Kiedy w tropikach rozpoczyna się krwawy przewrót, do akcji wkraczają słynni najemnicy. Czy tym razem ich powrót będzie udany?
Obok XCOM seria Jagged Alliance to chyba najbardziej znana taktyczna gra turowa. Oczywiście możesz się ze mną nie zgodzić, szczególnie jeżeli Twój pesel nie zaczyna się jak mój od cyfry 8 i nie mogę mieć o to pretensji. Z wymienionej dwójki, tylko XCOM miał szczęście do kontynuacji, umożliwiających bawienie się w odpieranie kolejnych inwazji z kosmosu. Kto mógł się spodziewać, iż po ostatnim udanym Jagged Alliance 2.5 z 2000 roku ukaże się aż tyle sequeli, które prawie pogrzebały tę markę. Jagged Alliance Online, Back in Action, Crossfire, Flashback i Rage! nie były godne kontynuować spuścizny JA 2.5. Twórcy w jakimś podświadomym odruchu samozachowawczym nie próbowali choćby do tego aspirować i „3” w tytule tych gier się nie pojawiło. Zrobił to dopiero teraz Haemimont Games i po wcześniejszej premierze na blaszakach możemy wreszcie wyruszyć do dżungli na konsolach. Czy warto?
Rady starego najemnika
Za co kochaliśmy Jagged Alliance? Dużo rzeczy wyglądało podobnie jak w XCOM. Mogliśmy zrobić selekcję komandosów do oddziału, na misji atakować złoli wybierając gdzie chcemy ich trafić i tak dalej. W przeciwieństwie jednak do polowania na ufoludków w XCOM, w JA było mniej pewności i procentów reprezentujących szanse sukcesu. Ot, mogliśmy trochę bardziej przycelować, ale nie wiadomo było do końca, jak to wpłynie na statystyki strzału. Fani serii z pewnością docenią, iż to nie uległo zmianie i w Jagged Alliance 3.
Co jednak najbardziej wyróżniało serię Jagged Alliance? Przede wszystkim komandosi. To już nie są potulne misie służące ludzkości w walce z inwazją UFO, ale najemnicy, którym trzeba regularnie płacić, bo inaczej opuszczą nasz oddział. Zrobią to choćby ze sprzętem zdobytym podczas kampanii. Z drugiej strony nic nigdy nie stało na przeszkodzie (i dalej tak jest), żeby zatrudnić wysokiej klasy najemnika, żeby tylko ściągnąć z niego sprzęt i go zwolnić. Taki to już biznes.
Na tym klimat Jagged Alliance się nie kończył, ponieważ nasi wojacy wchodzili ze sobą w liczne interakcje, dogryzając sobie słownie, czy dyskutując. Ktoś mógł nie lubić innej osoby i żeby w ogóle „pracował” w jednym oddziale trzeba było osłodzić kontrakt dodatkowymi funduszami. Wrażenie robiła jednak przede wszystkim liczba napisanych i nagranych kwestii dialogowych. Jak to wygląda w trzeciej odsłonie?
Porozmawiajmy o pieniądzach
Jakich najemników byśmy nie wybrali, podczas licznych dialogów z tubylcami będą wrzucać do nich swoje przysłowiowe „3 grosze”. Niekiedy ich indywidualne cechy wpłyną na powodzenie jakichś negocjacji albo otworzą inaczej niewidoczne opcje dialogowe. Do tego dochodzi wiele dyskusji, w które wchodzą nasi podopieczni podczas walki. A to się chwalą, a to śmieją się z siebie nawzajem i widać, iż często skierowane jest to do tego konkretnego najemnika. Jagged Alliance 3 chwilami przypomina grę RPG pod kątem właśnie bardzo przyjemnych i rozbudowanych opcji dialogowych z licznymi decyzjami do podjęcia. Mamy oczywiście rozwój postaci, zarządzanie ekwipunkiem, ale do tego jeszcze przejdę.
W stronę wygadanych najemników mam bowiem jedną uwagę. Tak jak wrażenie robią te liczne dialogi i odzywki wrzucane tu i ówdzie w rozmowach, tak podczas chodzenia i walki już tak kolorowo nie jest. To, iż najemnik mówi 2 kwestie na krzyż przy rozkazie ruchu czy ataku niezwykle irytuje już po paru godzinach gry.
