Vampire Survivors – recenzja (PC). Stałem się łowcą demonów

8 miesięcy temu

Jakiś czas temu borykałem się ze swego rodzaju wypaleniem, jeżeli chodzi granie, zarówno na PC, jak i konsoli. Nie zdawałem sobie z tego sprawy do momentu, aż mój redakcyjny przyjaciel Karol podrzucił swój komentarz do filmu Krzysztofa M. Maja “Jak walczyć z wypaleniem”. Wtedy zrozumiałem, iż jestem już w takim, a nie innym momencie, i trzeba by sobie z tym poradzić, aby się całkowicie nie wypalić. Tak oto postanowiłem sprawdzić Vampire Survivors, żeby znaleźć coś, co sprawiłoby, iż „ogień ponownie się rozpali”. I tak oto za sprawą VS zacząłem sprawdzać inne gry z tego podgatunku roguelike.

Niekończąca się pętla rozgrywki

Początkowo przygoda z Vampire Survivors nie była usłana różami, ponieważ niczym „typowy PC-towiec” rozpocząłem rozgrywkę przy użyciu klawiatury i myszki… i to był ogromny błąd. Gra zdecydowanie nie jest przystosowana do takiej formy sterowania, natomiast jeżeli zaczniemy grać przy użyciu pada, to poczujemy się jak ryba w wodzie. Zakładam, iż problemem tutaj jest po prostu element związany z walką, gdzie kursor myszki nie do końca pozwalał nam na kierowanie wymierzanymi ciosami.

Walka z wiatrakami, znaczy demonami

Sama rozgrywka w Vampire Survivors i jemu podobnych jest prosta. Ot, poruszamy się naszym bohaterem w taki sposób, aby ten co jakiś czas miał możliwość atakowania przeciwników, jednocześnie unikając ich ataków. Rozgrywka na pojedynczej mapie trwa maksymalnie 30 minut, ponieważ gdy licznik dobije do owej 30-tki, podąża za nami śmierć. Z nią jeszcze nigdy nie udało mi się wygrać, jedyne co zdołałem ugrać, to odroczyć ostateczny koniec o kilka chwil, gdy jeszcze miałem niewykorzystane wskrzeszenie.

Po ukończeniu mapki przychodzi czas nagród w postaci odblokowanych receptur na nowe bronie, które będą dostępne w dalszym etapie gry w formie listy, jak również potencjalnych nowych pogromców demonów. Tych niestety trzeba wykupić za walutę zebraną w grze, podobnie zresztą jak perki na stałe wzmacniające nasze postacie.

Z każdym zabitym demonem, nabieramy doświadczenia w walce z innym pomiotem

Podczas przemierzania poziomów i mordowania dziesiątek tysięcy demonów i innych potworów w Vampire Survivors, co jakiś czas pojawiać się będą potężniejsi przeciwnicy, którzy to po śmierci zostawią nam skrzynkę ze skarbami. Wiąże się to z poczuciem ekscytacji, które to można powiązać z pewną formą hazardu, jak chociażby jednoręki bandyta. Różnica polega na tym, iż tutaj nic nie tracimy, a zawsze coś zyskujemy i warto zaznaczyć, iż skrzynki te nie dają nam żadnych nowych broni, a jedynie ulepszają te, które już mamy. Wyjątkiem jest tutaj jedynie przypadek, jeżeli uda nam się połączyć elementy broni z innymi pasywkami, tworząc nowy arsenał.

Natomiast jeżeli chodzi o typowy rozwój postaci, to tutaj oczywiście zbieramy punkty doświadczenia, a po zdobyciu odpowiedniej ich ilości, wbijamy kolejne poziomy. Z każdym z nich zyskujemy wybór jednego z 3 do 4 elementów wyposażenia. Początkowo będzie to często coś nowego, a potem jedynie ich ulepszanie o kolejne poziomy. Owe elementy dzielą się na bronie i poboczne, a każdego z nich możemy posiadać maksymalnie 6 sztuk, choć i tutaj jest pewien wyjątek.

