Człowiek jakby nie wiedział, to by jeszcze pomyślał, iż ma do czynienia ze zwykłym remasterem. W końcu Ys Memoire: The Oath in Felghana to odświeżona wersja dwudziestoletniego już Ys: The Oath in Felghana. Wystarczy jednak wiedzieć, iż Japończycy lubują się w komplikowaniu pewnych kwestii, więc zdziwić Was nie powinno, iż odświeżony tytuł to nic innego, jak remake stareńkiego Ys III: Wanderers from Ys. Przyznać trzeba, iż zmiana nazwy jest jak najbardziej na plus, bo oryginał brzmi dość pokracznie, ale dobrze, zostawmy już to, bo ma to znaczenie absolutnie marginalne. Skupmy się więc na tym, czym Ys Memoire: The Oath in Felghana rzeczywiście jest, a – zdradzę – jest niezbyt dobrym remasterem bardzo dobrego remaku.
Spis Treści
- Fabuła
- Rozgrywka
- Poziom trudności
- Świat
- Remaster
- Usprawnienia
- Podsumowanie
Kup Ys Memoire: The Oath in Felghana (PS5)
Alternatywna wersja Felghany
Ys: The Oath in Felghana, wydany w 2005 roku na PC, a później również na PSP, to remake dość odważny, bo, choć daleko mu do brawury nowej wersji Final Fantasy VII, to zmienia on względem oryginału całkiem sporo. Założenie pozostaje to samo: Adol i Dogi po przygodach z pierwszych dwóch części docierają do tytułowej prowincji Felghana akurat w porę, by wziąć udział w pogoni za czterema tajemniczymi statuetkami, związanymi z legendą o wielkim złu. Klasyka gatunku, ale historię tę napisano jeszcze w latach osiemdziesiątych, kiedy fabularne standardy branży były zupełnie inne.
Remake nie przekłada jednak tej opowieści jeden do jednego. Rozbudowuje ją, dodając nieco nowych wątków i zmieniając te już istniejące. Toteż, choć jest to z grubsza ta sama historia, The Oath in Felghana oferuje zupełnie nowe doświadczenie. Nie będę się w tym miejscu zagłębiał w spoilery i wspomnę tylko, iż mocno przepisano tutaj drugą połowę gry, wliczając w to zakończenie. Oczywiście przez cały czas nie należy spodziewać się cudów, ale nowa wersja scenariusza wypada całkiem przyjemnie, a do bohaterów łatwo jest się przywiązać.
Tnij, nie skacz
Większe zmiany dotknęły natomiast rozgrywki. Stać się tak musiało przede wszystkim ze względu zmianę perspektywy. O ile Wanderers of Ys pod względem prezentacji stanowił dwuwymiarowy platformer na modłę Zelda II: The Adventure of Link, o tyle The Oath in Felghana bliżej jest do hack’n’slasha. Sekwencji platformowych jest tutaj niewiele, zamiast tego lwią część zabawy spędzamy na siekaniu zastępów wrogów. Sporadycznie faktycznie będziemy musieli poskakać nieco nad rozpadlinami, ale twórcy najwidoczniej zdawali sobie sprawę, iż rzut izometryczny i platformówki niezbyt idą w parze, więc ograniczyli tego typu wyzwania do absolutnego minimum, przy okazji ułatwiając graczom życie poprzez dodanie opcji podwójnego skoku czy widocznego na ziemi cienia naszego bohatera.
Sama walka nie należy do skomplikowanych, opierając się w bardzo dużym uproszczeniu na klepaniu jednego przycisku. Nie oznacza to jednak, iż jest łatwo, bo o ile na początku wrogowie nie stanowią większego zagrożenia, o tyle na później etapach przygody na naszej drodze napotkamy zdecydowanie większych i liczniejszych kozaków, którzy zmuszą nas do wykorzystania wszystkich dostępnych opcji. Nie ma ich wprawdzie zbyt wiele, ale odpowiednie użycie ataków z wyskoku czy zdobywanych stopniowo magicznych artefaktów skutecznie ułatwiają zadanie.
Wymagająco, ale bez grindu
Nasze szanse na przetrwanie klasycznie zwiększa wbicie kilku poziomów doświadczenie czy wymiana sprzętu na nowy. Uspokajam jednak, choć Ys Memoire: The Oath in Felghana jest jRPG-iem, to wcale nie wymaga on uporczywego mordowania niemilców, byle tylko mieć jakiekolwiek szanse. Owszem, może się taka konieczność zdarzyć, ale mimo wszystko kolejne poziomy wpadają dość gwałtownie choćby w trakcie podążania za głównym wątkiem, więc nie musicie się martwić, iż jakiś boss zmusi Was do grindu.
Przy bossach będąc, tych jest całkiem sporo. Mało tego, zaprojektowano ich naprawdę dobrze, więc nie ma mowy o schematycznych potyczkach do odbębnienia. Każdego wyposażono w unikatowe ataki, których musimy się nauczyć, by przetrwać. Lanie na ślepo może sprawdzać się w przypadku mięsa armatniego, ale w starciu z bossem gwałtownie doprowadzi to do śmierci Adola. Miłe jest natomiast to, iż twórcy po kilku porażkach pozwalają na obniżenie poziomu trudności na czas trwania tej konkretnej potyczki.
