Recenzja: Skull and Bones [PS5] – yo ho, yo ho, a pirate’s life for me

9 miesięcy temu
Zdjęcie: Recenzja: Skull and Bones [PS5] – yo ho, yo ho, a pirate’s life for me


Po wielu sztormach Ubisoft pokonało wzburzoną wodę i wypuściło Skull and Bones. Czy tytuł ten skutecznie dobija do portu?

Skull and Bones to gra, która po raz pierwszy została ogłoszona już niemal dziesięć lat temu. Od tego czasu jej premierę przesuwano aż sześć (!) razy. Nie ukrywam, iż po którymś z opóźnień miałem już dość czekania i straciłem zainteresowania tym tytułem. Jednak zaczął on być ponownie promowany, a ja znowu nabierałem ochoty na tę grę. Brałem też udział w testach beta, a szczególnie przyjemnie wspominam otwartą betę. Notabene, postęp z bety przeniósł mi się do pełnej wersji, co uważam za dobrą decyzję ze strony Ubisoftu. Oczywiście wiedziałem, iż tak będzie jeszcze kiedy pobierałem betę – studio oficjalnie o tym informowało. Ja również wspomniałem o tym w jednym z moich newsów. Przejdziecie do niego z tego odnośnika. Teraz przejdźmy jednak do analizowania ostatecznej wersji Skull and Bones. Zaczniemy oczywiście od realiów i pewnego rodzaju fabuły.

Opowieść

Akcja Skull and Bones toczy się w Złotej Erze Piractwa, a więc pod koniec XVII wieku. Przyznaję, iż nie oczekiwałem po tej grze wciągającego wątku fabularnego i cóż… Przynajmniej się nie zawiodłem. Ukończenie wszystkich głównych misji to zadanie na kilkanaście godzin, więc pod tym względem jest przyzwoicie. Gorzej natomiast, iż Scurlockowi, naszemu podstawowemu zleceniodawcy, brak charyzmy. Początkowo rozmowy z nim były przeciętne, ale po którymś dziesiątym nazwaniu mojej postaci „szelmą” dialogi stały się w mojej ocenie męczące. Sprawiło to, iż zacząłem przeklikiwać konwersacje, gdy przeczytałem już wcześniej wypowiadaną kwestię. Co jakiś czas możemy postawić ma jedną z dwóch opcji dialogowych, ale nie wpływają one w żadnym stopniu na rozgrywkę i rozwój wydarzeń. Dodajmy do tego fakt, iż nasz bohater jest niemy, a dostaniemy bardzo mało angażującą opowieść. Niżej możecie oczywiście przeczytać oficjalny opis recenzowanej dziś gry.

Wyrychtuj armaty i wypróbuj pełną wersję gry za darmo! Wszystko, co uda ci się zrobić oraz odblokować w trakcie darmowej wersji próbnej zostanie zapisane i będzie dostępne, jeżeli zdecydujesz się na zakup własnego egzemplarza gry.

Wkrocz do niebezpiecznego świata Skull and Bones, kooperacyjnej pirackiej gry akcji z elementami RPG, osadzonej w otwartym świecie, aby zostać budzącym największą grozę pirackim magnatem!

– Bierz udział w ekscytujących bitwach morskich i korzystaj z szerokiego wyboru potężnego uzbrojenia, ryzykując wszystko w imię cenniejszej zdobyczy.
– Żegluj po morzach bezprawia w pojedynkę lub z maksymalnie dwoma innymi graczami/znajomymi, by wspólnie wykonywać otwarte zlecenia i dzielić się nagrodami.
– Przemierzając rozległy otwarty świat, staw czoła bezwzględnym łowcom piratów, krwiożerczym potworom, nieprzewidywalnej pogodzie, niebezpiecznym wysokim falom, zagrożeniom nie z tego świata i całej masie innych niespodzianek.
– Od dnia premiery możesz budować i stanąć za sterami dziesięciu różnych statków, z których każdy posiada własne, niepowtarzalne atuty, mogące stanowić uzupełnienie twojego stylu gry.
– Zwiększaj poziom swojej niesławy i otwieraj sobie drogę do kolejnych zasobów oraz sposobności, aby móc przyjmować bardziej ryzykowne zlecenia i ulepszać swój moderunek.

