Recenzja: NHL 25 [PS5]

1 tydzień temu
Zdjęcie: Recenzja: NHL 25 [PS5]


Kolejna odsłona wirtualnego hokeja na lodzie od EA Sports, NHL 25, niedawno trafiła na konsole. Czy mecze w nowej formie wciągają? Sprawdźmy.

Jak prawdopodobnie wiecie, od wielu lat rok rocznie recenzuję kolejne odsłony serii NHL. Nie każda część tego cyklu była dobra, ale jednak w mojej ocenie większość reprezentuje dość wysoki poziom wykonania. Odkąd ogłoszono NHL 25 i zapowiedziano wydanie tej produkcji wyłącznie na konsolach nowej generacji, PlayStation 5 i Xbox Series X|S, byłem pozytywnie nastawiony do tego tytułu. Czy po spędzeniu z nim około 30 godzin uważam, iż warto było zainteresować się tą produkcją? Odpowiedź przyniesie niniejsza recenzja. Moją analizę rozpocznę od opisania jednego z nowych elementów w tegorocznej odsłonie.

ICE-Q

Moim zdaniem najważniejsze nowości w NHL 25 dotyczą zachowywania się zawodników podczas meczu. Przede wszystkim w tym roku EA Sports zaimplementowało system o zgrabnej nazwie ICE-Q. Wspominałem o nim już oczywiście w jednym z newsów – zabierze Was do niego ten odnośnik – ale również w recenzji wyjaśnię pokrótce, co kryje się pod tym terminem. Składają się na niego dwie mechaniki – Empowered AI oraz Reactive Actions. Przekłada się to na lepsze ustawianie się hokeistów podczas przypuszczania ataku na bramkę przeciwnika. Przyznaję, iż z wielką przyjemnością obserwowałem nieraz jak zawodnicy sami ustawiają się w odpowiednich miejscach, czekając tylko na przyjęcie krążka.

Mało tego – ICE-Q odczuwalnie pozbył się kar, które nie byłyby zależne od nas. Teraz nie spotkałem się z sytuacją, w której biegłem z krążkiem do tercji przeciwnika… by nagle akcja została przerwana przez karę innego zawodnika z mojej drużyny. Zdarzało się tak w NHL 24, ale na szczęście już nie w 25-ce. Nie znaczy to bynajmniej, iż rozgrywka jest banalnie prosta. Większą świadomość mają też zawodnicy sterowani przez sztuczną inteligencję. W związku z tym gole są trudniejsze, ale i bardziej satysfakcjonujące.

NHL 25 i nowe One-Timery

Pozostając przy golach, nie można nie wspomnieć o One-Timerach. Chyba każdy fan hokeja na lodzie kojarzy mistrzowskie przejęcia krążka z podania i wbicie go od razu do bramki. Moim ulubionym dawnym zawodnikiem stosującym często tego typu zagrania jest Shea Weber (a aktualnie grającym – Cole Caufield). Odłożę jednak tę dygresję na boku i wrócę do opisu One-Timerów w NHL 25. W tym roku wprowadzono coś takiego jak Perfect One-Timer. Zgodnie z nazwą, to uderzenie krążka kijem w idealnym momencie, tuż po dotarciu go do kija naszego hokeisty. Podczas przebywania w tercji przeciwnika co jakiś czas będziemy widzieć pulsujący okrąg otaczający innego zawodnika. jeżeli podamy mu krążek, a następnie wykonamy uderzenie kijem, to uderzymy mocno krążek z wysokim prawdopodobieństwem wbicia go do bramki. choćby jeżeli się to nie uda, to dość zauważalnie zmęczymy bramkarza czy zawodnika, w którego stronę posłaliśmy krążek.

Te idealne One-Timery dostarczają również informacje o sile uderzania. Wyrażana jest ona oczywiście w milach na godzinę oraz wyświetlana na bandach. Nie ukrywam, iż podobała mi się ta wiadomość i zawsze chętnie sprawdzałem, jak gwałtownie posłałem krążek w stronę bramki. Należy pamiętać, iż One-Timery mogą wykonywać nie tylko sugerowani zawodnicy, ale również dowolny inny hokeista. Nie sposób jednak nie zaryzykować stwierdzenia, iż to zaznaczani kandydaci do Perfect One-Timera odznaczają się największą szansą wbicia gola i dobrze jest mieć to na uwadze.