Otóż slotów, które możemy wykorzystać dzięki levelowania jest, jak wspomniałem, 6, ale możemy zdobyć ich więcej, a to za sprawą zbierania tych przedmiotów, które znajdują się zawsze w tym samym miejscu na danej mapie. Wówczas, jak już ogarniemy, co z czym łączyć, aby uzyskać pożądany efekt i dany przedmiot będzie dostępny luźno na mapie, to nie musimy go wybierać podczas procesu levelowania. Wystarczy udać się w tamto miejsce, dopiero gdy zapełnimy pozostałe sloty, dzięki czemu nasza postać będzie jeszcze silniejsza.

Syndrom jeszcze jednej mapy

Zatem jeżeli podsumujemy cały tak zwany game loop, czyli wymienione wyżej składowe, to zobaczymy, jak łatwo jest wpaść w syndrom jeszcze jednej tury lub w tym wypadku mapy. Rozmawiając wówczas z Karolem, śmialiśmy się, iż wpadłem w nałóg, bo niemal każdą wolną chwilę spędzałem, tłukąc demony i inne plugastwa w Vampire Survivors. Zarwałemc przy tym nie jedną nockę, ponieważ każda próba zajścia dalej, choćby jeżeli nie udało się dotrwać do końca, sprawiała, iż i tak czułem progress moich postaci. Dodatkowo nakręcało to na odpalenie kolejnej i kolejnej mapy, nabijając przy tym licznik godzin spędzonych w VS.

DLC i dalszy rozwój Vampire Survivors

Obecnie dostępne są trzy rozszerzenia: Legacy of the Moonspell, Tides of the Foscari oraz swego rodzaju crossover z Among Us zatytułowany Emergency Meeting. Dotychczas przetestowałem jedynie Legacy of the Moonspell oraz Emergency Meeting i, szczerze mówiąc, jest to fajna odskocznia od podstawowej rozgrywki, ale nie czuję tutaj jakichś większych zmian w rozgrywce. Owszem, są nowe kombinacje pod kątem craftingu, nowe mapki, ale nie wywarły one na mnie efektu WOW, jak to miało miejsce w przypadku podstawki. Może to jest kwestia tego, iż na te 20 godzin spędzonych w grze przy DLC spędziłem może łącznie z 2-3.

Czy Vampire Survivors udało się rozpalić we mnie na nowo chęć grania?

Z jednej strony tak, bo w jakiś sposób zacząłem patrzeć na tego typu rozgrywkę inaczej, przez co nie tylko zagłębiłem się nieco bardziej w temacie roguelike jako takich, ale również pograłem w inne gry podobne do Vampire Survivors. Jednym z takich tytułów jest Death Must Die, które to klimatem przypomina bliskie mojemu sercu Dark Soulsy, z tą różnicą, iż tutaj do elementów związanych z movementem dochodzi „dash”.

[See image gallery at pograne.eu] Z drugiej strony jednak nie do końca jestem pewien, czy ów rozpalony na nowo ogień jest na tyle duży, żeby utrzymać mnie przy tej formie rozgrywki na dłuższy czas. Ciągle się zastanawiam, czy po „przejściu” tej gry będzie jeszcze coś, co mnie przy niej utrzyma, a może znajdę wówczas kolejną alternatywę. Niemniej, jeżeli macie wolne 20 zł, to moim skromnym zdaniem warto spróbować rozpocząć swą przygodę jako pogromca potworów, zwłaszcza jeżeli jesteście fanami Castlevanii, ponieważ wówczas narzędzia zagłady oraz swego rodzaju postacie będą bliskie Waszemu sercu. Bo tak, twórcy nie ukrywają tego, iż wzorowali się na tej kultowej serii z gatunku metroidvanii.

Gameplay


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Idź do oryginalnego materiału