Źródło: PS Store

Rozgrywka w Skull and Bones

Nie ulega wątpliwości, iż najważniejsza w przypadku Skull and Bones jest rozgrywka. Ta na szczęście bardzo wciąga. Do tego stopnia, iż przesiedziałem przed konsolą za jednym posiedzeniem dobrych kilkanaście godzin, „uczciwie piracąc”. Grabieże, walki morskie i zdobywanie coraz lepszego wyposażenia zostały zrealizowane bardzo dobrze.

Ląd i możliwości

Bez wątpienia zdecydowaną większość swojego czasu z tą produkcją spędzimy na pokładach okrętów. Możemy co prawda co jakiś czas opuścić statek, aczkolwiek nie sposób ukryć, iż postać, w którą się wcielamy ma w sobie nieco z Davy’ego Jonesa. Nasz bohater też niezbyt często schodzi na ląd, choć oczywiście z innego powodu. W Skull and Bones (z drobnym wyjątkiem) wszystkie misje możemy przyjmować w wyniku rozmawiania z postaciami niezależnymi, a te znajdziemy tylko na lądzie.

Zadania polegają na ogół na przetransportowaniu jakichś materiałów, zatopieniu odpowiednich okrętów czy odszukaniu zakopanego skarbu. Ten musimy znaleźć po przyjrzeniu się mapie skarbu i wczytaniu w opis miejsca. Przyznaję, iż bardzo mi się to podobało i zachęca do eksploracji. Na lądzie możemy też kupić i sprzedać towary, nabyć nowe projekty (o czym więcej w dalszej części recenzji) oraz dostosować wygląd naszego pirata i okrętów. Niemniej jednak gros czasu spędzimy, przemierzając Ocean Indyjski i to właśnie na tym skupia się następna część niniejszego artykułu.

Ahoj, przygodo!

Po stworzeniu okrętu możemy dostosować jego wygląd. Zadecydujemy o kolorze żagli, wzorze, banderze, galionie, czy opancerzeniu i uzbrojeniu. Niemałe znaczenie ma naturalnie ładowność statku oraz dostępne miejsca do umieszczenia broni. Okręty różnią się też prędkością maksymalną, czy zwrotnością. Można naturalnie posiadać kilka statków, między którymi się przełączamy zależnie od rodzaju misji, której się podejmujemy. Ja jednak wolałem nastawić się na korzystanie z jednego dość uniwersalnego okrętu. Jako ciekawostkę wspomnę, iż o ile możemy nadać statkom własne nazwy oraz zamontować tabliczki z nazwami, to… nie korzystają one z nadanej przez nas nazwy. Zamiast tego jest to gotowy obiekt, który nie uwzględnia naszego wyboru. Jest to niestety w mojej ocenie bardzo słabe rozwiązanie, które skutecznie burzy immersję. Na szczęście same bitwy morskie są niezwykle wciągające.

Przede wszystkim należy mieć na uwadze stan amunicji do każdego z naszych rodzajów dział. Nie ma bowiem przeszkód, aby zamontować w kilku miejscach na przykład ten sam rodzaj armaty. Nie zawsze jest to jednak wskazane. Może się przecież okazać, iż w pewnym momencie zabraknie nam kul. Nie muszę chyba wyjaśniać, jak niepożądana jest bezbronna burta? Moim preferowanym układem było posiadanie w każdym miejscu innego oręża. Od armat przez miotacze ognia choćby po… torpedy. Naturalnie te nie trafią w wyżej położone budowle, co jak najbardziej ma sens. Są jednak w stanie zadać mnóstwo obrażeń jednostkom pływającym.

