Kolejna odsłona wirtualnego hokeja na lodzie trafiła w tym miesiącu na konsole. Jak wypada NHL 24? Przekonajmy się.
Od kilu lat recenzuję dla Was kolejne części serii NHL od EA Sports. Do tej pory zdecydowanie najlepszą odsłoną była dla mnie 22-ka. Możecie się przekonać, co aż tak bardzo podobało mi się we wspomnianej grze w odpowiedniej recenzji. Zabierze Was do niej ten odnośnik. Rok później zagrałem w 23-kę, która niestety nie zachwyciła mnie tak samo jak poprzednia część. Bardzo podobał mi się jednak chociażby ruch pozwalający na wybijanie krążka upadając. Mimo niewielu zmian względem poprzedniczki w 23-ce spędziłem niemal 350 godzin.
Z niemałym zainteresowaniem śledziłem zapowiedzi 24-ki. Z każdym prezentowanym materiałem miałem wrażenie, iż może to być najlepsza odsłona od wielu lat. W końcu nastał wyczekiwany przeze mnie dzień i włączyłem NHL 24. Nowości od razu rzuciły mi się w oczy, ale nie wszystkie uznałem za zaletę. Co więcej, jedna z nich to dla mnie ogromna przeszkoda, przez którą czekam na tegomiesięczną aktualizację. Czy jednak mimo tego warto sprawdzić tę odsłonę? Dowiecie się tego z niniejszej recenzji.
World of CHEL
Mimo iż nie jestem fanem trybu sieciowego w grach (NHL nie stanowi wyjątku), to bynajmniej nie mogłem nie sprawdzić go w nowej części wirtualnego hokeja na lodzie. Bardzo zaskoczyła mnie obecność… Battle Passa. Tak. W hokeju. Malo tego – część profitów jest w darmowym Battle Passie, a część (na szczęście wyłącznie elementy kosmetyczne) w osobno płatnym. Nazwijcie mnie staroświeckim, ale jestem zdania, iż kupując grę (zwłaszcza za ponad 300 złotych) powinienem mieć dostęp do wszystkiego, co oferuje. Nie jestem zwolennikiem mikrotransakcji i uważam, iż w World of CHEL wszystkie nagrody powinny być efektem naszej ciężkiej pracy i opanowania gry. Co do wyszukiwania meczów, to nie mam w tej kwestii absolutnie żadnych zastrzeżeń. Mam swoją konsolę PS5 podłączoną do sieci bezprzewodowej (o prędkości 60 Mb/s) i nie doświadczyłem żadnych opóźnień. jeżeli więc lubicie cyfrowe zmagania, to na pewno odnajdziecie się w World of CHEL. Pod warunkiem, iż nie przeszkadzają Wam bardzo długie czasy czekania na mecz.
Tryb ten dostał też jedną dość istotną zmianę. Zapomnijcie o torbach sportowych, skrywających losowe nagrody. Teraz za wygrane dostajemy specjalną walutę, którą możemy przeznaczyć na dokładnie to, co chcemy. Jest to moim zdaniem bez wątpienia zmiana na plus. Warto zaznaczyć, iż od dnia premiery NHL 24 wspiera rozgrywkę międzyplatformową w ramach konsol jednej generacji. Oznacza to, iż PlayStation 5 może grać z Xbox Series X|S, a PlayStation 4 z Xbox One. Międzyplatformowość ta dotyczy również aukcji w HUT, co pozwala na przeglądanie większej ilości ofert.
Be a Pro
Natomiast adekwatnie żadne zmiany nie dotknęły niestety trybu Be a Pro. przez cały czas tworzymy w nim własnego zawodnika – którego możemy zaimportować do World of CHEL – i bierzemy udział w wielu meczach, starając się osiągnąć jak najlepsze wyniki. Wciąż uczestniczymy w wielu mało interesujących rozmowach z dziennikarzami, członkiem drużyny i trenerem. Dostajemy też co jakiś czas opcjonalne wyzwania od wspomnianych osób. Odpowiednio trenując, poprawimy swoje osiągi i odblokujemy tak zwane Trait Points. Te przeznaczymy na nowe umiejętności na lodowisku czy usprawnienie możliwości dyplomatycznych. W Be a Pro przejmujemy oczywiście kontrolę wyłącznie na jednym zawodnikiem, którego tworzymy w znanym od lat edytorze. Na lodowisku powinniśmy dbać o zmienianie się z kolegami z drużyny we właściwym momencie, jak również nie wołać o podanie krążka, kiedy nie możemy go przejąć.
