Recenzja: Legion Samobójców: Śmierć Lidze Sprawiedliwości [PS5/PC/Steam Deck]

7 miesięcy temu
Zdjęcie: Recenzja: Legion Samobójców: Śmierć Lidze Sprawiedliwości [PS5/PC/Steam Deck]


Po długim oczekiwaniu na konsole i komputery trafił Legion Samobójców: Śmierć Lidze Sprawiedliwości. Czy studio Rocksteady stworzyło godną kontynuację świetnej serii Batman: Arkham? Odpowiedź przynosi niniejsza recenzja.

Na pewno nie będzie dla nikogo zaskoczeniem wiadomość, iż bardzo czekałem na Legion Samobójców: Śmierć Lidze Sprawiedliwości. Jako fan postaci Batmana z ogromnym zaciekawieniem śledziłem wiadomości dotyczące nadchodzącej produkcji. Pod koniec minionego roku miałem okazję wziąć udział w zamkniętej alfie. Wszelkie moje obawy związane z drastyczną zmianą gatunku momentalnie się rozwiały. Spędziłem z alfą kilkanaście godzin, a moje wrażenia opisałem we właściwym artykule. Zabierze Was do niego poniższy odnośnik.

Grałem w Legion Samobójców: Śmierć Lidze Sprawiedliwości – wrażenia z alfy

Nie mogłem też darować sobie wyrażenia opinii po spędzeniu 15 godzin w pełnej wersji gry. Pod tym adresem znajdziecie moje pierwsze wrażenia z Legionu Samobójcow: Śmierci Lidze Sprawiedliwości. Czy gra utrzymuje tak wysoki poziom aż do samego końca? Tego dowiecie się z niniejszej recenzji. Nie pozostaje mi więc nic innego, jak zaprosić Was do lektury. Rozsiądźcie się wygodnie i przygotujcie na bardzo długi tekst. To chyba moja najdłuższa recenzja w życiu. Odłóżmy jednak tę dygresję na bok i przejdźmy do analizy poszczególnych elementów nowego tytułu z Arkhamverse. Zacznę oczywiście od mojego zdania na temat przedstawianej fabuły.

Opowieść w Legionie Samobójców: Śmierć Lidze Sprawiedliwości

Nigdy nie byłem fanem spoilerów – nie widzę żadnej przyjemności w psuciu komukolwiek zabawy płynącej z samodzielnego odkrywania gry. Nie oznacza to bynajmniej, iż nie mogę przekazać swoich wrażeń z jakości prezentowanej fabuły. Nie będę się przy tym wdawał w szczegóły, więc możecie czytać tę recenzję bez obaw. Tyle tytułem wstępu. Naszym głównym zadaniem jest, co jasno wynika z tytułu, zabicie Ligi Sprawiedliwości. Chociaż początkowy cel misji zleconej przez Amandę Waller jest inny, gwałtownie znajduje się uzasadnienie dla podtytułu tej produkcji. Nie będę bynajmniej pisał, czy Task Force X udaje się wykonać to zadanie. Wiedzcie jednak, iż mają ku temu prostą, aczkolwiek istotną motywację. Mianowicie w głowach naszej czwórki skazańców znajdują się ładunki wybuchowe. Zostaną one zdetonowane jeżeli Waller nie będzie zadowolona z postępów.

Muszę też przyznać, iż studio Rocksteady stworzyło świetne przerywniki filmowe. Każda taka scenka była dla mnie niezwykle przyjemnym doświadczeniem i – mimo iż jest taka możliwość – wcale nie chciałem ich pomijać. Pokazują one świetne zróżnicowanie charakterów postaci, a tym samym relacji między (anty)bohaterami. Chcąc unikać spoilerów, pozwolę sobie jeszcze na wstawienie oficjalnego opisu gry. Oto on:

Dołącz do niesławnego Oddziału Specjalnego X Amandy Waller (znanego jako Legion Samobójców), w skład którego wchodzą Harley Quinn, Deadshot, Kapitan Boomerang i King Shark. Legion niechętnie podejmuje się zlikwidowania Ligi Sprawiedliwości. Wkrocz do rozległego i dynamicznego Metropolis z otwartym światem, spustoszonego przez inwazję Brainiaca i terroryzowanego przez bohaterów, którzy kiedyś go chronili.

Każdy członek drużyny wnosi własną mechanikę przemierzania, która pomaga im poruszać się po rozległego i dręczonego walkami Metropolis, łącząc eksplorację w trybie swobodnej wędrówki i walkę na wysokościach, zapewniając niezapomniane wrażenia. Gracze mogą eksperymentować z różnymi stylami gry, aby zadać wrogom maksymalne obrażenia. Niezależnie od tego, czy grasz w trybie dla jednego gracza, czy w trybie online z maksymalnie trojgiem znajomych, gracze mogą podjąć się tej samobójczej misji na swój własny sposób.

Źródło: PS Store

Już teraz jestem ciekaw, jak będą wyglądały te przerywniki po zamienieniu jakichś członków Legionu Samobójców na inne postaci, jakie trafią do gry za darmo. Na pewno będę wtedy przechodził ten tytuł od nowa, wiedziony autentyczną ciekawością. W przerywnikach filmowych występuje także mnóstwo powodów do śmiechu. W tej produkcji jest zdecydowanie najwięcej humoru z całej serii tworzącej Arkhamverse. Bynajmniej nie powinno to dziwić, biorąc pod uwagę bandę, z jaką mamy do czynienia. O tym napiszę jednak więcej w dalszej części recenzji. Teraz przejdźmy do głównych ustaleń.

Założenia rozgrywki

Sięgając po tę grę, trzeba mieć świadomość pewnej podstawowej kwestii. Legion Samobójców: Śmierć Lidze Sprawiedliwości to trzecioosobowa strzelanka z łupami (looter shooter), a nie chodzona bijatyka z elementami skradania. Zapomnijcie o stylu rozgrywki, który znamy z serii Batman: Arkham. Tu walka wręcz została zepchnięta na dalszy plan i przez zdecydowaną większość czasu będziecie korzystać z broni palnej. W żadnym razie nie jest to według mnie wada – należy po prostu wiedzieć, jaki gatunek (looter shooter) reprezentuje najnowsza produkcja studia Rocksteady. Przemierzamy więc miasto i szukamy przeciwników, czy też znajdziek lub wykonujemy misje. Szczegóły na ten temat poznacie w dalszej części dzisiejszego artykułu. Zanim to nastąpi, przyjrzyjmy się postaciom, które od premiery są dostępne w grze.

