Roots of Yggdrasil – recenzja Early Access (PC). Na szczyt pod presją czasu!

9 miesięcy temu

Uwielbiam w grach wideo to, iż choć interesuję się nimi przeszło ćwierć wieku, przez cały czas potrafią mnie zaskakiwać. Gdy usłyszałem o połączeniu city buildera z karcianką oraz roguelike, poczułem się zaintrygowany. Jak dowiedziałem się, iż całość ta jest osadzona w realiach mitologii nordyckiej, wiedziałem, iż będę musiał zagrać w Roots of Yggdrasil. Mimo tego nie spodziewałem się, iż ten tytuł będzie taki pozytywny i relaksujący, a jednocześnie podnoszący na duchu. Pozwólcie więc, iż przybliżę Wam nieco tę grę, bo szkoda byłoby obok niej przejść obojętnie.

Ragnarök to nie koniec!

Wydarzenia produkcji mają miejsce po Ragnaröku, czyli czymś na kształt apokalipsy z wierzeń nordyckich, w którym giną niemal wszyscy bogowie. W tej sytuacji Sunna, główna bohaterka, wraz ze swoim plemieniem wikingów usiłuje dotrzeć na szczyt Yggdrasila, tytułowego Drzewa, na którym znajdowało się wszystkie dziewięć światów. Tam bowiem odnaleźć mamy przejście do miejsca, w którym ludzkość będzie mogła stworzyć świat na nowo, bez wojen i przemocy.

Nasza rozgrywka toczy się jednak zanim tam dotrzemy, na różnych pozostałościach krain. Właśnie tam będziemy stawiać swoje budowle, poszukiwać wartościowych zasobów i uciekać, aby złowrogi Ginnungagap – bezkresna pustka – nas nie dopadł. Wspomniałem wyżej, iż gra jest połączeniem trzech dość specyficznych gatunków, co przekłada się na bardzo interesujące doświadczenie. Z racji jednak pewnej złożoności, prościej mi będzie to wyjaśnić, opisując każdy z nich z osobna.

Budujemy wioski…

City buildera, jak na ironię, jest tutaj najmniej. Owszem, większość czasu będziemy stawiać różnorodne budynki, ale nie ma co liczyć tutaj na poziom złożoności znany z Cities: Skylines albo Ixion. Głównym zmartwieniem będzie dla nas zdobycie jednego z trzech podstawowych surowców, które wykorzystujemy w grze, a więc musimy zwrócić uwagę na to, co należy budować. Domy zwiększają populację naszej osady, a jednocześnie są wymagane do postawienia w okolicy niemal wszystkich bardziej zaawansowanych budowli. Niektóre z nich będą dostarczały nam zaopatrzenie, inne siły zbrojne, a jeszcze inne Eitr, czyli magiczne paliwo.

Najwięcej problemu sprawiać będzie zagospodarowanie terenu. Wyspy, na których stawiamy osady, są niewielkie, choć z czasem można odkryć więcej obszarów. Dlatego warto zwrócić uwagę na zagęszczenie budowli. Może na przykład kusić, by zbić w gromadę jak najwięcej chat w celu zaoszczędzenia miejsca. Przez to możemy jednak mieć później problem postawić budynek, który wymaga bliskości dużej liczby chat. Odkrywanie dalszych zakamarków wyspy wymagało będzie siły zbrojnej w postaci zwiadowców, a niektóre magiczne przeszkody mogą zneutralizować tylko i wyłącznie magiczne środki, więc nie ma tutaj mniej ważnego surowca.

… gramy w karty…

Karcianka stanowi główną oś rozgrywki w Roots of Yggdrasil. Jest ona podzielona na tury, a każda z nich to okazja do wykorzystania kart budynków. Z kolei każda z nich ma swoje wartości i statystyki, dlatego tworzenie bez ładu i składu nie przyniesie nam korzyści. Im dalej zajdziemy w pętli, tym większą talię kart uda nam się uzbierać. Czasami znajdziemy potężne unikaty, które mocno potrafią odmienić losy naszej siedziby, ale trafią się też nam klątwy czy przeszkadzajki. Odpowiedni dobór talii będzie więc kluczem do udanej pętli i czasami warto będzie porządnie zastanowić się, czy zamiast dobierać kolejnej karty, nie lepiej byłoby uszczuplić swoją kolekcję.

