Wrażenia z testów Elden Ring Nightreign – jest dobrze!

3 tygodni temu
Zdjęcie: Wrażenia z testów Elden Ring Nightreign – jest dobrze!


W miniony weekend odbyły się testy kodu sieciowego Elden Ring Nightreign. Sprawdźcie nasze wrażenia z rozgrywki nowej gry FromSoftware!

FromSoftware zgotowało swoim fanom szansę na przedpremierowe zagranie w Elden Ring Nightreign. W ramach zamkniętego testu sieciowego mieliśmy okazję sprawdzić nową produkcję Japończyków w pięciu trzygodzinnych sesjach na przestrzeni minionego weekendu. Udało mi się wziąć udział w dwóch z nich, by opisać pokrótce swoje wrażenia. Z czym zatem się je Nightreign?

Lobby i dobieranie graczy

Po rozpoczęciu gry trafimy do lobby przypominającego nieco Roundtable Hold z pierwotnego Elden Ring. W becie nie znalazłem tam zbyt wielu możliwości interakcji – jedyne obecne tam postacie to bohaterowie, którym przyjdzie nam grać podczas eskapad do Limveld. Po każdej rozgrywce dostajemy jednak walutę, którą w pełnej wersji gry będziemy mogli wydać u postaci w naszej bazie wypadowej. Możemy zdobyć również kryształy, które wzmocnią konkretne klasy różnymi umiejętnościami. Trafiłem choćby na taki dający regenerację zdrowia atakami krytycznymi, albo umożliwiający dodatkowe ciosy po wykonaniu ataku klasy.

Kiedy już wyposażymy swoich bohaterów, przy okrągłym stole w centrum lobby wybierzemy cel naszej eskapady. W wersji beta jedynym dostępnym Lordem Nocy był Tricephalos – zwinny trójgłowy wilczur władający kulami ognia i ostrzami na linkach. W tym miejscu możemy też wybrać hasło dla naszej grupy w celu zagrania ze znajomymi. Owszem, FromSoftware jeszcze nie rozgryzło sensownego systemu lobby dla wielu graczy i owszem, próba dołączenia do znajomego w grze multiplayer nie powinna być tak trudna. W pierwotnym Elden Ringu można to jeszcze było wybaczyć, jednak reklamowane jako gra kooperacyjna Nightreign mogłoby ograniczyć wyzwania do tych w rozgrywce i darować sobie utrudnianie samego jej rozpoczęcia. Warto wspomnieć, iż chcąc zagrać z jednym znajomym, możemy wybrać taką opcję, jednak będziemy skazani na trzeciego gracza dobranego przez matchmaking. Nie znajdziemy tu niestety opcji rozgrywki z botami.

Wybór postaci

Na początku każdej ekspedycji wybierzemy jednego z dostępnych bohaterów. Zakładam, iż to właśnie w wyborze postaci będzie tkwić żywotność Elden Ring Nightreign. Na twórcach ciąży wielka odpowiedzialność, by rozgrywka była różnorodna, ale jednocześnie na tyle głęboka, żeby opanowanie każdego bohatera nie było natychmiastowe. W wersji testowej klasy były cztery: Wylder, Guardian, Duchess oraz Recluse.

Wylder to wyposażony w wielki miecz wojownik, który jest dobrym punktem startowym dla wszystkich gracza. W jego arsenale znajdziemy linkę, którą może przyciągać mniejszych wrogów do siebie. Wystrzelenie kotwiczki w większego oponenta przyciąga do niego gracza, przez co rozgrywka jest zaskakująco dynamiczna. Jego umiejętność specjalna to ognista bomba, która zadaje duże obrażenia i zbija posturę przeciwników.

Guardian to ptakokształtny wojownik pełniący rolę tanka drużyny. Jego umiejętności opierają się na wspieraniu towarzyszy atakami z powietrza oraz przyjmowaniu agresji przeciwników. Zdolność specjalna pozwala mu natomiast stworzyć pole ochronne, w którym sprzymierzeńcy dostają mniejsze obrażenia. Początkowo myślałem, iż będzie to moja ulubiona klasa, jednak widowiskowe ataki okazały się nie być aż tak przydatne w walce.

