Recenzja: Red Dead Redemption [Switch]

1 rok temu
Zdjęcie: Recenzja: Red Dead Redemption [Switch]


Port Red Dead Redemption na Nintendo Switch pojawił się niespodziewanie jak napadający na pociąg bandziorzy.

Red Dead Redemption zyskał już status gry legendarnej. jeżeli ktokolwiek poszukuje gry w klimacie „Dzikiego Zachodu”, nazwa tej gry na pewno pojawia się przed Call of Juarez, Weir West czy innymi. Oryginalnie gra pojawiła się jeszcze na Xbox 360, a 17 sierpnia ukazała się jednocześnie na konsolach PlayStation 4 oraz Switch. Pora więc sprawdzić, jak radzi sobie na przenośnej konsoli od Nintendo!

Red Dead

Stary poczciwy Red Dead Redemption miał swoją premierę jeszcze w 2010 roku. W przypadku wydania tej gry na nowych konsolach 13 lat później nie mówimy co interesujące o remake’u! Twórcy portu zresztą choćby tego nie podkreślają, ale mimo wszystko jest tutaj parę zmian. Zanim jednak do nich przejdę, napiszę kilka słów o samej grze.

Jeśli miałbym ją scharakteryzować jednym zdaniem, określiłbym ją jako „Western GTA”. Wcielamy się w Johna Marstona, byłego członka gangu Dutcha van der Linde. Red Dead Redemption pokazuje czas zmian. Powoli Dziki Zachód przestaje być tak „dziki” i coraz bardziej widać próby zwiększenia nad nim kontroli przez rząd federalny. Zresztą dotyka to także naszego bohatera. Na zlecenie rządu ma wytropić swoich dawnych towarzyszy albo już nie zobaczy swojej rodziny.

W tle widzimy, jak dystanse między obszarami zmniejszają się poprzez rozbudowę szlaków kolejowych. Konflikt z Indianami wydaje się być wygrany przez „białego człowieka”. Klimat Dzikiego Zachodu wręcz wypływa z ekranu. A to zaganiamy bydło, siodłamy dzikiego konia, polujemy, czy wreszcie wchodzimy w różne interakcje z mieszkańcami prerii. Tylko od nas zależy, czy w naszej historii będziemy honorowi, czy też nie. Do tego mamy w grze coś, co nigdy się nie zestarzeje. Z głośników leci świetna oprawa audio z najwyższej klasy występami aktorów głosowych!

Nowa — stara wersja?

No i doczekaliśmy się! Po wielu latach Red Dead Redemption ukazał się w końcu na PlayStation 4, choć był obecny już na poprzedniej generacji konsol Sony. Ja z kolei nie potrafiłem odmówić sobie sprawdzenia gry na Nintendo Switch. Z tego co czytałem, różnice w wyświetlaniu grafiki (w obszarze antyaliasingu) są bardzo zniuansowane, oczywiście na lekką korzyść konsoli stacjonarnej. Zdecydowanie więc bardziej przemawiała do mnie mobilna wersja na Nintendo Switch, choć sprawa płynności była wielką niewiadomą. Twórcy zapowiadali odświeżanie na poziomie 30 klatek na sekundę. Co ważne, dotrzymali słowa! Gra działa bardzo płynnie, a co ważne robi to choćby podczas sekwencji walki z wieloma przeciwnikami. Nie jest perfekcyjnie, są bowiem miejsca, gdzie lekko klatki spadają (na przykład w Armadillo), ale podczas rozgrywki nie skarżyłem się na chrupnięcia, jest więc pod tym względem bardzo, bardzo dobrze.

Co ciekawe, w tej wersji gry jest parę zmian graficznych względem oryginału. Widoczne jest to choćby w filmie wprowadzającym, gdzie choćby kosmetyczne zmiany sprawiły, iż obraz jest bardziej czytelny. Widać więcej detali tekstur i cieni. To też zasługa większego nasycenia pikseli poprzez podbicie rozdzielczości z oryginalnych 720P z Xbox 360. Na Switchu, w trybie zadokowanym gra wyświetlana jest w rozdzielczości 1080P, a w przenośnym w 720P i na małym ekranie robi to świetne wrażenie. Red Dead Redemption prezentuje się bardzo dobrze, z wielkimi plenerami i widoczkami Dzikiego Zachodu. Pomimo iż modele mają już swoje lata, animacje dalej cieszą oko.

Zamienił stryjek online na zombie i… język polski

Red Dead Redemption cieszył się bardzo ciepło przyjętym trybem online, jednak nie znajdziecie go w tej wersji. Znalazły się tu za to wszystkie oficjalne patche oraz… dodatek Undead Nightmare. To parę ładnych godzin zabawy z nieumarłymi na Dzikim Zachodzie w lekko krzywym zwierciadle. „Coś za coś” jak to się mówi. Jednak nie mogę zapomnieć o bardzo istotnym dla polskiego gracza aspekcie. W tej edycji wreszcie możemy przeczytać polskie napisy w menu oraz podczas filmów!

Podsumowanie

Samo w sobie Red Dead Redemption to jeden z klasyków gier komputerowych. W dalszym ciągu fabuła i popisy aktorów głosowych potrafią wciągnąć na długie godziny. Większość animacji też robi przez cały czas bardzo dobre wrażenie. Dziki Zachód zdaje się w tej grze żyć swoim iście westernowym tempem. Są tu więc klimatyczne dialogi, momenty spokojnego kowbojskiego życia no i w końcu te spektakularne pościgi, pojedynki i strzelaniny. Możliwość pogrania w Red Dead Redemption na przykład w samolocie czy w pociągu już sama w sobie jest dużym plusem stojącym właśnie za wersją na Nintendo Switch. Tym bardziej iż wcale nie różni się ona jakoś znacząco od tej na konsolę Sony.

Twórcy nie reklamują nowej edycji jako remake’u, choć widoczne są tutaj drobne zmiany graficzne względem oryginału. Nie jest to na pewno pełny port, nowi gracze nie doświadczą bowiem Red Dead Online, na co akurat sam bardzo jakoś nie liczyłem. Jednak zdecydowanie jest to pójście tą „łatwiejszą drogą” przez deweloperów. Na pocieszenie dostaliśmy mały dodatek Undead Nightmare, coś z pewnością bardzo przyjemnego dla fanów zombie, do których się zaliczam. Fundamentalną rzeczą jest obecność polskiej lokalizacji kinowej, do której nie mam zastrzeżeń.

Przyszło więc ocenić grę — czy warto? jeżeli już we wstępie zacząłem od porównania jej do napadu na pociąg, to może znowu do niego wrócę i pokażę ten dylemat trochę z innej perspektywy. Red Dead Redemption na Nintendo Switch niczego nie brakuje poza wersją online. To, co w tej chwili jest największą bolączką gry w moich oczach… to jej cena. W eShop gra kosztuje 210 zł. Dla porównania, w sklepie Sony Red Dead Redemption 2 jest standardowo tylko 40 zł droższy. Co więcej, teraz jest na przecenie i tak kosztuje mniej niż gra sprzed 13 lat. Z czasem jednak na pewno pojawią się przeceny i wtedy zachęcam was do wskoczenia do tego pociągu na Dziki Zachód!

Kod do recenzji dostarczyła Cenega Polska
Idź do oryginalnego materiału