HUT w NHL 25 – zmiany w awansach i Wildcard

Nie ukrywam, iż moim podstawowym trybem w serii NHL jest Hockey Ultimate Team. W 24-ce spędziłem w nim niemal 400 godzin, więc mam pewne pojęcia na temat tego, z czym się go je. W poprzednich odsłonach mieliśmy dość zagmatwane podziały kart. Natomiast w 25-ce postawiono na prostsze rzadkości/kolory kart. Zależnie od rangi OVR, karta może być brązowa, srebrna lub złota. Są też karty specjalne, różniące się wyglądam, niemniej jednak w tym roku zdecydowanie łatwiej można odnaleźć się w tym systemie i porównywać przydatność kart. Ponadto ujednolicono postęp w HUT. Teraz mamy do czynienia z dwiema ścieżkami rozwoju – jedna z nich dotyczy trybu Wildcard. Tworzymy w nim swój skład, którego nie możemy zmienić przez cały sezon . Musimy też uwzględnić sumaryczny koszt zawodników – nie może przekroczyć dostępnego budżetu.

Niektórzy zawodnicy są też narzuceni na konkretnych miejscach. Natomiast w inne miejsca możemy włożyć jedną z trzech dostępnych kart. Warto też wykorzystać swoje karty – EA Sports pozwala nam użyć maksymalnie trzech kart z naszej talii HUT. Mecze w Wildcard są dość wymagające, aczkolwiek zdecydowanie warto dać sobie w nich szansę. Do osiągnięcia jest maksymalnie 15 poziom Wildcard, a za każdy z nich przewidziano nagrody. Mogą to być monety (do rozwijania zawodników lub kupowania nowych hokeistów, czy pakietów kart), paczki kart, specjalne żetony usprawnień czy choćby zawodnicy. Dobrze jest pamiętać, iż choćby przegrywając w Wildcard, zdobywamy punkty doświadczenia. Oczywiście mniej niż za wygraną, ale i tak.

Progres

Awansując w Wildcard, zzdobywamy także punkty doświadczenie w podstawowych poziomach HUT. Co istotne, wszystkie nagrody za osiągnięte progi – zarówno w Wildcard, jak i w Hockey Ultimate Team – są dla nas dostępne od razu. Nie ma już konieczności czekania na koniec sezonu. Jest to moim zdaniem ogromny plus. Nie ma także możliwości powtarzania przegranych meczy w Squad Battles, aczkolwiek kolosalnie zwiększono liczbę dostępnych spotkań. Teraz wynosi ona aż około 800 meczy! Biorąc pod uwagę długość trwania tego sezonu, przekłada się to na około 10 meczy, które powinniśmy rozgrywać dziennie, chcąc zmieścić się w sezonie. Nie ma jednak takiej potrzeby – jak wspomniałem nagrody są przyznawane od razu za każdy kolejny osiągnięty próg. przez cały czas możemy również grać Momenty (znane z poprzednich odsłon), czy wykonywać cele krótkoterminowe i długoterminowe. Do części celów jako nagrody przypisano dodatkowe punkty doświadczenia (liczone choćby w tysiącach), więc jak najbardziej dobrze jest starać się wykonywać te zadania.

Zwłaszcza, iż są śledzone w czasie rzeczywistym w toku rozgrywki, jak w ubiegłorocznej odsłonie. Nie mogę tez nie wspomnieć o tak zwanych Grudge Matches. Biorąc udział w rozgrywkach sieciowych, będziemy mogli wywołać tak zwany Mecz Odwetu. Gra śledzi bowiem nasze zmagania z wszystkimi drużynami, a gdy ponownie się z nią zmierzymy, to prezentuje nasze ostatnie konflikty z daną drużyną. Na przykład grając przeciwko Edmonton Oilers możemy widzieć komunikat, iż ostatnio wygrali z nami do zera, a stając naprzeciw Utah Hockey Club dowiemy się, iż w ostatnim meczy z nami przypuścili kilka mocnych body checków. Wprowadza to dodatkową motywację do jak najlepszej gry i wygląda bardzo przekonywująco oraz sensownie.

