Recenzja: Emio: The Smiling Man – Famicom Detective Club [Nintendo Switch]

5 dni temu
Zdjęcie: Recenzja: Emio: The Smiling Man – Famicom Detective Club [Nintendo Switch]


Teraz zabawimy się trochę w detektywów (młodych detektywów), którzy z ramienia biura detektywistycznego dołączają do śledztwa. W okolicy doszło do morderstwa. Charakterystyczna okazuje się torba z uśmiechem nałożona na głowę ofiary. Brzmi strasznie, prawda? Naszym zadaniem jest dążenie do rozwiązania. Na Nintendo Switch pojawia się właśnie Emio: The Smiling Man – Famicom Detective Club.

Emio: The Smiling Man – Famicom Detective Club to już tak naprawdę trzecia część serii mrocznych przygodówek od Nintendo. Seria ta rozpoczęła się w 1988 roku. W najnowszej odsłonie wcielamy się w asystenta detektywa tropiącego mordercę, który zakłada ofiarom na głowy papierowe torby z rysunkami uśmiechniętych twarzy. Nad historią czuwał Yoshio Sakamoto – autor scenariuszy do dwóch poprzednich części serii – The Missing Heir oraz The Girl Who Stands Behind. Smiling Man to tytułowy antybohater miejskiej legendy, a naszym zadaniem jest sprawne rozwikłanie zagadki, kim on jest. Premiera na przenośnych konsolach Nintendo odbyła się 29 sierpnia 2024.

Kryminalna fabuła

W mrocznym świecie, gdzie tajemnica i śmierć splatają się ze sobą, detektyw Shunsuke Utsugi i jego asystent stają przed nowym wyzwaniem. Oczywiście tym asystentem stajemy się my, jakby inaczej. Kiedy odnalezione zostaje ciało studenta, brutalnie zamordowanego w identyczny sposób jak ofiary sprzed lat, Utsugi i jego zespół wkraczają do akcji. Jakie jest zatem dokładnie nasze zadanie? Rozwikłać zagadkę serii niewyjaśnionych zabójstw sprzed 18 lat i odkryć tożsamość mordercy. Zapowiedź brzmi intrygująco, morderczo i intensywnie.

W tej mrocznej podróży, oprócz detektywa i jego asystenta, spotykamy również inne postaci znane z poprzednich części serii. Ayumi Tachibana, która czasami przejmuje kontrolę nad akcją, dołącza do śledztwa, dodając do niego swój unikalny wkład. jeżeli nie mieliście okazji grać we wcześniejsze tytuły, nic się nie stało. Sama nie miałam takiej okazji. W fabułę się wciągnęłam, choć nie obyło się bez kilku elementów, które średnio mi odpowiadają.

Czytaj lub słuchaj i… klikaj

Emio: The Smiling Man – Famicom Detective Club to kolejna odsłona serii, która kontynuuje tradycję detektywistycznych przygód. Gracze wcielają się w śledczego, którego zadaniem jest rozwiązanie zagadki kryminalnej. Podczas gry eksplorujemy różnorodne lokacje, badamy miejsca zbrodni, zbieramy dowody i rozmawiamy z postaciami, które mogą dostarczyć cennych informacji i wskazówek. Przy tym całość polega na czytaniu, zapamiętywaniu informacji (czego ja czasem nie robiłam), rozmyślaniach i zadawaniu pytań, by następnie zebrać najważniejsze informacje w notesiku i kontynuować śledztwo.

W tym momencie niektórzy gracze mogą spotkać się z dużą barierą. Postacie wypowiadające się w języku japońskim, kiedy korzystamy z napisów angielskich. Oczywiście możemy nieco pozmieniać to w ustawieniach, choć polskiego języka ta nie znajdziemy. To chwilami może okazać się poważniejszym problemem, ze względu na wykorzystywane w śledztwie słownictwo. Nie wszystkie słówka po angielsku musimy znać, a tym samym podczas udzielania odpowiedzi w opcji z wyborami możemy udzielić ich po prostu źle, nie rozumiejąc kontekstu.

Detektywistyczne, długie łamigłówki

Historia w Emio: The Smiling Man rozwija się naprawdę bardzo powoli, stopniowo ujawniając prawdę w 11 rozdziałach i ok. 12 godzinach rozgrywki. Choć niektóre zagadki pozostają nierozwiązane aż do epilogu, co znacznie w ostatecznym rachunku spowalnia tempo narracji, gra stara się wprowadzić element interaktywności. Po każdym rozdziale pojawia się quiz, który sprawdza, czy gracz uważnie śledził fabułę i dialogi. To miły dodatek, który zachęca do aktywnego uczestnictwa w grze i pomaga lepiej wczuć się w rolę detektywa. Niestety ze względu na ilość kwestii dialogowych, konieczność żonglowania pomiędzy zadawaniem pytań, rozmyślaniem, a przeglądaniem otoczenia, wiele rzeczy mi umykało. Przyznaję, iż im dłużej napotkane postacie się wypowiadały, tym częściej po prostu klikałam dalej, by to przyspieszyć. Tym samym pojawiał się problem właśnie na podsumowaniach, związany już nie tylko z barierą językową, ale samą dynamiką rozgrywki.