Warto zaznaczyć, iż możemy przewijać mecz do swojej kolejnej zmiany. Można także zadecydować o długości spotkania, wybierając jedną z kilku opcji. Należy także zauważyć, iż jeżeli zostaniemy ukarani karą, to nie możemy gwałtownie przejść do naszej następnej zmiany na lodzie. Zamiast tego musimy patrzeć na taflę w widoku pierwszoosobowym. Jedyną zauważalną zmianą w samym trybie Be a Pro jest oddanie nas „pod skrzydła” Nicka Suzukiego (w przypadku wybranej przeze mnie drużyny, Montreal Canadiens). Nie dziwi brak Shea Webera jako mentora i przyjaciela – jest on już przecież w składzie Arizona Coyotes.
Tryb Franchise
O ile jeszcze czasem zdarzało mi się zagrać w World of CHEL, to jednak Tryb Franchise włączałem zawsze wyłącznie z recenzenckiego obowiązku. Nie inaczej jest w tym roku i mimo iż nie jestem ekspertem Franchise, to nie mogłem nie dostrzec jednej bardzo istotnej zmiany. Dotyczy ona strony wizualnej trybu. W tym roku postawiono na ciemny motyw, co mi bardzo odpowiada. Zawsze, kiedy tylko się da, ustawiam tryb ciemny w telefonie czy komputerze. Niżej możecie zresztą zobaczyć porównanie między Franchise w NHL 23, a 24. Jednak oprócz tego nie znalazłem absolutnie żadnej różnicy w działaniu tego trybu.
Po prawej – NHL 24
HUT w NHL 24
Nie urywam, iż zawsze najwięcej czasu spędzałem i spędzam w HUT (Hockey Ultimate Team). o ile nie wiecie, na czym polega ten tryb, to już tłumaczę. Na początku wybieramy w nim naszą ulubioną drużynę hokejową. Ja, jak już wcześniej napisałem, jestem fanem Montreal Canadiens, wobec czego postawiłem właśnie na tę kanadyjską formację. Następnie dostajecie paczkę kart, które będą tworzyły Waszą początkową drużynę. W moim pakiecie byli niektórzy z najważniejszych dla mnie zawodników. Chodzi mi o dwóch bramkarzy (Carey’a Price’a i Sama Montembaulta) oraz Cole Caufield.
Niektóre karty można ulepszać, wydając na to specjalne inne karty (zdobywane między innymi za wykonywanie opcjonalnych celów) oraz, oczywiście, wydając złote monety. Te dostajemy za wygrywane mecze, aczkolwiek możemy je oczywiście również kupić za realne pieniądze. Nie jest to jednak w moim przekonaniu wada – bez problemu da się grać wyłącznie mecze i w ten sposób zdobywać środki, nie blokując sobie dostępu do czegokolwiek (w przeciwieństwie do World of CHEL).
Dodatkowe wyzwania
W HUT w NHL 24 są, jak już napomknąłem, opcjonalne cele i warto ten temat nieco rozwinąć. W minionych latach również mogliśmy rozgrywać mecze i zdobywać za to co jakiś czas nagrody. Cele były jednak wtedy moim zdaniem zdecydowanie mniej interesujące. Polegały one chociażby na rozegraniu odpowiedniej liczby spotkań z jakimś zawodnikiem w składzie, wykonaniu zadanej liczby strzałów, wygraniu meczów ileś razy itd.
W tym roku cele te są nieporównywalnie ciekawsze. Przede wszystkim cele dzienne do wykonania są 3, a nie 5. Natomiast cele z innych kategorii polegają między innymi na wygraniu walki o krążek odpowiednią liczbę razy jako zawodnik z X-Factorem, czy wbiciu gola, trafiając krążkiem w prawą dolną/lewą dolną/prawą górną/lewą dolną stronę bramkami albo między nogami bramkarza. przez cały czas nie są to bynajmniej bardzo odkrywcze cele, ale mimo tego są bardziej zróżnicowane niż przed laty. Co istotne, tym razem cele są śledzone na żywo na bieżąco. choćby w trakcie meczu i akcji na lodzie widzimy powiadomienie o osiągnięciu pewnego progresu w celu lub całkowitym wykonaniu zadania. Bardzo mi się to podoba.