Harley Quinn

Jedyna żeńska postać w zespole nie jest wyjątkowa jedynie ze względu na płeć. To również jedyna bohaterka z oddanej nam do dyspozycji czwórki, w którą mogliśmy już wcielić się w Arkhamverse. Jednakże w Batman: Arkham Knight mieliśmy nieporównywalnie krótszą przygodę jako Quinn niż w Legionie Samobójców: Śmierci Lidze Sprawiedliwości. Różnice dotyczą także kostiumu, w jakim chodziła Harley w Arkham City (który notabene znajduje w jednej z szafek i który Harley odrzuca), ale i sposobu walki. Rocksteady w swoich Batmanach stawiało przede wszystkim na walkę wręcz. W przypadku tegorocznej gry musimy o tym zapomnieć.

Tu naszym podstawowym orężem są różnego rodzaju bronie palne. Do samych broni jeszcze przejdę, natomiast warto wyjaśnić tu poruszanie się po mieście. Harley jest w stanie wystrzeliwać (za pomocą L1) linkę z hakiem do wyżej położonych krawędzi i w ten sposób dostawać się na dachy budynków. Nie brakuje też opcji przemierzania świata, pozostając w powietrzu. Naciskając R1, możemy wystrzelić linkę z hakiem i przyczepić ją do drona, by bujać się i pokonywać pewne odległości w locie. Co więcej, możemy zawisnąć na tym dronie i prowadzić ostrzał w stronę przeciwników (oraz oczywiście przeładowywać broń).

Ataki wręcz w Legionie Samobójców: Śmierci Lidze Sprawiedliwości

Ataki wręcz również tu występują, aczkolwiek pozwalają one nam po prostu dobić postrzelonych poważnie przycisków. Do ataku wręcz Harley wykorzystuje przeważnie kij baseballowy, czy młot. Wybór broni obuchowej należy oczywiście do nas. Należy też wiedzieć – i ma to zastosowanie w przypadku grania jako dowolna postać – iż możemy odnawiać nasze osłony. Aby z tego skorzystać, strzelamy przeciwnikom w nogi, a następnie, gdy upadną, dobijamy ich atakiem „wręcz” – prawym spustem. Jest to mechanika, która wymaga nieco wprawy, ale myślę, iż gwałtownie wejdzie Wam ona w nawyk. Wróćmy teraz jednak do Harley.

Tym, co w mojej ocenie najbardziej wyróżnia tę postać jest jej szalony humor. Widać go głównie w przerywnikach filmowych i byłem nieraz pod wrażeniem mimiki, jaką przeniosło do wirtualnego świata studio Rocksteady. Aktorka głosowa wcielająca się w dawną partnerkę Jokera (Tara Strong) również stanęła na wysokości zadania i słuchanie jej kąśliwych uwag nierzadko wywoływało u mnie (i nie tylko u mnie) salwy śmiechu. Nie pamiętam kiedy aż tak często się śmiałem, siedząc przed konsolą. Dobrze jest też pamiętać, iż szybowanie pod dronem nie może być wykonywane non stop. Umiejętność ta musi się naładować, co wymaga kilku sekund.

Alternatywnie – i właśnie to rozwiązanie polecam każdemu, kto chciałby grać głównie jako Harley – można wykonać ślizg, natychmiast doładowujący możliwość szybowania w powietrzu. Wystarczy nacisnąć lewą gałkę analogową tuż po wylądowaniu, a Harley wykona płynnie ślizg. Nie zaszkodzi pamiętać również o unikach. Poruszając się po płaskim podłożu, możemy naciskać lewą gałkę, aby Quinn wykonywała salta – trzeba przyznać, iż umknięcie atakowi w takim stylu jest bardzo widowiskowe. Można także wbiegać po ścianach, właśnie dzięki wyżej wspomnianemu dronowi. Przytrzymując przycisk R1, będziemy biegać w górę ściany. Natomiast przytrzymując dodatkowo X, Harley odczuwalnie przyspieszy. Nie brakuje oczywiście odniesień do przeszłości tej postaci. Ma to oczywiście odzwierciedlenie w dialogach z innymi postaciami, ponownie najbardziej zauważalnymi w licznych przerywnikach filmowych.

Na koniec opisywania Harley, ale bynajmniej nie wchodząc w spoilery, ciekaw jestem jak będzie przedstawiona jej relacja z dodatkową postacią z nadchodzącego w marcu sezonu. Dodanie jej do swojego Legionu może być całkiem interesującym pomysłem, który oczywiście sprawdzę. Możecie już więc czekać na odpowiedni artykuł.

Deadshot

Drugą grywalną postacią jest Deadshot. Ten płatny najemnik zadebiutował w Arkhamverse już w Batman: Arkham City. o ile graliście w tę produkcję, to z pewnością zdajecie sobie sprawę z pewnych kwestii. Mianowicie jego strój różnił się od tego, który widzimy w Legionie Samobójców: Śmierci Lidze Sprawiedliwości. To byłbym w stanie bez problemu przełknąć – w recenzowanej dziś grze i tak znajdziemy mnóstwo elementów wyposażenia. Zdecydowanie trudniej byłoby mi jednak przejść obojętnie obok pewnej istotnej różnicy w karnacji postaci. Mało tego, choćby sami twórcy nieraz zwracają na to uwagę. Myślę, iż tłumaczenie tej zmiany nie będzie spoilerem – okazuje się bowiem, iż według Rocksteady w Arkham City był po prostu… sobowtór. Sobowtór, który odznaczał się taką samą celnością i przyjmowaniem kontraktów, jak adekwatny Deadshot? Mnie to choćby w najmniejszym stopniu nie przekonuje i uważam to za bardzo słabe rozwiązanie.

Nie mam niestety wyjścia – muszę przymknąć na to oko i skupić się na opisaniu rozgrywki jako Floyd Lawton. Pod tym względem jest na szczęście bardzo dobrze. Na tyle, iż to właśnie jako Deadshot grało m się najprzyjemniej. Do poruszania się wykorzystuje on plecak odrzutowy, który ogromnie poprawia mobilność postaci. Również w tym przypadku niezwykle istotne okazuje się umiejętne wykorzystywanie ślizgu. Już tłumaczę, o co mi chodzi. Podczas przebywania w powietrzu spalamy paliwo. Wznosimy się, przytrzymując R1, natomiast dodatkowe wychylenie lewej gałki analogowej sprawia, iż lecimy we wskazywanym przez nią kierunku. Z kolei przytrzymanie X na DualSensie włącza silniki odrzutowe, dzięki którym znacząco przyspieszamy.