Kiedy już odpowiednio obniżymy wytrzymałość wrogiego okrętu, możemy oddać strzały z muszkietów, rzucić granatem zapalającym lub przystąpić do abordażu. Zapewnia on więcej materiałów niż zwykłe zniszczenie okrętu, ale mam tu też pewną uwagę. Mianowicie abordaż jest bardzo prosty i ogranicza się do wycelowania oraz rzucenia linami z hakami. Nie bierzemy udział w walce na pokładzie, co uważam za sporą wadę Skull and Bones. Jedye starcia, w jakich bierzemy udział toczą się z perspektywy okrętu.

Niesława i mikrotransakcje

Nie można pisać o Skull and Bones bez przybliżenia rozwijania możliwości naszego okrętu. Za wykonywanie zadań zlecanych nam przez wiele postaci niezależnych zdobywamy punkty Niesławy. Świadczy ona o naszej randze, czy też rozpoznawalności. Poza czynnikiem motywującym – w moim przypadku odpowiednio zrealizowane systemy awansowania przyjemnie łechcą ego – Niesława wpływa także na dostępne dla nas projekty oraz wyposażenie. Im wyżej jesteśmy, do tym bardziej wytwornych strojów mamy dostęp i tym większe okręty możemy stworzyć. Nie mogę niestety przejść obojętnie obok umieszczenia na jednym spisie strojów i dekoracji zwykłych, dostępnych dla wszystkich, i dodatkowo płatnych. Mikrotransakcje co prawda nie zaburzają rozgrywki i spokojnie możemy grać, bez kupowania czegokolwiek dodatkowo w sklepie. Mając natomiast w pamięci fakt, iż ten tytuł kosztuje ponad 300 złotych nie mogę znaleźć usprawiedliwienia dla rzucania nam w twarz ofertami sklepu cyfrowego na jednym poziomie ze standardowymi elementami do odblokowania. Tak się nie robi, Ubisoft.

Ulepszenia i projekty w Skull and Bones

Wróćmy jednak do budowania nowych okrętów. Każde stworzenie nowej jednostki wieńczy dość ładny przerywnik filmowy (zakończony śmiesznym – nie żartobliwym, czy humorystycznym. Śmiesznym – wystrzeleniem petardy). Następnie możemy (jeśli chcemy) od razu przenieść wszystkie towary z naszego innego okrętu na nowy. Zadecydujemy także, jak już pisałem wcześniej, o uzbrojeniu, ale także silnie spersonalizujemy nasz statek. Wybierzemy herb z wielu dostępnych wzorów, jak też kolor żagli oraz widoczny na nich wzór. Zadecydujemy również o kolorze samego okrętu oraz zamontujemy elementy dekoracyjne, wpłyniemy na wygląd masztu, bocianiego gniazda, steru czy zaprosimy na pokład zwierzęcego pupila. Sprawdza się to wszystko bardzo dobrze i pozwala stworzyć świetnie wyglądające efekty.

Mimo iż personalizacja nie jest na poziomie tego, z czym mamy do czynienia między innymi w serii Need for Speed i chciałoby się nieco bardziej rozbudowanego dostosowania wyglądu. Natomiast u krawcowej wybierzemy wiele elementów stroju i ponownie – możemy stworzyć unikatowego pirata, ale chciałoby się więcej. Nie jestem też w stanie zrozumieć, dlaczego choćby posiadane już stroje możemy zakładać tylko u krawcowej. Przydałoby się tu dodać dostęp do kapitańskiej kajuty. Mam nadzieję, iż zostanie on dodany w przyszłości. Podoba mi się natomiast możliwość przypięcia projektu. Po zdecydowaniu się na to, po naciśnięciu R2 zobaczymy listę materiałów niezbędnych do stworzenia nowego narzędzia czy okrętu, a dodatkowo na mapie pokażą się znaczniki wskazujące na miejsce najczęstszego występowania danego surowca.

Rozgrywka wieloosobowa czy jednoosobowa?

