Call of Duty: Black Ops 6 – recenzja (PC). Po zimnej wojnie czas ruszyć w pogoń za Panteonem

3 tygodni temu

Po Modern Warfare III przyszedł czas na Black Ops 6. Zaznaczę, iż dotychczas nie miałem zbytniej styczności z kampanią Black Ops dla jednego gracza. O wiele bardziej interesowała mnie rozgrywka sieciowa, a singleplayer był dla mnie jedynie niepotrzebnym dodatkiem do gry. Już teraz mogę powiedzieć, iż recenzowane BO6 zmieniło moje nastawienie do tej konkretnej serii i mam ochotę powrócić do jej korzeni.

Działanie pod przykrywką

Skoro już formalności mamy za sobą, przejdźmy do rzeczonej kampanii. Fabuła najnowszej odsłony osadzona jest w pierwszej połowie lat 90. XX wieku i podzielona została na 11 zróżnicowanych misji. Przyjdzie nam infiltrować tajne placówki wojskowe, kasyno oraz toczyć walkę na półotwartych polach bitewnych. Całość można określić niemal idealnym filmem szpiegowskim i akcji, ponieważ podczas operacji nie brakuje elementów skradankowych oraz wymian ognia rodem z Rambo, gdzie trup ściele się gęsto.
Dotychczas nie miałem styczności z poprzednimi odsłonami serii. Tym bardziej zaskoczył mnie fakt, iż jako gracze mamy ogromną swobodę w podejściu do powierzonej nam misji. jeżeli tak było również w Cold War, tym bardziej cieszy, iż twórcy pielęgnują dobre rozwiązania. Choć i tutaj znalazła się łyżka dziegciu w beczce miodu. O ile ogólny zarys historii bardzo przypadł mi do gustu, tak zadania, a raczej poszczególne fragmenty retrospekcji, prezentowały się co najwyżej poprawnie. Niestety w pewnym stopniu odbija się to na odbiorze całej historii.

Na plus zasługuje system dialogów, który stanowi opcjonalną część rozgrywki, jednocześnie zwiększając poczucie immersji. Rozmowy rozszerzają naszą wiedzę o celach misji, a osobom takim jak ja — nieznającym poprzednich części — pomagają poznać motywacje i historię członków naszej ekipy. Wszystko to dostępne jest w Wieży (hubie) mieszczącej się w starej rezydencji gdzieś w Bułgarii.

Podsumowując kampanię, jako ktoś, kto wcielał się w agenta CIA w Call of Duty po raz pierwszy, nie czułem, żebym coś tracił. Zdaję sobie sprawę, iż pewne nawiązania czy tzw. „smaczki” mi umknęły, ale nie miałem poczucia zagubienia, jakie mogłoby towarzyszyć nowicjuszowi w Black Ops.

Matt o kampanii Black Ops 6

Kampania Call of Duty: Black Ops 6 to jeden wielki zbiór rozwiązań urozmaicających rozgrywkę na każdym kroku. Każda misja poprowadzona jest w zupełnie inny sposób, dzięki czemu z niecierpliwością oczekiwałem, co interesującego tym razem zaoferuje tryb dla pojedynczego gracza. W jednym momencie skrupulatnie organizujemy wielki napad na skarbiec kasyna, wydobywając cenne informacje o broni biologicznej. Nieco wcześniej wspomożemy SAS, wysadzając wyrzutnię pocisków balistycznych w ramach misji na otwartym terenie. Nie zabraknie również znanej z Black Ops Cold War kryjówki, tym razem wzbogaconej o nabywane wraz ze zbieranym funduszem ulepszenia przydatne do walki z przeciwnikiem. Całokształt rozgrywki prezentuje się naprawdę kreatywnie i muszę przyznać, iż jestem pod ogromnym wrażeniem tego, co zobaczyłem.

