Gry studia Hazelight to od wielu lat synonim doskonałej zabawy dla dwóch graczy. Dlatego gdy tylko usłyszałem o zapowiedzi Split Fiction, natychmiast trafił on na moją listę życzeń. Identyczną reakcję miał mój partner do kooperacyjnych rozgrywek (siema Aru!), obaj więc wyczekiwaliśmy premiery bardziej niż daty własnych urodzin. A Way Out oraz It Takes Two sprawiły nam masę radości, byliśmy przez to pewni, iż tutaj gorzej nie będzie. Ważniejsze jednak było pytanie, czy najnowsza gra studia podniesie poprzeczkę jeszcze wyżej?
Spis Treści
- Pisarki w opałach
- Współpraca jest wszystkim
- Nieustanny rozwój Hazelight Studios
- Arcydzieło wielkiego kalibru
- Split Fiction to obowiązkowe doświadczenie
Kup Split Fiction (PC)
Split Fiction – pisarki w opałach
Sama historia Split Fiction zaczyna się w dość intrygujący sposób: grupa początkujących pisarzy i pisarek trafia do wydawnictwa dysponującego niesamowitą technologią. Podłączając autora bądź autorkę do odpowiedniej maszyny, jest ona w stanie tworzyć wirtualny świat na podstawie pomysłów autorów. Ma to być rewolucją przy wydawaniu powieści, nic więc dziwnego, iż przyciągnęło to wielu chętnych. Wśród nich znajdują się Mio, zamknięta w sobie, introwertyczna autorka powieści science fiction, oraz Zoe, wesoła, przyjazna i rozgadana pisarka fantastyki. W wyniku nieszczęśliwego wypadku jednak coś dzieje się nie tak i obie trafiają do jednej symulacji. Zadaniem graczy będzie uwolnienie ich z tej kłopotliwej sytuacji.
Fabuła Split Fiction nie jest najmocniejszą stroną gry – co w przypadku jej tematyki jest nieco ironiczne. Przyznaję jednak, iż mimo wszystko jest na tyle integralną częścią całego doświadczenia, iż z wypiekami na twarzy śledziłem dalsze losy bohaterek. To też nie jest tak, iż historia jest słaba. Jedynie główny zły wypada bardzo blado i wręcz kreskówkowo. Sama opowieść stoi na odpowiednim poziomie, jest wystarczająco dobra, aby usprawiedliwić wydarzenia z gry i zaangażować graczy.
W A Way Out to właśnie historia była dla mnie głównym motywatorem, by iść naprzód. Z kolei w It Takes Two nie trafiła do mnie tak bardzo, iż aktywnie mnie zniechęcała. Tutaj była ona w sam raz. Mimo wszystko jednak to rozgrywka gra pierwsze skrzypce i jest to dziedzina, w której twórcy osiągnęli chyba mistrzostwo. Bez wahania napiszę, iż nikt inny w całej branży nie potrafi stworzyć lepszego doświadczenia gry kooperacyjnej, niż udało się to osiągnąć właśnie w Split Fiction.
Współpraca jest wszystkim
Pod względem rozgrywki ten tytuł to niezaprzeczalne cudo. gwałtownie wprowadza kilka podstawowych mechanik, które będą z nami obecne przez większą część trwającej kilkanaście godzin przygody. Wszystko, co bardziej skomplikowane, jest już charakterystyczne dla powieści, w której się akurat znajdujemy. W związku ze wspomnianym wcześniej nieszczęśliwym wypadkiem Mio i Zoe trafiają wspólnie do szeregu historii. Te naprzemiennie są tworami jednej z nich, więc po każdej scenie z klimatu science fiction trafiamy do klasycznej fantastyki, po czym znowu wracamy do technologii, botów i laserów. Obie autorki wspólnymi siłami muszą przebrnąć przez każdą kolejną historię, aby uwolnić się z błędu symulacji. To dało twórcom świetną wymówkę, by przeplatać wszystkie etapy nowymi sceneriami, wyzwaniami i mechanikami.
