Czekaliście na to, prawda? Ja też, choćby bardzo. Do tego stopnia, iż choćby będąc w pracy, słyszę w głowie muzykę z Kiowosadu. Uzależnienie, ekscytacja i chęć na więcej. Przed Wami, mam nadzieję, treściwa i interesująca recenzja produkcji Blizzarda, w której córka Mefista, Pana Nienawiści, kochanka archanioła Inariusa – Lilith, stąpa po Sanktuarium. Już na wstępie dodam, iż zrecenzowanie gry w pełni zajęłoby mi jakieś… jeszcze kilka dobrych tygodni.
Diablo IV to czwarta odsłona kultowego cyklu gier z gatunku hack’n’slash. Można spekulować, iż piąta, o ile ktoś weźmie pod uwagę Diablo Immortal wydane głównie z myślą o graczach mobilnych. Produkcję opracowało oczywiście studio Blizzard Entertainment, którzy są autorami poprzednich części serii. Gracze wybierają jedną spośród kilku dostępnych klas postaci, a następnie wyruszają w długą podróż, by walczyć z hordami potworów. Gra zdecydowanie powróciła do swojego bardzo mrocznego klimatu znanego nam z pierwszych dwóch odsłon, nie tylko pod względem graficznym, ale również dźwiękowym. Nowością okazuje się fakt dużego nacisku na aspekt gry sieciowej z innymi graczami. Tytuł swoją oficjalną premierę miał 6 czerwca 2023 na konsolach PlayStation 4, PlayStation 5, Xbox One oraz Xbox Series.
Gra dostępna jest w trzech wersjach: standardowej, Digital Deluxe Edition oraz Ultimate Edition. DDE zawiera wszystko to, co standardowe wydanie gry, a do tego gracze otrzymają Wierzchowca Pokusę, Pancerz Piekielna Skorupa dla wierzchowca i odblokowanie sezonowego Karnetu Bojowego.
Ultimate Edition zawiera natomiast wszystkie bonusy z edycji standardowej oraz Digital Deluxe Edition, a kupujący otrzymają także emotkę Skrzydła Stworzyciela oraz przyspieszone odblokowanie sezonowego Karnetu Bojowego. To z kolei zawiera odblokowanie sezonowego Karnetu Bojowego Premium oraz 20 pominięć poziomów i element ozdobny.
W przypadku powyższych dwóch wersji zakupionych w przedsprzedaży, gracze mogli cieszyć się rozgrywką już od 2 czerwca 2023.
We trzech kroczą…
W chwili pisania tej recenzji w uszach brzmi soundtrack z Diablo IV, który jeszcze bardziej pozwala czuć mi ten klimat, choćby w chwili, gdy konsola odpoczywa. Znajdziecie go tutaj. Pierwszy zwiastun otrzymaliśmy już 3 lata temu i oczekiwania graczy były wręcz ogromne. Każdy chciał mrocznego klimatu doskonale znanego z części pierwszej oraz drugiej, a po otrzymaniu Diablo III i Immortala, nastroje były, krótko mówiąc, średnie, a opinia o firmie drastycznie niska. Trzeba było wstać z kolan i zakasać rękawy. Tak też właśnie się stało.
W Otchłani szukam wybawienia.
We trzech kroczą,
Moc trzech drogę otwiera
Przez krew ochotników.
Wróć, gdzie Twój dom.
Chwała córze nienawiści!
Stworzycielce sanktuarium!
Chwała Lilith…
Kultowa seria swój ogromny, światowy rozgłos niezaprzeczalnie zawdzięcza drugiej odsłonie, która pojawiła się w 2000 roku. Po 23 latach od tego sukcesu otrzymaliśmy część czwartą, która sprzedała się najszybciej w historii Blizzarda i zdobyła uznanie wielu fanów, recenzentów i krytyków. Tak musiało się stać, w końcu Diablo III (choć nie powiem, lubię czasem odpalić jeszcze), nie zebrało wielu pochwał. Teraz mamy do czynienia z Diablo IV, które pochłonie graczy do Sanktuarium na kilkadziesiąt, a raczej kilkaset godzin.
Fabuła Diablo IV
Najważniejszym aspektem serii jest niezastąpiona, doskonale napisana linia fabularna. Cinematici są genialne i bardzo proszę, by ktoś zrobił z całej historii serii fenomenalny serial. o ile dobrze pamiętacie i znacie serię (z jej wzlotami i upadkami), po zniszczeniu Czarnego Kamienia Dusz, pokonaniu Najwyższego Zła i upadku Maltaela (Anioła Śmierci), wszyscy mieszkańcy Sanktuarium zmagają się z ciężkimi czasami i próbą odbudowy zniszczeń. Kiedy pozory normalnego życia zaczęły się ukazywać, w oddali zrodziło się zagrożenie stare jak samo istnienie Ziemi.