Przed całkowitym entuzjazmem wobec dzieła Treyarch powstrzymała mnie dość przeciętna fabuła. Oczywiście, miała swoje momenty, a niektóre sceny przywodziły wspomnienia z poprzednich odsłon serii. Niestety motyw przewodni kampanii jest mocno oklepany i trudno tu o coś naprawdę nowego. Sytuacji nie ratuje wątek historyczny, z czego seria wielokrotnie zasłynęła poprzez liczne kontrowersje. Wprawdzie przewijają się tu osobistości takie jak Bill Clinton czy Saddam Hussein, którymi zresztą promowano samą grę, ale zapomnijcie, iż będą oni dla fabuły tak ważni, jak chociażby Fidel Castro czy Jonas Savimbi z pierwszych dwóch części Black Ops. Ponadto otwarte zakończenie najpewniej posłuży jako furtka do dalszej interpretacji razem z kolejnymi sezonami trybu wieloosobowego. Kierunek takiej narracji obrano już w 2019 roku przy Call of Duty: Modern Warfare, czego nigdy nie byłem zwolennikiem.

A mówili, iż rush B to dobry pomysł

Skoro już była mowa o kampanii dla pojedynczego gracza, czas na rozgrywkę multiplayer. I tutaj mam wrażenie, iż pod wieloma względami jest lepiej. Niemniej jednak przez cały czas nie rozumiem, dlaczego serwery działają na relatywnie niskim tick rate’cie, jak na tak dynamiczną grę. To mój największy zarzut wobec trybu sieciowego najnowszej odsłony Call of Duty. Wciąż mam poczucie, iż niektóre trafienia są niezarejestrowane, a gdy widzę, iż udało mi się skryć za osłoną, to chwilę później na killcam zauważam, iż ginę długo przed próbą ukrycia się.

Na ogromny plus zasługują zmiany związane z tak zwanym movementem, a dokładniej — systemem Omnimovement (ruch wszechkierunkowy). Jest to niejako ewolucja tego, co znamy z odsłon sygnowanych Modern Warfare, gdzie mieliśmy możliwość wykonywania deep dive. W rozgrywce dla pojedynczego gracza nie zwracałem na ten element gameplayu większej uwagi, starając się grać bardziej zachowawczo, aniżeli szarżować na oślep.

W przypadku rozgrywki sieciowej, która jest zdecydowanie szybsza, movement sprawdza się wręcz wyśmienicie. Dotychczas dany manewr można było wykonać jedynie przed siebie, gdy za sprawą Omnimovementu możemy sprintować, deep dive’ować czy robić wślizg w dowolnym kierunku. Dzięki temu znacząco wzrasta mobilność naszego operatora, powodując chaos na ekranach przeciwników — zwłaszcza tych grających na PC, gdzie nie ma asysty celowania.

Żeby tego było mało, zmianie doczekał się również mechanizm ruchu w pozycji czołgania. Wcześniej gra ograniczała nas w tej pozycji pod względem możliwości celowania. Wraz z wprowadzeniem mechaniki ruchu wielokierunkowego, wreszcie doczekaliśmy się możliwości celowania w 360 stopni podczas leżenia. Jest to niezwykle wygodne, ponieważ podczas obrony danego punktu mamy możliwość obserwacji znacznie większej powierzchni terenu oraz lepszego przygotowania się na nadchodzących przeciwników. Tym bardziej cieszy fakt, iż twórcy ciągle rozwijają ten aspekt rozgrywki.

Artur o rozgrywce sieciowej w Black Ops 6

Tryb multiplayer w Call of Duty Black Ops 6 mocno mnie zaskoczył. Wprawdzie grałem w betę, ale niezbyt intensywnie i wtedy jakoś nie poczułem magii. Możliwe, iż zaszły pewne zmiany względem pełnego produktu, ale teraz praktycznie wszystko mi odpowiada. TTK, odczucia z broni, mapy, system edycji wyposażenia — wszystko jest takie, jak być powinno. Do tego powrót starego prestiżu to prawdziwa uczta dla fanów.

Problemem są jednak błędy techniczne, takie jak migająca woda, wyrzucanie do pulpitu, a także pewna niejednoznaczność tożsamości gry. Rozumiem, iż Call of Duty od dawna — szczególnie w trybie multiplayer — nie jest typowo militarny i ten charakter od lat nie jest kultywowany. Niemniej, świecący robo-zombie od pierwszego dnia to jednak może być przesada. Oczywiście akceptuję taką charakterystykę rynku — w końcu takie mamy trendy — ale można było się z tym wstrzymać. Czekam też na kolejne mapy i więcej trybów, bo tych ostatnich jest dość mało.