HUT Moments
Przypadła mi do gustu również rezygnacja ze zwykłych wyzwań HUT (HUT Challenges). Zamiast nich postawiono na momenty (HUT Moments). Rzucają one nas na lodowisko w z góry ustalonym składzie (nie ma na to żadnego wpływu nasza talia). Musimy odwzorować najważniejsze chwile z realnych rozgrywek. Przykładem niech będzie określona liczna goli i asyst Wayne’a Gretzkiego podczas jednego meczu, czy świetne wyniesienie Habsów na prowadzenie przez Nicka Suzukiego. Warto zaznaczyć, iż zaraz po wykonaniu wszystkich 3 celów danego momentu (co można też rozbić na kilka meczów) zobaczymy powiadomienie o ukończeniu momentu.
Jeśli chcemy, możemy wtedy grać dalej albo od razu zakończyć spotkanie i odebrać nagrody. Liczę też przez cały czas na zapowiedziane przed premierą dodawanie na bieżąco momentów z trwającego sezonu hokejowego. Zapowiedź tę możecie zobaczyć niżej. Póki co nie ma ich w grze – mimo iż sezon rozpoczął się w minionym tygodniu.
Zmian nie doczekało się natomiast HUT Rush. Nadal, tak samo jak w edycji z minionego roku, mamy do zdobycia kilkaset tysięcy punktów. W zestawieniu z dość oszczędnym przyznawaniem punktów podczas meczów, sprawia to, iż Rush jest wyraźnie nastawiony na ciągłe powtarzanie meczów. Mi zdecydowanie bardziej podobało się rozgrywanie sezonu w Squad Battles i dążenie do jak najwyższej pozycji po 82 meczach.
Rozgrywka i sterowanie
Tę część dzisiejszej recenzji jest mi najtrudniej napisać. Zacznijmy może od słonia w pokoju, czyli sterowania. Moja pierwsza styczność z NHL 24 bez dwóch zdań nie może być określona jako przyjemna. Dziwnie było mi sterować moimi zawodnikami. Po ponad 300 godzinach (i to tylko w jednej części tej serii) wyrobiła mi się już pamięć mięśniowa związana z tak zwanym sterowaniem hybrydowym (Hybrid Controls). Natomiast po zajrzeniu do opcji okazało się, że… nie było sterowania hybrydowego! Zamiast niego znalazłem dwa układy – Skill Stick oraz Total Control. W obu przypadkach za strzelanie krążkiem odpowiada wyłącznie prawa gałka analogowa (w Hybrid Controls wykorzystywałem do tego również kwadrat i kółko, zależnie od rodzaju strzału, który chciałem oddać). To jeszcze nie tragedia i bez problemu byłbym w stanie to zaakceptować.
Gorzej, iż w jednym z dwóch układów za body checking również odpowiada prawa gałka, podobnie jak za poke check. Nie muszę chyba wspominać, iż w związku z tym nierzadko byłem karany za tripping, kiedy po prostu chciałem przejąć krążek? W drugim układzie body checking występuje pod kółkiem i wybrałem ostatecznie ten schemat. przez cały czas jednak nie jest to idealne sterowanie i czekam na koniec października. Wtedy to ma pojawić się aktualizacja dodająca z powrotem Hybrid Controls.
Nowe systemy
Obowiązkowo muszę wspomnieć o systemie pressure oraz zmęczeniu bramkarza. Jedno niejako łączy się oczywiście z drugim. Zacznijmy od pressure. Drużyna przebywająca długo pod bramką przeciwnika po pewnym czasie zobaczy na lodowisku wskaźnik wywieranej presji. Naładujemy go szybciej, wykonując agresywne akcje i nie dając odetchnąć obronie przeciwnego zespołu. Niezwykle wskazane są oczywiście także celne strzały wykonywane w kierunku bramki. Oczywiście im częściej bramkarz będzie musiał przeciwdziałać, tym większa będzie szansa na popełnienie przez niego błędu. W tym roku bowiem każdy zawodnik (w tym naturalnie bramkarz) ma pod sobą wskaźnik kondycji. Im dłużej znajduje się on na lodowisku (w przypadku głównej piątki hokeistów) i im częściej bramkarz musi bronić, tym bardziej wyczerpuje się wytrzymałość. Kiedy cały pasek będzie opróżniony, zawodnik będzie ruszał się jak mucha w smole. przez cały czas jest oczywiście w stanie biegać po lodzie, ale jednak za wiele wtedy nie zdziała.
Fight!
Tutaj z pomocą – podobnie jak w minionych latach – przychodzą bójki. Sam system takiej walki nie zmienił się względem poprzednich odsłon i przez cały czas jest drewniany. Jednak tym razem zdecydowanie większe znaczenie ma korzyść wiążąca się z wygraną potyczką. Tym profitem jest oczywiście odzyskanie kondycji przez wszystkie formacje zawodników. Dzięki temu walka może mieć teraz pewne znaczenie taktyczne.
