Minęło wiele długich chwil, odkąd gry Bethesdy były w powszechnym mniemaniu najwyższym standardem gatunku. Oj, spędzało się dziesiątki godzin na eksplorowaniu gigantycznych, pełnych niuansów terenów. Nieidealnych, od czasu do czasu rażących pewnymi błędami, uproszczeniami, czy dziwacznymi kwestiami w dialogach. Ale chłopcy Todda Howarda znali zwycięską formułę - sprawiającą, iż aż chce się lgnąć do największego regionu Tamriel. Nim nadeszły czasy Fallouta 76 (OK, może i znacząco go poprawili, ale ile na to trzeba było poprawek...), czy wielce rozczarowującego Starfielda, The Elder Scrolls IV: Oblivion należał do ikon tej firmy. W tym miesiącu Todd i spółka zrzucili bombę, której efekty są aż nadto widoczne.