Jako całość gra nie zawodzi i przypomina czasy pierwszego Black Ops, gdy w trakcie pracy myślałem tylko o tym, kiedy ponownie zagram mecz ze znajomymi. Udało się zebrać sporo osób i wspólnie możemy grać, co jednocześnie świadczy o tym, iż wielu osobom nowy Call of Duty przypadł do gustu, nie tylko mnie. Coś w nim musi być.

Ach te Zombie…

Jeśli miałbym wskazać tryb, z którym nie jest mi po drodze, to jest to właśnie ten poświęcony Zombie. Niejednokrotnie próbowałem zrozumieć jego fenomen i to, co w nim widzą gracze, ale jakoś zawsze mi czegoś brakowało. O ile sama dynamika rozgrywki jest całkiem przyjemna, to w przeciwieństwie do wersji z MW3, w BO6 jest znacznie mniejszy rozmiar mapy, dzięki czemu wzmożone jest poczucie zagrożenia ze strony umarlaków. Więc jeżeli ktoś lubi taką rozgrywkę i średnio przypasował mu ostatni Zombie Mode, to ten tutaj powinien mu się spodobać. Ja ostatecznie przez cały czas będę skupiać się na kompetytywnej stronie tego tytułu, a mordowanie zombiaków będę odpalał jedynie od święta.

Marcin o trybie Zombie w Black Ops 6

Call of Duty Black Ops 6 zagościło na naszych monitorach, a wraz z nim tryb Zombie! Jak zwykle emocjonujący, pełen rozmachu i ukrytych smaczków. Do dyspozycji zostają oddane nam na ten moment dwie całkiem obszerne mapy: Liberty Falls oraz Terminus. Akcja Zombies dzieje się sześć lat po wydarzeniach z Call of Duty Black Ops Cold War. Do wykonania na mapie mamy mnóstwo zadań i wyzwań, a wszystko to w akompaniamencie wybuchów i okrzyków umarlaków.

Do dyspozycji dostajemy ogromny zapas uzbrojenia z możliwością ulepszania ich za walutę podczas rozgrywki. Dodatkowo co jakiś czas nasi wrogowie wypuszczają losowe perki pozwalające na zdobycie większej liczby punktów czy zabicie wrogów jednym strzałem. Zombie w Call of Duty od zawsze był elementem, który w mniejszy lub większy sposób starał się być odskocznią od zwykłego multi. Czy to w większej ekipie, czy solo — zawsze bawią. Z każdą falą nasi przeciwnicy stają się coraz potężniejsi, co sprawia, iż z każdą kolejną rundą musimy stosować coraz więcej taktyki.

Jedyne, co pozostaje na ten moment niezmienne, to enigmatyczność zadań. Jednakże już niedługo otrzymamy „pomoc” w przechodzeniu misji w tym trybie. Osobiście bawię się w nim dobrze i cieszy mnie fakt, iż mamy tu również codzienne zadania zwiększające naszą rangę. Czy uda wam się rozwiązać zagadkę projektu Janus? A może interesuje was walka z kolejnymi hordami przeciwników? Wybór należy do was.

Technikalia Black Ops 6

Subiektywnie rzecz biorąc, Black Ops 6 sprawiło mi najwięcej problemów, jeżeli chodzi o wyrzucanie gry do pulpitu, nagłe spadki FPS czy desynchronizację audio z wideo. Pod tym kątem gra na premierę była w bardzo złym stanie technicznym. Oczywiście, patche naprawiające owe problemy pojawiały się dość często na przestrzeni ostatnich dni. Co wiązało się z kolejnymi problemami, spowodowanymi niezrozumiałym przeze mnie rozwiązaniem stosowanym przez twórców marki od bardzo dawna. Mam tu na myśli swego rodzaju hub/launcher dla poszczególnych trybów, który ponownie uruchamiał grę.

