Po opisaniu swoich pierwszych wrażeń z Reclaim the Sea musiałem zrobić sobie krótką przerwę w podbojach mórz i oceanów. Jednym z powodów była ogromna chęć postrzelania w Destiny 2. Drugi to urlop i trochę obowiązków, które niestety, pomimo przerwy od pracy, wykonać trzeba. W końcu udało mi się jednak powrócić za stery mojego statku i wyruszyć na poszukiwanie tajemniczego miasta Veritas. Czy warto było zebrać załogę, załadować działa i ponownie zostać kapitanem korsarzy?
Spis Treści
- Poszukiwanie zaginionego miasta
- Najważniejszy środek transportu
- Dbaj o swoich marynarzy
- Do dział
- Zasoby najważniejsze
- Pikselowe morze
- Podsumowanie
Poszukiwanie zaginionego miasta
Reclaim the Sea to malutka produkcja studia 1LastGame, w której wcielamy się w kapitana pirackiego okrętu. Głównym zadaniem naszej wodnej eskapady jest odnalezienie mitycznego miasta, które znajduje się w bliżej nieokreślonej lokacji. Aby dopłynąć do celu, zwiedzamy siedem losowych map pełnych przypadkowych spotkań. Zanim dobijemy do portu Veritas, musimy także pokonać potężnego bossa. Tutaj pojawia się pierwszy problem z tym tytułem.
O ile sam brak głębokiej fabuły straszny nie jest, o tyle denerwowały mnie w kółko powtarzające się wydarzenia. No bo ile razy można ratować platformę z opresji albo bronić biednych rybaków przed atakiem złej frakcji. Oczywiście w pierwszych kilku rozgrywkach mi to nie przeszkadzało, ale po dziesięciu podejściach miałem już tego trochę dość. Przestałem choćby czytać wyskakujące komunikaty, bo większość z nich zdążyłem nauczyć się na pamięć. Co prawda twórca obiecał aktualizację, która zwiększy różnorodność taki wydarzeń, ale na ten moment jest ich naprawdę mało. W związku z tym dobrze robić sobie dłuższe przerwy pomiędzy sesjami.
Najważniejszy środek transportu
Chlubą każdego szanującego się pirackiego kapitana jest jego okręt. Na starcie mamy do wyboru kilka modeli, a resztę odblokowujemy, wbijając stworzone w tym celu osiągnięcia. Podoba mi się różnorodność przygotowanych dla graczy statków. Jeden skupia się na sile ognia, inny pozwala dokonywać abordażu, a jeszcze kolejny ma zamontowaną magiczną barierę chroniącą przed wrogimi kulami.
Na pokładzie możemy montować pokoje, które w znaczący sposób wpływają na starcia z adwersarzami. Placówka medyczna gwałtownie wyleczy naszych majtków z obrażeń, dodatkowa boczna palisada ochroni kadłub, a ptaszarnia pozwoli wynająć papugi zrzucające ładunki wybuchowe na niczego niespodziewające się jednostki przeciwnika. Oprócz tego jest opcja wykupywania wzmocnień, specjalnych zdolności oraz dodatkowych dział. Jest tego naprawdę sporo i całkiem dobrze bawiłem się, tworząc rozmaite konfiguracje.
Dbaj o swoich marynarzy
Aby statek dobrze funkcjonował, potrzeba jest zaufana załoga. Tutaj też mamy całkiem spory wybór, chociaż z początku nie bardzo zwróciłem na to uwagę. Dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie, iż mój zespół składać się może z regenerujących zdrowie trolli, czy z praktycznie ognioodpornych orków. Każda postać ma także swoje własne statystyki, które zwiększają się w zależności od wyznaczonej roli. Im ktoś dłużej stoi za kołem, tym lepiej będzie manewrował okrętem i tak dalej. Bardzo spodobała mi się też opcja nadawania imion podopiecznym. Niby szczegół, ale fajnie było całkowicie spersonalizować pływających ze mną korsarzy.
