Recenzja: WarioWare: Move it!

10 miesięcy temu
Zdjęcie: Recenzja: WarioWare: Move it!


Nintendo Switch otrzymuje kolejną produkcję z Wario w roli głównej, co oznacza dobrą wiadomość dla miłośników gier imprezowych!

Niekwestionowanie, jedną z mocniejszych kategorii gier na Nintendo Switch są właśnie tytuły imprezowe, co po części wynika z unikalnych kontrolerów tej konsoli. Słynne Joy-Cony przecież się do tego świetnie nadają. Dobra, pora więc się ruszyć i zerknąć, co oferuje WarioWare: Move It!

O co chodzi w WarioWare

Jeśli nie mieliście wcześniej styczności z grami WarioWare, musicie wiedzieć, iż mają pewną wspólną cechę. Są tak naprawdę mieszankami (wybuchowymi) przeróżnych minigier. Przez „mini” mam na myśli bardzo małe, bo zaledwie parosekundowe plansze, niepowiązane ze sobą choćby stylem graficznym. Cała zabawa polega właśnie na tym, iż w naszą stronę rzucane są bardzo gwałtownie przeróżne wyzwania, a tempo zmagań tylko wzrasta… aż do małej potyczki z bossem.

Dlaczego Move It?

Co uzasadnia drugą już grę z WarioWare na Nintendo Switch? W Get it Together z 2021 roku można było grać dowolnym kontrolerem. Żyroskopy, ani inne funkcjonalności Joy-Conów były bowiem niewykorzystane. Jak się domyślacie, teraz przyszła pora, aby to zmienić!

Tryb fabularny

Chyba najlepiej zapoznać się z Move It! właśnie poprzez tryb fabularny. Co charakterystyczne dla tej serii, nie możecie się jednak spodziewać, iż będzie on długi. Podobnie jak w poprzedniej odsłonie można go ukończyć w mniej niż 2 godziny. Bawić się w nim mogą maksymalnie dwie osoby, ale uwaga, każdy musi mieć 2 Joy-Cony. W tym trybie poza dowcipnymi przerywnikami filmowymi w formie animacji poznamy podstawy gry. A są nimi przede wszystkim pozy wyjściowe, jakie trzeba obierać przed mini grami. A to kucnąć jak do przysiadu i położyć kontrolery na udach albo znowu stanąć na baczność, czy wyciągnąć ręce przed siebie. To, co dzieje się później podczas gry, to już wolna amerykanka. Przed planszą dostajemy tylko jedną podpowiedź słowną, o co w minigrze będzie chodzić. A to trzeba coś uciąć, uwięzić, uciec…

Gra z dziećmi?

Wszystkie teksty i dialogi w grze są po angielsku. jeżeli gracie więc z najmłodszymi może to być przeszkodą w komfortowym podjęciu wyzwania. Z drugiej strony, szczególnie tryb fabularny sprzyja wspólnej rozgrywce. Po pierwsze, nie ma tu rywalizacji, kiedy jedna osoba „skusi”, życie można jeszcze wybronić i drugi gracz podejmie się tej samej minigry. Oczywiście, najciekawsze są te, przewidziane dla dwóch graczy i tam niepowodzenie oznacza już utratę życia, ale utrata wszystkich nie oznacza jeszcze końca gry. Para śmiałków otrzymuje bowiem możliwość przybrania losowej, śmiesznej pozy, co pozwala odnowić zapas szans.

Tryb party

Poza dwuosobową współpracą ważnym filarem gry jest oczywiście tryb imprezowy do 4 graczy. Czy to znaczy, iż potrzebne będzie aż 8 Joy-Conów? Na szczęście nie! Okazuje się bowiem, iż pozy i minigry napotkane w trybie fabularnym w zakładce Party działają już z jednym kontrolerem. A oto moduły, jakie przygotowało Nintendo:

  • Galactic Conquest — Mamy tu możliwość zagrania w planszówkę przerywaną minigrami. Trochę jak w Mario Party, z tym iż jest o wiele bardziej losowa i zwariowana. Nie ma tu też różnorodności plansz jak we wspomnianej produkcji.
  • Listen to the Doctor! — Interesujący tryb, w którym oprócz minigier trzeba zastosować się do poleceń doktora. Na przykład miauczeć przy nich jak kot albo patrzeć na innego gracza. Pod koniec wszyscy uczestnicy się między sobą oceniają, na ile wykonali dodatkowe polecenia lekarza.
  • Medusa March — To nic innego jak „baba jaga patrzy” w wydaniu Wario. Możemy przesuwać się do przodu tylko, kiedy nie widzi nas meduza, a wszystko to oczywiście przerywane jest minigrami.
  • Go the Distance — Pojedynek bokserski. Dosyć klasyczny tryb, w którym ten, kto najdłużej utrzyma swoje życia podczas serii gier wygrywa.
  • Who’s in Control? Show — Przeznaczony tylko dla 4 graczy. Drużyny wykonują minigry, ale tylko jedna osoba ma „działający” kontroler. Na koniec druga drużyna głosuje, kto był aktywnym graczem, a kto tylko udawał.

Do tego, po ukończeniu trybu fabularnego dostajemy kolejne moduły dla dwóch graczy, takie, gdzie jedna osoba naśladuje ruchy drugiej albo gdzie jedna gra, kiedy druga odsłania zaciskający się ekran. Możliwy też będzie pojedynek między graczami, w którym można ustawić handicap. Fajnie, iż twórcy nie spoczęli na podstawowych modułach i dorzucili te dodatkowe, trochę urozmaicające rozgrywkę.

WarioWare: Move it! na tle innych imprezówek

Tak jak Super Mario Party było grą imprezową nastawioną na wykorzystanie Joy-Conów, tak Mario Party Superstars było już przeznaczone dla wszystkich kontrolerów i tym samym nie było skupione na ruchu. Podobna sytuacja jest z WarioWare Get it together i Move it!, gdzie najnowszy tytuł wyciąga naprawdę sporo ze słynnych padów Nintendo. Szczególnie jeżeli chodzi o gry, w których wystawiamy rękę przed czujnik podczerwieni kontrolera i musimy pokazać na palcach sumę jakiegoś działania matematycznego albo w odpowiedniej chwili złapać lecący na ekranie dysk.

Podsumowanie

W kategorii zwariowanych gier imprezowych WarioWare: Move it! nie odstaje niczym od swoich poprzedników. Minigier jest tu aż 223 (czyli o jedna więcej niż w Get it together) i dalej rozgrywce towarzyszy dużo śmiechu. Trzeba też przyznać, iż Joy-Cony to świetne narzędzia do tego typu gier. Bardzo dokładnie śledzą ruchy i jeszcze wciąż zadziwiają, na ile sposobów można je wykorzystać w zwariowanych minigrach. Największą bolączką Move it! jest jednak jej cena w stosunku do długości… co również jest charakterystyczne dla tej serii. Niemniej przez tempo gry odnosimy gwałtownie wrażenie, iż w naszą stronę rzucanych jest coraz mniej nowości. Rozgrywce z najmłodszymi graczami sprzyjać też będą wolniejsze imprezówki, jak chodziaćby Mario Party, gdzie przed każdą minigrą pozostało runda rozgrzewkowa. Można wtedy wytłumaczyć (i przełożyć z angielskiego) zasady dla innych graczy.

Kod recenzencki dostarczył ConQuest Entertainment - oficjalny dystrybutor Nintendo w Polsce
Idź do oryginalnego materiału