Nic na to nie poradzę, romantyzowanie przez popkulturę przemocy, ojciec oglądający filmy wojenne czy choćby lekcje historii, które wychwalały bohaterów konfliktów sprawiły, iż od dziecka ciągnęło mnie do gier militarnych. Zaczynałem od Call of Duty i serii Commandos. Mimo tego zawsze gdzieś wolałem próbować swoich sił w czymś pokroju Operation Flashpoint czy Ready or Not, czyli gier, które realizm stawiają bardzo wysoko. Dlatego nie mogłem sobie odmówić, by nie sprawdzić Six Days in Fallujah od Highwire Games, która właśnie rozpoczęła okres Early Access. To ultrarealistyczny FPS, podczas którego tworzenia twórcy ściśle współpracowali z ponad setką żołnierzy i marines biorących udział w II bitwie o Faludżę. Wszystko po to, aby jak najwierniej odzwierciedlić wydarzenia tamtego tygodnia.
Six Days in Fallujah – jest trudno i nam się to podoba
To jeden z tych tytułów, gdzie kooperacja pomiędzy graczami i komunikacja są nie tylko mile widziane, ale wręcz niezbędne, aby mieć, choć cień szansy na ukończenie zadania. Zawsze działamy jako czteroosobowy zespół, a o ile mamy szczęście, to wspiera nas do tego jakiś czołg albo pojazd opancerzony. Mimo tego przeciwników zawsze jest więcej i nigdy nie mamy przewagi nad nimi. Postawione przed nami zadania na papierze wydają się proste. Iść i zneutralizować gniazdo moździerzy? W innych strzelankach to chleb powszedni, nie takie rzeczy robiło się w pojedynkę. W Six Days in Fallujah to praktycznie wyrok śmierci.
Naszym polem bitwy jest miasto usiane licznymi budynkami, które oddzielają klaustrofobicznie ciasne alejki. Dosłownie w każdym zakamarku może czaić się przeciwnik z karabinem, każde okno to potencjalne stanowisko strzeleckie, dowolny dach może być miejscem, w którym czeka na nas snajper. W budynkach panuje mrok tak gęsty, iż światło latarki wydaje się żałośnie niewystarczające. To wszystko sprawia, iż w tej grze nie czujemy się jak bohater kina akcji. Poczucie zaszczucia i strachu nie odstępuje nas na krok, a trzymany w rękach karabin jest lichym pocieszeniem. Trzeba mieć świetny refleks, dobrze zgraną drużynę i cały ogrom szczęścia, a przez większość czasu i to okazuje się niewystarczające.
Realizm to mało powiedziane
Tak jest, ta gra stawia na realizm i jest to widoczne już od pierwszych chwil samouczka. Nasz żołnierz choćby sprintując nie grzeszy szybkością, zmiana broni, przeładowanie czy choćby celowanie trwa koszmarnie długo, zwłaszcza o ile dopiero co przesiedliśmy się tu z Call of Duty. Interfejsu w zasadzie nie uświadczymy, więc jeżeli chcemy sprawdzić, ile nabojów mamy w magazynku, trzeba będzie go wyciągnąć z karabinu. jeżeli chcemy odezwać się do kolegów z drużyny oddalonych o kilkanaście metrów, trzeba użyć radia. Trzeba jednak pamiętać, iż wtedy z kolei nie możemy strzelać. Przeskoczenie przez przeszkodę to dosłownie nie jest hop-siup. Co chcę przez to wszystko powiedzieć, to iż w tym tytule trzeba nastawić się na cierpienie i porażkę. Natomiast przy odpowiednim nastawieniu to właśnie sprawia, iż ta gra daje masę satysfakcji.
Pierwsza misja skończyła się tutaj dla mnie bardzo szybko. Nie przetrwałem pierwszego kontaktu z wrogiem. Musiałem wyzbyć się wszelkich nawyków, które wyrobiły we mnie przez lata inne gry, żeby zacząć tu odnosić jakiekolwiek, choćby minimalne, sukcesy. Trzeba było kilku godzin, żebym przestał być kulą u nogi towarzyszy. Kolejne tyle, żebym zaczął się przyczyniać w jakiś sposób do sukcesu zespołu. To zdecydowanie nie jest gra dla wszystkich. Przy tym poziomie trudności i frustracji to wszelkie soulslike’i można później uruchomić dla relaksu i odpoczynku, ot, by pograć w coś niewymagającego. Więc weźcie to pod uwagę, zanim choćby pomyślicie o uruchomieniu tej gry.
Klimatu nie można odmówić
Jeżeli jesteście jednak na to gotowi, czeka Was naprawdę fantastyczna uczta. Niezaprzeczalnie najlepszą częścią tej gry jest klimat. Nie pamiętam, który tytuł wywoływał wcześniej we mnie tak wiele (i przede wszystkim tak silnych) emocji. Gameplay, choć wymagający, jest przy tym bardzo zadowalający, choć może to też kwestia moich osobistych upodobań. Patrząc z boku, wydaje się to śmieszne, bo dopóki samemu się nie spróbuje, ciężko pojąć, ile tutaj jest rzeczy, o których trzeba pamiętać i pomyśleć. Ja się aktywnie interesuje tymi tematami, a i tak wiele mnie tutaj zaskoczyło. Próg wejścia jest tu wysoki, ale po przekroczeniu go jest tylko lepiej i lepiej.
