Wild Hearts S – recenzja (NS2). Czy „S” oznacza „Sukces”?

4 dni temu

Kiedy w 2023 roku Wild Hearts debiutowało na rynku, miałem mieszane uczucia. Z jednej strony, Omega Force dostarczyło świeże spojrzenie na gatunek łowców potworów, z genialnym systemem Karakuri i satysfakcjonującą walką. Z drugiej, wersja na XSX, którą recenzowałem, borykała się z problemami technicznymi, a port PC został okrzyknięty jednym z najgorszych w roku. Minęły dwa i pół roku, a na horyzoncie pojawiło się Wild Hearts S, dedykowane Nintendo Switch 2. Moje obawy były uzasadnione – jak ta wymagająca gra poradzi sobie na nowej hybrydowej konsoli? I czy dodanie czwartego gracza do kooperacji nie pogorszy sytuacji? Na szczęście, mogę z ulgą powiedzieć, iż większość tych lęków okazała się nieuzasadniona. Port jest akceptowalny, choć do ideału mu daleko.

Spis Treści

  • Rozgrywka – Stare, dobre serce
  • Karakuri – przez cały czas genialne
  • Oprawa i technika – Gdzie to „S” się podziało?
  • Co-op – Czterech to nie trzech, ale…
  • Podsumowanie – Czy warto polować na Switchu 2?


Kup Wild Hearts S (Nintendo Switch 2)

Rozgrywka – stare, dobre serce

Nie będę powtarzał całej mojej pierwotnej recenzji, bo przez cały czas podtrzymuję wszystkie pochwały i krytykę, które w niej zawarłem. Wild Hearts to wciąż ta sama, wciągająca gra, która potrafiła mnie pochłonąć na dziesiątki godzin. przez cały czas uwielbiam to, jak każda broń jest unikalna i jak bardzo różni się od tego, co znamy z Monster Huntera. Pazurzaste ostrze czy Wagasa to przykłady innowacji, które sprawiają, iż Wild Hearts ma swoją własną tożsamość, choćby jeżeli niektóre walki i wątki fabularne próbują naśladować elementy z Monster Hunter World.

Projekty Kemono wciąż zachwycają, a ich stany furii, powiązane z naturą, którą reprezentują, są genialne. System Karakuri, zmuszający graczy do kreatywnego łączenia elementów świata, by ułatwić podróżowanie i walkę, to przez cały czas majstersztyk. Kiedy Koei Tecmo nie próbowało gonić Monster Hunter World, pokazywało, iż ma potencjał, by stworzyć prawdziwego konkurenta w gatunku. To prawda dziś, tak samo jak dwa i pół roku temu.

Przeczytaj także

Wild Hearts – recenzja (XSX). Nowy łowca potworów, który daje radę

Karakuri – przez cały czas genialne

System Karakuri to serce i dusza Wild Hearts, i na Switchu 2 działa on równie dobrze, co na innych platformach. Możliwość błyskawicznego stawiania konstrukcji, które pomagają w walce i eksploracji, to coś, co wyróżnia tę grę na tle konkurencji. Od prostych skrzyń, które pozwalają na skok z wysokości, po skomplikowane pułapki i wieże radarowe – Karakuri to narzędzie, które daje ogromną swobodę i kreatywność. przez cały czas uwielbiam to, iż mogę postawić bazę w dowolnym miejscu na mapie, stworzyć system lin do szybkiego przemieszczania się, czy zbudować barykadę, która zatrzyma szarżującego Kemono. To dynamiczny system, który pozwala kształtować pole bitwy na swoją korzyść, i to jest coś, co wciąż sprawia mi ogromną frajdę.

Oprawa i technika – gdzie to „S” się podziało?

No dobrze, przejdźmy do sedna, czyli do tego, co nowe, a co na Switchu 2 budzi największe kontrowersje. Przede wszystkim, to gra działająca na Nintendo Switch 2. I szczerze mówiąc, wygląda i działa lepiej, niż się spodziewałem. Oryginalna wersja była praktycznie niegrywalna na Steam Decku, a tutaj, pomimo wyraźnych cięć, gra działa akceptowalnie choćby w trybie przenośnym. Szkoda, iż nie ma opcji ograniczenia liczby klatek na sekundę, bo wydajność jest dość zmienna, ale w trybie handheldowym jest to mniej więcej to, czego mogłem się spodziewać.

