Zapomnijcie o standardowej papce typu „ach, te JRPG”. Romancing SaGa -Minstrel Song- Remastered International na Nintendo Switch to gra, która wzbudziła we mnie takie emocje, iż muszę wylać z siebie wszystko, co mi leży na wątrobie. Kiedyś, seria SaGa oznaczała dla mnie tylko ból głowy. Ale z wiekiem, po przejściu paru innych japońskich perełek, nauczyłem się doceniać to specyficzne szaleństwo. Ta gra nic ci nie podaje na tacy, wręcz przeciwnie – rzuca na głęboką wodę. I właśnie dlatego, po latach, odpalając remastera, z drżeniem serca, dostałem po tyłku. Ale tym razem, cholera, mi się to podobało!
Spis Treści
- Powrót do Mardias
- Co nowego w International?
- Wolność, ach wolność…
- Walka, która wyciska poty
- Grafika i dźwięk
- Nowości, ulepszenia i dylematy
- Podsumowanie
Kup Romancing SaGa -Minstrel Song- Remastered International (NS)
Powrót do Mardias – Remaster z uśmiechem i zgrzytem
Zacznijmy od tego, iż ten remaster to nie jest tak po prostu „odkurzenie starocia”. Tu Square Enix wykonało kawał dobrej roboty, żeby ta gra, która oryginalnie wyszła na PS2 w 2005 roku jako remake klasyka z SNES-a z 1992, nie straszyła grafiką rodem z poprzedniego wieku, tylko dawała radę na dzisiejszych ekranach. Odświeżona wizualnie, w pełnym HD, prezentuje się o niebo lepiej, niż sobie to wyobrażałem. Oczywiście, nie mówimy tu o poziomie Final Fantasy VII Remake, bo to jednak inna półka cenowa i technologiczna, ale widać, iż włożono w to serce, żeby nie było wstydu.

Ale żeby nie było tak pięknie, to niestety nie wszystko błyszczy jak diament. Widzicie, są scenki przerywnikowe. Te, które były w oryginalnej wersji. I one, kurka wodna, wyglądają, jakby ktoś je nagrał na VHS-ie, a potem próbował przeskalować do HD. Piksele aż fruwają po ekranie, a rozmycia są takie, iż człowiek ma wrażenie, iż zapomniał założyć okularów. Trochę to wybija z rytmu, bo jeden moment patrzysz na ładne, odświeżone otoczenie, a za chwilę dostajesz po oczach czymś, co wygląda jak zabytek z muzeum techniki. No, ale nie można mieć wszystkiego, prawda?
Co nowego w International?
Ta wersja to wydanie z dodatkowymi językami: francuskim, niemieckim, włoskim i hiszpańskim (FIGS) – po raz pierwszy w historii serii. Zawartość gry i mechaniki są identyczne jak w remasterze z 2022 roku, ale save’y z poprzedniej wersji nie przenoszą się między platformami. jeżeli masz już remastera, International nie wnosi nowych questów, postaci czy QoL poza językami i fizycznym nośnikiem – nie warto dublować zakupu. Dla reszty to po prostu najlepsza okazja na pudełko z jedną z perełek SaGa bez importu.
Wolność, ach wolność… ale nie dla wszystkich
Kwintesencją serii SaGa, a Minstrel Song w szczególności, jest ta cholerna, irytująca i jednocześnie uzależniająca wolność. Wybierasz jednego z ośmiu bohaterów, z ich własnymi historiami i startowymi lokacjami, a potem… jesteś sam. Nie ma strzałek, nie ma „idź tutaj, pogadaj z tym”. Jest świat i rzucają cię na głęboką wodę, jak szczeniaka do jeziora. I to jest piękne! Nie musisz grać Albertem, który mógłby być tym „głównym” protagonistą i daje nowicjuszom łagodniejszy onboarding z cutscenami. Możesz wybrać Barbarę, piratkę, i od razu ruszyć w świat, mając już w kieszeni jeden z dziesięciu Fatestones.