Ciągłe pozostawanie w ruchu

Możemy też (raz na lot) nacisnąć L1. W ten sposób ostudzimy silniki, co pozwala nam oczywiście na dłuższe latanie. Istnieje jednak pewien manewr, o którym zdecydowanie warto pamiętać. Mianowicie prześlizgnięcie się po płaskiej powierzchni od razu odnawia paliwo w plecaku. Rekomenduję więc latanie między dachami budynków, ostudzanie silników, a następnie szybkie pikowanie na dach lub ziemię. Wtedy wykonajcie szybki ślizg i lećcie dalej. Brzmi to może nieco skomplikowanie, ale tak naprawdę jest dość prostym procesem i na pewno nie minie wiele czasu, a będziecie płynnie poruszali się w powietrzu jako Deadshot. Naturalnie możemy prowadzić ostrzał, wisząc w powietrzu, a dzięki naszych działek na ramionach wykonywać ataki „wręcz”. Oczywiście Deadshot również może wbiegać po ścianach budynków, tak samo jak Harley Quinn.

W przerywnikach filmowych bardzo fajnie pokazano dość surowy profesjonalizm postaci. Deadshot chce po prostu wykonać powierzone mu zadanie, a tym samym pozbyć się bomby wszczepionej mu do głowy. Bynajmniej nie oznacza to, iż nie będzie starał się korzystać z okazji obejścia pewnych problemów. Więcej jednak nie napiszę na ten temat, aby w mój artykuł nie wdarły się spoilery. Można powiedzieć, iż Deadshot pełni rolę nieformalnego dowódcy w Legionie Samobójców: Śmierci Lidze Sprawiedliwości. Jest najbardziej opanowany i rozgarnięty z całej czwórki Task Force X. Niemniej jednak w pewnych momentach widać, iż targają nim silne emocje. Dotyczy to przede wszystkim sytuacji związanych ze znienawidzonym przez Lawtona Green Lanternem. Deadshot nie sypie żartami jak z kapelusza i chce po prostu trzymać drużynę w ryzach. Z tego powodu nie jest fanem zbierania trofeów Człowieka-Zagadki i rozwiązywania jego zagadek. Jednak o aktywnościach pobocznych napiszę więcej w dalszej części niniejszej recenzji.

Kapitan Boomerang

Przedostatnią postacią, którą Rocksteady postanowiło dołączyć do Task Force X jest Kapitan Boomerang. To bez wątpienia bohater mający występować w roli śmieszka w ekipie. przez cały czas różni się on przy tym od Harley Quinn. Kobieta ta bowiem często działa po prostu szaleńczo, czy nieprzewidywalnie. Natomiast Australijczyk i jego problemy podczas misji wynikają nie z kwestii psychicznych, a zwyczajnie z jego nieporadności (żeby nie powiedzieć „nieudolności”). Z całkowitą pewnością Harkness nie należy do najbardziej profesjonalnych osób. Nierzadko będzie też dbał tylko o siebie (aczkolwiek zdarza się mu również pomyśleć o całej drużynie, na przykład organizując transport). Stanowi to często okazję do bardzo dobrych, nienachalnych żartów sytuacyjnych. Jest także silnym kontrastem dla chłodnego profesjonalizmu opisanego wcześniej Deadshota. Wróćmy jednak do Kapitana Boomeranga, a konkretnie do jego sposobu przemierzania Metropolis.

Pisałem wcześniej, iż członkowie Task Force X różnią się między sobą między innymi podejściem do poruszania się w mieście. Warto wobec tego wyjaśnić metody Boomeranga. Nie zagłębiając się w zbędne szczegóły, Kapitan Boomerang na wczesnym etapie fabuły wejdzie w posiadanie pewnego superbohaterskiego gadżetu. Dzięki temu będzie w stanie poruszać się z ogromną prędkością i to właśnie w łączeniu tego faktu z miotanymi bumerangami tkwi sedno poruszania się jako Australijczyk. Mianowicie, przytrzymując R1, rzucimy przed siebie bumerang – im dłużej przytrzymamy przycisk, tym dalej rzucimy tę broń.

Możemy ją rzucić dwa razy, po czym trzeba wylądować, aby odnowiła się opcja miotania bumerangów. Jesteśmy też w stanie minimalnie wydłużyć odległość, na którą się przenosimy. Naciskanie L1 (maksymalnie trzy razy) spowoduje wykonanie szybkiego uskoku. Niemniej jednak najbardziej korzystnym połączeniem jest rzucenie bumerangu w podłoże. Możemy wtedy płynnie przejść do biegania po przytrzymaniu X. Nie jesteśmy w stanie długo biegać w ten sposób, aczkolwiek umiejętnie łącząc ciskanie bumerangiem z bieganiem, możemy bardzo gwałtownie pokonywać dzielnice Metropolis.

Walka Boomeranga w Legionie Samobójców: Śmierci Lidze Sprawiedliwości

Bardzo interesująco wygląda również walka w skórze Kapitana Bumeranga. Podstawowa mechanika, a więc prowadzenie ostrzału, prezentuje się podobnie jak w przypadku pozostałych postaci. Celujemy więc, przytrzymując lewy spust pada DualSense, a strzelamy po naciśnięciu prawego spustu – standard dla tego gatunku. Zdecydowanie bardziej interesująco robi się jednak, gdy zechcemy w pełni wykorzystać potencjał tego bohatera. Wyrzucamy wtedy przeciwników w powietrze, gdzie zatrzymujemy ich i korzystając z zatrzymania czasu strzelamy do nich. Możemy też wykonać specjalny atak, w którym Boomerang przeskakuje od celu do celu, zadając ogromne obrażenia (co jest szczególnie przydatne w starciu z patrolującymi ulice miasta czołgami). Przyznaję, iż mimo moich początkowych oporów – i pomimo tego, iż przez cały czas Kapitan Boomerang nie jest moją główną postacią – walki jako Harkness sprawiały mi niemało przyjemności.

Nie można też zapomnieć o dialogach i dobraniu głosu dla tej postaci. Daniel Lapaine, użyczający swojego głosu Kapitanowi Boomerangowi stworzył bardzo przekonującą wersję osoby dosłownie zmuszonej do pracy. przez cały czas stara się pokazywać swobodne podejście do życia, pełne luzu. Słychać też jednak często, iż za tą maską kryje się przerażony człowiek, który po prostu chce przeżyć. Daje to bardzo dobry rezultat.

King Shark

W Legionie Samobójców: Śmierci Lidze Sprawiedliwości możemy wcielić się również w Nanaue, lepiej znanego pod nazwą King Shark. Jak widać na zrzutach ekranu, jest to humanoidalny rekin. To bez dwóch zdań najbardziej brutalny członek Task Force X, którego jeden z ataków specjalnych wygląda naprawdę imponująco. King Shark to najbardziej prostolinijna postać z oddanych nam póki co w grze. Nie jest w stanie przekonująco skrywać swoich prawdziwych myśli – a kiedy próbuje to robić, czyni to z rozbrajającą naiwnością i jednocześnie szczerością. Można go porównać do trolli z gier z serii Wiedźmin. Oczywiście możemy nadać także tej postaci wiele stylów wizualnych, przez co każdy z pewnością znajdzie wygląd, który się spodoba.

