Rogue Factor i Nacon przygotowali ciekawą grę dla fanów akcji, przygody oraz zagadek. Hell is Us śmiało można określić „nowym Tomb Raiderem”, zapraszamy na recenzję.
Hell is Us to gra z dosyć niżowego dzisiaj gatunku nazwanego Player-Plattering. Niszowego, choć z dosyć popularnym przedstawicielem w postaci gier z serii Zelda na konsole Nintendo. Gry Player-Plattering charakteryzują się brakiem celu. Gracze mogą liczyć tylko na własny instynkt oraz rozmowy z napotkanymi NPC-ami, aby popchać historię do przodu. Nad projektem od samego początku czuwał Jonathan Jacques-Belletęte. To były dyrektor artystyczny Deus Ex: Human Revolution i Mankind Divided. Do tego gra mocno zainspirowana jest filmem Anihilacja z 2018 roku i trylogią Southern Reach autorstwa Jeffa VanderMeera.
Główny bohater
Głównym bohaterem jest Remi, który po latach wraca do swojej ojczyzny (fikcyjny kraj Hadea), by odnaleźć swoich rodziców oraz poznać swą przeszłość. Niestety okazuje się, iż kraj został zdewastowany przez wojnę domową. Ta doprowadziła do tajemniczego kataklizmu, w wyniku którego pojawiły się przerażające stworzenia. Tych potworów nie da się wyeliminować żadną bronią znaną ludzkości. W wyniku pewnych wydarzeń w prologu Remi wchodzi w posiadanie pradawnego miecza, którym jest w stanie zadawać obrażenia napotkanym potworom.

Czym walczymy w Hell is Us?
W Hell is Us możemy walczyć tylko bronią białą, do naszej dyspozycji są jak już wspomniałem są miecze – krótkie i długie. Do tego w świcie gry znajdziemy inny oręż jak choćby podwójne topory, czy halabardę. Nasza broń awansuje automatycznie, wystarczy po prostu zadawać obrażenia i eliminować stwory, aby jej parametry rosły. Do tego każdą broń możemy nasycić odpowiednimi glifami, aby zadawać większe obrażenia konkretnemu rodzajowi przeciwników. Maksymalnie możemy mieć przy sobie dwie bronie, które przełączamy klikając L2 i DPad w górę. Hell is Us nie jest grą soulslike, jednak twórcy zdecydowali się na dodanie paska wytrzymałości, który gwałtownie się zużywa. Więc każdy atak, unik, czy parowanie musimy dobrze zaplanować. Wydaje mi się, iż fani Star Wars Jedi będą zadowoleni z takiego rozwiązania.

W walce pomaga nam również dron KAPI, do którego możemy zamontować cztery moduły. W początkowej fazie rozgrywki będzie to przykładowo rozpraszanie. Po prostu skupia na sobie uwagę jednego przeciwnika (np. mini bossa), podczas gdy my walczymy z kilkoma minionkami. Innym ciekawym modułem jest wir, dron unosi nas nad ziemią i obraca z wyciągnięta bronią, świetne do eliminacji grupki przeciwników. Natomiast szarża jak sama nazwa wskazuje, błyskawicznie atakujemy w linii prostej kilku przeciwników.

Oczywiście każdy moduł ma swój czas odnowienia, od jednej do choćby trzech minut. Jednak w świecie gry znajdziemy mostek do drona, to taka jakby bateria, która momentalnie skraca czas odnawiania wszystkich modułów o 90 sekund. Także nasz bohater może wyposażyć się w cztery moduły. Mogą to być dwie relikwie: pasywa i aktywna oraz dwa wyposażenia obronne. Przykładowo pierwsza relikwia, którą znalazłem, zwiększała mi o 200% obrażenia przy udanym parowaniu.
Z kim walczymy?
Naszymi przeciwnikami głównie są Hollow Walkerzy to humanoidalne stworzenia o jasnej skórze. Do tego często spotkamy tzw. połączonych przeciwników. To istota limbiczna, Hollow Walker połączony pępowiną z Haze, czyli dużym potworem o niekreślonym kształcie. Nie zabijemy Hollow Walkera, dopóki nie zniszczymy Haze. W takich momentach świetnie przydaje się rozproszenie z drona, które nakładamy Hollow Walkera, a my zabijamy Haze. W sumie to nie zabijamy, bo Haze chowa się do Hollow Walkera. o ile nosiciela nie zabijemy odpowiednio szybko, to musimy ponownie walczyć z potworem o zmiennym kształcie. Czasami spotkamy bossów i mini bossów, którzy wypuszczają kilku Haze. I niestety w mojej opinii walka z tymi połączonymi przeciwnikami, to najsłabsza część gry – strasznie monotonna i gwałtownie się nudzi. A wręcz stworzony na ekranie chaos choćby irytuje.


