Walka z Backlogiem: Spyro 2: Ripto’s Rage! (PC). Smok pośród futerkowców

1 dzień temu

Dorastając, wielokrotnie słyszałem od ojca, iż „jedynka to zawsze jest najlepsza”, kiedy pojawiał się temat filmów. Choć nie zawsze okazywało się to prawdą, to wciąż przez lata żyłem, pielęgnując w sobie ten sentyment. Im jednak robię się starszy i im więcej tytułów przechodzi przez moje ręce, tym bardziej zauważam, jak nieprawdziwe jest to stwierdzenie, zwłaszcza w przypadku gier, bo chyba w żadnej innej branży kontynuacje nie są lepsze od pierwowzoru równie często. Przykładów mógłbym podać wiele, ale na potrzeby tego tekstu skupimy się tylko na jednym: Spyro 2: Ripto’s Rage! w odświeżonej formie z Reignited Trilogy.

Spis Treści

  • Rozgrywka
  • Zmiany w zbieractwie
  • Świat
  • Fabuła
  • Oprawa
  • Podsumowanie


Kup Spyro Reignited Trilogy (PC)

Kolekcjonowanie to moja pasja

O tym, jak sporym zaskoczeniem okazało się dla mnie Spyro the Dragon, pisałem już kiedyś. Ot, przedstawiciel gatunku kolektanów, czyli platformówek opartych na zbieraniu znajdziek, za którymi średnio przepadam, w dodatku mocno wiekowy, acz zasypany toną pudru – to powinien być przepis na porażkę, a tymczasem spędziłem przy grze kilka przemiłych wieczorów. Po kontynuacji spodziewałem się kilka więcej niż tego samego. W końcu jak dużo można było zmienić w kontekście trójwymiarowej platformówki na pierwsze PlayStation? Cóż, okazuje się, iż całkiem sporo.

Podstawy rozgrywki są takie same – małych chłopków potraktuj z baranka, dużych podpiecz ogniem.

Ogólne założenia pozostały bez zmian. Spyro 2 to przez cały czas trójwymiarowa platformówka utrzymana w kolektatonowym nurcie, toteż znów przemierzać należy różnorodne, kolorowe światy w poszukiwaniu cennych błyskotek. Twórcy pobawili się jednak formułą, mocno urozmaicając rozgrywkę. Pierwowzór oparto w całości na eksploracji, więc niezależnie od tego, czy rozglądaliśmy się za tysiącami kryształów, czy uganialiśmy się za przemienionymi w kamień smokami, wszystko to wyglądało z grubsza tak samo. W Spyro 2, choć liczebność i zbieranie kryształów nie zmieniła się ani o jotę, o tyle naszych smoczych przyjaciół zastąpiły zielono-złote, kuliste artefakty, na których zdobycie trzeba sobie zapracować.

Mniej grindu, więcej przygód

W trakcie eksploracji co rusz spotykamy bowiem rozmaitych bohaterów, którzy wplątali się w jakąś kabałę i z chęcią obdarzą nas takowym przedmiotem, o ile pomożemy uporać się im z ich problemem. W większości są to dość nieskomplikowane, ale za to różnorodne misje o różnym stopniu trudności: zapalanie latarni, zaganianie zwierząt do zagrody, zebranie wszystkich przedmiotów w trakcie jazdy kolejką, eskortowanie kogoś przez pełną przeciwników planszą, takie tam. Jest to kapitalne urozmaicenie klasycznej formuły Spyro, za pomocą którego rozgrywka staje się zdecydowanie mniej monotonna, zwłaszcza kiedy dotrzemy do momentu, wymagającego od nas zebrania konkretnej liczby kul. Choćbyśmy musieli nazbierać ich choćby kilkadziesiąt, to dokonanie tego bynajmniej nie przypomina już nużącego grindu, jak miało to miejsce w oryginale.

Wprowadzenie zadań dodało grze różnorodności.

Zresztą same „blokady” również są w Spyro 2 lepiej przemyślane i w pewnym sensie bardziej organiczne. Wspomniane kule zaczynają odgrywać istotną rolę dopiero w trzeciej, finałowej krainie, a wcześniej nasz postęp uzależniony jest głównie od zdobywanych za ukończenie każdego poziomu talizmanów oraz nowych umiejętności, których możemy (i w sumie musimy) nauczyć Spyro, jak chociażby pływanie czy wspinanie się po drabinach. Tylko od czasu do czasu trzeba opłacić pewnemu futrzastemu biznesmenowi kryształowe myto, acz dzieje się to na tyle rzadko, iż z dużą dozą prawdopodobieństwa będziecie mieli wystarczająco funduszy choćby bez pedantycznego czyszczenia plansz ze znajdziek.

