Recenzja: Jet Kave Adventure [PlayStation 5]

8 miesięcy temu
Zdjęcie: Recenzja: Jet Kave Adventure [PlayStation 5]


Choć do koneserów gier platformowych nie należę, to stanęłam przed niemałym wyzwaniem, by nie rzucić padem w trakcie rozgrywki. Kilkukrotnie miałam ogromną ochotę to zrobić, bo, zwyczajnie, nie mam do takich gier cierpliwości. Jet Kave Adventure wylądowało w tym roku na konsolach nowej generacji, więc moim zadaniem było przebrnąć przez te wszystkie skamieliny, dinozaury i brak jakiegokolwiek dialogu.

Jet Kave Adventure to stworzona w Polsce platformowa gra akcji. Mamy w niej okazję wcielić się w jaskiniowca wyposażonego (od pewnego momentu) w plecak odrzutowy. Naszym, a przede wszystkim jego zadaniem jest uporanie się z niejakim kosmitą, który zamierza wywołać erupcję wulkanu, by naprawić swój uszkodzony statek. Nie powiem, iż przeprawa czeka nas całkiem spora. Gra została opracowana przez niezależne krakowskie studio 7LEVELS, które w 2018 roku dostarczył produkcję Castle of Heart. W 2019 roku latający jaskiniowiec wylądował na konsolach Nintendo Switch. Niecałe dwa lata później na Xbox One i Series. Teraz, 22 lutego 2024, ostatecznie wylądował na konsolach PlayStation 5 i PlayStation 4.

Czy znajdziemy tutaj jakiś interesujący wątek fabularny?

Czy ciekawy, to niekoniecznie, ale jakiś jest tutaj dostępny. W Jet Kave Adventure wybieram się w dość specyficzną podróż w alternatywnej wersji epoki kamienia (łupanego). Pewien całkiem spory Kosmita, którego statek został uszkodzony, zamierza wywołać erupcję wulkanu na malowniczej wyspie, na której to właśnie się znajdujemy. Okazuje się, iż tylko w ten sposób będzie mógł naprawić swój kosmiczny okręt, a to wiąże się z wieloma przeciwnościami dla naszych pierwotnych człowieków (musiałam). Tytułowy Kave stawi mu czoła. Jest wodzem, który został wygnany przez własnych ludzi (nic tylko im pogratulować). Nasz bohater zupełnie przypadkowo wchodzi w posiadanie jetpacka, za pomocą którego łatwiej pokonywać wszelkie trasy. Ponoć, kiedy uda mu się pokonać kosmitę, jego lud ponownie przyjmie go do siebie.

Jak idzie rozgrywka?

Ha, no właśnie. Czasami musiałam zrobić sobie dłuższą przerwę, czasami po kilku podejściach wyłączałam konsolę całkowicie i wracałam po kilku dniach. Innymi słowy – platformówki chyba nie są dla mnie, bo ja nie mam do tego cierpliwości. Na początku jest choćby całkiem przyjemnie, przemierzamy sobie malownicze lokacje wśród kamieni, dinozaurów i innych dziwnych stworzeń. Z czasem jednak pojawi się na naszej drodze coraz więcej przeszkód, takich jak kolce, ruchome platformy czy też… znikające, latające w powietrzu ryby. Nie brakuje także spotkań z mini-bossami, które najbardziej wytrącały mnie z równowagi. Chyba głównie dlatego, iż do ich pokonania trzeba obmyśleć sprytny plan, a do tego to ja się akurat niespecjalnie nadaję.

Oprócz latania, które nasz bohater opanuje w późniejszym etapie rozgrywki, może on rzucać kamieniami czy też atakować przeciwników swoją maczugą. Wewnątrz gry znajduje się sklep, w którym możemy ulepszać naszego bohatera, by odpowiednio przygotować go do walki z Obcym. Kave przebija się dzięki jetpackowi przez ściany, a w niektórych planszach mamy do czynienia wyłącznie z lataniem i omijaniem przeszkód. Tak, zgadza się, tutaj również musiałam robić sobie kilka dłuższych przerw. Po czasie odniosłam wrażenie, iż to wina… sterowania, bo jaskiniowiec niekoniecznie za każdym razem we właściwym momencie słuchał się moich przycisków na padzie.

Jest kolorowo i dość… cicho

Brak dialogów i jakichkolwiek mówionych kwestii nieco mnie denerwował, głównie dlatego, iż chyba przywykłam do ogromu dźwięków wynikających z gier RPG. Nie ma się jednak czemu dziwić, w końcu za wiele chyba ze sobą w tej epoce nie rozmawiali. Owszem, momentami pojawiają się dymki z obrazkami, które próbują sobie przekazać, jednak nie o takie ohy i ehy i mhmy mi chodzi. Bo choćby krążąc po sklepie w grze, za wiele nikt do nas nie powie.

Podczas rozgrywki towarzyszy nam jednak muzyka w tle, która nieco rekompensuje absolutną ciszę związaną z komunikacją naszego bohatera z innymi. Cieszę się, iż mimo wszystko się pojawiła, bo chyba bym zwariowała w absolutnej ciszy i odgłosach naszych przodków. Wiele ratuje także sama oprawa graficzna i masa kolorów, które biją z ekranu. Pod tym względem tytuł zdecydowanie może się podobać, aczkolwiek animacje pomiędzy poszczególnymi etapami gry wyglądają na nieco już stare i niezbyt porywające.

Podsumowanie

Jet Kave Adventure ambitni gracze zakończą w mniej niż 4 godziny. No chyba, iż ktoś z Was jest nerwusem tak jak ja, który zatrzymał się na rozdziale (prawie końcowym 4-4) i jeszcze się męczy. Na liczniku strzeliło już 6 godzin. Ba, już prawie skończyłam grę, a zdobyłam 8% wszystkich trofeów. Kompletnie nie wiem, gdzie jest reszta i chyba nic nie sprawi, bym ich za wszelką cenę poszukała. Chociaż przyznaję, iż zdobycie osiągnięcia po zginięciu podczas wybuchu kwiatu było dość interesujące i choćby zabawne.

Produkcja studia na konsoli PlayStation 5 działa płynnie i bezproblemowo. Odnosiłam jednakl wrażenie, iż jakiś problem z szybkim reagowaniem na moje ruchy mój jaskiniowy bohater ma. Chwilami całkowicie ze mną nie współpracował i „leciał” nie tam, gdzie wskazałam. Mimo tego wszystkiego gra może się okazać fajną propozycją dla najmłodszych, z niektórymi planszami na zasadzie „Przejdziesz mi, bo ja nie umiem?”. Osobiście sama momentami miałam ochotę przekazać pada dalej.

Kod recenzencki do Jet Kave Adventure otrzymaliśmy od 7LEVELS. Dziękujemy!

Idź do oryginalnego materiału