Wychowałem się na komiksach Marvela, a w Overwatch spędzam od premiery więcej czasu, niż ludzka godność pozwala przyznać. Zdawałoby się więc, iż Marvel Rivals to będzie spełnienie moich wszystkich marzeń…
Muszę przyznać, iż jak deweloper NetEase Games wypuścił pierwszy gameplay trailer kilka miesięcy temu, przyjąłem go z chłodną obojętnością zblazowanego człowieka, któremu media społecznościowe, natłok informacji i przesyt popkulturą zupełnie już wyżarły mózg. Może to kwestia tego, iż kinowy Marvel wówczas raczej cienko prządł i przestał jakkolwiek cieszyć, a do komiksów trudno było wrócić bez doktoryzowania się z ostatnich dwóch dekad historii uniwersum. Może na trailerze wyglądało to po prostu drętwo – odniosłem wówczas wrażenie, iż ruchy i ataki postaci przypominają inscenizowaną przez dziecko dzięki plastikowych figurek bitwę bohaterów. Szczerze, zupełnie zapomniałem o tym tytule na długi czas. Moją uwagę w lipcu przykuły dopiero tytuły polecanych filmików na YT: „Miszczu Genji próbuje Spider-Mana w Marvel Rivels”, „Nadszedł zabójca Overwatcha”, te sprawy. Trochę posłuchałem i zachęcony uśmiechnąłem się gdzie trzeba, by już kilka dni później wziąć udział w zamkniętej becie gry. I wiecie co? Jest tu potencjał.
Marvel Rivals, podobnie jak Overwatch, to hero shooter: Wybieramy jedną z licznych postaci i w sześcioosobowych zespołach rywalizujemy na różnych mapach o przejęcie punktu kontrolnego, zagonienie kóz do stajni, czy dowiezienie przez całą mapę jakiegoś ładunku. Bohaterów już w tej chwili jest multum (to w końcu Marvel), a dzielą się oni na vanguards (czyli tanki), duelists (atak/DPS) i strategists (wsparcie/leczenie). Kto ma jakiekolwiek doświadczenie z tego typu grami, będzie wiedział, iż zbalansowana kompozycja klas to pierwszy krok do sukcesu, Rivals idzie jednak o krok dalej poprzez wprowadzenie systemu „team-up”: Niektórzy z bohaterów dają innym dodatkowe zdolności, zwiększają ich siłę ataku, czy choćby potrafią wskrzeszać ziomków na polu bitwy. I tak na przykład Venom daje innym pajęczym postaciom specjalny atak przy użyciu symbiontu, Adam Warlock pozwala innym Strażnikom Galaktyki podnieść się po śmierci, a Szop Rocket ogarnia Punisherowi większą siłę ognia. Kombinacji jest sporo (i będzie jeszcze więcej), a sprytne sparowanie bohaterów nierzadko może przechylić szalę zwycięstwa na naszą stronę.
Każdy z bohaterów (a przetestowałem zdecydowaną większość podczas bety) ma szereg umiejętności do wykorzystania oraz unikalny styl rozgrywki. Niektórzy fruwają, inni błyskawicznie przemieszczają się po mapie i sieją spustoszenie na tyłach wroga, jeszcze inni specjalizują się w ostrzale z daleka – każdy znajdzie tu coś dla siebie. Zdolności postaci potrafią być naprawdę wymyślne, i choć zdecydowanie widać często inspirację innymi podobnymi grami (trudno było nie porównywać wielu ze skilli lub herosów do Overwatcha), to jest to na tyle umiejętnie pomieszane i podrasowane, iż nie mamy wrażenia ogrywania kolejnej topornej kalki. Również sama walka, która na gameplayach wyglądała na niezbyt natchnioną, w praktyce sprawdza się wyśmienicie. Oczywiście nie jest to poziom mięsistości Destiny, ale headshoty wchodzą miło, poruszanie się jest bardzo intuicyjne, a wyeliminowanie połowy drużyny przeciwnika na raz aż prosi się, żeby wrzucić na YT kompilację zagrań, którą obejrzą potem trzech kolegów i mama.
Chociaż tryby gry nie są w żaden sposób rewolucyjne, dużym plusem jest konstrukcja map, które zdają się być (przynajmniej na razie) względnie dobrze zbalansowane i dają wiele różnych ścieżek do celu. A jeżeli tych ścieżek nam brakuje to… Na ogół możemy stworzyć sobie własną. Bardzo dużą część otoczenia, w tym wiele ścian, można w Marvel Rivals zniszczyć, co nie tylko podnosi dynamikę rozgrywki, ale pozwala też na sporo dodatkowych zagrań taktycznych, których próżno szukać u konkurencji. A wygląda to wszystko przy tym miodnie – wprawdzie beta zabrała nas tylko do Tokio przyszłości i Yggsgardu (pomieszanie Asgardu z mitologicznym drzewem, Yggdrasilem), to obie lokacje wyglądały wręcz fenomenalnie – pełne detali, żywych kolorów i fantazyjnych projektów otoczenia. Rivals garściami czerpie z komiksów, nadaje jednak wszystkiemu swój własny, unikalny twist, wliczając w to rozpoznawalne, ale odświeżone projekty postaci (nawet jeżeli Punisher przesadził nieco z dietą białkową, a Magneto to teraz bysiu z poplątaną brodą).
Wiele się nie spodziewałem, a zostałem bardzo miło zaskoczony. Jest coś magicznego w próbowaniu tego typu gry na starcie; Ten szalony, radosny chaos i uczenie się wszystkiego razem z innymi graczami dają nieprawdopodobną radochę. Wiadomo oczywiście, iż ten stan nie potrwa długo i w przeciągu roku od premiery (której daty jeszcze nie znamy) zacznie się balansowanie map i postaci, exploity i inne glitche. Tak naprawdę to będzie największy test dla NetEase: utrzymanie gry w dobrym stanie, by choćby po czasie sprawiała przyjemność, a nie wypalała duszę. Ja, ze swojej strony, mogę natomiast stwierdzić, iż twórcy zdobyli u mnie niemały kredyt zaufania, dajcie więc Rivals szansę. choćby jeżeli nie podoba wam się, iż Robert Downey Jr. będzie grał Doktora Dooma.
Dziękujemy NetEase Games za zaproszenie do beta testów