Przemierzanie Metropolis w skórze (łuskach?) King Sharka jest dość proste. Mianowicie, przytrzymując R1 i wychylając gałkę analogową, Nanaue będzie biegał. Jego sprint jest zdecydowanie najszybszym sposobem na poruszanie się na poziomie ulic – pod tym względem nie dorównuje mu żadna z pozostałych postaci. King Shark jest też w stanie wykonywać potężne skoki w powietrzu, aczkolwiek ruch ten wymaga pewnego opanowania. Postać pokonuje bowiem tak spore odległości, iż nierzadko można ominąć miejsce, do którego zmierzamy. Aczkolwiek jeżeli spędzicie z tym bohaterem odpowiednio wiele czasu, to na pewno wyczujecie jego styl poruszania się i zapanujecie nad wspomnianym ruchem.

Specjalna umiejętność King Sharka

Natomiast przytrzymanie L1, a następnie naciśnięcie przycisku X na padzie pozwoli wybić się na ogromną wysokość. Z niej możemy oczywiście wykonywać opisane wcześniej susy lub zamienić się w wielką kulę i w ten sposób uderzyć w znajdujących się niżej wrogów. Nie ma co do tego żadnych złudzeń – mimo iż w grze nie ma prostego podziału na klasy, to jednak rozgrywka jako King Shark kojarzy się automatycznie z tankiem. To postać dla graczy, którym zależy na maksymalizowaniu zadawanych obrażeń, choćby kosztem mniejszej mobilności.

Nie ma przeszkód w przypisaniu King Sharkowi karabinów szturmowych, czy strzelb. Może on korzystać z wszystkich zapewnianych przez nie statystyk. Muszę natomiast przyznać, iż w moim przekonaniu jest to zbyt duża postać, by taka broń do niej pasowała. Nieporównywalnie bardziej naturalnie prezentuje się on z ogromnymi ciężkimi karabinami maszynowymi. Warto jeszcze wspomnieć, iż nie każdy może ich używać. Postaci mają pewną grupę spluw, z których mogą korzystać i nie wszyscy mogą używać wszystkiego. Uważam, iż jest to słuszna decyzja ze strony Rocksteady. Również dzięki temu występuje pewne zróżnicowanie bohaterów i rozgrywki jako konkretny bohater.

W kwestii doboru aktora głosowego do King Sharka również jest bardzo dobrze. W postać tę wcielił się Joe Seanoa, wrestler z AEW. Przed zagraniem w Legion Samobójców: Śmierć Lidze Sprawiedliwości moją ulubioną głosową wersją Nanaue’a był Sylvester Stallone w filmie Legion Samobójców z 2016 roku. Jednak po zagraniu w tytuł od Rocksteady mogę bez wahania stwierdzić, iż Seanoa przyćmił Stallone’a. On po prostu stał się King Sharkiem, przez co niejedną scenę z udziałem rekina oglądałem z wielką przyjemnością. Oczywiście spore znaczenia ma tutaj talent scenarzystów z brytyjskiego studia, którzy stworzyli świetne linie dialogowe. Niemniej jednak słowa uznania należą się również wszystkim aktorom użyczającym swoich głosów. Oprócz Tary Strong w roli Harley Quinn wybitnie zagrany został Kapitan Boomerang, a dosłownie minimalnie za nim plasuje się moim zdaniem King Shark. Powtórzę to jeszcze raz – przerywniki filmowe są świetne i bardzo dobrze pokazują relacje między stronami tego przymusowego przymierza.

Rozwój postaci w Legionie Samobójców: Śmierć Lidze Sprawiedliwości

Jako iż w Legionie Samobójców: Śmierci Lidze Sprawiedliwości występują elementy RPG, to bynajmniej nie może zabraknąć ulepszania naszych postaci. Wszystkie postaci dysponują po 3 drzewkami umiejętności. Osiągając kolejne poziomy (maksymalny podstawowy to 30), odblokujemy punkty umiejętności do wydania w konkretnych drzewkach. Do każdego z poziomów przypisany jest punkt dedykowany konkretnemu drzewku. Jak łatwo wywnioskować – i co istotnie ma miejsce – w grze znajdziemy po 10 poziomów do osiągnięcia w każdym z drzewek. Przede wszystkim uważam, iż warto zwrócić uwagę na umiejętności zapewniające nam przyrost wskaźnika kombinacji. Wskaźnik ten – wyświetlany w lewym dolnym rogu – pozwala nam korzystać z pasywnych usprawnień. Przykładowo 20 poziom wskaźnika kombinacji zwiększy nam szansę na wypadnięcie granatu z przeciwnika, a 25 poziom zapewni automatyczne przeładowanie wszystkich broni po wykonaniu konkretnej liczby strzałów krytycznych.

Zdecydowanie warto patrzeć na wszystkie profity, jakie zapewnia nam dane ulepszenie, aby pasowało ono do naszego stylu rozgrywki. Nierzadko będziemy bowiem mieć choćby premie za odpowiednie łączenie ataków „wręcz” z dystansowymi. Należy tez wiedzieć, iż choćby po wydaniu punktu umiejętności możemy go wydać na inną umiejętność w jednym poziomie drzewka. Nie kosztuje nas to absolutnie niczego, co oczywiście zachęca do eksperymentowania. Natomiast punkty doświadczenia zdobywamy głównie za wykonywanie misji (głównych i pobocznych), kontraktów (więcej na ten temat w dalszej części recenzji) czy zabijanie przeciwników. Ponadto wyposażenie może zapewniać nam zwiększony przyrost punktów doświadczenia, więc dobrze jest wiedzieć, co na siebie zakładamy i z czego korzystamy.

Bronie i ich ulepszenia

Jako iż mamy do czynienia z looter shooterem, to w Legionie Samobójców: Śmierci Lidze Sprawiedliwości bynajmniej nie może zabraknąć broni i akcesoriów. Rocksteady oddało nam do dyspozycji wiele rodzajów spluw. Znajdziemy tu między innymi pistolety zwykłe i maszynowe, karabiny szturmowe, snajperki, strzelby czy ciężkie karabiny maszynowe. Możemy je dostosować między innymi wizualnie. Na zawieszenie czeka wiele zawieszek czy innego rodzaju ozdób. Nie wybieramy niestety miejsca przypisania tych elementów, ani ich kolorów – personalizacja broni bynajmniej nie jest tak rozbudowana jak w przypadku serii Call of Duty i widać tu nieco niewykorzystany potencjał.

