W 2090 roku czołgi, myśliwce oraz pojazdy opancerzone ustąpiły miejsca nowemu typowi broni. Pola bitew podbiły wanzery – wielkie mechy z kultowej gry Front Mission – którą teraz wskrzesili Polacy z Forever Entertainment.
Wanzer – a adekwatnie wanderpanzer – to wielki mech, który w 2090 roku stanowi najważniejszy element konwencjonalnych sił wojskowych. Wysokie na 5 metrów i ważące 25 ton maszyny potrafią decydować o wynikach starć, a ich popularność jest na tyle wielka, iż własne jednostki posiadają również najemnicy, piraci czy służby porządkowe. Pilotem wanazera jest także gracz, który zostaje wrzucony w sam środek wojny w turowej grze Front Mission.
Front Mission 1st Remake to kultowy klasyk wskrzeszony przez Polaków z Forever Entertainment.
Polsko – japońska kooperacja postępuje. Po tym, jak Forever Entertainment odtworzyło dla SEGI takie klasyki jak Panzer Dragoon oraz The House of the Dead, polskie studio rozpoczęło współpracę z innym japońskim gigantem: Square Enix. Square ma w portfolio masę kultowych serii zasługujących na remastery, dlatego możemy przypuszczać, iż Front Mission 1st Remake (oraz Fear Effect Sedna) to tylko początek producenckiej ofensywy gdyńskiego studia Forever Entertainment.
Front Mission pozostaje jedną z najważniejszych serii gier o mechach na świecie. Pierwszy Front Mission został wydany w 1995 roku, jeszcze na SNES-a. Potem doczekał się remastera dla PlayStation, a następnie remastera remastera dla Nintendo DS. Teraz Polacy z Forever Entertainment przygotowali remake dla Nintendo Switcha. To obiektywnie najbogatsza wersja kultowego tytułu. Co paradoksalnie wcale nie oznacza, iż najlepsza.
Forever Entertainment przygotowało naprawdę dobry remake. Widać masę włożonej pracy, zwłaszcza w oprawę.
Różnica w grafice jest gigantyczna niczym sam mech bojowy. Oprawa remake’u została drastycznie ulepszona. Ma się wręcz wrażenie obcowania z zupełnie nową odsłoną. Tylko geometria lokacji sugeruje, iż to tytuł z lat 90. Proste, chociaż urocze rzuty izometryczne z grafiką retro 2D zamieniły się w trójwymiarowe środowisko, które możemy swobodnie obracać w 360 stopniach przy pomocy analoga. Polacy dodali do Front Mission kompletnie nowy wymiar. Dosłownie.
Niestety, czasem nowe nie znaczy lepsze. Gdy wracam do dwuwymiarowej oprawy w tej samej grze dla Nintendo DS, bojowe mechy mają w sobie coś ciekawego. Urealnione, uszczegółowione modele wanzerów z remake’u wydają się pozbawione części tej magii. To problem, z którym boryka się wiele remasterów. Wraz z dodatkowymi warstwami realizmu znika pewna naiwna, ale urocza umowność, dzięki której kochamy stare gry z wyraźnie widocznymi pikselami.
Jednak co do zasady, Polacy zrobili Japończykom kapitalny port. Front Mission 1st Remake wygląda bardzo przyjemnie na wyświetlaczu Switcha, z kolei na wielkim ekranie w salonie tytuł jest zjadliwy. Jednocześnie twórcy pozostali niezwykle wierni oryginałowi. Wręcz do bólu, odtwarzając jaskrawą paletę kolorów wyspy Huffman, z jej tropikalnymi lasami i złocistymi plażami. Takie rajskie klimaty potężnie kontrastują ze sceneriami, do których przyzwyczaiły nas inne gry z mechami, jak Deamon x Machina czy Armored Core.
Niestety, czas jest nieubłagany dla Front Mission. Polacy robili co mogli, ale tytuł straszy pajęczynami.
Front Mission zaoferowało w 1995 roku kilka unikalnych mechanik rozgrywki, takich jak rozbicie wytrzymałości mechów na korpus, oba ramiona oraz nogi. Niszcząc nogi unieruchamiamy maszynę przeciwnika. Eliminując każde ramię pozbawiamy pilota zdolności ofensywnych. Rozrywając korpus kompletnie go niszczymy. W latach 90 takie rozwiązanie budziło uznanie głębią, zwłaszcza na konsoli. Teraz jest jednak powodem wielkiej frustracji.
Cały problem polega na tym, iż przez kilka pierwszych godzin gracz nie może określić, w który element wrogiej maszyny ma celować pilot. Prowadzi to do absurdów. Zamiast grać taktycznie, dopasowując cele do sytuacji, musimy liczyć na los. Zadawane obrażenia są kompletnie przypadkowe. Zdarza się, iż nie jesteśmy w stanie wykończyć wroga z ostatnim punktem wytrzymałości korpusu, ponieważ seria późniejszych ataków trafia w inne części mecha. Albo nie trafia w ogóle. Nie mamy na to żadnego wpływu.
