Towa and the Guardians of the Sacred Tree – recenzja (Switch). Gdy roguelite próbuje czegoś więcej

1 tydzień temu

W zalewie roguelite’ów, które niemal każdego tygodnia trafiają na rynek, trudno znaleźć tytuły, które potrafią czymś zaskoczyć. Większość z nich to solidne, choć powtarzalne produkcje, które gwałtownie giną w gąszczu innych. Jednak gdy Bandai Namco ogłosiło Towa and the Guardians of the Sacred Tree, pojawiła się iskierka nadziei na coś więcej. Gra, która na papierze obiecuje innowacyjne podejście do gatunku, ląduje na Nintendo Switch. Czy to wystarczy, by wyróżnić się w tak zatłoczonym segmencie? Czy opasłe drzewo nadziei przynosi owoce godne uwagi, czy może to tylko kolejna gałąź, która gwałtownie uschnie? Sprawdźmy.

Spis Treści

  • Historia
  • Rozgrywka
  • Hub i rozwój
  • Wizualia i audio
  • Werdykt

Historia: Odwieczna walka o Święte Drzewo

Fabuła w Towa and the Guardians of the Sacred Tree, choć na pierwszy rzut oka wydaje się typowa dla japońskich produkcji, ma w sobie intrygujące elementy. Wcielamy się w Towę, dziecko boga i wieczną strażniczkę wioski Shinju. Gdy siły zła, Magutsu, zaczynają zagrażać światu, Towa wzywa na pomoc ośmiu sojuszników – Strażników Modlitwy. gwałtownie jednak okazuje się, iż ich poświęcenie idzie znacznie dalej niż zwykła walka.

Narracja gry jest nieco chaotyczna, szczególnie na początku, z dużą ilością ekspozycji wrzuconej na start. Wielu graczy może poczuć się przytłoczonych nadmiarem informacji o alternatywnych liniach czasu czy skomplikowanych relacjach, zanim jeszcze wejdą we adekwatną rozgrywkę. To, co jednak gra robi dobrze, to budowanie relacji między postaciami. W miarę postępów dowiadujemy się o więziach między Strażnikami, ich historiach i motywacjach. Co więcej, każdy udany „run” w lochach ma swoją cenę – poświęcenie jednego z towarzyszy, aby podtrzymać życie wioski i zapewnić Towę manę. To mroczny, ale fascynujący element, który nadaje grze głębi i melancholijnego tonu, pomimo jej barwnej estetyki.

Rozgrywka: Dwie postacie, jeden pas zdrowia

Sercem rozgrywki w Towa and the Guardians of the Sacred Tree jest system walki oparty na dwóch postaciach. Kontrolujemy jednocześnie dwie z nich: Tsurugi (głównego zadającego obrażenia) i Kagurę (magicznego wsparcia). To innowacyjne podejście, gdyż rzadko co roguelite oferuje tak rozbudowaną współpracę między bohaterami. Możemy eksperymentować z różnymi kombinacjami Strażników, by znaleźć paring, który najbardziej pasuje do naszego stylu gry. Każdy ma swoje unikalne atrybuty żywiołowe i zestawy umiejętności.

Niestety, ten dualny system ma swoje wady. Mimo iż to interesujący pomysł, fakt, iż obie postacie dzielą pasek zdrowia, bywa frustrujący, zwłaszcza gdy sterowany przez AI Kagura co chwilę obrywa. Sterowanie Kagurą, jeżeli zdecydujemy się na samodzielne kierowanie nią, bywa nieintuicyjne na kontrolerze Switcha, co może prowadzić do niepotrzebnych problemów. Co więcej, wymuszona zmiana broni głównego bohatera (dwie klingi o ograniczonej wytrzymałości) dodaje niepotrzebnej warstwy złożoności, zamiast pogłębiać rozgrywkę. To rozwiązanie często działa jak zbędna przeszkoda, zmuszająca do irytujących przerw w walce. Mimo tych niedociągnięć, kiedy już uda się opanować ten dualny system, walka potrafi być płynna i satysfakcjonująca, zwłaszcza podczas wykonywania efektownych kombinacji i usuwania fal zróżnicowanych przeciwników. Dla tych, co wolą kooperację, jest też opcjonalny tryb dla dwóch graczy, gdzie drugi gracz kontroluje Kagurę.

