
Polski Cronos: The New Dawn studia Bloober Team to jeden z najlepszych horrorów ostatnich lat. Niestety, krakowskiej drużynie nie udało się utrzymać wysokiego poziomu Silent Hill 2. Za to zachwycają kulturowo, zabierając w straszno-sentymentalną podróż do Polski czasów późnego PRL-u.
Zastanawiało was, dlaczego Obcy atakują głównie USA? Albo czemu epidemie zombie zwykle wybuchają na Manhattanie? Twórcy Cronos: The New Dawn proponują odstępstwo od startych reguł kultury masowej, zabierając graczy do Nowej Huty w czasach Polski Ludowej. To właśnie tutaj – nie w Vegas – rozgrywa się akcja wysokobudżetowego survival horroru, co samo w sobie stanowi wielki walor.
PRL w horrorze Cronos: The New Dawn absolutnie zachwyca. Złapałem się na tym, iż non stop przystaję i podziwiam.
Urodziłem się w 1990 r., gdy PRL był już historią. Jednak jego liczne elementy przetrwały do czasów mojego dzieciństwa. Dlatego z wielkim sentymentem spoglądałem na metalowe, śmiercionośne place zabaw, z huśtawkami powodującymi wstrząśnienia mózgu. Albo odrapane trzepaki, stanowiące kulturowe centrum każdego osiedla – od miejsc schadzek po funkcję bramki piłkarskiej.


Spacerując po Nowej Hucie, widziałem Polskę młodości. Z meblościankami w ciasnych mieszkaniach. Ze świętymi obrazkami nad łóżkiem dziadków. Z tymi przerażającymi lalkami, nim Barbie zadomowiły się w naszym kraju. Z tej perspektywy Cronos jest nie tyle jak wizyta po muzeum, co spacer po własnej przeszłości. Zachwycające doświadczenie. Moja konstatacja jest jednak surowa: dobrze, iż to minęło. Białe policyjne pałki i tablice z napisem MILICJA przypominają, iż nie byliśmy wolni we własnym domu.
Jestem bardzo ciekaw, jak ta PRL-owa otoczka spodoba się zachodnim graczom. Zwłaszcza, iż Bloober Team robi wiele, aby ci poczuli specyfikę miejsca. Wliczając w to napisy środowiskowe po polsku, także te wymazane krwią. Angielskie są co najwyżej tłumaczenia w dole ekranu. Dzięki temu Nowa Huta przedstawiona w grze jest miejscem wyjątkowym, które chce się eksplorować. choćby mimo odczuwalnie słabszych poziomów, jak – nomen omen – sama huta.
Oczywiście Cronos: The New Dawn to survival horror, nie program edukacyjny. Poznajcie więc Podróżniczkę i Osieroconych.
Początek opowieści jest tak enigmatyczny, jak to tylko możliwe. Rozpoczynamy przygodę na terenie Nowej Huty, obleczeni w ciężki pancerz, niczym Samus Aran z kultowego Metroida. Podróżniczka pracuje dla Zjednoczenia, chroni ją Filakterium i ma doprowadzić do Wstąpienia. Gracz nie ma bladego pojęcia, co oznaczają te terminy, ani co dokładnie ma zrobić. Jednak zgodnie z powinnością rozpoczyna eksplorację Polski Ludowej.


Szybko napotykamy Osieroconych – zmutowane kreatury będące kiedyś ludźmi, połączone i pozszywane w diabolicznym procesie. Osieroceni są jak zbiorowa jaźń, rój chroniący gniazdo. Podobieństwa z Dead Space nasuwają się same. Walka także jest tu niezwykle podobna, z tym, iż Bloober Team kładzie większy nacisk na podpalanie wrogów i celowanie w ich głowy, nie kończyny.
Niestety, pod względem walki pierwsze kilka godzin z Cronos: The New Dawn jest bardzo, bardzo przeciętne.
To wina skromnego arsenału (pistolet i jednorazowy miotacz płomieni), połączonego z brakiem uników. Jest wiele sytuacji, które aż proszą się o wykonanie skłonu przed czytelnym, zamaszystym atakiem wroga. Zamiast tego gracz manewruje dystansem względem wroga, cofając się lub uciekając. Szkoda, unik w Silent Hill 2 od tych samych twórców spisał się rewelacyjnie.
Potem robi się ZNACZNIE LEPIEJ. To zasługa kolejnych broni, umożliwiających graczowi dopasowanie narzędzi do sytuacji. Szybki Osierocony? Karabin. Powolny? Pistolet. Maszkara jest daleko? Pistolet. Podbiegła? Strzelba. Podróżniczka zmienia bronie w locie, znacznie szybciej niż je przeładowuje. To właśnie w rotacji spluw i gadżetów tkwi klucz do udanej, satysfakcjonującej walki.


