Bardzo lubię grać w tytuły bazujące na mechanice stawiania wież, ale do bycia ekspertem w tej dziedzinie jest mi daleko. jeżeli już sięgam po produkcję tego typu, skupiam się przede wszystkim na ukończeniu kampanii i to na normalnym poziomie trudności. Czasami zdarza mi się liznąć jakieś wyzwania lub spróbować bardziej wymagających wersji poziomów. Oczywiście zdarzają się wyjątki od tej reguły. Jednym z nich jest seria Kingom Rush, która według mnie jest chyba najlepszym przedstawicielem gatunku. Sięgając po XENOBREAKERS: Classic Tower Defense, nie miałem zbyt wysokich oczekiwań. Okazało się jednak, iż choćby ledwo raczkujące studio jest w stanie nieźle zaskoczyć. Czy był to szok pozytywny, czy negatywny? Dowiecie się tego z poniższego materiału.
Spis Treści
- Fabuła
- Poziom trudności
- Przeciwnicy i arsenał
- Co mi nie pasowało
- Oprawa
- Podsumowanie

Po co to wszytko?
XENOBREAKERS to projekt z gatunku tower defense przygotowany przez belgijskie Couch Potato Studios. Chyba nikogo nie zaskoczę, gdy napiszę, iż naszym głównym celem jest obrona przed hordami napierających przeciwników przy użyciu różnego rodzaju wież. Fabuła przedstawiona na kilku obrazkach niby jest, ale nie spodziewajcie się epickiej historii. Najważniejsze, iż jest podłoże pod walkę z robalami, mechami i innymi wrogo nastawionymi złolami. Wychodzę z założenia, iż każdy powód jest dobry, żeby przywalić z wieży salwą pocisków w przebrzydłych kosmitów. Zwolennicy głębokich scenariuszy nie znajdą tu nic dla siebie, ale mnie wystarczyło, to co jest.
Podoba mi się natomiast, w jaki sposób zrobione są opisy w samouczku. Oprócz samych cech adwersarzy oraz naszych konstrukcji każdy ekran zawiera przypis od głównego bohatera. Niby mała rzecz, a mnie cieszy. Podobne odczucie miałem, gdy zobaczyłem, iż już i tak przejrzysty interfejs możemy sobie pokolorować na kilka sposobów. Ponownie drobnostka, ale rzadko gdzie widuje się taki wybór. Miłym ukłonem jest też obecność języka polskiego. Co prawda zdarzają się niewielkie błędy, ale osobom nieznających zbyt dobrze angielskiego z pewnością ułatwi to obcowanie z XENOBREAKERS.
Rozgrywka dla wszystkich
Do wyboru mamy dwa tryby: Normalny oraz Hardcore. Graczy lubujących się w wyzwaniach, zachęcam do przetestowania tego drugiego. Ostrzegam jednak, iż nie będzie łatwo. Ja spróbowałem, ale nie mam zdrowia i czasu na takie doświadczenie. jeżeli zdecydujecie się na bramkę numer jeden, przed każdym kolejnym etapem będziecie mogli wybrać dodatkową opcję, która zmienia częstotliwość nadchodzących fal. Bardzo przyjemny ułatwiacz pozwalający zapoznać się z planszą, zanim podejdziemy do trudniejszej wersji.
Po ukończeniu każdego poziomu otrzymujemy gwizdki, a ich liczba zależy od naszej efektywności w obronie. Wydajemy je na drzewkach wzmocnień, które znacznie wpływają na dalszą rozgrywkę. Wśród nich znajdziemy opcje zmniejszające kosz czy zwiększające obrażenia poszczególnych bastionów. Bardzo lubię takie rozwiązanie, ponieważ zachęca do ponownego odwiedzania etapów, aby polepszyć swój wynik.
Spory wybór w XENOBREAKERS Classic Tower Defense
Wiadomo, iż najważniejszą częścią każdej produkcji z tego gatunku jest dobre zróżnicowanie zarówno przeciwników, jak i samych wież. Cieszy mnie więc, iż mogę z czystym sumieniem stwierdzić, iż projekt Couch Potato Studios wypada pod tym względem naprawdę dobrze. Każda z trzech frakcji znacząco się od siebie różni. Robale potrafią zakopywać się pod ziemię, roboty posiadają opancerzone jednostki transportowe, a paskudna korporacja ma w swoich szeregach niewidzialnym żołnierzy oraz spadochroniarzy, którzy potrafią wylądować w najmniej wygodnym dla nas punkcie mapy.
Na szczęście twórcy postarali się, abyśmy mieli odpowiedni arsenał do walki z nieprzyjacielem. W nasze ręce oddali pięć struktur. Każdą nich można kilka razy ulepszyć, a w końcowym stadium budowy wybrać jedno z dwóch końcowych rozwinięć. Taka wypasiona wieża posiada kilka umiejętności, które również możemy zakupić. Gniazdo snajperskie na przykład pozwala zwiększyć obrażenia budowli stojących w jego zasięgu. Dodatkowo w repertuarze narzędzi zniszczenia znajdują się cztery moce, dzięki, którym możemy wspomóc swoje stacjonarne bastiony.