Pisząc o kwestiach sieciowych w kontekście Skull and Bones, na pewno należy zwrócić uwagę na pewną sprawę. Mianowicie do grania wymagane jest aktywne połączenie z siecią. Oznacza to, iż nie zagramy kiedy serwery będą wyłączone, choćby samemu. Mimo iż nie jestem zwolennikiem takiego podejścia, to muszę uczciwie przyznać, iż nie napotkałem wielu problemów z sieciowymi elementami recenzowanej gry. Tylko dwa razy rozłączyło mnie z siecią i przeniosło do menu głównego, z którego to musiałem na nowo połączyć się i mogłem kontynuować przygodę. Na szczęście nie stało się to podczas walki. W innym przypadku, podczas grania razem z Konradem, dorobiłem się nowego okrętu, ale Konrad widział niższą rangę niż ta, którą faktycznie miał mój statek. Podejrzewam, iż dane na serwerze nie zostały jeszcze wtedy zsynchronizowane.

Przemierzając Ocean Indyjski, napotkamy wiele okrętów. Sporo lokacji jest dość bezpiecznych i o ile sami nie zaczniemy plądrować fortu, czy atakować innych statków, to możemy spokojnie pływać. Są jednak także miejsca (w endgamie), gdzie od razu każdy okręt sterowany przez sztuczną inteligencję będzie chciał nas posłać na dno. Nie jestem zwolennikiem takiego rozwiązania – zniechęca ono do swobodnego eksplorowania i uważam, iż należy to zmienić. Podobnie jak odradzanie w trakcie walki. Nierzadko wejdziemy z kimś w konflikt. Po przegranej bitwie morskiej zobaczymy dwie opcje do wyboru – odrodzenie na morzu lub w porcie. Korzystając z tej pierwszej, znajdziemy się nieopodal naszego miejsca zgonu.

Gorzej jednak, iż nierzadko odrodzimy się wtedy na z góry przegranej pozycji i niedługo znów pomkniemy w stronę wodorostów. Można się oczywiście zdecydować na odrodzenie w doku, ale wtedy czeka nas dłuższa podróż jeżeli chcemy odzyskać nasze towary. Należy bowiem pamiętać, iż ginąc, wypada z nas nasz dobytek, do którego musimy dopłynąć, chcąc go odzyskać. Może się też stać tak, ze inni gracze będą atakowali jakiś okręt i poproszą nas o pomoc. Zgadzając się na to – albo po prostu przepływając obok i widząc, iż coś się dzieje – możemy wspomóc innych graczy w ich wysiłkach. Przydaje się to głównie, choć nie tylko, w starciach z legendarnymi okrętami. Nie brakuje też starć PvP, aczkolwiek ja preferowałem zdecydowanie PvE.

Grafika w Skull and Bones

Skull and Bones oferuje nam dwa tryby działania – Jakości oraz Wydajności. W pierwszym decydujemy się na maksymalnie 30 klatek na sekundę, ale teoretycznie zyskujemy ray-tracing. Natomiast w drugim przypadku rezygnujemy z ray-tracingu na rzecz 60 klatek na sekundę. Uchwyciłem dla Was kilka zrzutów zestawiających grę w tych dwóch trybach. Możecie się im przyjrzeć niżej. Ja nie zauważyłem poważnych różnic między tymi trybami, więc wolałem grać w 60 klatkach na sekundę. Wspomnę jeszcze, iż w Skull and Bones jest tryb fotograficzny, który wywołujemy przyciskiem na krzyżaku – rozwiązanie proste i bardzo wygodne.

Na lewo – jakość
Po prawej – wydajność
Na lewo – jakość
Po prawej – wydajność
Na lewo – jakość
Po prawej – wydajność

Jako iż tytuł ten dostał darmową wersję próbną – o czym Konrad pisał w tym newsie – i Skull and Bones wspiera funkcję cross-save, to postanowiłem sprawdzić działania na Steam Decku. Nie mogę niestety przekazać Wam w związku z tym dobrych wiadomości. Produkcja ta po prostu nie włącza się na Steam Decku. Sprawdziłem kilka wersji Protona, próbowałem podnosić kotwicę zarówno w trybie pulpitu, jak i standardowym – bez efektu. W Ubisoft Connect pojawiał się po prostu błąd i nie mogłem przekonać gry do włączenia się na tym komputerze. Nie uznaję tego oczywiście za wadę, bo nie sądziłem nawet, iż uda się grać na tym sprzęcie. Miejcie jednak świadomość wspomnianego ograniczenia jeżeli rozważacie zakupienie Skull and Bones z myślą o Decku.