Bloober Team chciał wnieść do gatunku coś od siebie, opracowując mechanikę fuzji wrogów. Mam mieszane uczucia.
Doświadczeni twórcy horrorów uwielbiają nadawać swoim maszkarom unikalnej specyfiki. Chyba każdy fan gatunku kojarzy np. odcinanie kończyn w Dead Space. Krakowski Bloober doszedł do wniosku, iż zamiast odcinać, będzie zszywał. Dlatego Osieroceni potrafią żerować na ciałach poległych towarzyszy, ewoluując w większe, silniejsze i wytrzymalsze jednostki.
Na szczęście gracz może ten proces powstrzymać. Osierocony chcący pożreć kompana zaczyna wyróżniać się wizualnie, do tego sama sekwencja scalania trwa kilka sekund. Można ją przerwać, strzelając w chwilowo bezbronnego wroga. Cronos wymusza więc na graczu ofensywne podejście oraz świadomość środowiskową. Wycofanie z pomieszczenia pełnego wrogów to najgorsze, co możesz zrobić. Pozostawieni samym sobie, Osieroceni staną się jeszcze silniejsi.
Brzmi ciekawie, ale w praktyce dochodzi do frustrujących sytuacji. Czasem gracz nie jest świadom, iż maszkara pożera drugą, bo zasłania mu to ściana czy meble. Walcząc z kilkoma bestiami jednocześnie, na sporej arenie, trudno kontrolować sytuację w każdym miejscu. Wymusza to nieustanne bieganie, pilnując wrogów jak owiec na pastwisku. Taka taktyka to coś, co np. w serii Resident Evil stosują tylko doświadczeni gracze. Cronos wymusza ją na każdym.


W ogólnym rozrachunku fuzja wrogów ma więcej plusów niż minusów, ale przydałoby się tutaj dopieścić skrypty. Zwłaszcza dotyczące estymowanej widoczności.
Polacy zrobili natomiast coś kapitalnego, jeżeli chodzi o bestie i środowisko. Inni twórcy horrorów powinni się wzorować.
Miłośnicy grozy na pewno to znają: na posadzce leży kilka ciał i od razu wiadomo, które z nich się podniosą. Modele przeciwników wyróżniają się bowiem na tle otoczenia. W Cronos: The New Dawn jest inaczej. Tutaj zwłok jest cała masa, a wszystkie wyglądają jak bestie potencjalnie gotowe do ataku. Gracz nie ma sposobu na rozróżnienie, co jest wystrojem, a co faktycznym przeciwnikiem. Dlatego musi być non stop czujny.
Brzmi jak banał, ale mało który producent gier potrafi osiągnąć taką spójność między otoczeniem oraz ruchomymi obiektami. Ekipa z Bloober Team bawi się tą możliwością, regularnie grając mi na nosie. Wrogowie czyhają za zakrętami, chowają się za zwłokami, a choćby wyskakują zza zamkniętych drzwi. Sytuację ratuje miernik siły życiowej na celowniku broni. Bez niego spędziłbym godziny, serwując kopniak za kopniakiem w każde truchło na swojej drodze.


Cronos: The New Dawn jest gorszy od Silent Hill 2, ale to Dead Space, na jakie czekaliśmy latami.
Polska produkcja jest tym, czym powinien być The Callisto Protocol – duchowym następcą serii Dead Space, słabnącej z odsłony na odsłonę. Krakowska gra umiejętnie łączy horror i fantastykę naukową, dodając do tego unikalną PRL-ową posypkę. Jednocześnie jest to survival pełną gębą. Amunicji zawsze jest za mało, tak samo apteczek. Dopiero w drugiej połowie przygody Podróżniczka zaczyna dominować, dzięki ulepszeniom wyposażenia oraz zyskiwanemu doświadczeniu.
Gra jest jednak nierówna. Lokacje w hucie są odczuwalnie gorsze od tych na blokowisku czy w szpitalu. Z kolei unikalny system łączenia wrogów czasem frustruje bardziej, niż powinien. Do tego na PlayStation 5 tytuł potrafi chrupnąć, albo nie doczytać na czas tekstur wysokiej jakości. Czuć, iż gdyby Bloober Team dostał dodatkowe dwa – trzy miesiące na szlify, wyszłoby z tego sporo dobrego.
Jestem też przekonany, iż gra nic by nie straciła – a mogłaby zyskać więcej spójności – gdyby nie było w niej elementów manipulowania czasem i przestrzenią. Rozumiem, iż twórcy chcieli wyróżnić swój tytuł, ale wychodzi to średnio. Budżetowo wręcz. Im bardziej Cronos jest rasowym survivalem – jak podczas świetnych sekwencji w szpitalu – tym trudniej oderwać się od kontrolera.


Mimo tych mankamentów, Bloober Team umacnia swoją pozycję jako światowego mistrza horrorów. Kraków gra w globalnej pierwszej lidze. Cronos: The New Dawn to gra od której trudno się oderwać. Intryguje fabularnie, serwuje świetny klimat i oferuje walkę stanowiącą przyjemną, integralną część przygody. Trzymam kciuki za sequel.
Największe zalety:
- Klimat Polski oraz Nowej Huty w czasach późnego PRL-u
- Fuzja otoczenia i przeciwników w spójne, niebezpieczne środowisko
- Czuć, iż Bloober Team ma ambicje odświeżania całego gatunku
- Postać Podróżniczki, projekt i głos głównej bohaterki
- Rozsądny rozwój bohatera, zdobywanie zasobów i sekretne lokacje
- Bardzo, bardzo dobre audio (na porządnych słuchawkach)
- Po kilku godzinach walka zaczyna dawać sporo frajdy
- Sekwencje w szpitalu. Absolutny peak kondycji Polaków
Największe wady:
- Manipulacja czasem i przestrzenią to zbędne, budżetowe dodatki
- Przez pierwsze godziny gra nie zachwyca. Za mały arsenał, prosta walka
- Przeciwnicy są mało zróżnicowani, zwłaszcza pod kątem designu
- Brakuje naprawdę unikalnych, ciekawych bossów
- Mechanika fuzji bestii czasem nie działa, jak powinna
- Babole techniczne: wczytywanie tekstur, optymalizacja na konsoli
Ocena recenzenta: 8/10
Cronos: The New Dawn to Dead Space, na jakie czekaliśmy latami. Nie jest to najlepsza gra polskich mistrzów horroru, ale ma miejsce w TOP3.