Historia Diablo IV toczy się jakieś pięćdziesiąt lat po wydarzeniach z Diablo III: Reaper of Souls. Tam wymordowano miliony istnień przez działania Niebios i Płonących Piekieł, a imię Lilith słychać w szeptach każdego zakamarku świata. Oczywiście jakiej postaci byśmy nie wybrali, jesteśmy uwikłani w całą historię całkiem z przypadku i udajemy się w podróż za śladami Lilith po Sanktuarium. Będziemy świadkami sporu pomiędzy Inariusem i Lilith. Zobaczymy doskonale nam znane z poprzednich części Siły Zła, a w tle naszej wyprawy rozgrywać się będą losy pozostałych przy życiu Horadrimów, których zostało już niewielu.
Czy po wkroczeniu do świata Diablo IV jest zbyt kolorowo?
Nie sądzę i powiedziałam, co o tym myślę, pisząc recenzję z testów beta. W ogólnym rozrachunku można naprawdę poczuć klimat doskonale nam znany z Diablo II, choćby jeżeli ktoś uważa, iż jest nie do zastąpienia. W grze jest mrocznie, ponuro, krainy są owiane tajemniczością. Pod pewnymi aspektami znajdą się mocne powiązania z dwójką – choćby dla przykładu dźwięk mikstury leczenia. Po kilkunastu godzinach rozgrywki znajdziecie tych powiązań jeszcze więcej, natomiast nie będę Wam psuć tej zabawy, o ile jeszcze nie rozpoczęliście swojej przygody. Kolorowa nie jest również sama fabuła, w której tętni od ilości przeciwników i wymagających walk.
Kampanię skończyłam w 31 godzin. W pewnym momencie, na szczęście, zorientowałam się, iż misje poboczne warto zostawić na później. Kampania jest wyposażona w ogrom dialogów, scen i treści, okraszonych w doskonałe głosy polskich osobistości, m.in. Piotra Fronczewskiego, Jakuba Wieczorka czy też Piotra Grabowskiego. Jak, z wykorzystaniem takich głosów, świat w Diablo może być kolorowy i przyjemny? No dobrze, głos Lilith (Danuta Stenka) mógłby być nieco mroczniejszy.
Co można po krótce powiedzieć o Kampanii? Że jest dosyć długa, to z całą pewnością. Poruszanie się bez konia po ogromnej mapie (przed odblokowaniem wszystkich punktów nawigacyjnych) trwa całą wieczność. Sam Akt I pochłania nas na dłużej. Zakończenie? Rozczarowujące, jednak nieco obiecujące… ciąg dalszy?
Ogromny świat z jeszcze większą ilością aktywności
Nikt, dosłownie nikt, po zakończeniu Kampanii nie będzie się nudził. Wręcz nie wiadomo, od czego zacząć w pierwszej kolejności. To otwarty świat, którego skali chyba nikt się nie spodziewał. Idealny dla graczy uwielbiających eksplorację milimetr po milimetrze. Zostało mi jeszcze trochę miejsc do odkrycia, cierpliwości. Mam dopiero 50 godzin w grze. Każda dostępna kraina się od siebie różni. Deweloperzy Blizzarda nie zrobili roboty ot tak, żeby była – widać ich ogrom pracy w każdym, najmniejszym detalu. Od bagien i deszczu, po wydmy i śnieg bez względu na porę dnia. W każdym dostępnym regionie znajdziemy małą osadę z mieszkańcami. No i każdy, niemal każdy ma coś do powiedzenia.
Szkoda tylko, iż w niektórych miejscach na mapie nie znajdziemy żadnego przeciwnika przez dłuższy czas. Sprawia to, iż podróż przed odblokowaniem posiadania konia, jest nudna i nużąca. Koń zaś pojawia się późno, więc trzeba ten czas bez niego po prostu przeżyć. Jest fajnym rozwiązaniem i nieco jego styl pojawienia się przypomina mi Albiona. Z drugiej strony niekiedy można spotkać całą masę demonicznych stworzeń i zacząć się zastanawiać, które wybić w pierwszej kolejności. Fajniej by było, gdyby ich obecność była nieco bardziej zoptymalizowana pod kątem liczebności.