Udźwiękowienie

Pod względem udźwiękowienia jest dość nierówno. Odgłosy fal uderzających o deski okrętu, czy głosy postaci niezależnych (nasz bohater jest niestety niemy) brzmią dobrze. Szczególnie spodobał mi się akcent sklepikarzy, cieśli i innych bohaterów – wiele osób mówi z innym zaciąganiem słów. Efekt jest bardzo przekonywujący – zwłaszcza, iż na szczęście Ubisoft uniknął przerysowania akcentów. Naturalnie nie mogło zabraknąć szant. choćby w menu kołowym (do którego dostęp uzyskujemy po naciśnięciu kwadratu na padzie) znajduje się opcja Rozpocznij szantę. Ich repertuar jest przyzwoity.

Jest między innymi tytułowe Skull and Bones od zespołu Home Free, ale i nie brakuje klasyków. Druknen Sailor, Randy Dandy, Roll and Go – wszystko to jest tu obecne, choćby niekiedy w nieanglojęzycznych wersjach. Niemniej jednak aranżacje utworów (a zwłaszcza muzyka poza szantami) nie zachwyciły mnie. Zupełnie inaczej niż kiedy włączyłem na PS5 na Spotify ścieżkę dźwiękową z filmów z serii Piraci z Karaibów. W moim przekonaniu jest to najlepsze połączenie i właśnie tak zdecydowanie polecam grać w Skull and Bones!

DualSense w Skull and Bones

Nie ukrywam, iż bardzo lubię pada DualSense. Sony w swoim urządzeniu umieściło świetne funkcje, będące w stanie istotnie wpłynąć na immersję. Ubisoft zdecydował się z nich skorzystać, dzięki czemu granie w Skull and Bones dzięki tego kontrolera to bardzo przyjemne doświadczenie. Różne pociski odznaczają się innym oporem adaptacyjnych spustów. Nie brakuje też wsparcia efektów dotykowych, dzięki czemu czujemy wyrzucane kule armatnie. Mało tego, z głośnika DualSense’a usłyszymy świst lecących pocisków. Jestem miło zaskoczony sposobem wykorzystania możliwości tego pada. Z tego powodu polecam wszystkim sprawdzenie 8-godzinnej darmowej próbnej wersji opisywanej gry. Szkoda jednak, iż często występują błędy techniczne. Nie można opuścić rozmowy, czy wrócić na okręt. Innym razem zapętliły się powiadomienia. Nie podoba mi się też komiczna animacja zbiegania po schodach. Niżej zestawiłem kilka takich sytuacji:

Podsumowanie

Skull and Bones to udana produkcja, która z pewnością zainteresuje niejednego fana bitew morskich. Bynajmniej nie jest to idealna gra – mikrotransakcje wkomponowane w normalne oferty sklepów irytują, podobnie jak zautomatyzowane abordaże oraz brak kajuty kapitańskiej i odradzanie w środku bitwy czy słaba fabuła. Mimo tego jednak dobrze bawiłem się, przemierzając Ocean Indyjski. Zwiedzanie obszernego świata wciąga, a personalizacja postaci oraz okrętów dają radę. Doceniam również (opcjonalną) rozgrywkę międzyplatformową i zaimplementowaną obsługę funkcji pada DualSense. Na pewno nie określam tej produkcji jako tytuł AAAA, ale bez wątpienia warto dać mu szansę.

Jest ku temu idealna okazja – wspomniana wcześniej darmowa 8-godzinna wersja próbna. jeżeli się ona Wam spodoba, to na pewno podobnie będzie z pełną wersją. Ja nie żałuję, iż zagrałem w Skull and Bones i na pewno będę co jakiś czas wracał do tej gry. Po tylu latach oczekiwania zdecydowanie można było spodziewać się czegoś lepszego. Niemniej jednak przez cały czas jest to bardzo przyjemna produkcja.

Kod recenzencki zapewniło studio Ubisoft.
Idź do oryginalnego materiału