Recenzja: Final Fantasy Pixel Remaster (PS5/PS4)

1 rok temu
Zdjęcie: Recenzja: Final Fantasy Pixel Remaster (PS5/PS4)


Powrót do uwielbianej przez siebie klasyki nie należy nigdy do łatwych. Najczęściej przemawia przez nas nostalgia i wyimaginowany obraz danego dzieła, a nie to jakim było naprawdę. Są jednak wyjątki. Twory słusznie okrzyknięte z czasem kultowymi. Do takich niewątpliwie zaliczają się niektóre odsłony Final Fantasy. Ale powiem wam szeptem… obcowanie z legendą wcale nie jest łatwiejsze.

W końcu się doczekaliśmy i Final Fantasy Pixel Remaster trafiło na większe konsole. Ta niezwykła kompilacja sześciu pierwszych odsłon legendarnego jRPG stanowi prawdziwą ucztę dla koneserów gatunku. Nie bójmy się tego powiedzieć, jeszcze zanim zaczniemy dogłębną analizę. jeżeli kochacie pikselowe gry i jesteście fanami japońskiej szkoły, to wręcz musicie zainwestować swoje pieniądze w kolekcję. Co prawda cena, jak to na Square-Enix, nie należy do najniższych, ale tak po prawdzie czas poświęcony na każdą z części z nawiązką rekompensuje przelane nań złotówki.

Przyznam bez bicia, iż obawiałem się premiery tej kompilacji. Wydanie na urządzenia mobilne doczekało się kilku kontrowersyjnych wyborów twórców, z którymi fanom było nie po drodze. Jak chociażby felerne czcionki czy zmiany graficzne całkowicie niwelujące czar starych „fajnali”. Na szczęście kwadratowi poszli po rozum do głowy i wydając kolekcję na konsole, postanowili zrobić to niemal w niezmienionej formie. Niemal – jest tu słowem kluczem, bo mikroskopijnych zmian poprawiających jakość zabawy jest tu więcej niż to widać na pierwszy rzut oka, a jako, iż diabeł tkwi w szczegółach…

Więcej expa!

Wybór. Ten w wielu kwestiach pozostawiony został graczom i chwała twórcom za możliwości, które dają nam te niepozorne remastery. W każdej odsłonie kolekcji sami możemy zdecydować czy postacie „przemówią” do nas w klasycznej, czy może bardziej wymuskanej czcionce. Nie da się ukryć, iż tu klasyka sprawdza się o niebo lepiej i utrzymuje spójność z resztą przekazu. Następnie gry dają nam możliwość dowolnego przechodzenia pomiędzy dwiema ścieżkami dźwiękowymi. Choć uwielbiam klasyczne utwory, to muszę przyznać, iż więcej czasu spędziłem słuchając nowszych aranżacji. Sama możliwość porównywania ich w czasie rzeczywistym sprawiła, iż w każdej z lokacji spędzałem więcej czasu niż początkowo zamierzałem. Powiadam wam, sekwencja w operze w szóstej odsłonie z pełnym udźwiękowieniem jest czystą poezją.

Dla osób, które już kiedyś ukończyły gry lub dla tych, którzy zwyczajnie nie chcą już tak się męczyć – bo, powiedzmy sobie szczerze, stare części miały sporo grindu – twórcy przygotowali szereg usprawnień. Między innymi możemy całkowicie zrezygnować z losowych walk. Opcja ta jednak, przyznaję, sprawdza się najlepiej gdy mamy wszelkiej maści „czasówki” i musimy się śpieszyć. W przeciwnym razie, jeżeli jesteście kolekcjonerami i zbieraczami, niestety możecie ominąć kilka miejsc w bestiariuszu. Ot ponownie kwestia wyboru. Bardzo dobrą opcją jest natomiast zwiększenie otrzymywanego doświadczenia. Co ciekawe, wzrost x4 nie jest wcale znów aż tak przesadzony i zwyczajnie potrafi oszczędzić mnóstwo czasu. Jednak miejscami i tak będziecie musieli chwilę podszkolić drużynę. Zwłaszcza przed potężnymi bossami lub opcjonalnymi przeciwnikami. Tak czy inaczej, to naprawdę dobra opcja jeżeli szanujecie swój czas lub zwyczajnie kiedyś ukończyliście te gry i chcecie je sobie tylko przypomnieć.

