Recenzja: Outlast Trials (Xbox Series X)

6 miesięcy temu
Zdjęcie: Recenzja: Outlast Trials (Xbox Series X)


Outlast Trials już jutro pojawi się na konsolach. Co powiecie na masakrę, tortury i gore w towarzystwie znajomych?

Seria Outlast od kilku już lat dostarcza nam horroru w intensywnym wydaniu. Najnowsza gra, debiutująca jutro na konsolach, Outlast Trials to trochę inne doświadczenie, umieszczone fabularnie przed poprzednimi odsłonami, gdzieś w czasach zimnej wojny.

Fabuła

Do Murkoff Corporation trafiamy z łapanki, jako totalne odrzutki społeczeństwa. Korporacja zamierza użyć nas jako szczurów laboratoryjnych, w ich najnowszych testach zaawansowanych metod prania mózgu i kontroli umysłów. Czekać na nas będzie seria wyzwań, które mocno nadszarpną nasze ciało, umysł i resztki zdrowego rozsądku.

Rozgrywka

Zakładam, iż każdy zainteresowany Outlast Trials, wie czym jest sam Outlast. To seria faktycznie strasznych horrorów, w którym najważniejsze będzie przetrwanie i wykonywanie zadań, a walka z przeciwnikami… znikoma. Rozgrywka toczyć się będzie w ciemnych pomieszczeniach, więc noktowizor… sami wiecie, mamy przymocowany do głowy na stałe. Na planszach znajdziemy baterie do niego, medykamenty, wytrychy i przedmioty, które pomogą nam rozproszyć przeciwników, którzy skupili na nas swoją uwagę.

W tej odsłonie mamy przed sobą szereg wyzwań, pogrupowanych w programy, których wykonanie da nam… wolność!

Grę rozpoczynamy od tutorialu, który już zgrubsza pokaże nam z jakim poziomem degenracji będziemy mieć do czynienia przez najbliższe długie i krwawe godziny.

Solo czy w towarzystwie?

Outlast Trials pozwala na grę w pojedynkę, lub w trybie współpracy. Ta działa międzyplatformowo (choć można wyłączyć crossplay) i maksymalnie grać można w cztery osoby.

Sieciowe szukanie grupy pozwala nam zdecydować, czy chcemy robić konkretny program, konkretną próbę z programu, czy jest nam to obojętne. Oczywiście decydując się na szukanie kompanów do konkretnej próby, musimy uzbroić się w cierpliwość.

Poziom trudności podczas gry w towarzystwie wyraźnie wzrasta, choć w większości przypadków skraca też znacznie czas gry. Grając w pojedynkę mamy jednak możliwość respawnu, których ilość uzależniona będzie od zebranych po drodze specjalnych strzykawek.

Dołączanie do gry na Xboksie było chwilowo trochę popsute, ze względu na embargo – jeżeli znajomy był ustawiony jako offline, nie było szansy zaprosić go do gry. Problem ten pewnie przestanie mieć znaczenie po premierze.

Próby i programy

Chcąc rozpocząć grę (po przejściu tutorialu) docieramy do menu z programami. Core Therapy to podstawowa linia fabularna, na którą składa się 14 wyzwań, podzielonych na próby i wyzwania MK. Później mamy Program X, który możemy rozpocząć dopiero po skończonej głównej linii fabularnej. Dla szaleńców przygotowano jeszcze trzeci poziom terapii, który możemy włączyć dopiero po przejściu gry trzy razy.

Oprócz tego są jeszcze tygodniowe wyzwania, które motywują graczy do powrotu do Murkoff Corporation. Będą one wykorzystywać scenariusze i lokacje z podstawowych programów, ale z dodatkowymi modyfikatorami.

Praktyka

W praktyce, pierwsze trzy zadania powinny wywołać niesmak i rozczarowanie. Nie swoją obrzydliwością i nagimi ciałami atakującymi nas w ciemnościach. Nie lejącą się krwią i wszechobecnym gore. Niesmak i rozczarowanie zostawia… powtarzająca się rozgrywka. Znajdź ciało z odpowiednim znaczkiem, wyjmij z niego klucz, otwórz coś, uruchom generator, bo znowu prąd wysiadł, a następnie znajdź wyjście. Ugh.

Za pierwszym razem było to ciekawe, przypomniało mi mocno Piłę. Za drugim? No kurde, serio? Wszystko oplecione jest w ciut inny scenariusz, ale generalna zasada jest taka sama. Fakt, iż odwiedzamy dokładnie to samo miejsce wcale nie pomaga.

Później się to na szczęście trochę poprawia, a zadania są ciekawsze i bardziej zróżnicowane. I choć przemoc wobec dzieci totalnie do mnie nie przemawia, ta część była… przynajmniej ciekawa. I zabawna, w bardzo abstrakcyjnym pojęciu tego słowa.

Przeciwnicy i plansze

Nie ma czegoś takiego, jak walka z czyhającymi na nas stworami. Nie ma opcji, iż ich pokonamy. Mamy szansę na chwilę ich zdezorientować, czy spowolnić, ale głównym czynnikiem naszego przetrwania będzie umiejętność chowania się i unikania pułapek. Na planszy znajdziemy zabarykadowane drzwi, których nie damy rady otworzyć bez użycia siły i robienia hałasu. Znajdziemy też potłuczone szkło na podłodze, zdradzające naszą lokację, a także wiszące z sufitu puszki, które… sami wiecie.