Na samym początku zamysł produkcji bardzo mi się spodobał, a pomysł na mordercę pozostawiającego po sobie torbę z uśmiechem wydał się mi niezwykle intrygujący. Niestety czasowe rozwodnienie tematu sprawiło, iż pierwsze wrażenie gwałtownie minęło. Na dodatek, podczas kilku 'retrospekcji” gar sama się przeklikała i nie wiedziałam z tego nic. Myślałam na początku, iż to problem z joyconami, ale chyba jednak gra sama postanowiła być szybsza. Zdarzyło się tak na szczęście tylko dwa razy. Pomimo tego, iż gra nie wymaga połączenia konsoli z Internetem, do jej uruchomienia Internet jest wymagany. Odkryłam to, kiedy okazało się, iż w nowym domu jest awaria światłowodu i Internetu… ni ma.

Jak wygląda nasz panel dowodzenia?

Panel dialogowy jest zwyczajnie… nudy i nieintuicyjny. Same rozmowy prowadzone podczas naszego kryminalnego śledztwa są podzielone na kategorie, które nie dają pełnego obrazu dostępnych opcji. Trzeba klikać w te same kategorie wielokrotnie, żeby odkryć wszystkie potrzebne dialogi, co po chwili staje się niesamowicie irytujące. I tak oto skaczemy pomiędzy zadawaniem pytań, myśleniem, słuchaniem otroczenia, ponownym zadawaniem pytań, zwracaniem uwagi na twarz i tak w kółko. Chwilami przez dobre kilkanaście minut. Często klikałam, co popadnie, bo nie wiedziałam, co mam dalej robić.

Jedna z możliwości naszego bohatera – detektywa to opcja „Myślenia”, która jest z lekka skomplikowana. Zamiast pozwolić na samodzielne rozmyślania i rozwiązywanie zagadek, musimy wywołać je u protagonisty, by ten w następstwie pomyślał za nas i podał nam rozwiązanie. Sprawia to wrażenie, iż gra jest sztucznie przedłużona i wiele opcji wykonuje „na około”. No bo przecież „Na około zawsze bliżej”. Po godzinie rozgrywki można się w pewnym momencie naprawdę zniechęcić do dalszego poszukiwania poszlak. Jedyne, co pchnie graczy do kontynuowania rozgrywki, to po prostu chęć poznania rozwiązania zagadki.

Od strony graficznej słów kilka

Emio: The Smiling Man to produkcja w typie Visual Novel, która wyróżnia się na tle innych podobnych tytułów dzięki wyjątkowej dbałości o detale. Choć nie znajdziemy tu rewolucyjnych rozwiązań, które sprawią, iż zaczniemy się zastanawiać, czy to jeszcze gra, tytuł oferuje fajne, dynamiczne tła, podstawowy ruch postaci i animacje. Całości nadaje to na całe szczęście pewnej dynamiki, ponieważ przy samym przetwarzaniu informacji z obrazka można by się zanudzić. Same tła są naprawdę pięknie wykonane, zaskakują tym samym szczegółowością i przemyślaną kolorystyką, jak to w produkcjach japońskich ma miejsce. Choć gra ma również swoją ścieżkę dźwiękową, po kilku minutach postanowiłam ją wyłączyć w ustawieniach. To ciągła, melancholijna a melodia, która tak naprawdę nie wnosi nic do prowadzonego przez nas śledztwa.

Podsumowanie

Emio: The Smiling Man, pomimo historii z wielkim potencjałem, niestety została „uszkodzona” nieudanym interfejsem, który pozbawia grę atrakcyjności. Zamiast zachęcać do gry, wygląda on na przestarzały, co wywołuje mieszane uczucia. Weźmy do tego sztuczne przedłużanie rozgrywki koniecznością przeskakiwania pomiędzy wykonywanymi interakcjami i barierę językową. Ta niestety jest nie do przeskoczenia i jeżeli jakiś młodszy gracz będzie chciał w niej spróbować swoich sił, odbije się od trudniejszych, angielskich słówek. Jako historia kryminalna pewnie na długo zapamiętam pomysł z mordercą pozostawiającym po sobie wizytówkę w postaci torby z narysowanym uśmiechem. Dużo czytania i zapamiętywania w towarzystwie całkiem ładnie wykonanej grafiki.

Kod recenzencki do gry Emio: The Smiling Man – Famicom Detective Club dostarczył ConQuest Entertainment – oficjalny dystrybutor Nintendo w Polsce.

Idź do oryginalnego materiału