Mały urozmaiceniem jest wprowadzenie czterech tak jakby stanów emocjonalnych stworów. Są to żal (niebieski), pobudzenie (żółty), przerażenie (zielony) i gniew (czerwony). Poznajemy to po kolorach zmiennokształtnego potwora Haze. Jest to trochę mechanika wprowadzona na siłę, aby walka nie była zbyt neutralna. Aby szybciej pokonać takiego stwora lub zadać mu większe obrażenia, po prostu musimy mieć broń z odpowiednimi glifami. Te montujemy u kowala w pierwszym odwiedzonym miasteczku. Podobnie jest z niwelowaniem obrażeń od takich przeciwników, używamy odpowiednich blokerów, aby otrzymywać mniejsze obrażenia od konkretnych stworów.

Leczniczy puls
Oczywiście podstawą odnawiania życia są apteczki, jednak jest ich całkiem mało w świcie gry. Twórcy pomyśleli za to o bardzo fajnej mechanice odnawiania życia, która nazwali leczniczy puls. Zadając obrażenia przeciwnikom, zbieramy energię limbiczną, która nabija nam utracony pasek życia. Wokół naszej postaci pojawiają się blade cząstki, gdy stworzą pełny okrąg, to naciskamy R1, wtedy odzyskujemy zgromadzone HP. Jednak musimy uważać, każdy cios od przeciwnika całkowicie zabiera nam zgromadzoną energię. To z pewnością bardzo fajna mechanika, która mocno ogranicza nam korzystanie z apteczek, o ile oczywiście potrafimy dobrze walczyć i parować ataki.
Eksploracja i rozmowa
Przypominam, iż Hell is Us to gra Player-Plattering. Czyli idziemy przed siebie bez celu. Cel wyznaczają nam napotkane postaci. Znaczy się jakiś tam główny cel mamy: w pierwszym akcie jest to poszukaj informacji o swojej rodzinie oraz kontynuuj misje ojca. Jednak gra sama niczego nam nie zaznacza. Nie mamy mapy świata i sami też nie możemy nanosić znaczników. Wszystkie nasze wyprawy to podróże na orientacje, kierunek tak naprawdę wyznaczają nam rozmowy z napotkanymi ludźmi. I nie, nie są to konkretne wskazówki: idź tam, odnajdziesz to i to. Często są to odpowiedzi w stylu: coś widziałem, coś słyszałem, udaj się na północny – wschód. Rozmowy to bardzo istotny aspekt tej gry, choćby niepozorny NPC może podzielić się kluczową informacją. Rozmowy również odblokowują nam podróż do kolejnej części świata gry.

Raz nie porozmawiałem z osobą w moim opancerzonym transporterze do podróży i chodziłem przez ponad godzinę po lokacji, gdzie miałem prosty cel: porozmawiaj z mieszkańcami konkretnej lokacji, wypytaj, gdzie rosną niebieskie kwiatki. W tej lokacji był jeden dom, więc wiedziałem, gdzie iść, jednak konkretny dialog się nie pojawił. Okazało się, iż pominąłem rozmowę z moją towarzyską podróży, która miała do przekazania jedną wskazówkę. Po rozmowie z towarzyszką odblokowała się nowa rozmowa z NPC-em i możliwość podróży do nowej lokacji.