Rozgrywka i sterowanie w NHL 25

Przede wszystkim w kwestii sterowania należy zaznaczyć jedną kwestię. Mianowicie w tym roku od samej premiery gry dostępny jest układ sterowania o nazwie Hybrid Controls. W ubiegłorocznej odsłonie został on dodany dopiero kilka miesięcy po premierze. Ja jednak preferowałem korzystanie z Total Control. W tym układzie sterowania mogłem przytrzymać prawy spust, a następnie odpowiedni przycisk, aby podać krążek do konkretnego zawodnika. Ogromnie wpływa to na możliwości świadomego zachowywania się na lodzie (zwłaszcza w połączeniu z systemem ICE-Q, o którym już pisałem). Zdaję sobie sprawę, iż lepszy przykład niż wykład, wobec czego zachęcam do obejrzenia mojego zapisu rozgrywki, który wyżej wstawiłem.

W NHL 25 ponownie widzimy na szczęście powtórki przedstawiające akcje, za którą przyznano kary. Tym razem jednak przed samą akcją czas spowalnia, co pozwala nam przyjrzeć się sytuacji. Jest to w moim przekonaniu bardzo dobra decyzja. Podobnie zresztą jak dodanie wielu nowych ujęć kamery. Możemy teraz częściej przyjrzeć się sędziom wydającym swoje decyzje. Nie brakuje też zbliżeń na hokeistów. Nie mogę nie docenić wykorzystania funkcji kontrolera DualSense. Wokół panelu dotykowego widać oczywiście czerwoną ramkę (a więc kolor kojarzony z Montreal Canadiens). Niemałe znaczenie dla immersji mają także efekty dotykowe. Gdy rozbrzmiewa muzyka motywująca do zwiększonych wysiłków w walce o gola i krążek, autentycznie czujemy ten rytm w naszym kontrolerze. To świetny bajer i bardzo mi się on podoba.

Tryb Franchise

Nie ukrywam, iż tryb Franchise nigdy nie był moim ulubionym sposobem na spędzanie czasu z serią NHL. Nie zmieniło się to w tegorocznej odsłonie. Jasne, rozgrywamy tu pewne mecze, aczkolwiek największe znaczenie ma podejmowanie kluczowych decyzji jako GM (General Manager). Pierwszym, co na pewno zauważycie po wybraniu w menu opcji Franchise i przejściu do adekwatnego centrum tego trybu będzie bardziej sensowny rozkład okienek i zakładek. Dzięki temu nie musimy aż tak, co w przypadku NHL 24 skakać pomiędzy sekcjami tego trybu. Niżej możecie zobaczyć obok siebie stary tryb Franchise (po prawej stronie) oraz nowy (po lewej stronie).

Na szczęście w tym roku EA Sports nie zawahało się dodać kilku nowości. Przede wszystkim będziemy musieli przekonać wolnego zawodnika, aby dołączył do naszej drużyny. Ponadto możemy nałożyć na kontrakt pewne klauzule broniące go przed zerwaniem umowy, a także uwzględniać limity budżetowe. Będziemy zarządzać zarówno ligą NHL, jak i AHL. W przypadku mojej ulubionej drużyny przekłada się to oczywiście na Montreal Canadiens (Go Habs Go!) oraz Laval Rocket. Warto jeszcze wspomnieć, iż odpowiednie prowadzenie rozmów z zawodnikami może ostatecznie zaowocować odblokowaniem dla nich X-Factorów. Franchise przez cały czas nie jest moim ulubionym trybem, niemniej jednak doceniam starania studia, aby go urozmaicić.

Stary znajomy – Be a Pro

Niemal żadne zmiany nie spotkały niestety Be a Pro. Możemy tu oczywiście stworzyć własnego zawodnika na nasze podobieństwo (co starałem się naturalnie zrobić). Wybieramy też początkową ligę i śledzimy jego karierę. Takie przynajmniej są założenia. Realia natomiast pokazują, iż ten tryb to adekwatnie kalka ubiegłorocznej odsłony Be a Pro. Nawiasem mówiąc tak samo, jak od samego początku Be a Pro, a więc od NHL 21. choćby film początkowy jest dokładnie taki sam. Rozmowy to przez cały czas nudne sekwencje tekstu z niemymi postaciami i ponownie nie mogłem wciągnąć się w ten tryb. Potrzebuje on gruntownego przebudowania, najlepiej dodania pewnej fabuły, którą moglibyśmy śledzić z zainteresowaniem. Niestety, w tym roku nie ma na to co liczyć.