Duchess to postać skupiona na zwinnych unikach i zwinnemu przekradaniu się za plecami wrogów. Przyznam, iż niezbyt dobrze zrozumiałem jej zestaw umiejętności. Jedna z nich według dość lakonicznego opisu pozwala na kreowanie ech swoich ataków, by osaczyć przeciwników. Drugą zaś aktywujemy, aby na krótki moment uczynić pobliskich towarzyszy niewidzialnymi. Duchess to bohaterka, która moim zdaniem podkreśla, iż nauczenie się Nightreign nie będzie zadaniem prostym. Brak wnikliwych samouczków sprawia, iż do wszystkiego musimy dojść metodą prób i błędów. Osobiście pasuje mi takie podejście, jednak spodziewam się, iż poświęcanie eskapady losowym graczom na rzecz uczenia się nowej postaci może spotkać się ze sporym niezadowoleniem.

Ostatnią z dostępnych w teście postaci była Recluse, która wydała mi się najciekawszą i najbardziej złożoną z klas. Jej podstawową umiejętnością jest przechwytywanie żywiołów z dotkniętych nimi przeciwników oraz przyjaciół. Po złapaniu trzech żywiołów bohaterka uwalnia czar, który jest określony kombinacją tego, jakie statusy przechwyciliśmy. Owe czary mogą być ofensywne, jednak niektóre pozwalają na leczenie towarzyszy, a choćby automatyczne parowanie ataków przez krótki czas. Nie dostaniemy oczywiście żadnej ściągawki – kombinacji musimy nauczyć się sami.

Ekspedycje do Limveld

Po wybraniu postaci wreszcie zaczynamy adekwatną rozgrywkę. Każdy z graczy zaczyna grę w tym samym punkcie, więc już od początku podkreślana jest tu nieodzowność współpracy. Pętla rozgrywki opiera się na eksploracji oraz walczeniu z minibossami celem zdobycia usprawnień i broni dla swoich postaci. Możemy również skorzystać z mapy, by oznaczać reszcie drużyny interesujące punkty do odwiedzenia.

W eksploracji Limveld pomagają nowe umiejętności ruchu dostępne dla każdej z klas. Pierwszą dużą zmianą w stosunku do Elden Ring jest dodatkowy, szybszy sprint po wciśnięciu lewej gałki analogowej. To bardzo sensowna zmiana zastępująca skradanie – mapa jest mimo wszystko spora, a bohaterowie nie są wyposażeni w wierzchowce. Drugą mechaniką służącą eksploracji jest wspinaczka po pionowych powierzchniach. Dzięki niej gwałtownie pokonamy barykady i wespniemy się po klifach – to umiejętność przydatna tym bardziej, kiedy przypadkiem trafimy poza stale kurczący się okrąg ognia.

Elden… Fortnite?

Wspomniany okrąg ognia to element żywcem wyjęty z gier gatunku battle royale. Obszar rozgrywki stale ulega zmniejszeniu, przez co bohaterowie zmuszeni są pozostawać w ciągłym ruchu. Już od pierwszych chwil grania czuć, iż Elden Ring Nightreign to gra znacznie szybsza i bardziej chaotyczna od swojego poprzednika.

Podobieństwo do innych gier dla wielu graczy nie kończy się na tym. Bohaterowie, którzy polegną w walce, podobnie jak w innych tytułach, mogą zostać wskrzeszeni przez swoich towarzyszy. Każdy gracz ma trzy życia, jednak jednoczesna porażka wszystkich wojowników skończy się porażką eskapady. Musimy zatem trzymać się razem i być gotowi na szybkie i nie zawsze przemyślane decyzje.

Dzień i noc

Każda ekspedycja dzieli się na trzy etapy: dzień I, dzień II oraz finałowe starcie z Lordem Nocy. Tempo rozgrywki jest uwarunkowane stale zmniejszającym się okręgiem, który zawsze zmierza do określonego punktu na mapie – tam zmierzymy się z bossem danego dnia. Cała sztuka polega tu zatem na tym, by przed zamknięciem się obszaru gry zwiedzić tyle lokacji ile zdołamy, by zdobyć cenne przedmioty, ulepszenia i bronie.

W świecie znajdziemy też miejsca łaski, w których przekujemy zdobyte runy w kolejne poziomy postaci. W przeciwieństwie do Elden Ringa nie mamy tutaj dokładnego wyboru statystyk, jakie chcemy wzmocnić. Każda postać ma jednak cechy, które wpływają na efektywność różnych typów oręża. Twórcy zdecydowali się jednak na ich ukrycie, co nie do końca rozumiem – wiedza o sprzyjających typach broni pozytywnie odbiłaby się na klarowności i tempie rozgrywki.

