Tomb Raider II Remastered – recenzja (PS5). Zwinniejsza i groźniejsza

5 miesięcy temu

Pierwszy Tomb Raider zażarł, w moment stając się jednym z filarów najmłodszej gałęzi popkultury. Eidos – wydawca serii – wyczuł krew i podjął decyzję, iż od tej pory każdego roku na święta pod choinki trafi nowa przygoda Lary Croft. W przyszłości miało to doprowadzić do katastrofy, ale świeżo po premierze pierwszej części gry nikt jeszcze tego nie wiedział, choć wewnątrz CORE Design można było już dostrzec pewne znaki. Po stresujących kilku latach produkcji i naciskach na wcześniejszą premierę ze strony Eidosu studio opuściło dwóch z trzech designerów – Toby Gard i Paul Douglas – a następny rok w firmie ówcześni twórcy opisywali później jako chaos i okres ciągłego crunchu. Efektem był jednak kapitalny Tomb Raider II, który swoim sukcesem mimowolnie wbił ostatni gwóźdź do trumny serii.

Peak serii

Oczywiście nie dosłownie, bo marka przetrwała i wciąż pozostaje żywa, doczekawszy się dwóch udanych rebootów, trzech filmów, a także szeregu książek i komiksów. Niemniej Tomb Raider II wspiął się na wyżyny i do tej pory dorównać mu według wielu nie zdołała żadna kolejna odsłona. Zwłaszcza te, które nadeszły bezpośrednio po nim. Dziś oczywiście jest to produkcja niebywale wręcz archaiczna, choć w przeciągu roku od premiery oryginału twórcy zdołali wprowadzić szereg zmian, które, mimo iż nie były w żadnym wypadku rewolucyjne, sprawiły, iż po latach tytuł ten broni się zdecydowanie skuteczniej, niż jego pierwowzór. Szczególnie jeżeli chwycimy po dołączoną do pakietu Tomb Raider I-III Remastered odświeżoną edycję, uwspółcześniającą zarówno sterowanie, jak i oprawę.

Wstawek fabularnych jest tutaj wyjątkowo mało, więc każdą z nich trzeba się nacieszyć.

Sztylet z Dalekiego Wschodu

Drugi rozdział przygód brytyjskiej archeolożki to produkcja o zdecydowanie większym rozmachu, niż część pierwsza, choćby jeżeli czas trwania obu historii jest podobny. Tomb Raider II zdaje się jednak grą znacznie większą, oferując przede wszystkim bardziej zróżnicowane lokacje. Wprawdzie już „jedynka” wysyłała nas w różne zakątki świata, ale fakt, iż większość czasu spędzaliśmy wyłącznie wewnątrz grobowców i jaskiń, sprawiał, iż całość pozostawała odrobinę zbyt monotematyczna. „Dwójka” natomiast ogranicza tego typu miejsca do absolutnego minimum, ciesząc oczy gracza widokami Wielkiego Muru w Chinach, zalanych uliczek Wenecji z możliwością odwiedzenia tamtejszej Opery, a także tybetańskiej świątyni i zatopionego wraku statku.

Wszystkie te niesamowite miejsca odwiedzimy w jednym celu: zdobyciu sztyletu Xian, który – jak twierdzi legenda – ma umożliwić jego właścicielowi przemianę w smoka. O jego zawłaszczenie walczyć będziemy jednak musieli z uzbrojonymi po zęby członkami kultu Fiamma Nera, przewodzonego przez tajemniczego Marco Batoliego. Fabuła, choć jej zamysł jest naprawdę ciekawy, wypada jednak nieco gorzej, niż w oryginale. Interakcji Lary z bohaterami jest tutaj zdecydowanie mniej, a i sama bohaterka nie odzywa się zbyt często. Nieco chaotyczny jest już sam początek, kiedy bez żądnych wyjaśnień lądujemy na Wielkim Murze, a i potem nasz cel wciąż pozostaje mglisty.

Spora część gry dzieje się pod wodą.

Walka o przetrwanie

To jednak nie ona decydowała, iż Tomb Raider II stał się hitem, a wyborna, acz nieco już przestarzała rozgrywka, którą w kontynuacji zauważalnie dopieszczono. Ruchy Lary są teraz zdecydowanie płynniejsze, dzięki czemu wspinaczka i widowiskowe akrobacje wykonuje się dużo szybciej i wcale nie znaczy to, iż łatwiej. To przez cały czas wymagająca sporej zręczności i wyczucia produkcja, w które wybitnie prosto jest wyskoczyć w złym momencie lub zamyślić się i stanąć nie tam, gdzie trzeba, by po chwili zostać nabitym na kolce albo rozjechanym przez olbrzymi głaz, ewentualnie ugotować się w lawie.

Na pociechę powiem, iż Lara nauczyła się kilku nowych sztuczek. Potrafi teraz chociażby wspinać się (dość mozolnie, dodam) po drabinach, zjeżdżać na linie, a także obracać się w trakcie skoku w tył. Jest to w wielu momentach olbrzymie ułatwienie, a przy tym świetne urozmaicenie rozgrywki, bo przecież ileż można gramolić się na kamienne murki i stopnie? Twórcy dorzucili też szereg nowych zabawek, jak chociażby M16, granatnik czy pomocny w trakcie licznych sekcji podwodnych harpun. Ze względu na poprawione oświetlenie i fakt, iż spora część lokacji jest teraz niemożebnie ciemna (zwłaszcza w remasterze), nieodzowne okazują się flary. jeżeli jednak przez cały czas byłoby Wam mało, to wspinanie i strzelanie urozmaicają tym razem sekwencje z pojazdami. Zarówno łódź w Wenecji, jak i skuter śnieżny w Tybecie prowadzą się mocno koślawo, ale przez cały czas ich pojawienie się wywołuje niemały uśmiech. Zwłaszcza iż posłużyć mogą również jako skuteczna broń.