World of CHEL w NHL 25

Jeżeli zależy Wam na zdobywaniu elementów do personalizowania wyglądu swojego fikcyjnego zawodnika, to World of CHEL jest dla Was. To tryb wyłącznie sieciowy; mierzymy się w nim z innymi graczami w czasie rzeczywistym. W tym roku nie ma tu wielu zmian, aczkolwiek przez cały czas jest ich więcej niż w przypadku Be a Pro Przede wszystkim doszły nowe rotacyjne wydarzenia. Mają się odznaczać innymi zasadami niż standardowe mecze. Te Live Events mogą stanowić powód do powracania do gry, aczkolwiek należy jeszcze poczekać kilka tygodni, aby przekonać się, czy istotnie tak jest. W pierwszym tygodniu było na przykład wydarzenie odwołujące się do NHL 94NHL 94 Rewind Event.

Odznaczało się ono pikselową grafiką oraz brakiem mechanik znanych z nowych odsłon. Chodzi mi głównie o system zmęczenia zawodników czy wywieranej presji. Nie brakuje bynajmniej Battle Passa, za pomocą którego odblokujemy elementy kosmetyczne. Zdobędziemy je również naturalnie, po prostu grając i wygrywając. o ile dobrze bawiliście się w World of CHEL w poprzednich latach, to tutaj również powinniście być zadowoleni. Mam też wrażenie, iż kod sieciowy jest zdecydowanie lepszy. Nie pamiętam sytuacji, abym został rozłączony z serwerem podczas rozgrywki – a miało to miejsce we wcześniejszych grach z serii.

Grafika i udźwiękowienie

NHL 25 korzysta z systemu Sapiens, który ma zadbać o jak najlepsze przedstawienie podobizn znanych hokeistów. No i cóż… pod tym względem jest bardzo nierówno. Część zawodników (jak na przykład Juraj Slafkovsky, czy wspominany wcześniej Shea Weber) są bardzo podobni do swoich odpowiedników. Przez to zbliżenia na ich twarze są bardzo przyjemnymi momentami. Są jednak też takie podobizny jak chociażby Nick Suzuki. W kontekście tego zawodnika mogę wyrazić swoją reakcję jedynie jako gif:

Podobają mi się za to dobre, wyraziste kolory i świetne udźwiękowienie. Odgłosy uderzania krążka są niesamowicie przyjemne i realistyczne. W mój gust trafiła również muzyka, a kilka utworów – na przykład Don’t Know How To Love od formacji EVER od razu trafiła na moją listę ulubionych piosenek na Spotify’u. Samo główne menu również wygląda lepiej niż w minionym roku i przede wszystkim działa dużo płynniej. przez cały czas nie jest to doskonała płynność, ale poprawa względem 24-ki jest ewidentna. Muszę jeszcze na chwilę wrócić do strony wizualnej – o ile zawodnicy i większość elementów lodowisk wyglądają bardzo dobrze, o tyle nie mogę tego powiedzieć o kibicach i trenerach. Notabene, ponownie nie zobaczymy podobizn prawdziwych trenerów, niestety.

Czy NHL 25 to dobra gra?

Jak widzicie, NHL 25 bardzo mi się spodobało. Nie ma co ukrywać, uważam, iż jest to najlepsza odsłona serii, w jaką można zagrać. Tryby Squad Battles oraz Wildcard w HUT to zdecydowanie moi faworyci i każdego dnia z wielką przyjemnością brałem udział w tych rozgrywkach. Miłą nowością są też Grudge Matches oraz ujednolicony system progresu. Niestety Be a Pro oraz Franchise nie doczekały się tylu zmian, aby zachęciły mnie do spędzania godzin w tych trybach. Jednak sięgnąłem po tę grę głównie (właściwie wyłącznie) z myślą o HUT i ani trochę się nie rozczarowałem. o ile również Wy najbardziej lubicie zbierać i rozwijać zawodników, których następnie wykorzystacie podczas meczów, to nie sądzę, abyście żałowali sięgnięcia po tegoroczną odsłonę.

Kod recenzencki dostarczyło EA Sports.
Idź do oryginalnego materiału