The Last of Us Part II dość mocno podzieliło graczy. Wiele osób nie było w stanie wybaczyć podjętych przez Naughty Dog decyzji, a skupienie się na postaci Abby również wywołało wiele kontrowersji. Ja jednak byłem zachwycony kontynuacją i nie inaczej jest z wersją Remastered. Edycja na PS5 jest większa i ładniejsza, tylko czy warta swojej ceny? Postaram się odpowiedzieć na to pytanie i jasno przedstawić, czego możecie się po tej produkcji spodziewać. Warto zaznaczyć, iż pierwsze dwa akapity dotyczą fabuły i mogą być odebrane jako lekkie spoilery, więc w razie czego proszę, abyście je pominęli.
Przykre konsekwencje
Jeżeli nie graliście w pierwsze The Last of Us, to muszę Was zmartwić. Trzeba to zrobić, aby w pełni docenić wszystko, co oferuje Part II. W teorii znajomość serialu może być pewną alternatywą, ale zachęcam najpierw do przejścia poprzedniej części, zanim zabierzecie się za kolejną. Ta skupia się mocno na decyzji Joela, którą podjął pod koniec wcześniejszej przygody. Mężczyzna doskonale wiedział, iż prędzej czy później będzie musiał zmierzyć się z jej konsekwencjami. Zarówno on, jak i inni, którzy o niej wiedzieli nie byli jednak świadomi, jak ogromną cenę przyjdzie za to zapłacić. Tutaj pojawia się również Abby, dziewczyna, której życie także wywróciło się do góry nogami. To właśnie ona w odpowiedzi za wyrządzone krzywdy chce się zemścić za śmierć swojego ojca, chirurga współpracującego z grupą Świetlików.
Kilka lat po wydarzeniach z poprzedniej gry mają miejsce wspomniane wcześniej konsekwencje. Te, choć miały być zakończeniem pewnego etapu, stały się jednocześnie początkiem drugiego. Ellie wyrusza na misję w nieznane, zostawiając za sobą najbliższe jej osoby. Podobnie jak Abby, ta również ma jasno wyznaczony cel i nie cofnie się przed niczym. Silne emocje będą zaburzać racjonalne myślenie bohaterki, co ostatecznie doprowadzi do negatywnych sytuacji. Mimo to odporna na śmiercionośnego grzyba dziewczyna będzie szła dalej, dokonując kolejnych trudnych, nie tylko dla niej, wyborów. Czy jednak nie będzie ich później żałować? To już będziecie musieli odkryć sami. Zachęcam do sprawdzenia recenzji Part II zarówno Dawida, jak i Konrada, którzy szerzej opisali pewne aspekty gry.
The Last of Us Part II Remastered Bez powrotu
Wersja na PS5, oprócz zmian czysto wizualnych, otrzymała zupełnie nowy tryb, który mocno bazuje na zasadach gier rougelike. Z początku nie mamy dużego wyboru co do postaci, ale z czasem będziemy mogli odblokować kolejne. Podstawowe reguły są proste, wykonywać zadania na mapach i przechodzić do kolejnych. Po ukończeniu zdobywamy surowce oraz walutę, dzięki którym ulepszamy sprzęt i nabywamy kolejne przedmioty. Nagroda będzie zależała od tego, jak dobrze spisaliśmy się w danej rozgrywce. Liczy się czas, zadawane i otrzymywane obrażenia, zabójstwa po cichu, strzały w głowę i tak dalej. o ile po drodze nie odblokujemy czegoś permanentnie, a jednocześnie nie zaliczymy wszystkich etapów danej próby, to zaczynamy od początku. Nie ma ryzyka, nie ma zabawy. Konkretne levele mają swoje założenia, a im dalej, tym większe staje się wyzwanie. Finałowy etap to zawsze spotkanie z bossem.
Można oczywiście dostosować poziom trudności pod siebie, ale ma to wpływ na mnożnik punktów. Mapy, frakcje, przeciwnicy są zawsze generowani losowo, więc nigdy nie wiadomo, z kim niebawem przyjdzie się nam zmierzyć. Można również wybrać opcje niestandardowe i jeszcze bardziej wszystko podkręcić. Twórcy dali tutaj sporo swobody do konfiguracji, aby jak najbardziej urozmaicić całą zabawę. Muszę przyznać, iż z początku nie byłem zafascynowany tym trybem. Bez powrotu okazał się jednak bardzo wciągający i aż chce się podejmować kolejne próby. Naughty Dog w interesujący sposób połączyło klasyczną rozgrywkę z zasadami rougelike’a, dając nam jednocześnie coś świeżego w swojej produkcji. Niby nikt tutaj nie odkrył koła na nowo, a jednak gra wzbogaciła się o coś, co może zachęcić do regularnych sesji po przejściu kampanii.
Wizualna uczta dla oczu
Tak jak w przypadku Uncharted, tak i The Last of Us Part II Remastered to prawdziwa gwiazda, o ile mówimy o grafice. Naughty Dog poświęca wiele wysiłku i energii na najdrobniejsze detale. To widać od pierwszych minut uruchamiając ich gry. Od czasu wersji na PS4? Różnice są dostrzegalne, ale bardziej subtelne. Wszystko otrzymujemy w wyższej rozdzielczości, część elementów doczekała się pewnych szczegółów, zasięg wczytywania obiektów zyskał na sile, poprawiono oświetlenie, a ogólny obraz jest wręcz bardzo ostry. Mamy do dyspozycji tryb wydajności, gdzie rozgrywka celuje w 60 klatek w 1440p (skalowane maksymalnie do 4K) oraz wydajność z natywnym 4K, ale płynnością na poziomie 30 FPS-ów. Nie zabrakło wsparcia także dla VRR.
