Jak się okazało, Potwory w Tokio to bardzo przystępna gra… imprezowa. Oto co znajdziecie w mrocznej edycji!
Sporo do tej pory słyszałem o Potworach w Tokio, jednak nie miałem szansy w nie zagrać. Dobrą do tego sposobnością okazała się premiera Mrocznej Edycji tej gry. jeżeli znacie tę planszówkę, możecie przejść od razu do akapitów z opisem wydania i zmian względem podstawowej wersji. W nowej edycji obok drobnych modyfikacji dodano jedną nową mechanikę. Dlatego też, w podsumowaniu przeczytacie moją rekomendację, czy jeżeli posiadacie już Potwory w Tokio warto zainwestować w ich Mroczną Edycję?
Wydanie
Jak już wiecie, jest to dla mnie pierwsze spotkanie z Potworami w Tokio i, co tu dużo mówić, ich Mroczna Edycja z pewnością sprawia ekskluzywne wrażenie. Już samo pudełko wygląda po prostu świetne. Na okładce widzimy dużego jaszczura (skojarzenie z Godzillą nasuwa się samo) stojącego pomiędzy podniszczonymi wieżowcami. Wszystko zaprezentowane jest w realistycznym, matowym, czarno-białym stylu. Część rysunku jest wklęsła, co dodaje mu głębi, jedynymi kolorowymi elementami są elementy potwora i odciski łap pozostawione na budynkach. Co więcej, opakowanie nie „krzyczy” do nas logiem gry, stąd ogólne wrażenie produktu z górnej półki, choćby niepodobnego do innych gier planszowych.
W środku nie jest wcale gorzej. Oprócz instrukcji w pudełku znajdziemy naprawdę przyjemne w dotyku drewniane znaczniki pokręcenia w kształcie odcisków łap potworów. O „pokręceniu” napiszę szerzej w akapicie poświęconym zmianom w najnowszej wersji gry. Jak jesteśmy już przy tej mechanice, to wiąże się ona z dodatkowymi kafelkami pokręcenia z grubej i solidnej tektury. Na szczególną uwagę zasługuje 8 fenomenalnie wyglądających kostek, które wykonano z półprzezroczystej żywicy. Kostki energii zmieniły się w tej edycji gry w znaczniki energii i faktycznie wyglądają jak małe błyskawice.
Znaczniki dymu, zmniejszenia i trucizny w Mrocznej Edycji mają już indywidualne kształty. Większą uwagę zwrócimy jednak na resztę elementów, które przeszły już „mroczny” lifting. Na planszy Tokio, kartach, tekturowych pionkach potworów i ich planszach dominuje czerń i biel z małymi kolorowymi akcentami. Znowu przyznam, iż robi to robotę. Do tego wszystkiego dostajemy wypraskę i woreczki strunowe. Wypraska ma przewidziane miejsce na wszystkie elementy, jednak nie przeszła crash testów. Tak więc i tak warto wcześniej spakować „sypkie” elementy w dołączone woreczki.
Podsumowanie wydania
Jeśli miałbym podsumować, co szczególnie podoba mi się w tym wydaniu to zdecydowanie samo pudełko, kostki i karty, które nadają bardzo dużo klimatu. Brakuje jednak jakości przy znacznikach energii, na których widać fragmenty plastiku, które można już samemu usunąć pilnikiem. Przy ogólnym bardzo pozytywnym wrażeniu obcowania z produktem „deluxe”, trochę szkoda, iż dołączone potwory dalej są na tekturze. Jestem pewien, iż w formie choćby małych figurek prezentowałyby się piorunująco.
Zasady
Nie chcę w tym miejscu kopiować instrukcji dostępnej również na stronie Portal Games, ale mimo wszystko chcę przedstawić podstawowe zasady i mechanikę gry, tak abyście poczuli, z jakim typem gry mamy tu do czynienia. jeżeli jednak graliście już w Potwory w Tokio, możecie od razu przejść do kolejnej sekcji poświęconej zmianom zrobionym w Mrocznej Edycji, bowiem podstawowe zasady, z tego co zdążyłem ustalić, nie zmieniły się mocno wobec wcześniejszej wersji.