Do dział
Skoro wybraliśmy już statek i skompletowaliśmy załogę czas na morskie bitwy. Nie da się ukryć, iż jest ich naprawdę sporo. Nie zawsze są one ekscytujące, ale gdy trafimy na godnego przeciwnika, a wokoło walą pioruny i co chwila jakiś nieprzyjaciel wskakuje nam na pokład, potrafi zrobić się naprawdę gorąco. Każde z dział ma swój zasięg, więc należy pilnować odpowiedniej odległości od wrogiego pojazdu. Przy abordażu należy pamiętać, aby chronić słabszych marynarzy. jeżeli ostrzeliwują nas zapalającymi armatami, co chwila trzeba latać i gasić pożary. Ogólnie rzecz biorąc, na ekranie cały czas coś się dzieje szczególnie na wyższym poziomie trudności. Przyznam, iż ogromną radochę sprawiało mi zatapianie kolejnych nędzników. Niestety zdarzały się też sytuacje, w których musiałem podkulić ogon i spróbować zwiać przed przeważającymi siłami wroga.
Zasoby najważniejsze
Zwycięstwo w potyczkach daje nam nie tylko satysfakcję, ale także materiały. Złoto potrzebne jest do ulepszania statku oraz kupowania broni i wyjmowania załogi. Drewno pozwoli naprawić statek bez potrzeby dobijania do jakiegoś sklepu. Jedzenie natomiast zapewni niezbędne pożywienie dla marynarzy, co zaowocuje możliwością dłuższych podróży między spotkaniami. Na koniec zostawiłem amunicje, ale chyba nie muszę tłumaczyć, do czego służy. O ile bez złota i drewna jakoś się obejdzie tak kule armatnie oraz jedzenie jest najważniejsze i trzeba bardzo pilnować, aby jednego i drugiego nie zabrakło. Na najprostszym poziomie trudności nie jest to problem, ale wyższe wymagają dokładnego planowania. Według mnie zarządzanie tymi zasobami jest naprawdę dobrze zaimplementowane. jeżeli czegoś mi brakowało, to najczęściej winę za wpadkę ponosiłem ja.
Pikselowe morze
Oprawa wizualna stawia na prosty pixel art, który cieszy oko. Poza tym dzięki takiemu podejściu wszystko widać jak na dłoni, a interfejs jest przejrzysty. Do gustu przypadły mi różne smaczki. Po śladach zostawianych przez statek podczas walki widać, w którą stronę płynie. jeżeli akurat pada deszcz, płomienie powoli same wygasają. Jedyne co trochę mnie kuło, to prostackie ikony w sklepach. Według mnie można je było trochę upiększyć. Muzyka natomiast gwałtownie poszła w odstawkę, a w tle puściłem sobie ścieżkę dźwiękową z “Piratów z Karaibów”. Miałem już zwyczajnie dość tej samej muzyki, która włączała się podczas każdej wymiany ognia.
Reclaim the Sea — podsumowanie
Nie ukrywam, iż ta taktyczna gra typu roguelike naprawdę przypadło mi do gustu. Nie jest to co prawda tytuł, który przyciągnie mnóstwo graczy, ale fani strategicznej rozgrywki na morzu powinni być zadowoleni. Produkcja pochłonęła około piętnastu godzin z mojego życia i powiem szczerze, iż gdyby nie inne tytuły czekające na recenzję, chętnie pograłbym więcej. jeżeli nie zapomnę, to chętnie powrócę na pokład pirackiej łajby, jak tylko pojawi się więcej losowych wydarzeń. Uważam, iż za niewygórowaną cenę 40 złotych warto się tą pozycją zainteresować. Tylko uwaga, bo Reclaim the Sea zdecydowanie może wywołać syndrom jeszcze jednej próby.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse.
Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie WarningUp.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.