Wrażenia: Pokemon Scarlet/Violet: The Hidden Treasure of Area Zero Part 1

11 miesięcy temu
Zdjęcie: Wrażenia: Pokemon Scarlet/Violet: The Hidden Treasure of Area Zero Part 1


Hidden Trasure of Area Zero pojawia się w dwóch częściach. Pora przyjrzeć się części pierwszej, czyli The Teal Mask!

Jak tam trenerzy Pokemon? Wciąż tułacie się po Paldei w poszukiwaniu nowych okazów? A może realizujecie misje fabularne i przydałaby się Wam jakaś odskocznia? Do Pokemon Scarlet/Violet właśnie wyszedł dodatek, jednak nie w całości! Studio Game Freak postanowiło podzielić to rozszerzenie na dwie części. Stąd nie spodziewajcie się ostatecznej oceny rozszerzenia pod koniec tej recenzji. Jednak już teraz podzielę się z Wami moimi wrażeniami z The Teal Mask (z ang. Turkusowa Maska). Kupując The Hidden Treasure of Area Zero, dostaniecie tę zawartość już teraz. Dalsza część, czyli The Indigo Disk (z ang. Dysk Indygo) zostanie udostępniona w zimie tego roku i nie trzeba będzie jej osobno dokupywać. No dobrze, pora przejść wreszcie do sedna. Jakie to w końcu kolory to całe indygo i turkus? Czy oprócz skołowania męskiej populacji graczy dodatek wprowadza coś interesującego?

Zielona szkoła

Jak dostać się do nowej zawartości dodatku? jeżeli zdecydujecie się go kupić, dostaniecie telefon od Jacq, aby wracać do szkoły. Tam przed recepcją pojawi się nowy gość. Briar, bo tak ma na imię kobieta pochodząca z Kitakami, zaprosi Was na „zieloną szkołę” właśnie w tamtym regionie. Dwie rozmowy i wiele kliknięć 'A’ dalej w końcu wyruszycie w podróż i traficie na zupełnie nową wyspę. Na pierwszy rzut oka dodatek wydaje się ogromny, ponieważ Kitakami zdaje się zajmować mniej więcej od 1/4 do 1/3 powierzchni Paldei.

W centralnym punkcie nowego regionu zamiast krateru znajdziecie jednak górę… Chciałbym napisać, iż jest malownicza, ale to tak naprawdę brązowa skała. Zdecydowanie nie został tu wykorzystany potencjał lokacji i chyba sam Level Designer bardziej skupił się na łapaniu Pokemonów niż na pracy. A naszych ulubieńców jest tu faktycznie sporo. Dostajemy zupełnie nowy Pokedex, który będzie już częściowo zapełniony przez napotkane wcześniej Pokemony z Paldei. Oczywiście znajdziemy tu również okazy, których próżno było szukać w podstawowej wersji Scarlet/Violet. Jednak oprócz łapania Pokemonów, musi tu być jeszcze jakaś fabuła, prawda?

Fabuła

Wiem, iż scenariusz nigdy nie był najmocniejszą stroną gier z serii Pokemon. Jednak w Pokemon Scarlet/Violet bardzo przypadło mi do gustu to, iż mogliśmy zdecydować, w jakim tempie i kolejności realizujemy 3 główne misje fabularne. jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej, na czym to polegało zapraszam do mojej recenzji „podstawki”. W przypadku The Teal Mask zupełnie zrezygnowano z takich zabiegów. Czyżby Narrative Designer produkcji również się nie postarał? Zwykle nie przytaczam fabuły gier, aby nie psuć Wam zabawy, w tym miejscu zrobię jednak wyjątek. Dzięki temu zobaczycie, iż tu zabawy fabułą adekwatnie za bardzo nie ma. jeżeli jednak chcesz poznać historię dodatku na własną rękę, przeskocz spokojnie kolejny akapit.

Tak więc trafiamy na Kitakami w okresie festiwalu, w którym świętowane jest zwycięstwo trójki Pokemonów — obrońców wioski, nad złym ogrem. Na miejscu poznajemy nowych przyjaciół i napotkamy wspomnianego Ogra. Jak się domyślacie okazuje się on być Pokemonem — Ogreponem. Okazuje się, iż to było wszystko na odwrót, to Ogrepon uratował mieszkańców przed złymi Pokemonami, ale z jakiejś przyczyny nikomu nie możemy o tym powiedzieć. Również przewidywalnie powraca trójka agresorów, a my wkraczamy do akcji, żeby uratować sytuację. Pod względem fabularnym było to tak pasjonujące jak 7-godzinne grzybobranie, bo tyle trwa mniej więcej główny wątek fabularny dodatku. Absolutnie największym pozytywem jest to, iż Ogrepon dołącza w końcu do naszej drużyny. Ma całkiem wyjątkową możliwość założenia jednej z 3 masek i zadawania dzięki temu ognistych, wodnych albo kamiennych obrażeń.

Okazja do poprawienia błędów

Wydanie dodatku to zawsze okazja do naprawy rozpoznanych przez społeczność graczy błędów głównej gry. Przypomnę, iż sam narzekałem na spadki płynności i niezbyt przyjazny interfejs. No cóż, jeżeli chodzi o chrupnięcia, to mam wrażenie, iż jest ich jeszcze więcej niż w Scarlet/Violet! Znowu, region wydawał się z początku duży, jednak jest tu zdecydowanie mniej miasteczek niż w podstawce. Pomimo tego gra notorycznie zwalniała.

Jeśli zaś chodzi o drugi zarzut, to poczyniono drobne zmiany w interfejsie, jednak nie wprowadzają one jakiejś rewolucji w okienkach. Dalej trzeba czekać na doczytanie Pokemonów przy przeglądaniu swoich podopiecznych. Dalej z opóźnieniem doładowują się ich trójwymiarowe modele w szczegółowym widoku menu.

Na końcu słowo o mapie… która również irytuje jak wcześniej i absolutnie nic się w niej nie zmieniło. Nie możemy z maksymalnego oddalenia zbliżyć dowolnego fragmentu wyspy — zawsze zbliżymy się do naszej obecnej pozycji. Również przy chodzeniu w korytarzach mapa nie zmienia się na widok wnętrza góry — coś, co od lat widzimy w większości innych produkcji.

Ocena

Tak jak wspomniałem na początku, nie uważam, żebym mógł wystawić w tym momencie ocenę całemu The Hidden Treasure of Area Zero. Rozszerzenie, poza kosmetycznymi zmianami, nowymi Pokemonami i jedną minigrą adekwatnie nie wprowadza nic nowego. Za to robi wyraźny krok wstecz, jeżeli chodzi o warstwę fabularną i level-design. Oczywiście, jądro gry wciąż bawi i ten „Pokemon factor” potrafi przykuć przed telewizorem. Jednak na tę chwilę dodatek polecę tylko najzacieklejszym łowcom Pokemonów, którzy znają już podstawowy region gry jak własną kieszeń. Zdecydowanie też polecam odkryć Kitakami z odblokowanymi umiejętnościami Koraidona/Miraidona. Możliwość wskakiwania po skałach czy szybowania jest tutaj nieoceniona!

Kod recenzencki dostarczył CQE - oficjalny dystrybutor Nintendo w Polsce
Idź do oryginalnego materiału