Mały, wystarczający świat
The Oath in Felghana nie jest też klasycznym jRPG-iem w kontekście swojej zawartości. To dość skromna pozycja, której zaliczenie nie powinno zająć Wam więcej niż kilka godzin. W moim przypadku licznik stanął na jakichś siedmiu godzinach i uważam to za czas wystarczający. Mechanika rozgrywki na dłuższą metę robi się dość powtarzalna, a tak walka do samego końca nie przestała sprawiać mi przyjemności. Poza tym sama Felghana to w zasadzie zbiór kilku lochów połączonych ze sobą siecią imitujących otwarty świat korytarzy. Mamy też służące za hub miasteczko, w którym kupimy nowy sprzęt lub ulepszymy obecny, porozmawiamy z mieszkańcami i odbierzemy dosłownie kilka zadań pobocznych. W dobie olbrzymich open-worldów nie robi to wrażenia, ale w zupełności wystarcza, by odetchnąć nad chwilę od wojaczki.
Zmiany są, ale nieznaczne
Wszystko to, co przeczytaliście powyżej, to w zasadzie recenzja oryginalnego Ys: The Oath in Felghana. Edycja z dopiskiem Memoire znalazło się w podobnej sytuacji, co zeszłoroczne Valkyrie Profile: Lenneth, będąc tak naprawdę zaledwie portem oryginału na nowe platformy. Jedyną faktyczną poprawką są narysowane od nowa portrety bohaterów w czasie dialogów, aczkolwiek ma to znikomy wpływ na doświadczenie, bo ich pierwotne wersje prezentowały się całkiem przyzwoicie. Sprawdzić możecie to sami, bo gra pozwala na przełączanie się pomiędzy oboma wydaniami. Kreska jest ładniejsza, proporcje są bardziej naturalne, ale niektóre panie otrzymały lifting biustu (cóż, mówię, co widzę), ale poza tym nie różnią się nazbyt od tego, co można było do tej pory zobaczyć.
Zmian nie doczekała się reszta oprawy, więc tekstury czy sprite’y bohaterów przez cały czas straszą pikselami. Ogólna rozdzielczość wyświetlania jest oczywiście wyższa, a płynność rozgrywki nieskazitelna, ale w tym przypadku trudno, by miało być inaczej. Szkoda, bo Ys Memoire: The Oath in Felghana miał szansę, by wycisnąć pełen potencjał ze świetnych projektów lokacji i ich mieszkańców, a finalnie otrzymaliśmy zaledwie bardzo cieniutką warstwę pudru na pełnej zmarszczek twarz oryginału – wciąż piękną, ale mającą swoje lata świetności dawno za sobą.
Usprawnienia? A po co? A komu to potrzebne?
Brak też jakichkolwiek usprawnień w kontekście komfortu zabawy. Rozgrywkę chociażby wciąż zapisywać wyłącznie w konkretnych miejscach, więc o ile akurat rozpoczniecie walkę z bossem i w jej trakcie stwierdzicie, iż tego wieczora jesteście na nią zbyt zmęczeni, a zapomnieliście zapisać grę tuż przed nią, to albo zostawicie konsolę włączoną na noc, albo będziecie musieli liczyć się z utraconym postępem. Starcia nie przerwiecie, nie zapiszecie w jego trakcie, a Ys Memoire nie przewiduje choćby opcji automatycznego zapisu.
Warto przy okazji dodać, iż część z tego, co przeczytacie na stronach sklepów, to wierutna bzdura lub przynajmniej marketingowe mydlenie oczu, mające sprawić, byście uwierzyli, iż Ys Memoire: The Oath in Felghana to zupełnie nowa jakość. Uwzględnienie wersji soundtracku (całkiem niezłego, warto dodać) z różnych wydań gry, sięgających jeszcze pierwszych wydań Ys III: Wanderers of Ys faktycznie tutaj jest, ale pięć lat temu dodano je również za darmo w ramach darmowej aktualizacji. Tak ma się sprawa udźwiękowionych kwestii Adola, które w dodatku nie istnieją, bo wszystko, co mówi i robi w trakcie dialogów bohater, jest opisywane przez narratora. To właśnie jego głos dodano, nie Adola.
Nowy remaster w porcie
Bardzo nie lubię takich sytuacji. Uważam, iż remastery i remaki są jak najbardziej potrzebne, ponieważ pozwalają na przetrwaniu growemu dziedzictwu i zapoznaniu się z klasykami nowym odbiorcom. Ys Memoire: The Oath in Felghana to natomiast ucieleśnienie wszystkich tych haseł o dojeniu graczy i odgrzewaniu kotletów. Tym, którzy znają oryginał i posiadają go w swojej bibliotece, „remaster” ten nie ma do zaoferowania absolutnie niczego poza uszczupleniem zawartości ich portfela. Natomiast o ile miałaby to być Wasza pierwsza podróż do Felghany, to warto się skusić, bo mimo wszystko Ys Memoire: The Oath in Felghana wciąż pozostaje dobrym, choćby jeżeli prościutkim jRPG-iem, oferującym kilka godzin dobrej zabawy.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!
Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy wydawcy oraz Decibel-PR.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.
LUB