W trybie zadokowanym sytuacja wygląda nieco inaczej. Gra wyraźnie korzysta z upscalingu TAA, a choć na PC wspierała DLSS, tutaj go brakuje. Pojawia się dość wyraźne ghosting i agresywne wyostrzanie obrazu, które potrafi rozpraszać. Można się do tego przyzwyczaić, ale w jednej z późniejszych sekwencji fabularnych, gdy wioska Minato pogrążona jest w niekończącym się deszczu, jakość obrazu potrafi dramatycznie się pogorszyć. Przez większość czasu jest w porządku, ale chciałbym mieć możliwość wyłączenia filtra wyostrzającego.

Wydajność w trybie zadokowanym celuje w 60 klatek na sekundę. Cel ten jest osiągany częściej w trybie dla pojedynczego gracza, ale spadki są zauważalne, zwłaszcza podczas gry online. Ponieważ Switch 2 nie obsługuje VRR w trybie zadokowanym, te spadki są bardziej irytujące, niż mogłyby być. Wizualne cięcia są oczywiście zauważalne w porównaniu do wersji na PC i inne konsole, ale w oderwaniu od nich gra przez cały czas wygląda dobrze. Miałem okazję przetestować grę online – biorąc pod uwagę, iż główną zaletą Wild Hearts S jest kooperacja dla 4 graczy, ważne było sprawdzenie, jak to działa w takim scenariuszu – i to jest zdecydowanie najbardziej konfliktowy element tego portu.

Co-op – czterech to nie trzech, ale…

W idealnym świecie, gdzie polujesz z trzema innymi graczami, tryb wieloosobowy i netcode gry działają świetnie. Nie miałem problemów z lagami czy rozłączeniami, co było szczególnie zauważalne, gdy większość graczy, z którymi się łączyłem, grała z Japonii lub Korei. Mimo to, tryb wieloosobowy gry już teraz wydaje się być w niepewnym stanie. Choć na razie jest dobrze, zastanawiam się, czy za kilka tygodni w ogóle pozostanie jakaś baza graczy online. Z jednej strony, Wild Hearts S obsługuje grę lokalną, ale to wydaje się być problemem z oczywistym rozwiązaniem.

Jeśli już posiadasz Wild Hearts na innych platformach, dlaczego miałbyś kupować Wild Hearts S, chyba iż naprawdę pokochałeś oryginalną wersję? Albo odwrotnie. Podczas gdy Wild Hearts S kosztuje 200 zł, oryginalną wersję można łatwo kupić za 60 zł lub mniej. Zawartość jest taka sama, ale co najważniejsze, tryb wieloosobowy jest cross-play między PlayStation, Xbox i PC. Wierzę, iż tryb wieloosobowy Wild Hearts będzie istniał w jakiejś formie za 3 lata na tych platformach, ale po prostu nie ufam, iż to samo będzie dotyczyło Wild Hearts S.

Choć wymagałoby to dodatkowej pracy, nie rozumiem, dlaczego Koei Tecmo nie zaktualizowało oryginalnej wersji gry, aby uwzględnić nowe zmiany balansu i kooperację dla 4 graczy. Cross-play byłby natychmiastową korzyścią dla portu, a jego brak jest boleśnie odczuwalny już po niecałym miesiącu. Choć oryginalna wersja była współwydana przez EA, najwyraźniej nie stanowiło to przeszkody w wydaniu tego portu. Niezależnie od powodu, nie widzę, jak ta dysproporcja komukolwiek pomaga. Choć nie jest idealna, wersja gry na Nintendo Switch 2 jest dobra. Chętnie bym ją polecił.

Podsumowanie – czy warto polować na Switchu 2?

Wild Hearts S to przez cały czas ta sama, wciągająca gra, którą pokochałem na XSX. System Karakuri, dynamiczna walka i unikalne projekty Kemono wciąż sprawiają, iż jest to jedna z ciekawszych propozycji w gatunku. Jednak wersja na Nintendo Switch 2, choć akceptowalna, boryka się z problemami technicznymi, zwłaszcza w trybie zadokowanym i podczas gry online. Brak cross-playu i niepewna przyszłość bazy graczy to poważne minusy, które mogą zniechęcić wielu potencjalnych łowców.

Jeśli masz zgraną ekipę przyjaciół, z którą zamierzasz grać razem, czy to osobiście, czy online, Wild Hearts S jest łatwą rekomendacją. jeżeli jednak liczysz na grę wieloosobową z losowymi graczami, sytuacja staje się bardziej skomplikowana. Wild Hearts S to świetna gra, ale upewnij się, iż rozumiesz, na co się piszesz, zanim ją kupisz. Choć jest to jedna z najlepszych gier third-party wydanych do tej pory na Switcha 2, to pytanie, jak długo utrzyma się społeczność, pozostaje otwarte.


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse.


Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie KOEI TECMO.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.
Kup Wild Hearts S (Nintendo Switch 2)


Idź do oryginalnego materiału