Kiedy Crystal Dynamics w 2013 roku odważyło się zresetować markę Tomb Raider, przemysł gier stanął na głowie. Młoda, zraniona i walcząca o przetrwanie Lara Croft była zupełnie kimś innym niż ikona popkultury, którą wszyscy znaliśmy. Dziś, ponad dekadę później, ta odważna reinwencja trafia na Nintendo Switch, a my otrzymujemy okazję, by na małym ekranie przekonać się, czy przygoda na wyspie Yamatai przez cały czas potrafi wciągnąć. Zanim jednak zabierzecie się za eksplorację, muszę was ostrzec – choć to wciąż jedna z lepszych odsłon serii, port Aspyr ma swoje mroczne sekrety.
Spis Treści
- Przetrwać za wszelką cenę
- Yamatai – wyspa pełna niebezpieczeństw
- Mieszanka, która przez cały czas smakuje
- Kompromisy wizualne
- Funkcje ekskluzywne? Nie do końca
- Podsumowanie
Jej pierwsza próba ognia
Lara Croft, jaką znamy z restartu serii, to nie pewna siebie poszukiwaczka przygód. To przestraszona dwudziestolatka, która podczas swojej pierwszej wyprawy ląduje na przeklętej wyspie pełnej kultu śmierci i bezlitosnych najemników. Od pierwszych minut gra nie oszczędza bohaterki – widzimy ją przeszytą żelazem, posiniaczoną, wykończoną. Crystal Dynamics wyraźnie inspirowało się sukcesem serii Uncharted, ale poszli jeszcze dalej w brutalności. Niektóre sceny śmierci Lary potrafią wywołać grymas na twarzy choćby po latach.

Mimo upływu czasu fabuła przez cały czas trzyma w napięciu. Ratowanie przyjaciół, odkrywanie tajemnic Yamatai oraz rozwiązywanie zagadki artefaktów napędza akcję do przodu. Oczywiście, nie obyło się bez kontrowersji – słynna scena, w której Lara po raz pierwszy zabija człowieka, miała pokazać jej traumę, ale dosłownie minutę później bohaterka bez mrugnięcia okiem eliminuje kolejne dziesiątki wrogów. Ta niespójność w tonie bywa rażąca, ale jeżeli potraktujemy to jako ewolucję postaci w ekstremalnych warunkach, łatwiej to przełknąć.
Miejsce pełne sekretów
Wyspa Yamatai stanowi quasi-otwarty świat, który zachęca do eksploracji. Nie jest to poziom wolności znany z Breath of the Wild, ale liczba ukrytych grobowców, relikwii i dokumentów robi wrażenie. Każdy znaleziony przedmiot można obejrzeć z każdej strony, szukając dodatkowych wskazówek – to drobny, ale przyjemny akcent, który nagradza ciekawskich graczy dodatkowymi punktami doświadczenia.

System progresji połączony z drzewkiem umiejętności i możliwością ulepszania broni sprawia, iż czuć rozwój Lary. Zaczynamy z podstawowym łukiem i pistoletem, a kończymy jako dobrze wyposażona maszyna do zabijania. Warto wspomnieć, iż mimo lat gra przez cały czas oferuje przyjemny balans między skradaniem się, strzelaniną a platformówką. Walka pozostaje satysfakcjonująca, a łuk – broń, która stała się znakiem rozpoznawczym tej trylogii – wciąż daje mnóstwo frajdy.
Magia inspiracji
Trudno nie zauważyć, jak bardzo Tomb Raider czerpie z pomysłów serii o Nathanie Drake’u. Spektakularne ucieczki, sekwencje QTE (których jest może odrobinę za dużo), kinowe przerywniki – wszystko to czuć na każdym kroku. Gra jednak nie jest zwykłą kopią, bo Crystal Dynamics dodało własne elementy: lekki crafting, polowanie na zwierzęta dla usprawnień statystyk oraz wspomniane grobowce, które stanowią mini-łamigłówki przypominające klasyczne Zeldy.