To, co muszę bardzo pochwalić to praca kamery. Widzimy jej pracę, kiedy wchodzimy postacią wyżej, a kiedy niżej. Kamera obraca się, kiedy perspektywa się zmienia. Oddala się w odpowiednich momentach. Są również punkty widokowe, które wcześniej widziałam już w Wolcenie. No i oczywiście, w Diablo IV nasza postać się wspina, przeskakuje, kuca, a choćby przesuwa się po linie! Tego w trójce nie mieliśmy i jest to po prostu świetne.
Endgame w Diablo IV
Uwierzcie mi, iż po skończeniu Kampanii zabawa w Diablo IV dopiero się zaczyna. W naprawdę wielu przypadkach gra solo może irytować. Niekiedy choćby ja zmieniałam rangę świata, by móc ukończyć zadanie. W końcu najnowsza produkcja Blizzarda nastawiona jest na grę zespołową, a ta prezentuje się naprawdę bardzo dobrze. Niestety można zauważyć pewną powtarzalność dungeonów, która w pewnym momencie może doprowadzić do tego, iż zaczniecie grać w grę z zamkniętymi oczami, znając na pamięć powielające się schematy.
Endgame jest pełen wydarzeń. Od starć z Bossami Świata, Piekielnych Przypływów, przez Nadciągające Legiony, po Twierdze i na zadaniach Drzewa Szeptów kończąc. Nie zapominajmy oczywiście o lochach, w których zdobędziemy aspekty do Kodeksu Mocy oraz o zadaniach pobocznych, które ciągle się pojawiają. Przypomnę również, iż sezon pierwszy ma się pojawić w połowie lipca. O odkrywaniu ołtarzy Lilith, zwiedzaniu krain, wykonywaniu wydarzeń w pobliżu i arenie PvP (Pola Nienawiści) nie mogę zapomnieć. Niektóre z aktywności są dostępne dopiero po osiągnięciu odpowiedniego poziomu postaci oraz po odblokowaniu wyższej rangi świata. Jedynie szkoda, iż trofea są tak nieliczne, w tak rozbudowanej grze.
Twoja postać musi być najlepsza
W niektórych przypadkach można to sobie tak tłumaczyć. Dostępnych mamy 5 klas postaci i każda z nich ma swoje wierne grono fanów na całym świecie. Twórcy do dyspozycji oddali nam: Barbarzyńcę, Łotra, Nekromantę, Czarodziejkę oraz Druida. Każdą wybraną postać możemy oczywiście edytować i stworzyć w ten sposób swojego charakterystycznego, niemal nieśmiertelnego wojownika. Opcji customizacji jest kilka i są całkiem ciekawym dodatkiem. Sylwetka naszego bohatera będzie się pojawiała w wielu scenach związanych z fabułą.
Rozwój postaci
Takiego jeszcze nie było. Do dyspozycji otrzymujemy piętrowe drzewko umiejętności, na którym musimy odblokowywać kolejne szczebelki wraz ze zdobywaniem kolejnych poziomów postaci. Sama wielokrotnie zmieniałam przypisane umiejętności u swojego Barbarzyńcy, by znaleźć układ odpowiedni dla stylu gry, jaki mi pasuje. Tak, dobrze przeczytaliście – drzewko umiejętności można resetować i przypisywać kilkukrotnie punkty od nowa. Sam endgame i osiągnięcie poziomu 50 odblokowuje punkty mistrzowskie. zwykle był to jeden punkt na zdobyty poziom. Tym razem jeden poziom wyżej to aż 4 takie punkty odblokowywane sukcesywnie!
Wyposażenie oczywiście również możemy modyfikować, ulepszać i dodawać miejsca na specjalne klejnoty wzmacniające, które są nam doskonale znane w tej serii. Ulepszamy je również dzięki potężnych Aspektów, sprawiając, iż postać jest wręcz „nie do zajechania”. Czasem się zdarzy, iż jakaś legendarka jest słabsza od tego, co już posiadam lub niekoniecznie współgra z moimi przypisanymi umiejętnościami. Kiedyś jednak z pewnością osiągnę to, na czym u mojego Barba mi zależy po przebudowaniu jego umiejętności (zrobiłam to 5 razy i teraz choćby nie ma on nic wspólnego z tekstem, który tutaj ostatnio opublikowałam). Wczoraj udało się mi osiągnąć poziom 50 postaci, więc przed nami kawał drogi.
