Recenzja: Happy Funland [PS VR2]

8 miesięcy temu
Zdjęcie: Recenzja: Happy Funland [PS VR2]


Gogle PlayStation VR2 dostały nową grę – Happy Funland. Czy rozgrywka wciąga i przekonuje do wirtualnej rzeczywistości? Dowiecie się tego z niniejszej recenzji.

Na pewno niejeden z naszych czytelników lubi parki rozrywki – nie sądzę jednak, abyście chcieli odwiedzić Happy Funland. Bynajmniej nie dlatego, iż to zła gra – co to, to nie. Jednakże tematyka placówki jest dość… specyficzna. Tyle tytułem wstępu. Zobaczmy, z czym mamy do czynienia, sięgając po tę produkcję.

Fabuła

Opowieść, jaką serwuje nam studio Spectral Illusions bez wątpienia nie należy do najbardziej zawiłych. Wcielamy się w postać, którą poznajemy na bagnach. Po zrobieniu kilku kroków spotkamy tajemniczego jegomościa – Larry’ego. Po rozmowie z nim okazuje się, iż powinniśmy udać się do lokalnej atrakcji – tytułowego Happy Funland. Motywacje naszego bohatera nie są w mojej ocenie wiarygodne i od razu widać, iż historia nie była oczkiem w głowie wspomnianego wcześniej studia. Występuje w niej pod koniec pewien zwrot akcji, ale muszę przyznać, iż do tego momentu historia tak bardzo mnie znudziła, iż zwrot ten nie wywarł na mnie żadnego wrażenia. Na pewno nie będziecie zakładać gogli, aby poznać fabułę. Naturalnie nie zamierzam i tak wchodzić w szczegóły na temat opowieści. Pozwolę sobie natomiast skorzystać z jej oficjalnego opisu:

Przed spotkaniem z nieznajomym o imieniu Larry pośrodku bagien południowej Florydy nie zdarzyło ci się słyszeć o wesołym miasteczku HappyFunland ani jego tragicznej historii. Być może wiedząc o makabrycznych wydarzeniach, które miały tam miejsce, nie przeszło by ci przez myśl, by zgodzić się na tę pracę!

Przemierzaj opuszczone ruiny i odkrywaj mroczne sekrety wesołego miasteczka HappyFunland Morta Grisly’ego, domu maskotki Randy Rodent!

Udaj się w rejs statkiem pirackim na przejażdżce „Grabieżcy z wysp tropikalnych”!

Najedz się strachu za sprawą przerażających duchów w nawiedzonym domu „Grisly Manor”.

Zafunduj sobie przejażdżkę pogrzaną niczym bobki na asfalcie, wsiadając do kolejki „Szajbnięta przygoda wściekłej wiewióry”!

Wypróbuj „Mały, straszny świat” i poczuj nieskrępowaną radość!

Te i wiele innych atrakcji już czeka na bramami HappyFunland! Najradośniejsze i najfajniejsze wesołe miasteczko południowej Florydy!

Źródło: PS Store

Rozgrywka w Happy Funland

Ukończenie Happy Funland nie zajmuje wiele czasu. Wystarczą na to bowiem zaledwie dwie godziny. Paradoksalnie jednak nie uważam tego za wadę. Wolę, kiedy gra zapewnia odpowiednio obliczoną długość rozgrywki, nie siląc się na niepotrzebne dłużyzny. W recenzowanym dziś tytule ewidentnie mamy do czynienia z dobrze przemyślanym czasem. Dzięki temu z przyjemnością przechodziłem tę produkcję i szukałem kolejnych atrakcji w dość specyficznym parku rozrywki. Należy wiedzieć, iż nie musimy wchodzić w interakcje ze wszystkimi atrakcjami. Głównym celem jest dostawanie się do kolejnych obszarów tematycznych parku, jednocześnie… szukając małego pasa golfowego. Na ogół wbicie piłki do dołka (niezależnie od ilości uderzeń, aczkolwiek gra rejestruje uderzenia i możemy je podejrzeć na specjalnej rozpisce po przytrzymaniu odpowiedniego przycisku) odblokuje dalsze obszary. Ja starałem się jednak wejść w każde miejsce. Za chwilę wytłumaczę dlaczego, ale najpierw muszę się doczepić do golfa. Piłeczka zdaje się lecieć jak chce i bardzo trudno jest nią odpowiednio wycelować. Dodając do tego fakt, iż musimy grać w golfa, otrzymujemy niezwykle irytujące połączenie.

Kolejki górskie i inne atrakcje w Happy Funland

Jestem fanem kolejek górskich w wirtualnej rzeczywistości. Podobała mi się ona już w Until Dawn: Rush of Blood i nie inaczej było z The Dark Pictures: Switchback VR na PlayStation VR2. Odczucie pędu związanego z poruszaniem się w kolejce górskiej, siedząc wygodnie w fotelu zawsze sprawiało na mnie niezwykle pozytywne wrażenie. Na szczęście nie inaczej jest w przypadku Happy Funland. Co prawda poruszamy się w miarę swobodnie po terenie parku (nierzadko decydując choćby o kolejności udawania się do atrakcji). Niemniej jednak, to nie tu tkwi największa siła recenzowanej gry. Śmiem choćby twierdzić, iż wyreżyserowane scenki przejazdów są zdecydowanie lepsze niż etapy z większą swobodą gracza. Powód jest prosty. Podczas zwiedzania tytułowej placówki jesteśmy niestety zmuszani do walki z animatronicznymi przeciwnikami. Alternatywnie do uciekania przed nimi.

