rozmazane prostokąty – to nieśmieszny żart.
Podobnie zresztą jak doczytujące się na naszych oczach tekstury! Arkham Knight najbardziej dotkliwie ucierpiało na przeniesieniu gry na Nintendo Switch i nie ukrywam, iż przechodzenie tej gry na Switchu było dla mnie dość bolesnym doświadczeniem. Tym boleśniejszym, iż tytuł ten lubi sam z siebie się wysypać. Miałem z tym do czynienia co najmniej kilka razy. Wielka szkoda, iż nie można kupić żadnej z części tej trylogii osobno.
W przypadku udźwiękowienia mamy na szczęście do czynienia z nieporównywalnie lepszą jakością. Jak już wcześniej wspomniałem, Kevin Conroy jako Batman i Mark Hamill w roli Jokera to prawdziwe mistrzostwa świata. Świetnie spisali się również Nolan North wcielający się w Pingwina, czy Arleen Sorkin i Tara Strong udzielające swoich głosów Harley Quinn. Bardzo spodobał mi się także Wally Wingert w roli Człowieka-Zagadki, ale choćby przemierzający wyspę, dzielnicę i miasto przeciwnicy brzmią bardzo przekonywująco. Motywy przewodnie gier nie są natomiast zachwycające, ale i nie mogę ich określić jako słabe – są po prostu przecięte. W ogólnym rozrachunku udźwiękowienie trylogii jest na bardzo wysokim poziomie.
Kwestie techniczne portu Batman: Arkham Trilogy
Postawmy od razu sprawę jasno – w całym Batman: Arkham Trilogy występują spadki liczby klatek na sekundę. Niezależnie od odsłony, każdej części dokuczają spadki płynności animacji. Najlepiej sprawa wygląda, o dziwo, w Batman: Arkham City. Tu wartości poniżej 30 FPS są bardzo rzadkie. Na dobrą sprawę można na nie choćby nie zwrócić uwagi podczas naszej przygody. W Arkham Asylum często można dostrzec spadki klatek, choćby podczas walki i choćby biorąc pod uwagę, iż mamy tu do czynienia z najmniej rozległym grywalnym obszarem. Największy problem – wręcz dramatycznej skali – jest w Arkham Knight. Tu spadki poniżej 30 FPS, choćby do… 0 FPS! – są na porządku dziennym. Zapomnijcie o dynamicznej jeździe Batmobilem czy swobodnym przemierzaniu miasta. Tu najczęściej powinno nam zależeć na wykonywaniu zadań w bardziej zamkniętych pomieszczeniach. Wtedy możemy liczyć na stabilną rozgrywkę, choć przez cały czas nie ma pewności. Nawiasem mówiąc, nie dziwię się, iż nagrywanie rozgrywki w Arkham Knight jest niedostępne.
Podsumowanie
Nie ukrywam, iż mam pewien problem z wystawieniem oceny Batman: Arkham Trilogy. Gdyby finalna nota dotyczyła wyłącznie pierwszych dwóch odsłon, byłaby ona na pewno wyższa. Muszę jednak wziąć pod uwagę również okropnie napisany port Arkham Knight, przez który ocena spada o 3 punkty. przez cały czas warto mieć tę trylogię w swojej kolekcji. Zwłaszcza, iż zapewnia ona dostęp do kompletu DLC (nawet do grywalnego Jokera w trybie wyzwań i świetnego Sezonu Hańby). Pamiętajcie jednak, iż spadki liczby klatek na sekundę są odczuwalne, a w trybie wyzwań nie ma, o dziwo, sieciowych rankingów. Możemy więc próbować zdobyć coraz wyższe wyniki wyłącznie dla własnej satysfakcji. Jak napisałem – dobrze jest mieć tę kolekcję w swojej bibliotece. To przez cały czas jedna z najlepszych serii gier, jakie powstały. Mogło jednak być o wiele lepiej. Studio Turn Me Up Games (odpowiedzialne za porty) w Arkham Knight szukało stanowczo zbyt wielu miejsc, w których postanowiło zaoszczędzić. Efekt jest niestety taki, jak opisałem wyżej.