Diabeł tkwi w szczegółach

To bynajmniej nie koniec. Osoby, które obcowały już z tytułami w przeszłości gwałtownie dojrzą drobne, ale niesamowicie usprawniające rozgrywkę szczegóły. od dzisiaj każda lokacja posiada stosowną mapkę, na której widoczne są chociażby skrzynki. Możecie zatem zapomnieć o błądzeniu po ślepych zaułkach. Jeszcze lepiej przedstawia się sprawa w miastach. Tu na mapce zaznaczone zostały wszystkie najważniejsze budynki takie jak pub czy sklepy. Zabawy z eksploracji to nie odbiera wcale, bo miejsca te i tak skrywają wiele sekretów. Jednakże dzięki tak prostemu zabiegowi nie musimy już błądzić, co niekiedy w starszych grach było zwyczajnie irytujące. Bardzo spodobały mi się też niewielkie graficzne ozdobniki. Za przykład niech posłużą odpowiednie kolory przy ramce z imieniem danego bohatera. Wszystkie one sprawiają, iż tytuły są bardziej przejrzyste. Prawdziwi koneserzy ucieszą się także z opcji dodania własnych imion postaci w pierwszych odsłonach serii. Do tej pory wydania europejskie były tego pozbawione. od dzisiaj jednak nic nie stoi na przeszkodzie, by zagrać kanoniczną, odpowiednio nazwaną drużyną. Niektórych może to śmieszyć, ale prawdopodobnie te osoby nie zdają sobie choćby sprawy dla ilu graczy są to ważne kwestie.

Co dokładnie otrzymujemy w pakiecie? Sześć pikselowych, klasycznych odsłon Final Fantasy, a więc w nasze łapki wpada kawał historii gatunku RPG. Co prawda złośliwi powiedzą, iż prawdziwe fabuły rozpoczęły się dopiero od części czwartej. Częściowo będą oni mieli rację. Nie da się bowiem ukryć, iż to właśnie czwarta część całkowicie odmieniła obraz serii. Jednak będę bronił honoru pierwszych trzech odsłon, bo po prawdzie te historie nie są znów jakoś straszne. Nieco klasyczne, może i sztampowe, ale należy pamiętać, iż są to tytuły, które między innymi przyczyniły się od odmienienia całego gatunku. A i nowsi gracze zdecydowanie powinni zagrać chociażby w pierwszą część jeżeli dane było im obcować ze Stranger of Paradise. Swoją drogą to bardzo niesłusznie niedoceniana odsłona.

Final Fantasy – ponadczasowa przygoda

Trzymamy więc w dłoniach nie tyle gry, co prawdziwą historię lub wehikuł czasu jak kto woli. Co jednak najlepsze, powróciwszy do tych odsłon uzmysłowiłem sobie, iż nie straciły one kompletnie na swojej jakości czy przekazie. Dwuwymiarowe tła oraz sprite’y bohaterów przez cały czas cieszą oczy. Twórcy poza poprawieniem niektórych efektów i oczywiście zwiększeniem rozdzielczości postanowili zachować oryginalny styl i chwała im za to. Ale także poszczególne sceny tak jak łapały kiedyś, tak przez cały czas potrafią złapać za serducho. Ich przekaz jest zwyczajnie ponadczasowy. To historie, w których wir łatwo wpadamy, a następnie przeżywamy z bohaterami zarówno szczęśliwe jak i smutne chwile. Śmiem choćby twierdzić, iż gry te w pewien sposób są czyste i nieskalane jak wiele nowych tytułów przez liczne polityczne zabiegi. Ale też pochodzą z czasów, gdy chodziło głównie o rozrywkę i przeżywanie emocji. Tego w Final Fantasy Pixel Remaster wam nie zabraknie. Oczywiście jeżeli tylko nie odstrasza was pikselowa oprawa. Kolekcja stanowi niezwykłą podróż i wspaniałą przygodę. Jedną z tych, o których będziecie pamiętali do końca życia. Czy można chcieć czegoś więcej?

Kod recenzencki dostarczyła Cenega.
Idź do oryginalnego materiału