W zależności od modyfikatorów, na mapie możemy znaleźć więcej zabarykadowanych przejść, więcej pułapek, a także przeciwników, którzy rozprawią się z nami raz, a porządnie. Bo standardowe starcia zwykle zdejmą nam jeden z czterech pasków zdrowia. Pojawia się też psychoza, na którą potrzebne będzie antidotum.

Wraz z postępem gry mamy możliwość wykupienia pomocnych usprawnień – Stun, Blind, Heal i X-Ray. Pierwsze dwa są ofensywne, Heal oczywiście będzie leczyć nas i towarzyszy, X-Ray pozwoli na widzenie przez ściany, zarówno przeciwników, jak i przedmiotów. Wraz z kolejnymi poziomami naszych usprawnień będą one znacznie lepiej działać, a później także znacznie nas wspomogą – np. Stun naładuje baterie w naszych noktowizorach!

Oprawa audiowizualna

Gra wygląda o wiele lepiej niż poprzedniczki, czemu trudno się dziwić. Od premiery pierwszego Outlasta minęło już ponad 10 lat. I właśnie to kolejny powód, dla którego Outlast Trials pozostało straszniejsze. Bo ta grafika, znacznie bardziej realistyczna, mniej kanciasta. Już w pierwszych chwilach zobaczycie o co chodzi.

Dźwiękowo mamy klimatyczną muzykę, pełne dialogi i sporo tła, sprawiającego, iż cała gra „żyje”. Głośność naszej postaci będzie miała ogromne znaczenie, więc wszystko tu będzie się liczyć. Powierzchnia po której chodzimy, dźwięk odpalanego generatora czy łomot, który słychać będzie przy próbie rozwalenia zabarykadowanych drzwi.

Sterowanie

Na kontrolerze gra się wygodnie, a klawiszologia nie jest zbyt skomplikowana. Tym, którzy grali w poprzednie gry z serii, łatwo będzie się tu odnaleźć. przez cały czas mamy wychylanie się, otwieranie drzwi na „raz” albo powoli i ten sam klawisz do interakcji z otoczeniem.

System pingowania – dobrze, iż istnieje, choć ciut deneruje, szczególnie zdejmowanie pinezek z widoku 3D, które wymaga dość precyzyjnego kliknięcia jeszcze raz w to samo miejsce.

Podsumowanie

Jest brutalnie, naprawdę. Tam będzie taka cała sekcja z komunią dzieciaków, która będzie bardzo wysoko na skali okrucieństwa. Krwi jest pełno, a potwory straszne. Dźwięki dodają kolejnej warstwy, a chrupanie szkła już chyba zostawiło trwałe skazy na moim mózgu.

Nie zabraknie też nagości, w obrzydliwym wydaniu. Albo w formie martwych ciał w sugestywnych pozycjach, albo u naszych przeciwników, którzy nie tracili czasu w to, by się ubrać. Część z nich będzie jednak ubrana, to nie tak, iż lata za nami zgraja nagusów!

Outlast Trials jest… trochę męczące. Rozgrywka jest intensywna i wycieńczająca, szczególnie dla kogoś, kto woli horrory w pasywnym wydaniu (filmy) albo w mniejszych dawkach. Gra wymaga stałego połączenia z internetem i choćby w pojedynkę jesteśmy podłączeni do sesji online. A to oznacza… iż nie możemy wcisnąć pauzy. Nie możemy wyłączyć gry i wrócić do niej po kilku godzinach. Gdy rozpoczęliśmy wyzwanie musimy dokończyć. A potrafi to zająć… godzinę! Albo i ciut więcej.

Każda kolejna próba to więc zobowiązanie. I zszargane nerwy.

Wrażenia

Na ten moment spędziłam już w DayZ setki godzin, więc przyzwyczaiłam się do kliknięcia zamknięcia drzwi jeszcze przez nie przechodząc. Ile razu tutaj wpadłam w tarapaty przez to? Nie zliczę! Bo zamiast zamknąć drzwi za sobą, zamykałam się z przeciwnikiem w pomieszczeniu. Auć! Wszystko oczywiście wraz z kilkusekundową animacją zamykania.

Czy mi się podobało? Szczerze? Nie wiem. Aspekt rozgrywek online jakoś do mnie nie przemówił, choć bardzo cieszyłam się na grę w trybie kooperacji. Poziom trudności jednak wzrósł znacznie, skutkując fiaskiem w misji, którą już wcześniej przeszłam sama. Nie powiem, iż bez problemu, ale jednak.

Z drugiej strony… trochę mnie korci, żeby wrócić.

Jeśli jednak lubicie się bać i chcecie spędzać dłuższe sesje w tych korytarzach tortur… Tęsknicie za fabularnym Outlastem – bierzcie. Twórcy zadbali o to, by gracze mieli co robić choćby po ukończeniu Programu.

Jesteście gotowi dołączyć do 400 000 wyzwolonych Reagentów?

Outlast Trials już 5 marca pojawi się na konsolach PlayStation 4 i 5, Xbox One i Xbox Series. Tego samego dnia też gra zakończy etap wczesnego dostępu na PC. Domyślnie gra wspiera crossplay pomiędzy wszystkimi platformami.

Grę do recenzji dostarczyli Dead Good PR.

Idź do oryginalnego materiału