Dla niewtajemniczonych wyobraźcie sobie sytuację, w której klikacie ikonę Call of Duty Black Ops 6, ta uruchamia menu gry, gdzie do wyboru macie: Multiplayer, Kampanię, Zombie itp. W momencie wyboru kampanii gra się restartuje tylko po to, aby uruchomić wspomniany tryb. Problem pojawia się wtedy, gdy „w międzyczasie pojawi się patch”, który wymusza na was ponowne uruchomienie gry, czyli ostatecznie powtórzenie procedury z punktu „launchera”. Drogie Activision, czy nie można było zrobić osobnej wersji gry dla singla i multi, jak dawniej — tego mimo najszczerszych chęci nie jestem w stanie zrozumieć. Na dzień pisania recenzji gra działa stabilnie, a wyżej wymienionych problemów już nie zarejestrowałem. Choć mogą one mimo wszystko występować u innych użytkowników.

To tyle jeżeli chodzi o problemy techniczne najnowszej odsłony Call of Duty. Teraz skupię się na tym, co zostało wykonane dobrze. Na ogromny plus zasługuje oprawa audio — i nie mam tu na myśli gry aktorskiej, bo ta raczej zawsze była dobrze wykonana. Chodzi mi o to, jak brzmią nasze bronie podczas ostrzału, oraz o to, z czym seria borykała się od czasów Modern Warfare II, czyli udźwiękowieniem przestrzennym. Dzięki niemu możemy określić, z której strony ktoś nadciąga, co pozwala nam lepiej zareagować na nadchodzące niebezpieczeństwo. A nie jak dotychczas — gdy słyszymy kroki z lewej, a dostajemy kulkę z prawej.

Kolejnym pozytywnym elementem gry jest tak zwany gunplay, czyli to, jak zachowuje się nasza broń oraz jak ją „czujemy” podczas rozgrywki. Pod tym kątem seria trzyma cały czas wysoki poziom, mimo iż jest to arcade, a nie symulator. Bardzo dobrze współgra to z aktualnym balansem TTK (time to kill), gdzie do pełni szczęścia brakuje jedynie wspomnianego wcześniej odpowiednio dostosowanego tick rate’u serwerów, aby gra sieciowa była responsywna. A skoro przy tym jesteśmy — osobiście nie doświadczyłem żadnych problemów związanych z laggami czy disconnectami.

Podsumowując, czy warto sięgnąć po Black Ops 6?

Jako ktoś, kto dopiero wszedł w serię Black Ops od najnowszej odsłony, powiem Wam, iż kampania dla pojedynczego gracza sprawiła mi masę frajdy. Co więcej, dzięki niej mam ochotę sięgnąć do poprzednich odsłon. Na ten moment mam wrażenie, iż jest to najlepiej poprowadzona fabuła ze wszystkich znanych mi części. jeżeli jest ktoś taki jak ja, który również nie ogrywał poprzednich odsłon Black Ops i ma pewne obawy związane z tym, iż jest to kontynuacja Cold War — niech będzie spokojny. Brak znajomości poprzedniczki nie wyklucza dobrej zabawy, bo przedstawione tutaj wątki są po prostu dobrze opowiedziane.

Jeśli chodzi natomiast o sferę multiplayer, to za sprawą wprowadzonych zmian związanych z movementem grało mi się w najnowszą odsłonę bardzo dobrze. Oczywiście początkowo ginąłem bardzo często, ponieważ brak znajomości map w tego typu grach bywa bolesny. Ale sam feeling rozgrywki jest na tyle przyjemny i mniej chaotyczny, iż pomimo niskiego K/D potrafiłem czerpać euforia z gry. Z czasem szło mi coraz lepiej.

Warto jednak zaznaczyć, iż jeżeli jesteście military purystami i drażniło Was to, iż zabija Was Snoop Dogg zamiast jakiegoś marines, to tutaj od dnia premiery spotkacie cyborgi czy inne zombie. Call of Duty od samego początku daje znać, iż tak po prostu będzie i nie zamierza udawać, iż jest to jakkolwiek powiązane z militariami. Na sam koniec wspomnę również, iż Black Ops 6 posiada jedynie polskie napisy, a nie jak dotychczas pełną lokalizację, co dla niektórych może być zaletą, bądź wadą.

Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie CENEGA.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.

Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Idź do oryginalnego materiału