W grze od 2 do 6 potworów będzie wskakiwać na plansze miasta (centrum i zatokę) lub schodzić z niej, aby wylizać rany. W tym czasie gracze kolekcjonują punkty zwycięstwa, kupują karty rozbudowujące monstra albo zapewniające zasoby, a co najważniejsze, okładają się nawzajem. Można tu wygrać albo przez eliminację konkurentów, albo zbierając 20 punktów zwycięstwa. Co jest jednak centralnym punktem gry? To, ile punktów zwycięstwa, obrażeń czy zasobów zbierzemy, determinują rzuty kością. W swojej turze gracz rzuca 3 razy, za każdym razem decydując, które kostki chce przerzucić, a które zostawić.
Zmiany w Mrocznej edycji
Słysząc „Mroczna edycja” pomyślałem, iż gra przejdzie po prostu lekki lifting graficzny. jeżeli czytaliście moją recenzję od początku, to wiecie, iż doszła tu z kolei dodatkowa mechanika „pokręcenia”. Na czym ona polega? Kiedy zbieramy z kostek punkty zwycięstwa, zwiększa się „pokręcenie” naszych stworów. Przykładowo: na kostkach mogą wypaść trzy jedynki. Wtedy zyskujemy co prawda tylko jeden punkt zwycięstwa, ale aż dwa punkty „pokręcenia”. Wyrzucając trzy dwójki, zyskujemy dwa punkty zwycięstwa, ale już tylko jeden punkt pokręcenia. Z kolei przy trzech trójkach będzie to zero punktów pokręcenia i… tak, zgadliście, trzy punkty zwycięstwa! Tor pokręcenia co jakiś czas ma poziom, na którym będziemy wybierać kafelki modyfikujące naszego potwora (a to dodatkowy przerzut kością albo stałe leczenie, czy też dopływ żetonów energii itd.). Na tym jednak nie koniec zmian.
Kosmetycznej modyfikacji uległy zasady gry dla dwóch osób. Wejście do Tokio nie przynosi już punktu zwycięstwa, a znacznik energii. Znacznik ten, zamiast dwóch punktów zwycięstwa, otrzyma również gracz zaczynający rundę, będąc w Tokio. Z tego co widziałem u mojego kolegi, zmiany dotknęły również talię kart z ulepszeniami dostępnymi dla potworów — niektóre karty z podstawowej edycji zostały, ale mamy też zupełnie nowe.
Rozgrywka i podsumowanie
Jak się okazało, Potwory w Tokio są ciekawą propozycją imprezową, choć nie jest to gra, która przypadnie każdemu do gustu. Przy grze w sześć osób dosyć długo czekamy na swoją turę, a bardzo rzadko możemy coś zrobić w turach innych osób. Jest to również zdecydowanie konfrontacyjny tytuł, wszakże jedną ze ścieżek zapewniających zwycięstwo jest eliminacja innych graczy. Nie jest to z drugiej strony produkcja nader skomplikowana.
Potwory w Tokio: Mroczna Edycja mają świetnie wyglądające komponenty. Pod względem wykonania, kilka tu brakuje, żeby planszówka wyglądała jak edycja z crowdfundingu. Doszlifowano tu zasady dla dwóch graczy, a przede wszystkim wprowadzono mechanikę „pokręcenia”. Mechanika ta balansuje dążenie tylko do zbierania kostek z trójkami na rzecz jedynek i dwójek. To kolejna możliwość dodatkowej modyfikacji naszych potworów, a zarazem element zwiększający regrywalność.
Przyszła pora na rekomendacje zakupowe! jeżeli nie posiadacie Potworów w Tokio, a wydaje się Wam, iż będą w stanie wciągnąć do gry Waszych znajomych, zdecydowanie bierzcie Mroczną Edycję. Tak samo, jeżeli jesteście wielkimi fanami Potworów w Tokio, takie wydanie na pewno Was ucieszy. jeżeli jednak macie już podstawową edycję i bardzo sporadycznie ląduje ona na Waszych stołach, możecie poszukać innej gry imprezowej.
Grę do recenzji dostarczyło wydawnictwo Portal Games