Walka z Backlogiem: The Elder Scrolls Online: Imperial City (PS5). Jedyne w swoim rodzaju

1 tydzień temu

Uroczym jest fakt, iż pierwsze wydane do The Elder Scrolls Online DLC – Imperial City – okazało się ostatnim, które ukończyłem. No, przynajmniej na ten moment, oczywiście, bo w drodze są kolejne, ale na ten moment swoją podróż kończę mniej więcej tam, gdzie ją zacząłem. Powodów tego jest kilka, ale wszystkie wynikają z jednego prostego faktu – Imperial City to rozszerzenie inne niż pozostałe, aczkolwiek nie zawsze jest to powód do chluby.

Spis Treści

  • Formuła
  • Fabuła
  • Aktywności poboczne
  • Rozgrywka PvE
  • Podsumowanie

W rozkroku

Tę inność widać już w samej formule dodatku. Imperial City nie jest ani dungeon packiem, ani klasycznym rozszerzeniem fabularnym, stojąc raczej gdzieś pomiędzy. Mamy tu bowiem do czynienia z nową, ukierunkowaną na PvP kampanią, której akcja toczy się w zasadzie w olbrzymiej instancji, czyli tytułowym Cesarskim Miastem znanym z The Elder Scrolls IV: Oblivion, do którego tym razem dostać możemy się wyłącznie przez menu gry. Choć kampania ta skupia się przede wszystkim na potyczkach o wpływy z innymi graczami, wcale nie oznacza to, iż gracze solowi nie mają tu czego szukać.

Cesarskie Miasto skrywa niekończącą się noc.

Powrót do przeszłości

Dla tych przewidziano bowiem pełnoprawny wątek fabularny, również dokładający nieco do odmienności dodatku. Akcję Imperial City osadzono bowiem w trakcie trwania akcji podstawki. Molag Bal wciąż stanowi zatem zagrożenie dla Tamriel, a samo Cesarskie Miasto stało się jednym z obiektów jego zainteresować, padając ofiarą oblężenia armii jego popleczników. Historia zaprasza nas do współpracy z tajemniczą Drake of Blades, koordynującą defensywę z kanałów pod miastem. Wraz z nią naszym celem jest dotarcie do każdej z ośmiu dzielnic stolicy Cyrodiil i znalezienie pomoc broniącym się tam bohaterom w walce z najeźdźcami, przy okazji poszukując poszlak, co do intencji Molag Bala, bądź na dobrą sprawę czegokolwiek, co może pomóc nam w ocaleniu miasta.

Nie jest to opowieść wyjątkowo angażująca czy wypełniona zwrotami akcji. Przebiega raczej prostolinijnie, ale na plus należy zaliczyć jej zróżnicowanie pod względem zadań. Jedna z dzielnic będzie wymagać od nas obrony pewnego ważnego budynku przed hordami daedr, w innej zmierzymy się z kilkoma bossami z rzędu, próbując przetrzebić armię Molag Bala, a w jeszcze kolejnej odpoczniemy nieco, po prostu wykonując pomniejsze wytyczne. Są to przy tym jedyne fabularne misje. Poza głównym wątkiem jedynymi questami są powtarzalne zadania codzienne, a także dwa nowe lochy – Imperial City Prison i White-Gold Tower.

Przejmowanie dzielnic jest proste, ale sprawa komplikuje się, kiedy nadciągają inni gracze.

Walka o wpływy

Oczywiście to nie wszystko, co dodatek ma do zaoferowania, bo Imperial City wciąż obfituje w niefabularne aktywności. Główną atrakcję stanowi kontent PvP, skupiający się tutaj na przejmowaniu dzielnic dla swojej frakcji. W każdym z dystryktów, niedaleko wejścia do iglicy, ustawiono bowiem flagę, o którą walkę toczyć mają gracze. Działa to jak klasyczna dominacja z Call of Duty czy innej sieciowej strzelanki – pasek przynależności zapełniamy, po prostu stojąc w jej pobliżu, co robi się dużo bardziej skomplikowane, kiedy nasze zakusy zwęszą gracze przynależący do innych frakcji.