To nie byłoby jeszcze takie złe – mało tego, odpowiednio zaimplementowane byłoby w stanie nieco urozmaicić rozgrywkę. Problem w tym, iż sztuczna inteligencja oponentów adekwatnie nie istnieje. Przez to ślepo prą w naszym kierunku, starając się nas zabić. My natomiast, uzbrojeni jedynie w kij golfowy, szczotkę lub szablę, wyprowadzamy proste ciosy. Przeciwnicy zawsze przyjmują takie same obrażenia. Nie ma znaczenia siła uderzenia, ani oręż – sprawiło to, iż w późniejszej fazie gry wolałem po prostu uciekać przed oponentami, zamiast przerabiać ich na złom. Muszę natomiast pochwalić Spectral Illusions za różnorodność atrakcji (którymi też możemy pozbyć się przeciwników), a także za dodanie znajdziek do swojej gry. Na odszukanie czeka 80 specjalnych figurek, które możemy zniszczyć. Ja zakończyłem moją przygodę z ponad 60 odnalezionymi znajdźkami, a starałem się wszędzie zaglądać. o ile lubicie trofea, to mam dla Was dobrą wiadomość – na odblokowanie czeka ponad 40 pucharków, więc często będziecie widzieć powiadomienie o nowym trofeum podczas przechodzenia tego tytułu.

Grafika i strona techniczna

Niestety nie mogę opisać strony wizualnej bez wyrażenia swoich zastrzeżeń do tego aspektu gry. Przede wszystkim tekstury nierzadko prezentują poziom, jaki byłby do osiągnięcia na PS VR1. Mamy więc do czynienia z rozmazanymi obiektami, które skutecznie psują nasze zanurzenie w świecie. Na plus za to na pewno zaliczam przyjętą stylistykę. Kojarzy mi się ona z czymś pomiędzy wczesnymi filmami Walta Disney’a, a serią Happy Tree Friends. Zaznaczam, iż Happy Funland to horror i o ile nie ma tu wielu jump scare’ów, to jednak absolutnie nie jest to tytuł dla dzieci. Nie brakuje w nim bowiem odniesień do narkotyków i seksu. W pewnym momencie będziemy przejeżdżać obok klubu dla dorosłych, a choćby nieopodal kopulującej pary hipopotamów. Nie dajcie się zwieść stylowi – pod złudną warstwą bajki dla dzieci kryją się tematy dla dojrzałych graczy. Ja doceniam taki kontrast i spodobał mi się on – miejcie jednak świadomość, z czym będziecie się mierzyć.

Pozostając przy kwestiach technicznych, nie mogę nie opisać swojego zastrzeżenia do sposobu poruszania się. Nie mamy tu bowiem dostępu do swobodnego obracania się – zamiast tego musimy korzystać ze skokowego obrotu. Bardzo trudno było mi się do tego przyzwyczaić – zawsze preferuję płynny obrót. Należy także zaznaczyć, iż osoby cierpiące na chorobę symulatorową powinny dwa razy zastanowić się, sięgając po tę grę. Nierzadko będziemy bowiem siedzieli, a nasz wirtualny fotel będzie się obracał dookoła. Na koniec tej części recenzji wspomnę jeszcze, iż można grać zarówno stojąc, jak i siedząc. Gogle i kontrolery obsługują też wibracje, co jest miłym dodatkiem.

Udźwiękowienie

Happy Funland zdecydowanie jest skierowane do osób sprawnie posługujących się językiem angielskim. Wszystkie postaci mówią w tym języku i, co należy zaakcentować, nie ma możliwości włączenia napisów. Nie zdziwiłbym się, gdyby dla niejednego gracza była to ogromnie istotna kwestia. Należy więc mieć tego świadomość.
Muzykę, którą słyszymy podczas korzystania z atrakcji oceniam bardzo pozytywnie – jest ona tandetna, ale taka właśnie powinna być – idealnie pasuje do realiów. Natomiast dźwięki przeciwników są strasznie oklepane i bije z nich przeciętność. Silnie kontrastują one z ogólnym poziomem udźwiękowienia.

Podsumowanie recenzji Happy Funland

Happy Funland to przyzwoita gra, której zakup na pewno warto rozważyć, jeżeli jesteście spragnieni wirtualnego parku rozrywki i nie przeszkadza Wam otoczka rodem z animacji i horrorów. Nie jest to idealna produkcja – zdarzało się jej wpuścić mnie pod podłoże, a sztuczna inteligencja przeciwników oraz fabuła absolutnie nie zachwycają. Niemniej jednak jest to niezwykle klimatyczna produkcja i ja nie żałuję spędzonych z nią 2 godzin. Podoba mi się również zapisywanie gry w punktach kontrolnych w formie fotobudek – bardzo korzystnie wpływa to na immersję. Plusem jest także cena – około 100 złotych to bardzo dobrze wyważona kwota jak na oferowaną zawartość. Ja polecam ten tytuł – miejcie jednak świadomość jego mankamentów, o których wcześniej pisałem.

Kod recenzencki zapewnił wydawca – Perp Games.
Idź do oryginalnego materiału