Jedną z najbardziej przydatnych nowości na pewno jest usprawniony system podawania krążka – tzw. vision passing. Po przytrzymaniu prawego spustu zobaczymy ikony figurowe nad głowami innych zawodników z naszej drużyny. Naciskając kwadrat, kółko, trójkąt lub X, podamy krążek do tego konkretnego hokeisty (oczywiście o ile ktoś go nie przechwyci). Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy korzystałem z tego systemu – stał się on dla mnie podstawowym systemem podawania krążka. Koniec z przypadkowymi przekazywaniami i liczeniem na poprawne odczytanie naszych intencji przez SI. Teraz sami wiemy, komu podamy, a dodatkowo możemy oczywiście zakończyć taki manewr (oby udanym) strzałem z łopatki kija. Bardzo jestem ciekaw, jak vision passing zostanie przeniesiony na sterowanie hybrydowe.
Strona techniczna
Silnik graficzny wykorzystany w NHL 24 nie różni się od tego w 23-ce. przez cały czas lodowiska wyglądają więc bardzo dobrze, a z kolei modelom zawodników – tak samo jak przed rokiem – często brakuje szczegółów. Spodziewałem się jednak tego i nie jestem zaskoczony. Spodobał mi się natomiast powrót do możliwości znanych już lata temu w tej serii. Chodzi mi mianowicie o niszczenie szklanych ścian. Odpowiednio mocno uderzając ciałem w innego hokeistę, a choćby mocno posyłając krążek, możemy sprawić, iż osłaniająca lodowisko pleksa pęknie. Akcja jest wtedy natychmiast zatrzymywana, aby ekipa techniczna mogła naprawić usterkę. Spodobała mi się także możliwość przerzucenia hokeisty przez bandę i na ławkę, jeżeli uderzymy w niego tuż przed siedzącymi zawodnikami. To nie przerywa oczywiście akcji, ale dodaje sporo do realizmu.
W tym roku jeszcze mocniej postawiono na rozszerzoną rzeczywistość (tak zwane AR). Dzięki temu na bandach widzimy informacje o karach oraz liczbę oddanych strzałów czy drużynie, która wywiera presję pod bramką. Co jakiś czas zobaczymy też zawieszoną w powietrzu tablicę rankingową, co na pewno kojarzą ci z Was, którzy grali w NHL 23.
Udźwiękowienie w NHL 24
Natomiast co do udźwiękowienia, to tym razem jest mała zmiana w komentatorach. Tym razem zamiast Ray’a Ferraro usłyszymy Cheryl Pounder. Partneruje jej oczywiście znany z poprzednich NHL-ów James Cybulski. Pounder ma w swoim CV pracę zarówno dla TSN, jak i CBC oraz, oczywiście, sukcesy w kobiecej lidze hokeja na lodzie – dwa złote medale olimpijskie oraz sześciokrotne mistrzostwo świata. Przyznaję, iż bardzo dobrze sprawdziła się w swojej roli i słychać w jej głosie profesjonalizm, lata doświadczenia.
Z kolei odgłosy na lodzie jeszcze nigdy nie były tak dobre – zwłaszcza te towarzyszące trafieniu krążka w słupek. Podoba mi się też to, iż zagrzewanie do walki (jak na przykład Go Habs Go!) słychać nie tylko w stosunku do drużyny gospodarzy. o ile goście zachowują się dynamicznie i ostro walczą o krążek, to mimo meczu u innej drużyny, można usłyszeć nawoływanie motywujące gości.
Podsumowanie
Mimo kilku wad (mikrotransakcje z Battle Passem, brak sterowania hybrydowego) NHL 24 to najlepszy hokej na lodzie, jaki można było sobie wyobrazić. Grafika jest bardzo dobra, a animacje bramkarza sprawiały, iż często musiałem sobie przypominać, iż to przecież tylko wirtualny zbitek pikseli, a nie prawdziwy zawodnik. Animacje prezentują się imponująco i niezwykle realistycznie. System vision passing niesamowicie dużo dodaje do tej gry. Podobnie zresztą jak system pressure. Szkoda, iż znów nie popracowano nad Be a Pro. Jednak jeżeli Wasz ulubiony tryb to HUT lub World of CHEL, to nie powinniście być zawiedzeni, kupując tę produkcję. Jestem pewny, iż będziecie się w niej dobrze bawili.
Kod recenzencki zapewniło EA Sports.