
Gdy spojrzy się z boku na dzieło studia Slow Bros. trudno nie mieć skojarzeń z The Neverhood. Ale to tylko pozory. Nijaki bohater, niemal zupełny brak gameplayu, a do tego masa błędów czynią z Harolda Halibuta bardzo ciężkostrawną, choć smakowicie podaną potrawę.
Ziemia, końcówka XX stulecia. W obliczu zimnowojennego zagrożenia prywatna korporacja All-Water postanawia wysłać w przestrzeń kosmiczną arkę, która zapewni ludzkiemu gatunkowi przetrwanie. Jednak rakieta spada na obcą planetę i tonie w morskich głębinach. Jakimś cudem pasażerom udaje się przetrwać wypadek i zacząć nowe życie w podwodnym statku-mieście. Ale gdy któregoś dnia dociera do nich informacja, iż Ziemia może przez cały czas istnieć, podejmują próbę powrotu.
Większość czasu spędzamy na pokładzie statku. Chociaż kamera - jak w klasycznych, dwuwymiarowych przygodówkach - umieszczona jest z boku, to w rzeczywistości gra wykorzystuje grafikę 3D. W pewnym momencie perspektywa zostaje odblokowana, pozwalając nam poruszać się we wszystkich kierunkach świata (sporadycznie kamera zostaje choćby zawieszona za plecami bohatera). Zmiana ta odzwierciedla wewnętrzną przemianę bohatera i muszę przyznać, iż jest to jeden z ciekawszych zabiegów narracyjnych w grach wideo.