Moje odczucia względem tegorocznej zawartości dodatkowej do The Elder Scrolls Online są mocno ambiwalentne. Z jednej strony doceniam, iż za jedną opłatą dostajemy wszystkie rozszerzenia, z drugiej fakt, iż te wydane dotychczas należy dokupić osobno, a obecne bynajmniej nie powalają swoimi rozmiarami, pozostawia wiele do życzenia. Feast of Shadows – drugi i ostatni pakiet lochów – podobnie jak Seasons of the Worm Cult Part 1 zły bynajmniej nie jest i momentami naprawdę błyszczy, ale w ogólnym rozrachunku… Cóż…
Spis Treści
- Fabuła
- Bossowie
- Lochy
- Nagrody
- Podsumowanie
Robaczy kult bierze urlop
Przede wszystkim kompletnie położono warstwę fabularną, która zdaje się nie mieć zbyt wiele wspólnego z wątkiem Solstice. Dungeon Packi wprawdzie nie były pod tym względem omnibusami, ale z rozrzewnieniem wspominam świetny w tym aspekcie Wrathstone, który poprzez dwa nowe lochy nie tylko opowiadał spójną historię, ale przy okazji stanowił bardzo dobry prolog dla Elsweyr. Feast of Shadows to natomiast ponownie dwie niezwiązane ze sobą opowieści – pomoc Argonianom w wypędzeniu nekromantów z Xanmeeru (takiej jaszczurzej piramidy) Naj-Caldeesh oraz odparcie ataku Kultu Robaka (w końcu jakiś łącznik z sezonowym wątkiem!) na kuźnię Black Gem Foundry gdzieś w Coldharbour. Nic to nazbyt interesującego, ani choćby interesująco przekazywanego.

Zabawa dla przygotowanych
Na szczęście zdecydowanie lepiej jest pod kątem rozgrywki, aczkolwiek i tutaj znajdzie się za chwilę miejsce do narzekania. Najsampierw warto natomiast zaznaczyć, iż czuć, iż ZeniMax Online Studios stara się podnieć poziom wyzwania stawianego przez ESO. To tu, to tam przebąkują coś o opcjonalnych poziomach trudności, a i przy okazji Fallen Banners czuć było wyraźny skok poziomu trudności. Feast of Shadows podąża tą drogą, zapuszczając się nią jeszcze głębiej, bo oba lochy potrafią dać w kość. Co ciekawe, Naj-Caldeesh wydawało mi się tym trudniejszym w swojej normalnej odsłonie, z kolei w wersji Veteran najdłużej zmagałem się z Black Gem Foundry, które zmusiło mnie zresztą do konkretnego przebudowania swojego builda i mocniejszego zagłębienia się w mechaniki (nie ukrywam, iż zwykle podchodzę do gry bardziej niezobowiązująco). To jeden z nielicznych dungeon packów, w którym healer faktycznie jest ważnym dodatkiem w drużynie, a nie zaledwie wypełniaczem.
To w moim odczuciu spory plus, bo w efekcie satysfakcja z przedarcia się przez loch i ubicie czekającej na jego końcu maszkary jest zdecydowanie większa. Oczywiście odnoszę się tutaj przede wszystkim do gry z losowo dobranymi graczami. Zgrana ekipa przyjaciół na słuchawkach prawdopodobnie szybciej rozegra każdego z bossów, choć wciąż uważam, iż nieco się spoci. jeżeli nie przez poziom trudności, to już przez niekończące się ataki przeciwników. Żaden z bossów – poza finalną paskudą z Black Gem Foundry i jej kryształów – nie oferuje wprawdzie żadnego udziwnienia potyczek, ale z lubością zalewają arenę zagrożeniami środowiskowymi – wirami, magicznymi kryształami czy niekiedy po prostu topiąc ją w gorącej lawie. Wygląda to zjawiskowo i z pewnością podnosi ciśnienie, a przy okazji sprawia, iż w całym tym chaosie łatwo jest się zgubić, co prowadzi niekiedy do nagłych śmierci przez nieuwagę.

Unikalne mechaniki, ale tylko poza walką
Sam projekt lochów okazuje się całkiem niezły, aczkolwiek kilka jest tu widoków, które zostawałyby w pamięci. W Naj-Caldeesh zwiedzamy głównie jaskinie i pełne ornamentów sale argoniańskiej piramidy, Black Gem Foundry to natomiast nostalgiczny powrót do Coldharbour, dzięki przestrzennym lokacjom stanowiący przy okazji antidotum na klaustrofobiczne wnętrza Xanmeeru Naj-Caldeesh. Warto je zwiedzać, bo w efekcie natrafić można nie tylko dodatkowych bossów (tych głównych jest zaledwie po trzech na loch), ale również na opcjonalne wyzwania i bonusy. Naj-Caldeesh choćby oferuje ciekawą grę rytmiczną dla całej drużyny (a przez to całkiem trudnej, bo wymaga zgrania się czwórki graczy), z kolei Black Gem Foundry podrzuca nam zadanie zebrania specjalnych kryształów oraz duszy potężnej daedry, przy których pomocy wytworzyć możemy jeden z kilku amuletów zwiększających nasze statystyki, na przykład regenerację many czy prędkość wskrzeszania towarzyszy. Bardzo cenię takie dodatki i miło, iż ZeniMax o nich nie zapomniał.
Przegląd garderoby
Do zebrania klasycznie otrzymujemy łącznie sześć zestawów ekwipunku, oferujących przydatne bonusy do statystyk i pasywnych zdolności. W Black Gem Foundry zgarniemy Black Foundry Steel, Lustrous Soulwell i Vykand’s Soulfury, z kolei z Naj-Caldeesh na pamiątkę wyniesiemy Stonehulk Domination, Tools of the Trapmaster i Xanmeer Spellweaver. Finałowi bossowie natomiast wynagradzają nasz wysiłek setami hełmów i naramienników. Z ich poszczególnymi statystykami polecam natomiast zapoznać się samemu, bo przecież to Wy będziecie lepiej wiedzieli, czy sensownie usprawnią one Wasz build. Za pokonanie wersji Veteran każdego z lochów dostaniemy dodatkowo popiersie Bar-Sakki i Black Gem Monstrosity. Zresztą nagród w postaci emotek i tytułów jest więcej, o ile podejmiecie się odblokowania wszystkich wniesionych przez Feast of Shadows osiągnięć.
Przystawka, nie uczta
Koniec końców przygody w lochach z Feast of Shadows dostarczyły mi kilka godzin naprawdę dobrej, acz stresującej zabawy. Zwiększenie poziomu trudności to strzał w dziesiątkę, bo tajemnicą poliszynela jest, iż ESO od momentu prowadzenia aktualizacji One Tamriel jest grą śmiesznie wręcz łatwą. Żałuję jedynie, iż dodatek traktuje warstwę fabularną po macoszemu i raczej dość bezpiecznie podchodzi do mechaniki konkretnych potyczek. Na palcach jeden ręki pijanego stolarza mogę policzyć ciekawych mechanicznie (bo wizualnie w zasadzie wszyscy wypadają świetnie) bossów, przez co pamięć o nich wyparuje z mojej głowy raczej szybko. W efekcie Feast of Shadows to żadna uczta, a zaledwie przystawka – smakowita, bo smakowita, ale jednak przystawka przed nadchodzącym Seasons of the Worm Cult Part 2.
Walka z Backlogiem: The Elder Scrolls Online: Imperial City (PS5). Jedyne w swoim rodzaju
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!
Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie Bethesda Polska.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.