Możemy natomiast na broń nałożyć tak zwane Niedogodności. Pod tą tajemniczą nazwą kryją się efekty związane między innymi z żywiołami. Po dotarciu do odpowiedniego miejsca w grze nie ma przeszkód w dodaniu na przykład do dział nadgarstkowych ataku mrożącego, a do granatu jadu. od dzisiaj (zakładając oczywiście, iż mamy zapełniony pasek ładunku), przytrzymując R2 możemy zamrozić okolicznych przeciwników, ułatwiając sobie ich zabicie. Natomiast przytrzymanie O pozwoli nam wyrzucić granat, który po detonacji nałoży jad na okolicznych przeciwników, zmuszając ich do atakowania swoich pobratymców.

Broń możemy też ulepszać, do czego wykorzystamy między innymi pieniądze (zdobywane wyłącznie podczas grania) i odpowiednie surowce. Ulepszenie broni wiąże się z powtórnym wylosowaniem jej statystyk – pamiętajcie więc, aby przypadkowo nie pozbyć się zadowalających nas parametrów do następnego losowania. Ewentualnie możemy wybrać się do Gmachu Sprawiedliwości, gdzie Toyman wymieni nam bonus jaki chcemy na inny z dostępnej listy. Nie brakuje także wzmacniania broni, wydając specjalne punkty nanotechnologii, czy premii za korzystanie z broni należącej do jednego zestawu. Broń występuje też w różnej rzadkości – od zwykłej (oznaczonej na biało) przez rzadkie (niebieskie) po legendarne (złote), osławione i Infamię (czerwone). Dwa ostatnie rodzaje to najpotężniejsze spluwy, odwołujące się do jakiegoś znanego przestępcy z DC – na przykład Bane’a, Dwóch Twarzy, Strange’a czy Czarnej Maski. Możemy też tworzyć nowe bronie dzięki – co nie jest żadną tajemnicą – nawiązaniu współpracy z Pingwinem. Rusznikarz ten nie jest zresztą jedynym naszym wsparciem i warto rozwinąć tę kwestię.

Kontrakty i misje pomocników

Pierwszą osobą wspierającą Legion Samobójców w jego zmaganiach z siłami Brainiaca jest Hack. Ta cyfrowa forma genialnej hakerki przede wszystkim będzie nam ulepszała umiejętności. Pisałem o tym wcześniej, ale warto wrócić do tej bohaterki. Odblokuje nam ona bowiem również zakładkę Kontraktów. Znajdziemy tu opcjonalne wyzwania, których możemy się podjąć, przemierzając Metropolis. Wyzwania te mogą dotyczyć na przykład załatwienia określonej liczby przeciwników w konkretny sposób, wykonania zadanej liczby specjalnych ruchów czy zniszczenia wrogich urządzeń. Co istotne, sami wybieramy interesujące nas zadania i zawsze czekają na nas kolejne. Nie ma więc problemu z rotowaniem wyzwaniami, co uważam za sporą zaletę.

Podoba mi się też fakt, iż pewna liczba kontraktów wykonanych jednego dnia otrzymuje małą premię dzienną. Zachęca to w moim przekonaniu do codziennego włączania gry. Podobnie jak specjalne paczki, jakie oferuje nam Cash za wykonywanie pewnej konkretnej aktywności w grze. Szkoda jednak, iż nagrody nie są przyznawane automatycznie. Po komunikacie informującym o wykonaniu kontraktu musimy przejść do zakładki z Kontraktami i manualnie wybrać odebranie nagród. Wolałbym, aby działo się to samoczynnie. Z drugiej strony za wykonanie niektórych wyzwań dostajemy punkty doświadczenia, więc możemy przełączyć się na inną postać i jako właśnie ona potwierdzić chęć otrzymania punktów doświadczenia.

W Metropolis znajdziemy też wiele zadań opcjonalnych, których możemy się podejmować dla naszych pomocników. Zlecają je nam nasi agenci wsparcia i z niemałą przyjemnością wykonywałem te misje. Nie są one co prawda zbyt odkrywcze. Mamy bowiem zadania polegające na osłanianiu punktu, zabijaniu przeciwników w zadany sposób (tylko wtedy przyjmują obrażenia), czy na przykład ratowanie pochwyconych agentów ARGUS-a i przynoszenie ich do odpowiedniego punktu. Jednak studiu Rocksteady udało się stworzyć tak przyjemną rozgrywkę, iż choćby mimo tak schematycznych i powtarzalnych zadań wykonywałem je z prawdziwą przyjemnością. Nie znam innej strzelanki, w której wymiana ognia byłaby tak przyjemna. Oczywiście występuje tu wsparcie celowania, aczkolwiek mimo tego czujemy, iż musimy odpowiednio przycelować we wroga. Zachowano tu perfekcyjny balans między ułatwianiem ostrzału, a wymaganiem celności od gracza. Efekt jest doskonały.

Człowiek Zagadka w Legionie Samobójców: Śmierci Lidze Sprawiedliwości

W Metropolis nie brakuje występującego w każdej wcześniejszej odsłonie z serii Arkhamverse Edwarda Nygmy. Człowiek-Zagadka ponownie przemawia głosem Wally’ego Wingerta, co już w cyklu Batman: Arkham było strzałem w dziesiątkę. Nie inaczej jest tym razem, choć do udźwiękowienia jeszcze przyjdę. Nygma wystawia nasze umiejętności na próbę w 3 kategoriach: trofeach, zagadkach słownych oraz wyzwaniach rozszerzonej rzeczywistości. W mieście czeka na nas do zebrania 40 trofeów. Nierzadko musimy je zestrzelić, aby spadły w miejsce, z którego możemy je podnieść. Jest to więc zdecydowanie mniej trofeów niż na przykład w Arkham City, ale cóż. Może Człowiek-Zagadka nie miał tyle czasu, co w Arkham City na chodzenie po mieście i zostawianie znajdziek? Ostatecznie miasto jest opanowane przez kosmitów, więc byłby to jakiś argument Nawiasem mówiąc, w jednej z początkowych lokacji znajdziemy makiety, krótko przybliżające fabułę z czterech tytułów z serii Batman: Arkham (Asylum, City, Knight oraz Origins).

