Wstawaj samuraju! Mamy Dogtown do zwiedzenia! Nowa dzielnica z DLC Widmo Wolności do Cyberpunk 2077 oferuje całe piękno… ruin. Oto przed wami perła architektonicznej dekonstrukcji. Night City po raz kolejny zaskakuje i robi to w niesamowitym stylu.
Od samego początku uważam Cyberpunka 2077 za jedną z najlepszych gier ostatnich lat. Dodatek nie wyrwał mnie z kapci, ale dostarczył całą masę dobrej zabawy. Czyli dał mi dokładnie, to na co liczyłem. Ale gdy już emocje opadły wróciłem do Dogtown, by na spokojnie przespacerować się po nowej dzielnicy. Oto moje wrażenia!
A miało być tak pięknie…
Nie będę ukrywał, iż pierwsze minuty w Dogtown są naprawdę fajnie wyreżyserowane. Jest akcja, są emocje, jest super reżyseria ujęć i zwiedzanie targowiska założonego w ruinach ogromnego stadionu. Detali jest tam w bród. Gdy przechadzałem się tymi dusznymi uliczkami, tym bardziej utwierdziłem się w przekonaniu, iż Neon ze Starfielda jest naprawdę cienką miejscówką (grałem jeden tytuł po drugim).
Ale gdy w późniejszych sekwencjach narracja mnie puściła, to wdarło się we mnie nieco rozczarowania. Dogtown nie jest ani specjalnie wielkie, ani nie jest wypełnione zadaniami. Ot historia przerzuca nas z jednego skrajnego punktu na mapie do kolejnego, zupełnie nie dając momentów na powolne poznawanie dzielnicy. Dopiero gdy przeszedłem cały wątek Widma Wolności i na spokojnie wróciłem do Dogtown doceniłem niezwykłość tego miejsca.
Dogtown to jakieś getto
Postaram się nie zdradzić zbyt wiele z historii tej dzielnicy, ponieważ odkrywanie jej tajemnic jest po prostu interesujące i wciągające, a robi się to w trakcie kilku głównych zadań, więc niewielu to pominie. No więc, Dogtown jest zamkniętym dystryktem dzielnicy Pacifica, która sama w sobie już jest dość odizolowanym bytem od reszty Night City.
Dogtown docelowo miało być kurortem dla korposów oferując wiele atrakcji, ale w pewnym momencie wszystkie prace budowlane wstrzymano, a całość odgrodzono murem. Nawiązanie do gett, jest jak najbardziej czytelne. Z tą jednak różnicą, iż z i do Dogtown idzie się dostać w sposób oficjalny, a wiele mieszkańców tej dzielnicy biedy, choćby nie chciałoby go opuścić.
Spacerując ulicami tej dzielnicy, mijamy budynki wykonane w różnych stylach i technikach, ale zdecydowana większość z nich, nigdy nie została ukończona. To trochę taki zapomniany przez wszystkich plac budowy, który w swój dom zamienili przybyli.
Wielopoziomowość
Zwiedzając Dogtown odnosiłem wrażenie, iż jest to miejscówka oferująca nieco więcej plastyczności, niż pozostałe dzielnice Night City. W końcu jakaś część mnie uwierzyła w zapewnienia REDów sprzed premiery Cyberpunka, iż miasto będzie wielopoziomowe. Tutaj faktycznie są miejsca, gdzie czuć tę obietnicę.
Z czego to wynika? Myślę, iż projektanci w końcu mieli ten „czas” by dobrze się zastanowić, jak wypełnić ten obszar wieloma kondygnacjami. To pewnie też wynika z dużo mniejszego obszaru gry. I choć większość Dogtown to płaski teren (w sensie wielowarstwowości, nie brakuje zmian wysokości nad poziomem morza), to jednak oferuje także obszary tak bardzo szczegółowe, iż ta iluzja zaczyna działać. W końcu!
Ileż tu wzorców!
Jak wspomniałem na początku, Dogtown miało być luksusowym kurortem, więc inwestorzy nie szczędzili środków na architektów. A ci, gdy poczuli pieniądz i możliwości urealnienia swoich marzeń zaczęli projektować budynki niezwykłe. Wielokrotnie historia pokazywała, iż nieograniczone możliwości kończą się kiczem.
I trochę tutaj tak jest. Choć większość budynków nie jest ukończona, to prezentują się one naprawdę niesamowicie i oryginalnie. Czegoż tutaj nie ma! W Dogtown mamy inspiracje architektoniczne płynące z całego świata, niczym w Las Vegas.
Uwagę przyciąga dyskoteka ulokowana w piramidzie (o niej, nieco więcej później), gdzieś na wzgórzach czają się jakieś zabudowania przypominające formą brutalizm. Nie brakuje też nawiązań do greckich amfiteatrów czy prawdziwej klasyki z XIX wieku.