Hub i rozwój, czyli więcej niż tylko hub

Pomiędzy kolejnymi „runami” w lochach przenosimy się do wioski Shinju, która pełni rolę centralnego huba. To tutaj Towa i my jako gracze możemy przygotować się do dalszych wypraw. Hub to nie tylko miejsce, gdzie ulepszamy nasze postacie i wyposażenie, ale także tętniące życiem centrum społeczności.

W wiosce znajdziemy różnego rodzaju sklepiki i rzemieślników, u których możemy wymieniać zasoby z naszych podróży, kupować ulepszenia czy odblokowywać nowe umiejętności. Ciekawym elementem jest kowalstwo – minigra polegająca na wykuwaniu mieczy przez serię precyzyjnych ruchów. Co więcej, wioska z czasem rośnie i rozwija się wraz z naszymi postępami, pojawiają się nowi mieszkańcy i budynki, co daje poczucie realnego wpływu na świat gry. To uroczy element, który dodaje grze „ciepła” i głębi. Rozwój postaci jest zbalansowany, oferując sporo możliwości personalizacji, a odblokowywane elementy są współdzielone przez wszystkich bohaterów.

Wizualia i audio: Prawdziwa gratka dla oczu i uszu

Wizualnie Towa and the Guardians of the Sacred Tree to prawdziwa perełka na Nintendo Switch. Gra wygląda pięknie, zachwycając bogactwem kolorów i unikalnym stylem artystycznym, który sprawia, iż świat gry przypomina ożywiony obraz akwarelami. Każdy poziom jest wyraźnie odmienny, tła są bujne i pełne detali, a projekty przeciwników zaskakują kreatywnością – od płonących, gigantycznych gałek ocznych po ślimaki-kamikaze. Postacie Strażników są wyjątkowo zaprojektowane, a ich animacje odzwierciedlają ich charaktery.

Oprawa audio to kolejna mocna strona gry. Ścieżka dźwiękowa, skomponowana przez Hitoshi Sakimoto (znanego z Final Fantasy XII i Final Fantasy Tactics), to prawdziwa gratka dla melomanów. Mieszanka współczesnych syntezatorów z klasycznymi instrumentami tworzy atmosferę, która jest jednocześnie napięta i eteryczna. Muzyka, zwłaszcza podczas walk z bossami, ma wręcz majestatyczny i nabożny charakter, idealnie oddający majestat starć z boskimi istotami. Dźwięki otoczenia i efektów walki są dobrze zrealizowane, potęgując immersję i sprawiając, iż każde uderzenie ma odpowiednią moc.

Werdykt

Towa and the Guardians of the Sacred Tree to roguelite, który, mimo kilku niedociągnięć, potrafi wciągnąć. Gra oferuje unikalne podejście do systemu walki z dwoma postaciami, intrygującą historię i bogaty świat, który rozwija się wraz z naszymi postępami. Piękna oprawa wizualna i fenomenalna ścieżka dźwiękowa sprawiają, iż choćby jeżeli rozgrywka bywa momentami frustrująca, to i tak chce się do niej wracać.

Nie jest to tytuł bez wad. Nadmierne tempo narzucają długie dialogi, które niekoniecznie pasują do dynamiki roguelite’a, a sterowanie drugą postacią w trybie pojedynczego gracza może irytować. Jednak zaangażowanie twórców w budowanie historii i relacji między postaciami jest godne pochwały. Gra nagradza cierpliwość i otwartość na jej specyficzne rozwiązania.

Jeśli szukacie nowego, świeżego roguelite’a na Nintendo Switch, który oferuje coś więcej niż tylko sekwencyjną walkę, warto dać szansę Towa and the Guardians of the Sacred Tree. To gra, która może i nie wyprzedzi drugiego Hadesa czy Hollow Knighta: Silksong w rankingach, ale z pewnością zasługuje na uwagę i odrobinę sympatii.


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse.


Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie Cenega.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.
Idź do oryginalnego materiału