Ale ta wolność ma swoją cenę. Nie ma żadnych wskazówek, co robić, dokąd iść i jak nie spieprzyć sobie gry. Czas leci (i widać to teraz na czytelnym zegarze w menu, dzięki Bogu), wrogowie stają się silniejsi, a ty możesz, nieświadomie, zablokować sobie dostęp do jakiegoś questa, bo akurat zabiłeś smoka Strom’a, który trzymał córkę Potentata z Kjaraht. Kto by pomyślał, iż zabicie smoka może być złe, co? Ten brak instrukcji, to eksplorowanie na własną rękę, to ciągłe poczucie, iż jesteś jeden mały ruch od totalnej ruiny – to wszystko sprawia, iż Minstrel Song jest unikalne. Ale też potrafi napsuć krwi, jak mało co. To nie jest gra dla tych, którzy potrzebują prowadzenia za rączkę.
Walka, która wyciska poty i rodzi bohaterów
System walki w Romancing SaGa -Minstrel Song- Remastered International to coś, co powinienem opisać z wypiekami na twarzy, bo cholernie mi się podoba. Mimo, iż gra próbuje cię od niej odciągnąć, mówiąc, iż nie jesteś jeszcze gotowy, to ja zawsze pakowałem się w kłopoty. I dobrze! Walka to serce SaGa. Nie chodzi o statystyki, o same liczby. Chodzi o to, żeby Sparkować, czyli spontanicznie uczyć się nowych technik w trakcie boju. To jest jak moment olśnienia, gdy nagle twój bohater wymyśla coś totalnie odjechanego, czego nikt go nigdy nie uczył. Kiedy po raz pierwszy uda ci się ułożyć potężne Combo, czujesz się jak geniusz.

Ale ten geniusz może gwałtownie skończyć się w piachu. Bo w Minstrel Song nie wybaczają błędów. Jeden nieprzemyślany ruch i twój wojownik ląduje na deskach, tracąc LP (Life Points), a każda kolejna rana, gdy jest już nieprzytomny, tylko pogłębia jego agonię. Jak stracisz wszystkie LP, to albo game over, albo postać znika z drużyny. A to może być gorsze od game overu, jeżeli włożyłeś w nią kupę serca. Ta nieprzewidywalność, to ciągłe balansowanie na krawędzi – to jest wyzwanie, które uzależnia. Oczywiście, jak na JRPG przystało, można spędzić godziny na farmieniu, ale gra niekoniecznie ci to ułatwia. Wręcz przeciwnie, często lepiej unikać walk, dopóki nie będziesz miał odpowiedniego sprzętu i umiejętności.
Grafika i dźwięk – Czyli trochę słońca, trochę chmur
Graficznie, jak już pisałem, jest naprawdę dobrze, jak na remastera tak starej gry. Modele postaci są odświeżone, świat wygląda barwniej, a HD robi swoje. Oczywiście, widać, iż to gra z 2005 roku, ale nie ma tragedii. Ale prawdziwą perełką jest muzyka. Soundtrack autorstwa Kenjiego Ito to czyste złoto. Utwór otwierający „Minuet” śpiewany przez Masayoshi Yamazaki to miód na uszy. A „Passionate Rhythm” podczas walk? To po prostu arcydzieło z gitarowymi riffami i niesamowitymi wokalami Kyoko Kishikawy. To jest ten typ muzyki, która zostaje w głowie na długo i nie nudzi się choćby po setkach przesłuchanych godzin.