Sama struktura rozgrywki zachęca do backtrackingu. Mapa – wzorowo zaprojektowana – wyraźnie pokazuje, gdzie coś przegapiliśmy, a czerwone oznaczenia lokacji to błogosławieństwo dla perfekcjonistów. jeżeli chcecie zebrać absolutnie wszystko, szykujcie się na kilkadziesiąt godzin zabawy. Wersja Definitive Edition zawiera też wszystkie DLC oraz – co może zaskoczyć – tryb wieloosobowy, który jest zaskakująco sprawny i przez cały czas działa dzięki odświeżonym serwerom.
Switch pokazuje swój wiek
Aspyr wykonał solidną robotę techniczną, ale nie da się ukryć, iż graficznie jest to wersja mocno okrojona względem remastera z 2014 roku. Tekstury przypominają te z normalnych ustawień na PC, a słynny system TressFX dla włosów Lary został całkowicie wyrzucony. Gdy zatrzymamy się, by przyjrzeć modelom postaci czy detalom otoczenia, widać wyraźnie, iż to gra z ery PlayStation 3 i Xboksa 360.

Na szczęście w ruchu prezentuje się to całkiem znośnie. Gęsta roślinność dżungli, efekty pogodowe i dynamiczne oświetlenie w grotach przez cały czas tworzą klimat. Trochę szkoda, iż mimo wszystko wersja pod pierwszego Switcha oferuje jedynie 30 klatek na sekundę choćby o ile odpalimy ją na NS2. Nie jest to deal-breaker, ale o ile macie nowszy sprzęt, to tutaj lepiej będzie zaopatrzyć się w wersję dedykowaną, gdzie otrzymacie 60 klatek na sekundę i wyższą rozdzielczość.
Gyro i mysz – niewykorzystany potencjał
Aspyr obiecywało ekskluzywne funkcje dla wersji na Nintendo Switch, ale ich implementacja jest… dziwaczna. Sterowanie ruchowe działa wyłącznie przy obracaniu znalezionych artefaktów w menu, co jest całkowicie bezużyteczne. Brak możliwości celowania łukiem czy bronią palną dzięki gyro to kompletnie zmarnowana szansa, zwłaszcza iż Nintendo od lat udowadnia, jak świetnie to rozwiązanie sprawdza się w shooterach.

Podobnie jest z obsługą myszki – teoretycznie działa, ale czułość ustawiona jest tak wysoko, iż korzystanie z niej graniczy z cudem. Układ przycisków przy strzelaniu z łuku w trybie poziomym Joy-Cona też budzi wątpliwości – napinanie strzały przyciskiem ZR, a puszczanie przyciskiem R na tym samym kontrolerze jest po prostu niewygodne. Miejmy nadzieję, iż Aspyr wypuści patch poprawiający te niedociągnięcia, bo na ten moment są to funkcje bardziej na papierze niż w praktyce.
Wciąż warta odkrycia
Mimo upływu lat i kompromisów technicznych Tomb Raider: Definitive Edition na Nintendo Switch pozostaje solidną przygodą akcji. To gra, która odmieniła losy Lary Croft i pokazała, iż marka ma jeszcze wiele do powiedzenia. Brutalna, emocjonalna i pełna sekretów opowieść o przetrwaniu przez cały czas potrafi wciągnąć, a rozgrywka – choć inspirowana innymi hitami – ma własny charakter.
Warto również wspomnieć, iż wersja na Nintendo Switch posiada pełną polską lokalizację – zarówno napisy, jak i dubbing. Mimo upływu lat Karolina Gorczyca przez cały czas brzmi świetnie jako Lara Croft, dodając polskiej wersji językowej autentyczności. jeżeli nigdy nie mieliście okazji poznać początków nowej Lary, to idealny moment. A jeżeli pamiętacie premierę z 2013 roku – port na Switcha to świetna wymówka, by wrócić na Yamatai i przypomnieć sobie, dlaczego ten reboot był tak ważny.
Tomb Raider: The Angel of Darkness – recenzja (PS5). Anioł o podciętych skrzydłach
Gameplay

Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse.
Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie Aspyr.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.

4 dni temu




![PFL Europe 4: Vadim Nemkov nowym mistrzem wagi ciężkiej. Cris Cyborg również broni pasa [WIDEO]](https://mma.pl/media/uploads/2025/12/PFL-Europe-4.webp)