… i walczymy z losem


Jeżeli zaś idzie o część rogalikową, to każda nasza pętla jest próbą dotarcia na szczyt Yggdrasila. Im więcej czasu nam to zajmie, im dłużej zasiedzimy się na różnych wyspach, tym bliżej nas znajdzie się Ginnungagap. Musimy się więc spieszyć, bo o ile pustka nas pochłonie, wracamy do początku. Na szczęście część z surowców, które zdobyliśmy w poprzedniej pętli, można wykorzystać do rozbudowania The Holt, czyli naszej bazy wypadowej. To tutaj możemy rozwijać nasze umiejętności i dostępne karty. Im więcej pętli za nami, tym łatwiejszy mamy start w kolejną. Dlatego nie dość, iż sama rozgrywka jest na tyle przyjemna, iż chce się próbować ponownie, to i sama gra umiejętnie do tego zachęca.

Pozytywnie i przyjemnie

Dodatkowym plusem samej produkcji jest to, iż klimat świata jest bardzo przystępny i przyjemny. Styl graficzny sprawia, iż Roots of Yggdrasil prezentuje się urzekająco ślicznie, a muzyka relaksuje i odpręża. To drugie potrafi być nieco zgubne, bo zdarzało mi się nie raz, iż zatopiony w zabawie zapominałem o Ginnungagapie. Odkrycie, iż jest tuż-tuż, potrafi być bardzo nieprzyjemne i mocno docisnąć poczucie presji. Dlatego, choć gra zdaje się uspokajać, warto się mieć na baczności.

Grafika i muzyka to nie jedyne, co buduje pozytywny i przyjemny klimat. Główna postać, Sunna, oraz jej towarzysze, są typowymi herosami w tym znaczeniu, iż kierują się dobrem ogółu i zawsze, bez wyjątku, chcą pomagać. Więc choćby gdy pierwszy raz dotrzemy na szczyt Yggrdasila, odmawiają przejścia przez bramy. Powodem jest fakt, iż tam w dole przez cały czas zostali ludzie, których mogą uratować. Nie dość, iż sprawiło to, iż w środku poczułem miłe ciepło, tak jeszcze zgrabnie uzasadnia to konieczność ponownego przechodzenia etapów gry.

W trakcie podróży spotykamy też różne postacie, z którymi wchodzimy w interakcje. Z punktu widzenia samej rozgrywki służą oni tylko i wyłącznie do wręczania nam artefaktów bądź surowców. Fabularnie z każdą kolejną pętlą nasze stosunki ocieplają się i rozbudowują historię, która w grze prezentowana jest raczej w niewielkich dawkach. Przypominało mi to nieco sposób, w jaki prowadzona jest historia w Hadesie. To tutaj także znajdziemy wiele nawiązań do mitologii i wierzeń nordyckich. jeżeli ktoś interesował się kiedyś tym tematem, ma szansę rozpoznać wiele z miejsc i postaci. Nie jest to żadną miarą największa zaleta gry, ale dla mnie był to zdecydowanie ogromny plus.

Roots of Yggdrasil jest świetne, warto się zainteresować tym tytułem


Choć Roots of Yggdrasil dopiero od niedawna jest dostępna w ramach wczesnego dostępu, nie czuć, żeby produkcja miała być dziurawa i niekompletna. Biorąc pod uwagę, iż podczas kilkudziesięciu godzin zabawy nie spotkałem żadnych typowych błędów, spodziewam się, iż twórcy raczej skupią się na dodawaniu treści i ewentualnej optymalizacji. Zdarzało się właśnie sporadycznie, iż gra potrafiła się przywiesić na ułamki sekund albo chwilowo zgubić kilka klatek, ale to wszystko. W ogólnym rozrachunku jakość tytułu stoi na naprawdę wysokim poziomie, co w obecnych czasach jest dość rzadkie.

Chciałoby się rzec, iż dla fanów karcianek i rogalików jest to pozycja obowiązkowa. Jestem skłonny jednak zaryzykować stwierdzenie, iż przez swoją przystępność ma szansę spodobać się o wiele większej grupie użytkowników. Łatwo nauczyć się jej zasad, a rozgrywka jest satysfakcjonująca i zwyczajnie chce się do niej wracać. Zresztą, ja sam nie uważam się za wielkiego miłośnika karcianek, z rogalikami też rzadko mi po drodze, a mimo bawiłem się tu doskonale i zamierzam regularnie wracać, by wspiąć się na szczyt Yggdrasila.

Gameplay


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Idź do oryginalnego materiału