Six Days in Fallujah wygląda i brzmi jak powinno
Zwłaszcza iż pod innymi względami też kilka tej produkcji brakuje. Wizualnie jest ślicznie, przede wszystkim lokacje i środowisko wydają się wręcz fotorealistyczne. Nieco gorzej jest z postaciami, które czasami wyglądają nieco sztucznie, zwłaszcza gdy przechodzący przez okno przeciwnik zawiśnie w futrynie w nienaturalny sposób. Przy nieco mniej realistycznej grafice to by się tak nie rzucało w oczy. Natomiast choćby na najniższych ustawieniach graficznych (a na takich obejrzycie gameplay na dole recenzji) gra wygląda przyzwoicie. Niestety, ale na swoim laptopie z GeForce GTX 1650Ti choćby na średnich ustawieniach zdarzało się, iż trudno było utrzymać stabilne 30 klatek na sekundę.
Za to dźwiękowo Six Days in Fallujah wgniata w fotel. Uwierzcie mi, iż nasłuchiwanie o wiele częściej uratowało mój wirtualny tyłek, niż wypatrywanie. Zwłaszcza w budynkach, w których panują nieprzeniknione ciemności, przy których latarka zdecydowanie sobie nie radzi. Tutaj da się ustalić na słuch, gdzie ktoś się porusza, skąd strzela, z którego kierunku dobiegały nas okrzyki. o ile nasi towarzysze (bądź przeciwnicy) są blisko, można ich usłyszeć bez radia. o ile poruszamy się w ciasnych pomieszczeniach, usłyszymy echo, a im dalej są, tym słabiej ich słychać, aż wreszcie trzeba sięgnąć do radia, aby móc się komunikować. Co więcej, zapomnijcie, żeby cokolwiek usłyszeć w trakcie strzelania, bądź o ile obok nas poruszają się pojazdy czy wybuchają granaty. Chyba jeszcze nie spotkałem się z grą, w której udźwiękowienie byłoby tak realistyczne.
Mało tego, niestety
Niestety, widać miejscami, iż gra faktycznie znajduje się w Early Access. Jak wspomniałem powyżej, modele postaci szczególnie rzucają się w oczy. Kierowca pojazdu, który jedzie prosto na nas, wyglądający jak kukła, zwłoki czy broń, które potrafią zawisnąć w powietrzu lub pod nienaturalnym kątem oprzeć się o budynki, to się rzuca w oczy. Zwłaszcza iż pod wieloma względami, jak choćby animacji, gra jest bardzo dopieszczona. Dodatkowo jest tutaj na tę chwilę bardzo mało treści. Możemy zagrać w trening albo w jedną z czterech misji, bądź też obejrzeć jeden z dwóch filmików, w których widać fragmenty rozmów z żołnierzami. Twórcy obiecują rozszerzanie gry o kolejne misje oraz zapowiadany od początku tryb fabularny. Ten ma być wierną reprezentacją, historycznej już bitwy, ale jeszcze tego nie ma w grze.
Małą liczbę misji nieco ratuje fakt, iż mapy są generowane proceduralnie, a przeciwnicy i zadania umieszczeni są na niej losowo. W ten sposób twórcy starali się oddać nieprzewidywalny charakter pola bitwy, wprowadzając element losowości. Żołnierze wchodzący do miasta czy budynku nigdy nie mogli mieć pewności, co i kogo zastaną w środku i podobnie jest tutaj. Ta sama misja będzie miała nieco inny układ mapy. Tak samo przeciwnicy pojawiać się będą w innych miejscach za każdym razem, co znacznie uprzyjemnia ponowne przechodzenie tych samych misji. Niestety, z tego samego powodu wnętrza budynków mogą wydawać się powtarzalne i nie było wcale rzadkością, żeby przechodząc z jednego do drugiego natrafić na identyczne co do szczegółu pomieszczenia w środku.
Piękne, upierdliwe animacje
Za to czapki z głów dla twórców w kwestii wspomnianych wcześniej animacji. Wprawdzie z prawdziwą bronią palną mam względnie niewielkie doświadczenie, ale jak wspomniałem, większą część życia interesuje się tym tematem. Dlatego doceniam zarówno szczegółowość modeli broni czy ekwipunku żołnierzy, jak i obecność animacji, których w innych grach nie widziałem. Włączenie latarki wymaga ruchu ręką, nadawanie przez radio wymusza trzymanie karabinu w jednej ręce i naciśnięcia przełącznika drugą. Celować można zarówno trzymając broń w niskiej jak i wysokiej gotowości. choćby po wymianie ognia z bliskiej odległości nasz żołnierz bywa ogłuszony i musi sprawdzić, czy odniósł jakąś ranę, czy jednak nie. W szoku podobno można tego nie zauważyć!
To nie jest gra dla wszystkich
Niemniej jest mi trudno szczerze polecić Six Days in Fallujah, chyba iż jesteście faktycznie zapaleńcami w temacie militariów i zawsze Was ciągnęło do gier takich jak ARMA czy Squad. Wtedy możecie brać w ciemno. Natomiast dla wszystkich innego gracza nie dość, iż może być to gra trudna, to jeszcze na tę chwilę oferuje zdecydowanie za mało treści, aby usprawiedliwić cenę 190 złotych. Być może za kilka miesięcy, albo po oficjalnej premierze, to się zmieni. Mam nadzieję, iż tak, bo widać, ile wysiłku włożono w ten tytuł. Zresztą, od wejścia w Early Access wyszły już cztery łatki z poprawkami i drobnymi zmianami, a czytając logi zmian widać, iż twórcy słuchają uwag od graczy. Dlatego poczekajcie jeszcze trochę, a być może doczekamy się jednego z najlepszych militarnych symulatorów w historii gier.
Za dostarczenie gry dziękujemy firmie Victura.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.