A potem jest voice acting. I tutaj, moi drodzy, czuję ból. Serio. W 2005 roku, obecność angielskich głosów to było coś. Dzisiaj? No cóż, jest tragicznie. Aktor głosowy Minstrela ujdzie w tłoku, ale reszta to… dramat. Od monotonnych głosów, po te, które sprawiają, iż włos jeży się na karku. Aisha na przykład. Świetna postać, ale jej głos? Nienawidzę go. I co najgorsze, nie mogłem wybrać angielskiego tekstu z japońskim voice actingiem. Jest albo to, albo to – bez lokalizacji audio dla nowych języków FIGS. To jak zjeść pyszne ciastko, ale z musztardą. Kto na to wpadł? Na szczęście można ściszyć głosy do zera. I wam radzę to zrobić, jeżeli chcecie cieszyć się grą bez pękających uszu.
Nowości, ulepszenia i dylematy moralne
Na szczęście ten remake to nie tylko grafika i straszny voice acting. To także sporo usprawnień, które sprawiają, iż gra jest, uwaga, bardziej grywalna! Po pierwsze, auto-save i quick-save! W grze, gdzie bitwy mogą się skończyć nagłą i bolesną śmiercią, a źle podjęta decyzja zablokuje ci wątek, to jest zbawienie. Można sobie eksperymentować bez obawy, iż stracisz godziny postępu. To naprawdę zmienia oblicze gry, bo pozwala na większą swobodę w tych wszystkich decyzjach, które kształtują twoją unikalną przygodę.

Po drugie, tryb szybkiej rozgrywki. Serio, możecie przyspieszyć grę x2, a choćby x3, zarówno w eksploracji, jak i w walce. To jest absolutny game changer, zwłaszcza przy farmieniu lub bieganiu po tych samych lokacjach. jeżeli chcecie przejść grę wszystkimi ośmioma postaciami, to bez tego ani rusz. Poza tym, dodano pięć nowych postaci do zwerbowania, jak chociażby Marina, która w oryginale była tylko NPC-em, a teraz może dołączyć do naszej ekipy. Jest też tryb New Game+, coś, czego brakowało w oryginale. To wszystko sprawia, iż gra nabiera nowego życia i pomimo swojej archaiczności, staje się przyjemniejsza w odbiorze dla współczesnego gracza. Oczywiście, jest też nowa lokalizacja w kilku językach, ale to już inna bajka.
Podsumowanie – Stara miłość nie rdzewieje, ale wymaga cierpliwości
Czy Romancing SaGa -Minstrel Song- Remastered International to gra dla wszystkich? Absolutnie nie, i każdego, kto tak twierdzi, wyśmiałbym w twarz. To jest oldschoolowy JRPG, który ma swoje wady, swoją irytującą archaiczność i swoją brutalną trudność. Ale to wszystko jest częścią jego uroku. jeżeli jesteś gotów na to, żeby gra rzuciła cię na pastwę losu, bez mapy i wskazówek, zmuszając do samodzielnego myślenia i podejmowania ryzykownych decyzji, to ta gra jest dla ciebie. jeżeli od razu oczekujesz, iż wszystko będzie piękne, gładkie i proste, to serio, odpuść sobie.
Ale jeżeli pozwolisz jej się ponieść, wsiąkniesz w ten świat Mardias, gdzie bogowie walczą, a ty, mały bohater, masz szansę coś namieszać… Albo zepsuć wszystko, bo akurat zabiłeś niewinnego smoka. Znajdziesz w niej duszę. To jest gra, która szanuje twoją inteligencję i pozwala ci samemu odkrywać jej zasady. Remaster poprawił wiele, ale zostawił to jądro „SaGa’i”, które sprawia, iż ta seria jest tak wyjątkowa. To gra strategiczna, pełna wolności, a przy tym wymagająca cierpliwości i determinacji. I choćby pomimo fatalnego voice actingu, śmiało mogę powiedzieć, iż bawiąc się w nią, świetnie spędziłem czas.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse.
Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy Red Art Games.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.


1 dzień temu














![Piotr Korczarowski rzucił się na Jasia Kapelę. Skończył z podbitym okiem [WIDEO]](https://mma.pl/media/uploads/2025/12/piotr-korczarowski-prime-15.webp)