W grze spędziłem około dziesięciu godzin i moje działania defensywne uważam, za bardzo udane. Chętnie wracałem do etapów, których nie ukończyłem na trzy gwiazdki, aby zyskać dodatkowy surowiec na wzmocnienia. Podsumowując zabawa w eksterminowanie przebrzydłych kosmitów przypadła mi do gustu, choć nie była pozbawiona kilku nieprzyjemnych sytuacji.
Najpierw tu, potem tam.
Czas przejść do tej części recenzji, której nie lubię najbardziej. Niestety w XENOBREAKERS jest kilka rzeczy, które trochę mnie irytowały. Po pierwsze brakowało mi informacji o jednostkach, które pojawiały się w kolejnych falach. Lubie wiedzieć, co mnie czeka, bo łatwiej wtedy zaplanować rozbudową linii obronnych. Nie byłoby to może takie złe gdyby nie fakt, iż podczas pauzy nie można stawiać lub sprzedawać konstrukcji.
Po drugie nie widać ścieżek przeciwników, więc po kilku chwilach na mapie często robił się ogromny chaos, a ja w pocie czoła usuwałem i budowałem, aby skutecznie odeprzeć nadchodzącą ofensywę. Nie jest to duży minus, ponieważ taki choćby Kingdom Rush też potrafi zaskoczyć, ale jest to tam dużo lepiej rozwiązane.
Brakowało mi też bardzo możliwości przesuwania planszy podczas zbliżenia na pole walki. Szkoda, iż twórcy nie dali takiej opcji. Chętnie popatrzyłbym z bliska, jak adwersarze padają jak muchy od gradobicia kul, rakiet i innych pocisków. Irytowało mnie również, iż po naciśnięciu na niektóre miejsca przeznaczone do budowy koło wyboru nie pojawiała się w jego centrum.
Zdarzały się także pomniejsze bugi. Kilka razy musiałem powtarzać etap, bo nie wyskoczył ekran końcowy misji. Mech, którego można przyzwać raz na jakiś czas, potrafił się zablokować i nie mogłem wydawać mu rozkazów. Na szczęście żadna z tych rzeczy nie popsuła mi zabawy, choć nie ukrywam, iż kilka razy miałem ochotę wyłączyć tytuł i już do niego nie wracać. Cieszę się jednak, iż tego nie zrobiłem.
Ładnie, ale z chrupnięciem.
Na koniec zostawiłem sobie warstwę artystyczną oraz techniczną. Niestety wygląd XENOBREAKERS zwyczajnie do mnie nie trafia. Wiem natomiast, iż styl graficzny to kwestia gustu. Mnie po prostu nie podszedł, ale zdaję sobie sprawę, iż takie minimalistyczne podejście może się podobać. Dźwiękowo szału też nie ma. Niektóre wieże wręcz pierdzą sobie pociskami. Brakuje mi takiej mięsistości przy wybuchach. Być może się czepiam, ale uważam, iż można było to zrobić trochę lepiej. Zdaję sobie jednak sprawę, iż jest to debiutancki projekt, nad którym pracują cztery osoby, więc spokojnie mogłem na to wszystko przymknąć oko.
Od strony technicznej nie mam się za bardzo, o co czepiać, aczkolwiek mam wrażenie, iż optymalizacja momentami trochę leży. Wszystko działało normalnie, dopóki nie odpaliłem siódmej misji. Jest tam mnóstwo roślinności. Trawa i liście bujały się na wietrze podobnie jak mój licznik FPS-ów. Pomimo dość mocnego laptopa (Asus Rog Strix G17 – R7-5800H, 16GB, GeForce 3060) klatkaż na tym etapie nie wyrabiał, a wiatraczki rozkręcały się do czerwoności. Na całe szczęście taka sytuacja miała miejsce tylko w tej jednej planszy. Reszta doświadczenia odbyła się bez podobnych czkawek.
Czy warto sięgnąć po XENOBREAKERS Classic Tower Defense?
Zdaję sobie sprawę, iż w dwóch ostatnich akapitach trochę na tytuł Couch Potato Studios ponarzekałem. Nie znaczy to jednak, iż czas spędzony na planowaniu, rozstawianiu wież i reagowaniu na kolejne fale przeciwników uważam za stracony. Wręcz przeciwnie. Podczas tych kilku godzin rozgrywki bawiłem się dość dobrze. Nie był to może najbardziej ekscytujący okres w moim growym życiu, ale każdy kolejny atak przynosił lekki stres, a zwycięstwo falę zadowolenia.
Biorąc pod uwagę, iż XENOBREAKERS: Classic Tower Defense to pierwsza gra belgijskiego studia naprawdę nie mam się o co tutaj przyczepić. Drobne błędy są, ale twórcy starają się je łatać na bieżąco. Styl graficzny to nie moja bajka, ale wiadomo, iż to akurat kwestia gustu. Dlatego, jeżeli jesteście entuzjastami gatunku tower defense, to spokojnie możecie zakupić tę pozycję.
Koszt to niecałe 25 złotych, więc portfel bardzo Wam nie ucierpi. Z tego, co widziałem, użytkownicy platformy Steam oceniają tę produkcję bardzo pozytywnie. Mam nadzieję, iż miłe słowa od społeczności oraz niewielki zastrzyk gotówki zmotywują drużynę do działania i ich kolejny projekt będzie jeszcze lepszy.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!
Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy Couch Potato Studios.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.