Spójrzcie na dwa obrazki powyżej. Po lewej widzicie jeden z najsłynniejszych budynków „ery pary” – The Crystal Palace. A po prawej budynek wystawowy z Dogtown. Ale to nie koniec czerpania z klasyki!
Spora dawka Fallouta w Cyberpunku!
Biegając po Dogtown z pewnością natkniecie się na wiele budynków, które można by było opisać jako przedstawiciele stylu googie! Te absolutnie niepodrabialne detale, krzykliwe neony w charakterystycznych przebiciach, zaokrąglone elementy. I w końcu próba zaciekawienia widza formą, jak najbardziej spektakularną i jakby unoszącą się w powietrzu.
To cały styl googie, o którym pisałem więcej przy okazji odwiedzin w Fallout 76. I pasuje on tu fenomenalnie. Oczywiście mowa bardziej o stylu „neo-googie”, gdyż te oryginalne wzornictwo pochodzi z przełomu lat 60. i 70. XX wieku. Tutaj z kolei widzimy mocne tym style inspiracje. Bywa, iż czasami łączą się one również z wpływami art-deco.
W pewnym momencie trafiamy do głównej siedziby władzy Dogtown (to raczej żaden spojler) i dopiero tam możemy zrozumieć, na czym polega przepych. Wieżowiec posiada ogromne kasyno na dachu wieżowca wykonanego w stylu neo art-deco.
Swoją bryłą całkowicie dominuje otoczenie, ale jak na art-deco nie jest przesadnie bogaty w detale. Te jednak znajdują się w środku, zwłaszcza w ogromnym foyer! Piękna robota!
Moje ulubione miejsce w Dogtown
Czy mam sobie gen kiczu? Ten budynek daje mi mocno znać, iż gdzieś ta architektoniczna lambada we mnie się znajduje. Zostałem absolutnie kupiony budynkiem w kształcie piramidy. On nie udaje w ogóle tego czym jest. Wysysa wszystko ze starożytności Egiptu. Bardzo podobają mi się te detale piktogramów przy wejściu, których zdjęcie widzicie poniżej. Ponadto tuż obok piramidy stoi choćby obelisk!
Ale wspomniałem wcześniej o japońskich wpływach w cyberpunku w odniesieniu do piramidy. Dlaczego piramida miałaby się kojarzyć z Japonią? I to jeszcze w kontekście futuryzmu cyberpunkowego? Być może obiła się wam o uszy nazwa „Shimizu Try 2004”.
Ten niezwykły budynek-miasto, miał pomieścić choćby milion Japończyków, a jego lokalizacja to samo centrum zatoki Tokijskiej. Nad tym pomysłem przez 10 lat pracował zespół architektów i konstruktorów z korporacji Shimizu, a inspiracją był film „Blade Runner”.
A pamiętajmy, iż w krzewieniu nurtu cyberpunku nie mniejszą rolę od twórców z USA odegrali też właśnie Japończycy. Dostarczając setki futurystycznych projektów architektonicznych i dzieł takich, jak film Ghost in the Shell czy manga Akira. Jak dla mnie, kształt piramidy to jeden z najbardziej cyberpunkowych elementów futurystycznych miast przyszłości.
To jest sztuka
Dogtown miało być wyjątkowe. Miało być perłą Night City. To widać nie tylko po samych budynkach, ale również po elementach sztuki. Dogtown jest pełne ogromnych rzeźb o ciekawych fakturach i fantazyjnych kształtach wykonanych w różnych stylach.
Nie brakuje tu też punktów widokowych, co już świadczy o wielkim pietyzmie architektów tego nieskończonego miasta. I samoświadomości twórców. Zdawali sobie sprawę, po co powstaje Dogtown. Miało być wyjątkowe i cieszyć oko turystów.
Wydaje mi się, iż Dogtown zbiera wszystkie niewykorzystane pomysły, na jakie wpadli twórcy i wrzucili je do jednego gara. Bo wiedzieli, iż nie zaburzy to konwencji, wręcz przeciwnie, iż oto zadziwią graczy totalnym miszmaszem. Wyszło ekstra!
Dogtown – to trzeba zobaczyć
Niezwykłych budynków jest tutaj więcej! A o każdym można by było napisać mały referat. Sam bazar w zniszczonym stadionie prezentuje się kapitalnie i jest pełen szczegółów. Ale wrażenie robią nie tylko te duże monumentalne budynki.
Uwagę przykuwają także te dużo mniejsze, kameralne. Jak chociażby ta niewielka kaplica pokazana wyżej. Czy niewielki skwer między budynkami z jednym zachowanym drzewem pośrodku. Cóż mogę powiedzieć więcej? To po prostu trzeba zobaczyć. o ile ktoś jeszcze nie grał, to niech to nadrobi. Choćby dla Night City.
Grę Cyberpunk 2077 jak również DLC Widmo Wolności otrzymałem od producenta – CDPRed.
Dziękuję!