Oprócz trofeów możemy rozwiązywać zagadki umysłowe. W każdej dzielnicy czeka na nas po kilka słownych wyzwań, które wymagają zeskanowania (górnym krzyżakiem) konkretnego elementu otoczenia odwołującego się do postaci z kart komiksów DC. Oczywiście często występują tu żarty językowe, więc zdecydowanie, jeżeli tylko macie taką możliwość, starajcie się bazować na angielskiej wersji takiej zagadki. Na koniec zostawiłem wyzwania rozszerzonej rzeczywistości. Są to po prostu wyścigi, w których możemy zdobyć po maksymalnie 3 gwiazdki (zależnie naturalnie od osiągniętego przez nas czasu). Każde takie wyzwanie ma rekomendowaną postać, która powinna wziąć udział w tym wyścigu. Nie jest to jednak wymóg i bez problemu można podejmować się wyścigów jako dowolny członek Task Force X. Nic nie zostanie przed nami zablokowane niezależnie od wybranej postaci.

Metropolis

W poprzednich grach studia Rocksteady działaliśmy bardzo blisko miejsca największej aktywności Batmana. Poruszaliśmy się więc po wyspie Arkham, wydzielonej części miasta, czy w samym Gotham. Miasto, jakie oddali nam do dyspozycji Brytyjczycy w swojej najnowszej grze bez wątpienia jest najbardziej rozległym obszarem. choćby samo pierwsze wyjście na otwarty teren robi kolosalne wrażenie. Widzimy mnóstwo budynków i aż chce się udać przed siebie, by zwiedzać ten świat. Musimy jednak mieć świadomość pewnego obostrzenia – Waller nie ma do nas zaufania, więc oddaje nam do dyspozycji skrawek miasta. Musimy się wykazać – co nie potrwa długo – aby zniesione było ograniczenie dostępnego dla nas obszaru. Kiedy już to nastąpi, będziemy mogli zwiedzać Metropolis wzdłuż i wszerz.

Niestety nie znajdziemy tu żadnego żywego zwykłego mieszkańca miasta. Inwazja skutecznie ukróciła normalne życie (niemniej jednak pewna znana dziennikarka przez cały czas prowadzi relacje na żywo. Dla kogo? Tego nie wiem). Metropolis choćby w swojej zrujnowanej formie zachwyca rozmachem, architekturą i sensownie rozmieszczonymi budynkami. Znajdziemy tu między innymi stadion sportowy, uczelnię, restauracje, stacje benzynowe, bloki mieszkalne, czy znane fanom DC Comics ważne budowle. Oprócz Gmachu Sprawiedliwości zobaczymy także LexCorp, redakcję Daily Planet czy bank Wayne’a. Nie brakuje również wielkich posągów Ligi Sprawiedliwości, czy makiet i balonów wychwalających dawnych bohaterów miasta. Stanowi to niezły kontrast dla aktualnej sytuacji.

Liga Sprawiedliwości

No właśnie… Liga Sprawiedliwości. Według Rocksteady składa się na nią pięcioro bohaterów: Wonder Woman, Batman, Green Lantern, Flash oraz Superman. Jak Wam na pewne wiadomo – co samo studio podawało do wiadomości już od pierwszych zapowiedzi – w Legionie Samobójców: Śmierci Lidze Sprawiedliwości opowiemy się po stronie „tych złych”. Jako Task Force X staniemy naprzeciwko Lidze Sprawiedliwości – jej członkowie zostali spaczeni i są kontrolowani przez Brainiaca. Prawie cała Liga nie waha się zabijać niewinnych cywili i nie zważa na dawne przyjaźnie.

Każdy, kto nie jest poplecznikiem Brainiaca powinien według Ligi zginąć. Czy tak istotnie się stanie i jaki będzie los Ligi? Na te pytania Wam nie odpowiem. Przyznaję natomiast, iż bardzo podobało mi się odwrócenie ról i pozwolenie nam wcielenia się w postaci po drugiej stronie barykady. Wprowadza to sporo świeżości do fabuły. Tłumaczy także naturalnie wykorzystywanie broni palnej. Task Force X nie kieruje się przecież zasadami Batmana i formacji nie przeszkadza zabijanie swoich wrogów. Wygląda jednocześnie na to, iż Mroczny Rycerz także zabija. Ale czy naprawdę tak jest? Tego musicie dowiedzieć się sami.

End game

Po przejściu fabuły nasza przygoda w żadnym razie się nie kończy. Bynajmniej – to dopiero wtedy rozwija skrzydła. Możemy awansować nasze postaci bez końca po osiągnięciu przez jedną z nich 30 poziomu. Odblokujemy wtedy poziomy całego Legionu i powiązane z tym premie do statystyk. Te mogą być wykorzystywane przez wszystkich członków Task Force X. End game to oczywiście również większa szansa na zdobycie najbardziej rzadkiego wyposażenia (przede wszystkim Zestawów Infamii) oraz trudniejsze misje. Warto zaznaczyć, iż misje kampanii możemy powtarzać, a poziom trudności Metropolis zmienić zawsze, gdy nie jesteśmy w trakcie misji. Oczywiście im wyższy poziom trudności, tym więcej punktów doświadczenia możemy zdobyć. End game, mimo powtarzalnych misji, jest bardzo przyjemny, aczkolwiek nie idealny. Zdarzały się bowiem sytuacje, w których nie pojawiali się przeciwnicy, a niekiedy nie można też było aktywować Niedogodności, przez co nie sposób było wykonać misje.

Ogólnie end game wciąga, ale zdecydowanie trzeba nad nim popracować od strony technicznej. Warto też wspomnieć, iż za specjalne misje w end gamie płacimy specjalną walutą, prometem. Od razu Was uspokajam. W Legionie Samobójców: Śmieci Lidze Sprawiedliwości walutę tę zdobywamy po prostu grając i nie wydajemy na nią ani grosza. Zdobywamy jej też dość sporo za w miarę proste i krótkie zadania, a choćby za kontrakty. Nie ma wobec tego powodu do obawiania się end game’a. Warto też wspomnieć, iż za wykonywanie zadań z jednego poziomu Mistrzostwa odblokowujemy wyższe poziomy Mistrzostwa. Wiąże się z tym mniej czasu w ukończenie misji, ale i oczywiście lepsze nagrody.

Funkcje sieciowe w Legionie Samobójców: Śmierci Lidze Sprawiedliwości

W chwili publikacji niniejszej recenzji do grania w Legion Samobójców: Śmierć Lidze Sprawiedliwości wymagane jest połączenie z siecią. Nie zagramy choćby w pojedynkę jeżeli serwery będą wyłączone, albo my nie będziemy online. Na szczęście Rocksteady zapowiedziało jeszcze przed premierą, iż pracuje nad aktualizacją dodającą tryb offline. Będzie to moim zdaniem zmiana w dobrym kierunku. Już teraz myślę, iż może to być świetna gra do uprzyjemniania sobie czasu w podróży, grając na komputerach takich jak ASUS ROG Ally czy Lenovo Legion Go. Należy jeszcze odnotować, iż start tej gry nie należał do udanych. Pierwszego dnia wcześniejszego dostępu problemy z serwerami były tak poważne, iż studio całkowicie wyłączyło serwery. Jednak po uporaniu się z problemami sieciowymi, które występowały 30 stycznia gra działa już idealnie – zarówno w trybie dla jednego gracza, jak i współpracy. Oczywiście subskrypcje PS Plus i Game Pass nie są niezbędne do grania w pojedynkę.