Zagadki
Na koniec zostawiłem to, co bez dwóch zdań jest najlepsze, czy zagadki, całe multum zagadek! Nie bez przyczyny porównuje w tytule Hell is Us do Tomb Raidera, gdyż projekt zagadek, grobowców oraz innych podobnych lokacji jest tu na naprawdę wysokim poziomie. Niestety w odróżnieniu od słynnej Lary Croft, Remi jest całkowicie niemobilny. Nie potrafi podskoczyć, więc musimy obejść całe wzgórze do lokacji, do której blokuje nam mała powalona kłoda, nie może się też wspinać po ścianach, jego jedyna umiejętność, to… wchodzenie po drabinie. Jednak wcale to negatywnie nie wpływa na rozwiązywanie zagadek, cały czas musimy szukać ukrytych pieczęci, kijków do wajch, czy czytać wszystkie napisy na ścianach. Nie brakuje też przesuwania figur, czy uderzania w słupy w odpowiedniej kolejności.

Już pierwszy akt bez wątpienia zachwyci fanów Lary Croft czy Indiana Jonesa. Mamy tam ogromną podziemną lokację. Aby się do niej dostać, najpierw uderzamy w odpowiedniej kolejności w pięć słupów, aby obniżyć poziom wody. Potem docieramy do mechanizmu, który jeszcze dwa razy musi nam ten poziom wody obniżyć. Po drodze cały czas szukamy pieczęci do otwarcia kolejnych drzwi, przesuwamy pochodnie we właściwym kierunku oraz odkrywamy wskazówki zaszyfrowane na ścianach. W międzyczasie pokonujemy oczywiście kolejne białe potwory. Naprawdę nie ma co się podawać i szukać rozwiązania na YouTube. Samodzielne rozwiązanie każdej zagadki da wam niesamowite poczucie satysfakcji.

Strona techniczna
Hell is Us, to gra, do której od strony technicznej nie ma się absolutnie do czego przyczepić. Tytuł działa świetnie w trybie wydajności na zwykłej PS5. Obraz jest ostry i super płynny, oprawa graficzna nie raz potrafiła mnie zachwycić. Widać, iż Unreal Engine 5 przed twórcami z Rogue Factor nie ma żadnych tajemnic. Świetna robota!


Podsumowanie
Uważam, iż Hell is Us mogę zaliczyć do jednego z największych zaskoczeń tego roku. Miałem dobre dwa tygodnie na przygotowanie recenzji i nie ukrywam, iż przez pierwsze dni bardzo denerwowało mnie granie bez konkretnego celu. Błądząc po bagnach pierwszego aktu, czułem, iż tracę choćby tu czas. W końcu mam do recenzji też inne gry, które prowadzą mnie za rączkę i zdecydowanie szybciej je skończę. Na początku odpałem sobie grę wraz z serialem na Netflix, za każdym razem udało mnie odnaleźć coś ciekawego, co popychało moją podróż do przodu. A to klucze, a to kasetę magnetofonową, aż w końcu mapę prowadzącą do jakiegoś tunelu w górach. Ta uratowałem osobę, która w końcu nadała zdecydowanie większe tempo całej grze. Od tego momentu serial poszedł w odstawkę, a ja w całości dałem się pochłonąć recenzowanej grze.


Grze, która ma fantastyczne lokacje, świetnie zagadki oraz nie raz podejmuje bardzo trudne tematy skłaniające do refleksji. Gracz może podjąć się wielu dodatkowych misji pobocznych, które nazywana są tu dobrymi uczynkami. o ile w młodości lubiliście popularną podwórkową grę w podchody, to będzie się tu z pewnością świetnie bawić. Hell is Us jak żaden inny tytuł pozwoli wam się wcielić w bohatera gry, jakbyście sterowali swoim ciałem. Ta gra idealnie pokazuje nam, co by było, gdybyśmy nagle wskoczyli do wirtualnego świata, w którym nie ma konkretnego celu. Podczas rozgrywki doświadczymy świata, polegając wyłącznie na własnej obserwacji i intuicji. I to jest bez wątpienia największą zaletą tej gry.
Grę do recenzji dostarczył NACON