Pokemon Scarlet/Violet doczekało się dwuczęściowego rozszerzenia. Jakie były moje wrażenia na początku, a w końcu po całym DLC?
Jeśli czytaliście moją opinię po The Teal Mask, czyli pierwszej części Pokemon Scarlet/Violet: The Hidden Treasure of Area Zero wiecie, iż nie byłem zachwycony. Pozwolę sobie w tym miejscu przypomnieć podsumowanie tych rozważań:
Rozszerzenie, poza kosmetycznymi zmianami, nowymi Pokemonami i jedną minigrą adekwatnie nie wprowadza nic nowego. Za to robi wyraźny krok wstecz, jeżeli chodzi o warstwę fabularną i level-design. Oczywiście, jądro gry wciąż bawi i ten „Pokemon factor” potrafi przykuć przed telewizorem. Jednak na tę chwilę dodatek polecę tylko najzacieklejszym łowcom Pokemonów, którzy znają już podstawowy region gry jak własną kieszeń. Zdecydowanie też polecam odkryć Kitakami z odblokowanymi umiejętnościami Koraidona/Miraidona. Możliwość wskakiwania po skałach czy szybowania jest tutaj nieoceniona!
Tak, przemierzanie przez górzysty teren Kitakami byłoby po prostu frustrujące bez odblokowanych umiejętności naszego „wierzchowca”. Największym plusem pierwszej części dodatku była możliwość złapania Pokemonów niedostępnych w Paldei, czyli regionu z podstawowej gry. Dodatek wydawał się zrobiony na kolanie i był powtarzalny. Stałby się gwałtownie nudny, gdyby nie jego krótka fabuła. Oczywiście z racji tego, iż widziałem tylko jego pierwszą część, powstrzymałem się od wystawiania mu oceny. Jednak czy druga część DLC, czyli The Indigo Disk może to negatywne wrażenie odmienić?
Witamy w regionie Unova
Przypomnę, iż aby przenieść się do zawartości The Teal Mask, wcale nie trzeba było ukończyć Pokemon Scarlet/Violet. Inaczej sprawa się ma z The Indigo Disk, gdzie nie tylko trzeba przejść dodatek, ale także główną fabułę podstawowej gry. Po spełnieniu tych wstępnych warunków powinniście dostać telefon od dyrektora Clavella. Zaprosi was na kolejną wymianę uczniowską, tym razem w regionie Unova, gdzie znajduje się Akademia Blueberry. Trzeba jeszcze wrócić do Akademii Naranja, aby poznać tam dyrektora Cyrano, który w końcu zabierze Was do nowego regionu.
Nareszcie mogę powiedzieć sporo dobrego o samej lokacji, w której rozgrywa się dodatek. Oprócz budynku akademii jest tu wielkie terrarium z 4 różnymi biomami. Są to klimaty sawanny, polarny, nadmorski oraz kanion. Oczywiście, graficznie dalej widać tutaj trochę niedociągnięć. Doczytywanie modeli, tekstur, a czasem spadki płynności. Mimo wszystko wygląda to zdecydowanie lepiej, niż kiedy przemierzało się nudną górę w The Teal Mask. W regionie Unova pojawia się nowa „waluta”, którą zarabiamy za wykonywanie prostych zadań. Są to misje polegające na złapaniu Pokemona, zrobieniu konkretnych zdjęć, aż po walkę z dzikimi Terra Pokemonami. Zdobyte punkty wydamy na wystrojenie i wyposażenie Klubu Ligi w Akademii, do której dołączmy na wymianie. Jak to się przekłada na grę? Przykładowo umożliwia to zmianę animacji rzucania Pokeballi, muzyki czy robienia zdjęć. Największą frajdę da jednak wzbogacenie konkretnego biomu o nowe okazy początkowych Pokemonów z poprzednich generacji. Najlepsze jednak zostawiłem na koniec.
Walki w stylu Blueberry
Największej innowacji w dodatku upatruję w walkach grupowych. Oczywiście, elementy te były już obecne w podstawce w Terra Raid Battle (4 na 1) albo przy pojedynkach 2 na 1 w zadaniach Path of Legends. Jednak na szeroką skalę we wszystkich pojedynkach pojawiły się właśnie w drugiej części dodatku. Chodzi o to, iż teraz walczymy jednocześnie 2 na 2 i wprowadza to naprawdę sporo pozytywnego zamieszania. Przede wszystkim wzrósł poziom trudności starć z innymi trenerami Pokemon, co należy odczytać jako duży plus. Kolejną rzeczą są misje fabularne, które wreszcie mają pożądany poziom zróżnicowania odpowiadający podstawce, a nie powtarzalnemu The Teal Mask. A to musimy przelecieć naszym wierzchowcem przez latające okręgi, wziąć udział w quizie czy skomponować ostrego sandwicha.
Podsumowanie
Nie ważne jak się zaczyna, ważne jak się kończy i to najlepiej opisuje dwuczęściowy dodatek The Hidden Treasure of Area Zero. Pierwsza część The Teal Mask była mało inspirującym, acz krótkim krokiem do tyłu od ogólnie pozytywnie przeze mnie ocenionego Pokemon Scarlet/Violet. Na szczęście część druga, The Indigo Disk, zaciera grzechy poprzedniczki. Niestety, aby dostać się do tej zawartości, będziecie musieli przejść podstawową grę i pierwszą część rozszerzenia. To jednak nie wszystko, ponieważ twórcy zapowiedzieli wydanie 11 stycznia epilogu, który dzieje się po wydarzeniach z rozszerzenia.
Na ocenę całego dodatku składa się część pierwsza, którą rozpatruję w kategoriach rozczarowującej zapchajdziury i już lepsza część druga. O pierwszej przeczytacie tutaj, a w tym miejscu podsumuję The Indigo Disk.
Przede wszystkim gra wprowadziła interesującą zmianę w prowadzeniu pojedynków, gdzie naprzeciw siebie stają jednocześnie po dwa pokemony. Poprawił się też level design, a kopuła z 4 różnymi biomami była strzałem w dziesiątkę.
W grze dalej istnieją te same problemy co w podstawce. Coś czasem chrupnie jeżeli chodzi o liczbę klatek, dalej nie jestem też przekonany do zaproponowanego menu. Na angażującą fabułę, podłożone linie dialogowe, język polski już dawno przestałem liczyć. jeżeli też tak macie, nie zawiedziecie się i spokojnie możecie sięgnąć po ten dodatek. Warto będzie więc trochę się na początku przemęczyć z The Teal Mask, żeby jednak w końcu zanurzyć się w pojedynkach Pokemonów na arenach Blueberry Academy w Indigo Disk.
Kod recenzencki dostarczył CQE - oficjalny dystrybutor Nintendo w Polsce