Natomiast chcąc grać w sieciowym trybie współpracy, trzeba już posiadać aktywny abonament (naturalnie z wymogu tego wyłączeni są gracze komputerowi). W trybie dla jednego gracza bez problemu można też zatrzymywać grę, a choćby usypiać konsolę z włączoną grą i kontynuować rozgrywkę po wybudzeniu konsoli. Warto zaznaczyć, iż opisywana strzelanka obsługuje rozgrywkę międzyplatfomową. Oznacza to, iż możemy zapraszać zarówno do naszej rozgrywki, jak i do klanu osoby z komputerów i konsol PlayStation oraz Xbox. Z przyjemnością – i bez żadnego laga – grałem na PlayStation 5 z moją żoną, wcielającą się w Harley Quinn na Steamie oraz z Konradem grającym na jego PS5. Na plus zaliczam też komunikację głosową. Nie trzeba korzystać z Discorda i można wykorzystywać (po włączeniu tej opcji w ustawieniach) z komunikacji głosowej ogarnianej przez samą grę. Działa to oczywiście razem z rozgrywką międzyplatformową.

Rozgrywka w trybie współpracy

Naturalnie wiele godzin spędziłem w trybie współpracy, o czym pisałem wyżej. Możecie też obejrzeć nasz film z rozgrywki wieloosobowej, do czego oczywiście zachęcam.

Legion Towarzyski i dodatkowe nagrody w Legionie Samobójców: Śmierci Lidze Sprawiedliwości

Można także zyskiwać profity jeżeli inni gracze skorzystają w swojej rozgrywce z botów zastępowanych przez postaci z naszego Legionu Samobójców. Zdobędziemy wtedy pewną porcję surowców, które służą do ulepszania i wytwarzania broni. Naturalnie my też możemy do naszej ekipy włączyć postaci z Legionów innych graczy. To bardzo fajna opcja i jestem ciekaw, jak zostanie rozwinięta. Mało tego, rozgrywając misje, rywalizujemy z innymi graczami z naszego Legionu. Osoba, która radziła sobie najlepiej – a tym samym zdobyła najwięcej punktów – staje się dowódcą. To ten gracz wybiera następną aktywną misję (choć jego podkomendni mogą sugerować inne zadania). Ostateczna decyzja należy natomiast do dowódcy.

Spodobało mi się to, iż pozostali członkowie Task Force X komentują zmianę dowódcy – gratulują lub zapowiadają, iż oni jeszcze będą dowodzili. Natomiast grając samotnie, możemy wybierać postaci, jakie preferujemy lub taką, która jest nakręcona. Każde zadanie fabularne odznacza się bowiem bohaterem, który powinien teoretycznie dowodzić w tej misji. Nakręcona postać zadaje większe obrażenia i zdobywa więcej punktów doświadczenia. Nakręcenia przyznawane są na szczęście sensownie. I tak na przykład lokalizowanie Flasha najbardziej interesuje Kapitana Boomeranga, a zadania związane z Batmanem lub Trującym Bluszczem fascynują Harley.

Mikrotransakcje

Niestety nie wszystko podoba mi się w Legionie Samobójców: Śmierci Lidze Sprawiedliwości. Występują tu bowiem mikrotransakcje. Rocksteady zapewniało, iż nie będzie w nich żadnych elementów wpływających na rozgrywkę. Z ulgą stwierdziłem, iż Brytyjczycy wywiązali się z tej obietnicy i bynajmniej nie mamy do czynienia z tytułem pay to win. Za realne pieniądze możemy kupić specjalną walutę, która służy wyłącznie do zakupienia elementów kosmetycznych – strojów postaci. Te oczywiście zdobywamy również w trakcie rozgrywki, ale niektóre kostiumy mają być częścią płatnego Battle Passa. Zadebiutuje on w przyszłym miesiącu, razem z pierwszym sezonem i na pewno napiszę jeszcze wtedy o tej grze. Pamiętajcie jednak, iż wszystkie sezony i dodawane po premierze nowe grywalne postaci oraz kolejne misje będą darmowe dla wszystkich gracza. Mikrotransakcje dotyczą tylko kwestii wizualnych, choć i tak uważam, iż nie powinno ich być w pełnopłatnej grze.

Grafika i działanie gry

Co do strony wizualnej, to nie ma co owijać w bawełnę – w mojej opinii Legion Samobójców: Śmierć Lidze Sprawiedliwości to najładniejsza gra, jaką miałem przyjemność sprawdzać. Modele postaci prezentują się fenomenalnie – zwłaszcza, kiedy spływają po nich krople deszczu. Zdecydowanie widać, iż to już poziom nowej generacji i cieszę się, iż zdecydowano się nie wydawać tego tytułu na PlayStation 4 i Xbox One. Dzięki temu Rocksteady nie musiało nakładać na siebie przesadnych ograniczeń. Co pozostało bardziej imponujące to fakt, iż gra oferuje tylko jeden tryb działania – śmiga w stabilnych 60 klatkach na sekundę! Można? W połączeniu z opisywanymi wcześniej w tej recenzji przerywnikami filmowymi na silniku gry efekt jest powalający. To naprawdę imponujące, iż studio, które w swoim portfolio ma zaledwie kilka tytułów stworzyło tak rewelacyjnie prezentującą się grę. Brawo!

Znajdziemy tu również obsługę funkcji pada DualSense. Prowadzenie ostrzału odznacza się różnym oporem w zależności od broni. Adaptacyjne spusty zawsze były jedną z moich ulubionych funkcji tego pada i spodobały mi się także w tej grze. Warto jeszcze dodać, iż możemy dostosować ich intensywność w ustawieniach recenzowanego tytułu. Plusem jest też obsługa efektów dotykowych – dzięki temu między innymi bieg King Sharka daje się wyczuć pod dłońmi.