Miejsca, do których lubię wracać

Prawdę powiedziawszy, istnieje spora szansa, iż i tak będziecie to robić, bo projekt i różnorodność lokacji to jedna z największych zalet Spyro 2: Ripto’s Rage. Mamy tu bowiem i klasyczne, zielone polany, które gwałtownie ustępują miejsca starożytnym świątyniom, górskim wioskom, pustynnym kopalniom czy chociażby farmom robotów. Twórcy postanowili sobie pofolgować, przez co kontynuacja, choć może jest mniej spójna tematycznie, zyskuje na różnorodności. Nowe umiejętności Spyro pozwoliły przy okazji oprzeć ich projekt wokół czegoś więcej niż bieganie i skakanie.
W efekcie każdą z odwiedzanych miejscówek chce się dogłębnie poznać, a nie tylko przelecieć jak najszybciej do jej końca. Mało tego, odblokowanie nowych umiejętności niejednokrotnie sprawia, iż ma się ochotę wrócić do wcześniejszych poziomów, w których kiedyś zauważyliśmy niedostępną dla nas wówczas boczną ścieżkę. Zabawę urozmaicają dodatkowo specjalne bramy, które aktywują się po pokonaniu odpowiedniej liczby przeciwników i oferują graczomi tymczasowe bonusy, jak choćby zionięcie potężniejszym ogniem czy możliwość latania, a nie tylko szybowania.

Umiejętność wspinaczki pozwala na odkrycie wcześniej niedostępnych zakamarków.

Panie smoku, to złoczyńca, proszę go zbić

O fabule nic jeszcze nie napisałem, bo – będąc brutalnie szczery – ma ona marginalne znaczenie. Spyro w trakcie swoich wakacji zostaje nagle wessany przez tajemniczy portal i wypluty w świecie zwanym Avalar, gdzie grupka antropomorficznych zwierząt prosi go o pomoc w pokonaniu tytułowego Ripto, czyli małego, wściekłego smoka, który po trafieniu do tej krainy w podobny sposób, postanawia podbić ją z pomocą swoich dwóch pomagierów. Warstwa fabularna jest zdecydowanie bardziej rozbudowana względem oryginału. Więcej tu dialogów i bohaterów, a rozpoczęcie i ukończenie każdego z poziomów prezentuje nam krótki, humorystyczny przerywnik, prezentujący utarczki rodowitych mieszkańców z najeźdźcami. Jest zatem lepiej, aczkolwiek wciąż to zaledwie dodatek do rozgrywki, choćby jeżeli spora część wprowadzonych w Spyro 2 niejednokrotnie powracała w kolejnych odsłonach serii.

Smok po wylince

Jak pewnie zdążyliście zauważyć po załączonych do tekstu zdjęciach, grałem nie w pierwowzór Spyro 2, a jego odświeżoną wersję z Reignited Trilogy. Wciąż jednak doświadczenia płynące z rozgrywki nie powinny się za bardzo różnić, niezależnie od wersji, którą wybierzecie. Reignited Trilogy to bowiem nie remake, a raczej dogłębny remaster, który nie zmienia zbyt wiele w samej rozgrywce, nie licząc alternatywnej, nieco uwspółcześnionej wersji sterowania. Największą zmianą jest oczywiście nowoczesna, przepiękna oprawa graficzna (przy okazji nieźle działająca choćby na slabszych PC-tach), przypominająca animowane filmy i idąca przy okazji w parze z odświeżoną ścieżką dźwiękową, która teraz reaguje dynamicznie na nasze poczynania. Reszta to już marginalne zmiany pokroju delikatnie zmienionych przerywników filmowych, które stworzono od nowa, czy faktu, iż Spyro 2 bazuje na wersji amerykańskiej, stąd podtytuł Ripto’s Rage zamiast europejskiego Gateway to Glimmer.


Smok pośród futerkowców

W skrócie to ta sama gra, ale zdecydowanie przystępniejsza współczesnemu odbiorcy. Utwierdza mnie to jedynie w przekonaniu o tym, jak bardzo ponadczasowym tytułem było Spyro 2: Ripto’s Rage!. Gdybym nie był świadomy kontekstu, pewnie dałbym się oszukać, iż jest to po prostu współczesna produkcja. Tytuł ten bawi równie mocno, co w dwadzieścia lat temu (aczkolwiek przez brak doświadczenia z oryginałem są to wyłącznie moje domniemywania) i wciąż potrafi zawstydzić faktycznie nowożytne platformówki, jak choćby niedawnego Kangurka Kao. Przy okazji idealnie sprawdzi się jako wstęp do gamingu dla milusińskich, oferując pełną polską wersję językową. Gdyby ze Spyro 2: Ripto’s Rage łączyła mnie więź nostalgii, uroniłbym pewnie łzę, a tak mogę się tylko uśmiechnąć na wspomnienie tych miło spędzonych kilku godzin.

Przeczytaj także

Walka z Backlogiem: Spyro the Dragon (PC). Stary smok o młodzieńczym licu


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Kup Spyro Reignited Trilogy (PC)

Idź do oryginalnego materiału