Gra ze znajomymi, czyli nowe oblicze Diablo IV
Coś, czego wszyscy się obawiali i co jeszcze przed premierą gry podzieliło graczy na dwa obozy. Obawy podparte były samym faktem istnienia Diablo Immortal i nikogo to nie dziwiło. Diablo IV niestety nie oferuje rozgrywki offline, więc by wejść do Sanktuarium, zawsze musimy mieć połączenie z siecią. W mojej opinii nie zgodzę się z opiniami, z którymi nie raz się spotkałam, iż tego typu posunięcie zabija klimat gry i oni wszyscy to chcą tak jak w Diablo II. Ok, kupcie, pobierzcie, zainstalujcie z płyty i w nie grajcie, a do rozgrywki w tegorocznej produkcji nikt Was nie zmusza. Albo stawiamy krok do przodu i rozwijamy branżę, wprowadzając nowe rozwiązania, albo się cofamy i taplamy w starych, oklepanych schematach, bo to przecież znakomita nostalgia i wszystko, co nowe ma być jak stare.
Wspólne eventy czy też wykonywanie zadań, w których sami sobie nie radzimy, to doskonała okazja do gry w drużynie. Maksymalnie możemy stworzyć czteroosobową drużynę i to w zupełności wystarcza. Ponadto to rozwiązanie naprawdę się sprawdza i sama rozgrywka ze znajomymi jest bardzo przyjemna. Nic tak nie cieszy, jak wspólna euforia z pokonania bossa świata i narzekanie, iż owszem, legendarki wypadają, ale głównie pierścienie i amulety. Choć czasem postać się zlaguje, albo nagle przeskoczy w inne miejsce, to proszę Was o odrobinę wyrozumiałości. W Diablo IV gra cała horda graczy z całego świata, na różnych konsolach i komputerach, więc są chwile, których choćby otwarte beta testy nie były w stanie zweryfikować.
Teraz możecie pozdrowić Konrada, naszego Pana i Władcę serwisu, który zaprosił mnie do eventu z powyższym World Bossem. Z góry informuję, iż na lewej ręce odpoczywał mój czarny kot, który co zmiana pozycji – odpalał mi mapę, ocierając się o pada.
Ta grafika, ten dźwięk, te sceny
Owszem, jestem zachwycona cut-scenkami obecnymi w trakcie przemierzania kampanii. Przejście do wspomnień poprzez pojawienie się płatków róż, a następnie krocząca Lilith – za każdym razem przechodziły mnie ciarki. Mogę się zachwycać tym bez końca, choćby nie biorąc pod uwagę, iż w poprzednich częściach Diablo również spędziłam sporo swojego życia. Charakterystyczna ścieżka dźwiękowa, w której często słychać chór i skrzypce, to rewelacyjne uzupełnienie tego, co czeka na nas w Sanktuarium. To miało ze sobą współgrać i tak też jest.
W temacie grafiki pozostając, pozwolę sobie przypomnieć, iż w grze dostępny jest Sklep. Oficjalnie są w nim wyłącznie skórki, które nie zapewniają nikomu przewagi nad innymi graczami. Miejmy nadzieję, iż w przyszłości Blizzard nie zmieni tego postanowienia i pozostanie tak, jak jest do tej pory – bo jest bardziej sprawiedliwie i to mi odpowiada.
Podsumowanie Diablo IV
Zachwycać się mogę i nikt mi nie zabroni. Nie oznacza to jednak, iż nie widzę kilku wad w całej produkcji. Diablo IV od Blizzard Entertainment to gra, na którą czekałam i tytuł, który spełnił moje oczekiwania wizualnie, dźwiękowo oraz fabularnie. Przemierzanie ogromnej mapy z masą zadań do wykonania to czysta przyjemność. Gra z innymi działa bardzo dobrze i wydaje mi się, iż po czasie wszyscy się do niej przekonają. Owszem, fabuła jest bardzo długa, mapę pieszo przechodzi się jeszcze dłużej. Nie przeszkadza to jednak w dalszej zabawie, a ta jest znakomita.
Każda z postaci da Wam ogromną satysfakcję, w zależności od tego, jaki sposób walki jest Wam najbliższy. Do tego możliwość żonglowania umiejętnościami do momentu, w którym znajdziemy ten odpowiedni build, jest doskonałym posunięciem. Od oficjalnej premiery minęło kilka dni, a już wiadomo, iż są przygotowane nowe treści do gry. Głęboko wierzę, iż Diablo IV będzie tętniło życiem jeszcze przez wiele długich lat, bo wciąga tak jak za starych, dobrych czasów. Czy to nie tego właśnie chcieliśmy od tej produkcji?
Kod recenzencki do Diablo IV otrzymaliśmy od Cenega Polska. Dziękujemy!