Udźwiękowienie

Legion Samobójców: Śmierć Lidze Sprawiedliwości odznacza się dość trudnym w ocenie udźwiękowieniem. Mam w związku z nim ambiwalentne odczucia. Już tłumaczę, co mam na myśli. Pisałem wcześniej w tym artykule, iż jestem zachwycony doborem aktorów głosowych. Oczywiście podtrzymuję to zdanie, ale należy podać kolejne mistrzowsko zagrane postaci. Na pierwszym miejscu w moim rankingu znajduje się, co nikogo nie powinno dziwić, Batman. Wszystkie jego kwestie głosowe zdążył nagrać przed swoją śmiercią Kevin Conroy i nie mam co do nich absolutnie żadnych zastrzeżeń. Czy to przechadzając się po Gmachu Sprawiedliwości i wchodząc w interakcje z wieloma przedmiotami, czy słuchając rozmów Mrocznego Rycerza z Brainiacem i szeregowymi przeciwnikami, Conroy po prostu był Batmanem. Nawiasem mówiąc, bardzo interesującym doświadczeniem jest słuchanie, jak Batman wydaje polecenia odszukania nas najeźdźcom.

Nie mogę też przejść obojętnie obok Nolana Northa, który raz jeszcze wcielił się w Pingwina i perfekcyjnie oddał charakter tego przestępcy. Spodobała mi się też Zehra Fazal jako (debiutująca w Arkhamverse) Wonder Woman. Niemniej przekonywująco brzmią Debra Wilson jako oschła, nastawiona na realizację celu Amanda Waller, czy Jason Isaacs w jego dość rzadkich chwilach jako Brainiac. Uważam, iż nie można mieć żadnych zastrzeżeń co do aktorstwa w tej grze. Bardzo spodobało mi się też wykorzystanie muzyki z gier Batman: Arkham w sekwencjach, w których widzimy Mrocznego Rycerza. Rocksteady trąciło tu strunę nostalgii i wyszło im to doskonale. Na uwagę zasługuje także mnóstwo opcji, które możemy dostosować – między innymi sposób wyświetlania obrazu, czy choćby układ sterowania.

Przypadła mi do gustu również muzyka podczas ostrych wymian ognia – nie brakuje partii z wykorzystaniem gitar elektrycznych i bardzo to pasuje do tak dynamicznej rozgrywki. Jednocześnie nie mogę odżałować braku zapadającego w pamięć motywu muzycznego, który przygrywałby w menu głównym. Bronie też mogłyby brzmieć bardziej „mięsiście”. Ich dźwięki są przyzwoite, ale spodziewałem się nieco więcej.

Legion Sprawiedliwości: Śmierć Lidze Sprawiedliwości na komputerze i Steam Decku

Jako iż jeden z kluczy recenzenckich, jakie trafiły do naszej redakcji dotyczył wersji na Steama, nie omieszkałem sprawdzić działania gry na Steam Decku. Nie sądziłem, iż uda mi się choćby włączyć tę grę, ale z ciekawości ściągnąłem ten tytuł na Decka i włączyłem go. Trochę to trwało, ale ostatecznie Legion Samobójców: Śmierć Lidze Sprawiedliwości uruchomił się, a ja mogłem sprawdzić jak śmiga ta produkcja na przenośnym komputerze Valve. Okazało się, iż – co prawda po obniżeniu wszystkich ustawień do minimalnych, ale i tak – nie było większego problemu z graniem w tę strzelankę. Zablokowałem odświeżanie na 45 Hz i na ogół gra działała z klatkami w przedziale od 27 do 40. Występowały też niestety krótkie, około sekundowe, spadki do choćby 7 klatek na sekundę. Ja jednak uważam, iż sam fakt, iż w tę produkcję da się grać na Decku jest godny odnotowania.

Działanie na urządzeniu, które w żadnym razie nie jest mocarnym sprzętem jest jak najbardziej zadowalające. Moim zdaniem warto wobec tego czekać na dodanie trybu offline – recenzowana produkcja może być świetną propozycją do grania w podróży. Pamiętajcie jednak, aby mieć w takim przypadku ze sobą ładowarkę. Można było bowiem grać w tę strzelankę przez nieco ponad godzinę zanim bateria Decka padła. Sytuacja ta nie ma oczywiście miejsca w przypadku komputera stacjonarnego. Zagrałem w Legion Samobójców: Śmierć Lidze Sprawiedliwości na pececie o poniższej specyfikacji:

Rezultat możecie obejrzeć na poniższym filmie z rozgrywką:

Nie omieszkałem sprawdzić tej gry także na moim laptopie (niżej specyfikacja).

W tym przypadku nie mam niestety czego pokazywać. Niezależnie od wybranych ustawień musiałem męczyć się z pokazem slajdów. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, gra działała na laptopie zdecydowanie gorzej niż na Steam Decku. Tytuł ten wyraźnie nie lubi się z mobilnymi rozwiązaniami i o ile zamierzalibyście grać na laptopie o podobnych parametrach, to lepiej zastanówcie się nad tym dwa razy. Na szczęście na konsoli, która jest dla mnie podstawowym sprzętem, gra działa idealnie. W kontekście jakości i wydajności na PS5 nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń.

Podsumowanie – czy Legion Samobójców: Śmierć Lidze Sprawiedliwości to dobra gra?

Po zagraniu w wersję alfa Legionu Samobójców: Śmierci Lidze Sprawiedliwości nie mogłem doczekać się premiery tego tytułu. Rozgrywka wydawała mi się bardzo obiecująca i miałem nadzieję, iż przeczucie to przeniesie się do pełnej wersji – w której jest przecież większa swoboda. Okazało się, iż dobrze zrobiłem, odliczając wręcz dni do premiery. Rocksteady stworzyło grę z fenomenalnymi przerywnikami filmowymi, które oglądałem z ogromną przyjemnością. Ukończenie głównego wątku zajmuje około 10 – 12 godzin, ale choćby oprócz tej opowieści jest co robić. Jasne, przyznaję, aktywności poboczne nie należą do najbardziej oryginalnych. Aczkolwiek klimat świata i relacje między postaciami, a przede wszystkim niezwykle satysfakcjonujący system strzelania zachęcają do spędzania z tą grą każdej wolnej chwili. Jest też co robić w end gamie i na pewno będę w niego grał co najmniej aż do premiery pierwszego sezonu, który wystartuje w marcu.

Jestem też ciekaw, co będzie, kiedy po 4 sezonach zamienię cały startowy Legion czterema nowymi grywalnymi postaciami. Jak będą wtedy wyglądały przerywniki filmowe? Na pewno napiszę wtedy osobny artykuł. Póki co szczerze polecam Wam Legion Samobójców: Śmierć Lidze Sprawiedliwości. To jedna z najlepszych gier, w jakie grałem i na pewno długo (o ile w ogóle) nie wyleci z dysku mojej konsoli. Warto było czekać! Kiedy tylko byłem w pracy, odliczałem godziny do końca mojej zmiany i chciałem wrócić do Metropolis. Bardzo wciągnęła mnie ta strzelanka i uważam, iż zdecydowanie należy ją sprawdzić.

Kody recenzenckie zapewnił polski wydawca, firma Cenega.
Idź do oryginalnego materiału