Dowodzenie przez konsolę
W Jagged Alliance 3 mamy system tarczek osłon znany z większości współczesnych gier taktycznych. Tutaj jest dostosowany w ten sposób, iż choćby super solidna, ale niska osłona nie chroni żołnierzy od pasa w górę, jeżeli za nią nie kucną, bądź się nie położą. Ma to jak najbardziej sens. Do tego mamy wspomniany system przycelowania, w mniejszym stopniu skupiony na procentach szans jak w większości tego typu gier. Warto wspomnieć, iż różnych karabinków, karabinów maszynowych, snajperskich, pistoletów, pistoletów maszynowych, strzelb jest w grze cała masa. Do tego dochodzi jeszcze opcja ich modyfikacji. Trzeba przyznać, iż poruszanie się po menu stylizowanym na komputer zarządcy grupy najemniczej dosyć gwałtownie robi się intuicyjne i szybkie. A jak to wygląda na polu bitwy?
Dobrym pomysłem twórców jest z pewnością to, żeby cały czas wyświetlać podpowiedzi klawiszowe w lewym dolnym rogu ekranu. Odpowiednio wciskając lewy i prawy trigger wchodzimy w dodatkowe opcje sterowania. Dzięki temu zawsze można się wspomagać ściągawką i wiedzieć co będzie oznaczało kliknięcie guzika w danej chwili. Sterowanie jest na tyle przemyślane, iż gwałtownie wchodzi w krew. Jedynie mam drobne zastrzeżenie do menu przycelowania. Wybieramy tam tryb ognia (pojedynczy strzał, krótka, albo długa seria) oraz część ciała wroga, w którą chcemy trafić. Dosyć często podczas zmian tych ustawień widok przycelowania sam się wyłączał i musiałem wracać do niego ponownie.
Głęboka woda na tropikalnej wyspie
Czy odnajdziesz się w tropikalnej dżungli? jeżeli znasz tego typu gry, albo serię Jagged Alliance na pewno będzie Ci łatwiej. Niestety, gra absolutnie ma w nosie nowicjuszy i nie oferuje samouczka z pełnego zdarzenia. Jest to trochę na zasadzie: maszeruj albo giń! A Jagged Alliance 3 do łatwych gier z pewnością nie zależy. Nie chodzi choćby o potrzebę opanowania zasad, słów kluczowych cech i efektów czy charakterystyk różnych broni. Gra wymaga strategicznego podejścia do planowania operacji. Nie możemy wziąć najlepszych (czyli najdroższych) najemników, ponieważ nie zepnie nam się budżet i gwałtownie splajtujemy. Poza tym musimy dbać o naprawianie przedmiotów, modyfikacje broni, trenowanie milicji, a w końcu zdobywanie strategicznych obszarów na mapie jak kopalnie czy posterunki.
Do tego najlepiej wyszkolony oddział może naciąć się na bardzo trudną sytuację. Pamiętajcie, w odwrocie nie ma nic złego. Gra jest dosyć realistyczna, do tego stopnia, iż sami musimy dbać o przenoszenie ekwipunku między naszymi oddziałami na mapie. Nie ma tu jakiegoś centralnego magazynu (o ile sami sobie takowego nie zaplanujemy). Oczywiście choćby wtedy nie będzie dostępny z dowolnego miejsca, a tylko z tego konkretnego sektora na mapie. Niektórych takie mikro zarządzanie może irytować, a ja sam jestem trochę w rozkroku. Z jednej strony jest to dodatkowa immersja. Żadnej logistyki w dżungli nie ma, po prostu nasi komandosi, którzy muszą być samowystarczalni. Z drugiej strony mało pasjonujące jest wysyłani najemnika z misją dostarczenia paru spluw drugiemu oddziałowi.
Powrót króla
Po 23 latach powrócił pełnoprawny Jagged Alliance. Czuć w nim mocno klasyczne aromaty napalmu i prochu strzelniczego poprzedników, przy czym wygląda zupełnie dobrze na konsolach najnowszej generacji. No dobrze, przy szybszym obronie kamerą coś tam chrupnie, czasem coś się zawiesi. Jednak te spodki klatek o dziwo były najbardziej widoczne na pierwszej wyspie.
Tak jak w poprzednich odsłonach dostajemy ogromną mapę strategiczną. Dzieli się ona na pomniejsze sektory, na których to możemy napadać na transporty diamentów, broni, odbijać miasta zajęte przez rebeliantów albo po prostu myszkować w poszukiwaniu sprzętu. Wspomnę tylko, iż czeka tu sporo odniesień do popkultury, z takim Mad Maxem, Fight Clubem czy zombie na czele. Polskie tłumaczenie świetnie wchodzi w tę konwencję. Przy wyborze poziomu trudności kampanii opcja permanentnej śmierci nazwana jest: A kto umarł ten nie żyje. Tych oczek puszczonych w stronę kina jest tu naprawdę sporo.
Jeśli więc masz w sobie chęć, spędzić kilkadziesiąt godzin na zarządzaniu oddziałem i taktycznych bitwach będzie to strzał w dziesiątkę. Syndrom „jeszcze jednej tury” gwarantowany!
Kod recenzencki dostarczył wydawca - Plaion Polska