Walki jest sporo, ale nowe pukawki, które znajdujemy wraz z biegiem gry, skutecznie ją ułatwiają.

Więcej was matka nie miała?

Jest to o tyle ważne, iż w Tomb Raider II zdecydowanie mocniej postawiono na walkę. O ile w oryginale czas poświęcaliśmy głównie na rozwiązywanie zagadek, a broń wyjmować musieliśmy tylko od czasu do czasu w widok dzikiej zwierzyny, potworów lub garstki bossów, tak w jego kontynuacji przeciwników jest o wiele, wiele więcej. Co ważniejsze, większość z nich stanowią najemnicy, depczącego nam po piętach kultu, którzy dzierżą w swoich złoczyńczych łapkach nie tylko broń białą, ale także palną.

Skłamałbym jednak, mówiąc, iż jestem jakimś olbrzymim fanem tej zmiany. Kultyści nie są zbyt lotni i bardzo łatwo jest ich wymanewrować, by wpakować im w plecy kilka magazynków, ale – zwłaszcza w Wenecji – twórcy często rozstawiają ich w ciasnych pomieszczeniach, czyniąc tym samym walkę dość upierdliwą. Z czasem uczymy się jednak pewnych schematów i uzyskujemy dostęp do lepszych pukawek, więc ich mordowanie staje się nieco przyjemniejsze, ale przez cały czas początek jest ciężki do przebrnięcia. W Tomb Raider poszukuję raczej zagadek i eksploracji, a nie strzelanin, o ile nie są one zrealizowane równie dobrze, co w nowożytnych odsłonach.

Niektóre lokacje spowite są mrokiem. Przydatna okazuje się wówczas flara.

Wirtualna turystyka

To wprawdzie wciąż jest tutaj obecne, ale skupienie się na walce sprawia, iż pierwszy i drugi Tomb Raider mają drastycznie inny klimat (ma na to wpływ również częściej pojawiająca się i skutecznie budująca go muzyka). Mam wrażenie, iż w „dwójce” większość zagadek ogranicza się do znalezienia odblokowującego dalszą drogę klucza i próżno szukać tu tak rozbudowanych łamigłówek, jak chociażby Cysterna z oryginału. Przynajmniej sekwencje zręcznościowe sprawiają dużo więcej wyzwania, a poszczególne momenty skutecznie zapadają w pamięć.

Ot, wystarczy wspomnieć zestaw pułapek w prologu w Chinach, który początkowo wydaje się zdecydowanie trudniejszym, niż jest w rzeczywistości, perfekcyjnie wprowadzając klimat gry, a jednocześnie nie odstręczając poziomem trudności. Żeby nie było, gwałtownie robi się znacznie trudniej, ale twórcy w tej odsłonie pozwolili graczom na zapisywanie stanu gry w dowolnym momencie, więc nie musicie obawiać się, iż jeden drobny błąd wymusi na Was powtórzenie całego fragmentu poziomu (aczkolwiek odświeżona „jedynka” również wymieniła kryształy zapisu na dokonywanie ich, kiedy tylko chcemy).

[See image gallery at pograne.eu]

Nowe szaty Panny Croft

Samo odświeżenia w wykonaniu Aspyr Media także wypada naprawdę dobrze. Oprawy wizualnej niby nie da się opisać jako współczesnej, bo przypomina ona raczej dokonania z okolic szóstej generacji konsol, ale całościowo tytuł prezentuje się zacnie, jednocześnie zachowując styl oryginału. Uwspółcześnione sterowanie sprawia ponadto, iż wszystkie te śliczne lokacje zwiedza się wyjątkowo przyjemnie, aczkolwiek nie obyło się bez pewnych problemów. Niektóre ruchy wykonuje się zdecydowanie wygodniej w trybie klasycznym, zwłaszcza jeżeli mowa o wsiadaniu i wysiadaniu z pojazdów, a już zejście ze skutera śnieżnego wręcz niemożliwe. Nieco poprawiono również jakość audio, ale obyło się w tym aspekcie bez większych zmian. Nie były w sumie potrzebne, bo sam oryginał brzmiał naprawdę kapitalnie. Przekonać zresztą można się o tym samemu. Wystarczy bowiem jedno naciśnięcie przycisku Options, by przełączyć się na oryginalną wersję gry.

Zwinniejsza i groźniejsza

Jest to zatem kapitalna produkcja zarówno dla weteranów serii, którzy chcieliby zagrać w ukochany oryginał w wyższej rozdzielczości i płynniejszym klatkażu, jak i dla nowicjuszy, których od sięgnięcia po niego odstraszało toporne sterowanie i nieprzystająca dzisiejszym standardom oprawa. Reszta pozostała w końcu bez zmian, co na dobrą sprawę dowodzi, jak ponadczasową produkcją był i przez cały czas pozostaje Tomb Raider II.

Gameplay


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie Aspyr.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.
Idź do oryginalnego materiału