Przejęcie kontroli nad daną dzielnicą wynagradza nas 33% bonusem do zdobywanych za zabijanie przeciwnika Tel-Var Stones, czyli specjalnej waluty do wydania u handlarzy w naszej bazie wypadowej. Kupimy u nich zarówno składniki do craftingu, jak i umeblowanie do naszych domków czy schematy strojów. Waluta wypada z każdego przeciwnika, aczkolwiek choć sens wciąż ma tłuczenie mięsa armatniego, najwięcej kasy wypada z innych graczy oraz tzw. Patrolling Horrors, czyli dwunastu wielkich bossów, którzy przemierzają ulice Cesarskiego Miasta. Warto jednak uważać, bo w momencie śmierci tracimy 50% naszego majątku.

Na tej arenie spędziłem zdecydowanie więcej czasu, niż bym chciał.

Samotnikom kij w szprychy

O śmierć jest tu przy tym dość łatwo, zwłaszcza jeżeli do Imperial City podchodzimy jako gracz ukierunkowany przede wszystkim na zawartość PvE tudzież solową rozgrywkę. Polecałbym przed zagraniem zebranie paczki znajomych do wspólnej zabawy. Niby większość zawartości można ograć samotnie, co zresztą zrobiłem, ale jest to doświadczenie zdecydowanie mniej przyjemne. Już sam poziom trudności jest wybitnie nierówny, przez co niektóre zadania przechodzi się z marszu, by później męczyć się z pokonaniem jednego z bossów. Zresztą, choćby o ile idzie nam relatywnie dobrze i zwycięstwo jest na wyciągnięcie ręki, nagle znikąd pojawić się może wrogi gracz, który zmiecie nas dwoma cięciami, zmuszając do rozpoczęcia danego fragmentu zadania ponownie.

Szkoda więc, iż twórcy nie pokusili się o dorzucenie wersji PvE Imperial City lub przynajmniej możliwości włączenia niewrażliwości na ataki innych graczy, kosztem niemożności udziału w aktywnościach PvP (coś takiego oferuje choćby GTA V). Oczywiście ma to swoje plusy, klimat pełnego zagrożeń miasta w trakcie oblężenia jest dzięki temu bardzo wyraźny, a i graczy do bicia również nie brakuje. Niemniej, ten nacisk na PvP średnio nie współgra z oferowanym wątkiem fabularnym PvE, zwłaszcza w grze, która u swoim podstaw od zawsze była „solowym MMO” i sporo graczy właśnie w ten sposób ją traktuje.


Jedyne w swoim rodzaju

Faktem jest, iż odniesienie w końcu zwycięstwa nad jakimś bossem daje satysfakcję, ale przyćmiewa ją raczej ulga, iż oto skończyły się dni ciągłej frustracji. w tej chwili trudno się jednak nad Imperial City, bo od 2019 roku dostępne jest ono za darmo dla wszystkich graczy, aczkolwiek to miecz o dwóch ostrzach. Spora część „każuali” może się mocno sparzyć, chcąc odwiedzić Cesarskie Miasto w ramach nostalgicznej podróży, bazującej na wspomnieniach z Obliviona. Toteż, o ile zamierzacie sprawdzić Imperial City i nie nazywacie się „hardkorami”, to w sumie warto, bo DLC to oferuje unikalne doświadczenie i kilka fajnych zadań, ale najpierw przygotujcie odpowiednio postać, a najlepiej ogarnijcie sobie ekipę, bo w trakcie zwiedzania uliczek Cesarskiego Miasta i jego podziemi nie będziecie mogli wspomóc się Waszymi kompanami AI.

Przeczytaj także

The Elder Scroll Online: Seasons of the Worm Cult Part 1 – recenzja (PS5). Sezon rozczarowań


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie Bethesda Polska.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.

Idź do oryginalnego materiału