Mistrzostwo Hazelight polega jednak na tym, iż doskonale wiedzieli, jak stworzyć angażującą rozgrywkę. Udało im się to zrobić w taki sposób, iż nigdy się ona nie nudzi. Niemal żadne rozwiązanie się nie powtarza w późniejszych etapach, wszystkie zdają się unikalne dla swojego poziomu. Przede wszystkim jednak ani jedno nie trwa na tyle długo, by można było czuć tym znużenie. Choć warto zaznaczyć, iż wiele z tych mechanik jest na tyle wciągających, iż bez przeszkód można by zbudować osobną, pełnoprawną grę opartą tylko i wyłącznie na nich. Sam chętnie grałbym w tytuł aktywniej wykorzystujący system tarcz i osłon z jednej z pobocznych historii, w której musieliśmy wzajemnie osłaniać się przed efektami wybuchu słońca!
Trzeba jednak wziąć pod uwagę, iż niektóre zręcznościowe sekwencje potrafią być dość wymagające. Osoby mniej obyte z grami mogą napotkać miejscami spore trudności. Jednak nie sposób odmówić twórcom kreatywności przy wymyślaniu wszelkiej maści urozmaiceń i naprawdę, nie ma na świecie studia, które mogłoby w tej kwestii chociażby się zbliżyć do poziomu Hazelight.
Nieustanny rozwój Hazelight Studios
Zdaję sobie sprawę, iż podobne pochwały można było już pisać w przypadku It Takes Two. Prywatnie jednak Split Fiction przypadło mi do gustu o wiele bardziej od historii małżeństwa, które małżeństwem w zasadzie być nie powinno. Być może to efekt fabuły, która dla mnie była o wiele ciekawsza. Na pewno jest to zasługa przede wszystkim głównych bohaterek, które skradły moje serce! Z początku może się wydawać, iż Mio i Zoe to po prostu typowy duet przeciwstawnych osobowości, w którym jedna jest zamknięta w sobie i niechętna nowej znajomości, a druga to wiecznie uśmiechnięta optymistka wierząca w potęgę przyjaźni.
Jednak im dalej w Split Fiction się zagłębiamy, tym te postacie nabierają głębi. Stają się też o wiele bardziej wiarygodne. Ich charaktery mają sens zarówno w odniesieniu do ich sytuacji, przeszłości i doświadczeń, które je kształtowały. Dynamika między nimi także ewoluuje i z czasem obie autorki stają się zażyłymi przyjaciółkami, które potrafią sobie zaufać… ale jednocześnie dotarcie do tego miejsca wymaga zarówno czasu, jak i pracy. Obok gameplayu główne bohaterki to niezaprzeczalny atut tej gry.
Kolejnym punktem, który podkreśla geniusz twórców gry, jest oprawa graficzna i dźwiękowa. W trakcie rozgrywki odwiedzimy kilka różnych krain i każda cechuje się własną osobowością i unikalnym charakterem. I to choćby w obrębie tego samego gatunku – historie sci-fi Mio nie są swoimi kopiami i łatwo je odróżnić na pierwszy rzut oka. Jedna może przypominać nieco cyberpunk rodem z Ghostrunnera, a inna wzbudzać przyjemne skojarzenia z epickością świata Mass Effecta. Z kolei fantastyka Zoe czasami przypomina magiczny świat wróżek i leśnych stworzeń, a inna historia może mieć liczne cechy epickiego high fantasy. Wszystko to doskonale odzwierciedlone jest zarówno w stylu graficznym, jak i ścieżce dźwiękowej. Po cichu liczę na to, iż ta ostatnia zostanie wydana do osobnego nabycia.