Starcia z bossami

Mówiąc o soulslike’u nie mogę pominąć aspektu spektakularnych walk z bossami. To interesujący aspekt zwłaszcza w kontekście Nightreign, które już od pierwszego zwiastuna chwali się obecnością przeciwników z poprzednich gier FromSoftware. W minionym teście mieliśmy okazję zmierzyć się z Centipede Demonem, czyli bossem z pierwszej części Dark Souls. Poza nowymi ruchami oraz odświeżeniem wizualnym największe wrażenie zrobił na mnie powrót muzyki z pierwszych Soulsów. Było to bardzo unikatowe i nostalgiczne doświadczenie.

Po kilku godzinach w becie zacząłem jednak zauważać mały problem z powtarzalnością przeciwników. Ekspedycje zawsze toczyły się bardzo podobnie, co na dłuższą metę może znacznie osłabiać żywotność gry. Trudno na ten moment stwierdzić, czy w finalnej wersji Elden Ring Nightreign będzie dostatecznie różnorodny, jednak trzymam kciuki za japońskich developerów. Zwłaszcza iż walki projektowane na potrzeby trzyosobowej kooperacji to interesująca odmiana względem dotychczasowego portfolio studia.

Technicznie bez zmian

Na koniec zostawiłem aspekt, który już od dawna jest piętą achillesową FromSoftware – warstwę techniczną. Bez ogródek powiem, iż nie jest idealnie. jeżeli graliście w podstawowego Elden Ringa to dobrze wiecie, iż choćby na konsolach obecnej generacji gra nie zawsze trzyma stałe 60 klatek na sekundę. Z Nightreign jest niestety podobnie, nierzadko gorzej. Przy dużych starciach z obszernymi grupami wrogów grze zdarzało się mocno chrupnąć, choć na szczęście nie do poziomu niegrywalności.

Spory problem był też z samym dobieraniem graczy i wydajnością kodu sieciowego. Zdarzało się, iż oczekiwanie na znalezienie towarzyszy trwało niepokojąco długo. W samej rozgrywce przeciwnicy nieraz ulegali desynchronizacji, co kończyło się niesprawiedliwymi obrażeniami naszych postaci. Wspomnę też o dziwnym błędzie, który miałem już z pierwotną grą, a którego developerzy wciąż tutaj nie załatali. Na moim domowym routerze multiplayer Elden Ring po prostu nie działa. System z jakiegoś powodu nie może znaleźć innych graczy, czego wynikiem jest matchmaking w nieskończoność. Za każdym razem muszę zatem podpinać swoje PS5 do hotspotu z telefonu, co jest oczywiście bardzo uciążliwe.

Podkreślę w tym miejscu, iż to wszystko to błędy mogące być jedynie kwestią testu sieciowego. Miejmy nadzieję, iż do maja twórcy zajmą się optymalizacją tych aspektów gry, żeby gotowy produkt działał bez większych zgrzytów. Tak zjawiskowy artystycznie tytuł zwyczajnie zasługuje na to, by każdy gracz mógł się nim nacieszyć – widoki nieraz bowiem zapierają dech w piersi.

Słowem podsumowania

Elden Ring Nightreign szykuje się na bardzo osobliwą pozycję w portfolio FromSoftware. Mimo jasnego czerpania z utartej formuły poprzednich gier studia trudno odmówić temu tytułowi świeżości. Mamy tu bowiem po raz pierwszy do czynienia z soulsami, które odgórnie zakładają rozgrywkę drużynową. Widać, iż aspekt multiplayer jest nadrzędny w projektach walk, co może działać grze zarówno na plus, jak i na minus. Niektórzy gracze dobrani przez system usilnie starali się grać tu samodzielnie, co zdecydowanie negatywnie wpływało na doświadczenie. Czasem jednak zdarzali się towarzysze, którzy mimo nikłych metod komunikacji świetnie się razem zgrywali – wtedy doświadczenie było naprawdę unikatowe.

Elden Ring Nightreign zmierza na konsole PS4, PS5, Xbox One, Xbox Series X|S, a także na komputery osobiste. W najnowszą produkcję FromSoftware zagramy już 30 maja tego roku.

Pamiętajcie, iż znajdziecie nas również w mediach społecznościowych. Bardzo chętnie porozmawiamy z Wami zarówno na Facebooku, jak i w serwisie X (na dawnym Twitterze). Zapraszamy was również na nasz Discord.

Dziękujemy firmie Cenega za kody do testów produkcji.
Idź do oryginalnego materiału