Lista zmian czysto technicznych nie jest zbyt duża, ale grając w ten tytuł nie czujemy, iż to produkt z 2020 roku. Part II został dopieszczony i jeszcze bardziej zoptymalizowany, ale już na PS4/PS4 Pro wywoływał mały opad szczęki. Na PS5 jest podobnie, lekkie, ale znaczące odświeżenie. Nie ma co jednak ukrywać, skoku, jaki mieliśmy między The Last of Us Remastered a Part I tutaj nie uświadczycie. Gra stała się ładniejsza i korzysta z mocy młodszej konsoli, co dotyczy również samych loadingów. Te nie są tak błyskawiczne, jak w Spider-Man 2, ale realizowane są raptem chwilkę.
Bonusy, dodatki i import z PS4
Nowy tryb i poprawiona grafika to tylko część nowości, jakie pojawiły się w tej wersji gry. Do zestawu dodano trzy etapy: „Kanały”, „Impreza w Jackson” i „Polowanie na dzika”. Chociaż nie są one zbyt długie, to dobrze je wpleciono w realia produkcji, jednocześnie urozmaicając całą przygodę. o ile komuś przypadło do gustu granie na gitarze, to teraz można to również robić poza samą kampanią. The Last of Us Part II Remastered w pełni wykorzystuje możliwości Dual Sense’a za sprawą triggerów oraz wibracji, chociaż dla mnie to trochę przereklamowane. Po Astro’s Playroom jestem lekko na tym punkcie spaczony i średnio umiem to docenić. Nie zapomniano natomiast o mniejszych grupach odbiorców i dla nich zaimplementowano audiodeskrypcję oraz zamianę mowy na wibracje. W tej materii twórcy zawsze dodają coś interesującego, co zasługuje na duży plus.
Gdyby z jakiegoś powodu to by Wam nie wystarczyło, to tryb foto został usprawniony, dodano też coś dla fanów speedrunów, a jak macie zapis z wersji na PS4, to możecie ją zaimportować do remastera. Ostatnia czynność sprawi odblokowanie wcześniej zdobytych trofeów, więc o ile nie chcecie ich otrzymać z automatu, to lepiej tego nie róbcie. Zabawa w “Bez powrotu” także ma pucharki, ale te liczone są oddzielnie i nie są powiązane ze zdobyciem “platyny”. Trzeba przyznać, iż “nowości” trochę tutaj znajdziemy i muszę to docenić. Chociaż sam nie skorzystam ze wszystkiego to jednak dobrze, iż takowe bonusy znajdują się w grze. Dla mnie to znak, iż deweloper nie chciał zaserwować klasycznego odgrzanego kotleta, tylko jednak coś świeżego.
Dwie strony medalu
Chociaż w grze nie brakuje kontrowersyjnych decyzji, to jednak cała historia oparta na emocjach, zemście, miłości, ale przede wszystkim ludziach, chwyta mnie za serce. Momentów, które zostają z odbiorcą na długo jest tutaj multum. Po ukończeniu człowiek przeżywa to wszystko jeszcze bardziej. Tego typu produkcji z takim wykonaniem i budżetem jest naprawdę mało. Naughty Dog wie, za które struny pociągnąć, aby wywołać dreszcze, zszokować czy rozczulić. Nie brakuje tu jednak bólu, cierpienia i łez. choćby o ile ktoś nie zgadza się z danymi decyzjami postaci, to mimo wszystko nie przestaje, bo chce zobaczyć, co zaraz się wydarzy. Coś wspaniałego.
Mimo wielu pozytywnych aspektów, sama gra przez cały czas posiada pewne elementy, które mnie nie przekonują. Pewne etapy kampanii są niepotrzebnie wydłużone, a sztuczna inteligencja, chociaż przez większość czasu sprawdza się świetnie, czasami zdaje się wykonywać niewyjaśnione rzeczy, lekko łamiąc przy tym obowiązujace zasady. Zdarzają się także sytuacje, w których NPC potrafią się zbugować, co wpływa negatywnie na imersję. Całe zbieractwo materiałów mogłoby być bardziej zbalansowane, zajmując mniej czasu, a również występowanie konkretnych przedmiotów mogłoby być bardziej realistyczne, zamiast pojawiać się w miejscach, gdzie nie byłoby to zbyt logiczne. Choć pierwsza gra była brutalna, Part II wydaje się czasami przesadzać, co może sprawiać wrażenie lekko wymuszonego i nie wnosić nic istotnego do całości.
[See image gallery at pograne.eu]Czy warto zagrać w The Last of Us Part II Remastered?
Chociaż produkcja przez cały czas posiada pewne wady, jako całość wypada wspaniale. To jedna z tych pozycji, które naprawdę warto poznać. jeżeli więc nie mieliście jeszcze okazji zagrać w Part II, zdecydowanie to zróbcie. Dla posiadaczy wersji na PS4 korzystniejszym będzie zakup ulepszenia do PS5. Efekt jest ten sam, a jednak kwota będzie znacznie niższa. W sytuacji, gdzie nie mieliście wcześniej styczności z marką, lepiej rozważyć rozpoczęcie przygody od pierwszej odsłony. Wiem, iż dla niektórych taka edycja może wydawać się bez sensu, ale biorąc pod uwagę ilość dodatków, naprawdę kapitalny tryb Bez powrotu i cenę lekko przekraczającą 200 zł, The Last of Us Part II Remastered zdaje się mieć sens. Gdyby nie upgrade z oryginału, pewnie patrzyłbym na to inaczej, ale teraz wszyscy mają wybór.
Gameplay
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!
Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie Playstation Polska.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.
Kup The Last of Us Part II Remastered (PS5)