Arcydzieło wielkiego kalibru
Generalnie od strony technicznej także ciężko czemukolwiek coś poważnego zarzucić. Wspomniana powyżej grafika wygląda prześlicznie choćby na słabym sprzęcie. Mój laptop spełnia zaledwie minimalne wymagania graficzne, podane na stronie gry na Steam. Mimo tego z aktywnym FSR 3.1 mogłem cieszyć się płynną rozgrywką (zazwyczaj z przedziału 80 do 120 klatek na sekundę) na ustawieniach wysokich! Szczerze przyznam, iż to oszałamiający efekt! Z błędów w czasie 13 godzin gry nie napotkałem niczego, co warto by wspomnieć. Bo czym jest mała czkawka animacji, która trwała niespełna pół sekundy? W trakcie zabawy nigdy też nie rozłączyło mnie z moim partnerem, a choćby kiepski internet nie był w stanie nam utrudnić w żaden sposób rozgrywki. W obecnych czasach po prostu ciężko spotkać tak dobrze działającą grę.
Warto jeszcze poświęcić osobny fragment tekstu na zakończenie. Wiadomo, iż Hazelight potrafią tworzyć efektowne finisze. Mimo wszystko to, co przygotowano na potrzeby Split Fiction, jest doświadczeniem, które każdy powinien przeżyć. Zabawa konwencją, wielokrotne zmiany perspektyw, przebijanie się przez czwartą ścianę czy po prostu czysta kreatywność z pogranicza surrealizmu – wszystko to zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Ostatnią godzinę gry – i nie ma tutaj miejsca na odrobinę przesady – spędziłem z szerokim uśmiechem na twarzy. Tak doskonałego i satysfakcjonującego finału w grze wideo nie widziałem od naprawdę dawna. To także kolejne miejsce dające świetny pogląd na jakość wykonania tego tytułu. To, co się dzieje podczas finałowych starć, mogłoby spokojnie ugotować niejeden komputer, gdyby gra nie była tak świetnie zoptymalizowana. Przy tym, co się w trakcie tego zakończenia dzieje, spokojnie mogłoby pogrzebać euforia z zabawy, więc ponownie kłaniam się nisko twórcom za doskonałe przygotowanie.
Split Fiction to obowiązkowe doświadczenie
Z każdą kolejną grą, która wychodzi spod skrzydeł Hazelight Studios, poprzeczka jest podnoszona coraz wyżej. Patrząc na Split Fiction, obawiam się, iż długo nie zobaczymy równie dobrej produkcji dla dwójki graczy. Jednocześnie aż ciepło w środku robi mi się na myśl, co takiego w przyszłości studio może nam sprezentować. Choć gdyby miało się okazać, iż to ostatnia ich gra, cóż… Byłby to świetny przykład, jak zakończyć karierę na samym szczycie. o ile więc mieliście choćby odrobinę wątpliwości – Split Fiction to pozycja obowiązkowa dla każdej pary osób grających. To po prostu arcydzieło.
Jak poprzednie gry od Hazelight Studios, Split Fiction jest bardzo przyjazne dla graczy. Zacznijmy od niestandardowo niskiej ceny (220 złotych na Steam), która w porównaniu do współczesnych premier jest wręcz śmiesznie niska. Dodatkowo wystarczy, iż tylko jedna osoba kupi ten tytuł, aby dwoje mogło w nią grać. Oczywiście, można bawić się wspólnie na jednym urządzeniu, siedząc na jednej kanapie. o ile jednak dzieli Was kilkaset kilometrów, druga osoba musi tylko zainstalować grę w wersji Friend’s Pass, aby grać razem. I nie musi to choćby być w obrębie tej samej platformy!
It Takes Two – recenzja (PS4). Bo prawdziwa miłość nie zna granic!
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!
Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie EA Polska.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.
Niektóre linki w tym artykule to linki afiliacyjne. jeżeli kupicie coś przez nie, otrzymamy prowizję – bez wpływu na cenę ani nasze opinie.
W ten sposób wspieracie nasz zespół.