Na moim blogasku nie może zabraknąć notki o „Squid Game”. Jak twierdzi Wikipedia, jego twórca Hwang Dong-hyuk chciał w nim zawrzeć „przesłanie o nowoczesnym kapitalizmie”, choć zaznaczył, iż „nie jest głębokie”.
Cóż, im jestem starszy, tym bardziej sobie cenię słowa Najmądrzejszego Spośród Friedmanów, „docent, nie teoryzuj”. Intelektualiści mają skłonność do preferowania skomplikowanych odpowiedzi tam, gdzie wystarczają proste. Przesłanie tego serialu o kapitalizmie w istocie nie jest przesadnie odkrywcze, ale od czasów Marksa i tak kilka tu można odkryć.
Dla wykluczonych netfliksowo, na początek małe wprowadzenie. Głównym bohaterem jest Seong Gi-hun, „gracz 456”. Na początku serialu tonie w długach, bo jest ciężko uzależniony od hazardu.
Dostaje zaproszenie do tytułowej gry, w której można wygrać fortunę o ile ukończy się serię dziecięcych gier. Gracze budzą się w dystopijnym obiekcie, z którego nie da się uciec. Dopiero teraz dowiadują się, iż „eliminacja” z rozgrywek oznacza śmierć.
To wiadomość dobra i zła, bo z każdym „wyeliminowanym” rośnie pula nagrody, no i mniej jest „zwycięzców” do podziału. Po każdej rundzie gracze teoretycznie mogą przegłosować koniec rozgrywek i rozejść się z tym co wygrali.
Praktycznie gracze są nieustannie inwigilowani, organizatorzy manipulują nimi jak chcą. Są w stanie nie tylko zapewnić sobie odpowiedni wynik głosowania, ale choćby szczuć graczy do zabijania się nawzajem poza rozgrywkami.
Gracze są okłamywani co do prawdziwej zasady – tylko jeden dożyje nagrody. Cała reszta ma zginąć (z wyjątkiem fałszywych graczy powiązanych z organizatorami).
Ten jeden wprawdzie zgarnie fortunę (ok 40 mln dolarów), ale za cenę skrajnego upokorzenia i wyrzeczenia się człowieczeństwa. Będzie żyć ze świadomością, iż okazał się największym skurwielem z kilkuset przypadkowych osób.
Skoro powstał sezon 2, nie będzie chyba wielkim spojlerem, iż w okresie 1 tym kimś jest Seong Gi-hun. Zamiast cieszyć się fortuną, wydaje ją na próbę odszukania organizatorów i zatrzymania gry – no i nie będzie też spojlerem to, iż w efekcie będzie zmuszony ponownie wziąć w niej udział.
Proste przesłanie o kapitalizmie jest więc takie, iż to gra, w której 1 wygra, a 400 przegra. I jedyne realne zwycięstwo to unikanie samej gry.
To się zbiega z filozofią marksistowską. jeżeli zapytamy jaki jest sens życia według niej, to jest nim unikanie utowarowienia. Centralnym złem kapitalizmu nie jest wyzysk, tylko sprowadzanie wszystkiego do jednego rodzaju wartości – wartości wymiennej. Pewne rzeczy choćby dla konserwatysty powinny być bezcenne (życie, honor, prawda), ale kapitalizm nieustannie prowokuje do pytań „za ile byś zabił? za ile byś skłamał? za ile byś zdradził?”.
Seong Gi-hun próbuje w drugim sezonie zrobić rzecz najszlachetniejszą z możliwych (według Marksa), czyli wyłączyć grę. Zbudować sojusz ubogich przeciwko właścicielom (organizatorom gry).
To oczywiście niemożliwe, bo oni rządzą także i na wolności – organizatorzy są zawsze o krok przed nim.
Serial można więc interpretować konserwatywnie. Bunt Seong Gi-huna nie ma sensu. Im bardziej się szamocze, tym więcej ludzi ginie. Pal sześć graczy, i tak są skazani na śmierć, nie w tej rozgrywce to w następnej, ale giną też ludzie, których zatrudnił do swoich poszukiwań.
Oczywiście, brali za to pieniądze i wiedzieli co ryzykują, ale w czym Seong Gin-hun w takim razie różni się od organizatorów? Ci często próbują go zmusić by przyznał, iż niczym – bo kapitalizm próbuje wszystko zmienić w kapitalizm (stąd marksowska metafora wampira).
Serial nie idealizuje graczy, trudno choćby powiedzieć, iż narracja im sprzyja. Są pokazani jako osoby chciwe, krótkowzroczne, słabe, głupie, ulegające różnym nałogom (w większości przypadków sami ściągnęli na siebie swoje kłopoty). Wiekszość to ludzie równie źli jak organizatorzy, tylko bardziej pierdułowaci. Czy Seong Gin-hun nie powinien po prostu się pogodzić z tym, iż razem z wygraną po prostu zmienił drużynę – i dołączyć do bogaczy w Longines Lounge?
Może zresztą tak zrobi. Drugi sezon kończy się jednym z tych irytujących cliffhangerów typu „nic się nie wyjaśniło”. Aż żałuję iż nie zaczekałem do trzeciego.
Nie jest to oczywiście serial dla dzieci, ale jako trochę jednak Pedagog powiedziałbym, iż warto o nim rozmawawiać z Dzisiejszą Młodzieżą. Plagą współczesnych nastolatków jest naiwna wiara w mądrości czerpane z tiktoka i jutuba, iż bogactwo jest na wyciągnięcie ręki – wystarczy skorzystać z porad jakiegoś influencera (a zwłaszcza zapłacić mu za szkolenie „jak stać się bogatym”).
W drugim sezonie w rozgrywkach spotykają się m.in. właśnie taki influecer i jego ofiary (wszyscy zrujnowani po krachu kryptowaluty). Wydaje mi się, iż dla rodzica i wychowawcy ten serial może być więc Okazją Dydaktyczną do pogadania o tym, iż porady influencerów to ślepa uliczna, a w życiu niestety nie ma lepszej opcji niż regularna edukacja – która może nie zapewnia bogactwa, ale chroni przed biedą.