Z czasem Front Mission 1st Remake rozwija się o dodatkowe umiejętności pilotów i cechy broni, pozwalające profilować zadawane obrażenia. Nim jednak do tego dojdzie, czeka was kilkanaście bardzo frustrujących starć, które potężnie odstają od współczesnych standardów turowych strategii. To mozolny etap, który wymaga wiele samozaparcia. Polacy robili co mogą, by jakoś usprawnić ten system, wdrażając szybszy tryb prowadzenia starć, ale niestety niezbyt to pomaga.
Z perspektywy zabawy w 2023 roku mocno brakuje takich elementów jak możliwość korzystania z osłon terenowych, przewag wysokości czy flankowania. W 1995 roku Front Mission mógł wydawać się przełomowy, ale współcześnie wiele mu brakuje do standardów gatunku. Gdy najlepszą strategią obrony jest tworzenie żywego muru z własnych wanzerów, stawiając na losowość systemu obrażeń oraz niski współczynnik trafień, to coś jest naprawdę nie tak.
Warto za to dać szansę Front Mission 1st Remake dla… historii. Fabuła jest interesująca i zaskakująco rozbudowana.
Scenariusz raczej nie jest tym elementem, dla którego sięgamy po gry o mechach. Jednak w przypadku Front Mission 1st Remake otrzymujemy niezwykle skomplikowaną historię. Jest tutaj w zasadzie wszystko: miłość, zemsta, polityka, teorie spiskowe, wielkie sekrety oraz nieoczekiwane zwroty akcji. Regionalny konflikt dwóch globalnych mocarstw obfituje w masę wątków oraz zaskakująco wielu bohaterów niezależnych. Dostajemy solidne political fiction, które może kojarzyć się ze starszymi odsłonami Metal Geara.
W ten sposób dochodzi do pewnego absurdu: w grze o wielkich mechach starcia wanzerów stają się męczącą koniecznością, by nagradzać się dialogami między kolejnymi bitwami. Opowieść oraz możliwość pełnej edycji swojego mecha bojowego to dwie największe zalety gry, która wraca w lepszej formie niż kiedykolwiek wcześniej, ale jednocześnie nie tak wysokiej, by ponownie zaistnieć na współczesnej scenie gier. To tytuł wyłącznie dla węższego grona miłośników turowych strategii, którzy docenią unikalne narracyjne zacięcie we Front Mission.
Front Mission 1st to świetny remake, ale taka sobie gra – w ten sposób najlepiej podsumować dzieło Polaków.
Ekipa z Forever Entertainment wyremontowała klasyka tak dobrze, jak tylko mogła. Zupełnie nowa oprawa, przejście z 2D na swobodne 3D, kompletnie nowe interfejsy, uszczegółowienie świata oraz modeli, nagrana na nowo ścieżka dźwiękowa z nowymi kawałkami, wdrożenie wszystkich dodatkowych elementów dodanych na przestrzeni czasu, jak alternatywna kampania fabularna z perspektywy drugiego bloku militarnego – wszystko to sprawia, iż Front Mission 1st Remake to naprawdę dobry port.
Niestety nie jest to naprawdę dobra gra. Mamy do czynienia z tytułem zbyt archaicznym. Wiele dawnych gier taktycznych – jak Final Fantasy Tactics czy Tactics Ogre – pozostaje świetnych po dziś dzień. Front Mission 1st Remake nie należy jednak do tego zbioru. Wysoka losowość, silne ograniczenie decyzyjności gracza oraz mozolne starcia sprawiły, iż rozgrywka była dla mnie zjadliwa wyłącznie w krótkich sesjach, po kilkadziesiąt minut każda.
Największe zalety:
- Zupełnie nowa oprawa w dodatkowym wymiarze
- Możliwość włączenia szybkich starć
- Świetna opowieść w tandemie z wielkimi mechami
- Możliwość pełnej edycji swojego waznera
Największe wady:
- Rozgrywka nie przystaje do dzisiejszych standardów
- Mozolne, pełne losowości bitwy
- Gra zbyt długo otwiera się na najważniejsze ulepszenia rozgrywki
Gdyńska ekipa nie powinna mieć sobie nic do zarzucenia. Za sprawą portów takich jak Front Mission 1st Remake Polacy udowadniają, iż są bardziej niż kompetentni, aby otrzymać w swoje ręce jeszcze cenniejsze IP od Square Enix. Final Fantasy, Chrono czy Mana – wszystko powinno trafić nad polskie morze.