Time Stranger to najnowsza odsłona cyklu Digimon Story, kultowej (w pewnych kręgach) serii gier z uniwersum Cyfrowych Stworów. Jako fan tej marki z całą stanowczością mogę stwierdzić, iż omawiany tytuł jest nie tylko najlepszą odsłoną spod znaku Digimon Story, ale również solidnym j-RPG, który mógłby wciągnąć graczy na długie godziny. choćby tych, którzy nie są fanami gatunku.
Skoro wspomniałem już o długich godzinach – Time Stranger ma problem, który jest częstą bolączką gier tego gatunku, a mianowicie: jest bardzo przegadane. Szczególnie początek to istny festiwal cutscenek i ścian tekstu. Musimy się przez nie przeklikać, zanim dane nam będzie na dobre zagrać. Fabuła jest ciekawa, wciągająca i – szczególnie na tle innych gier typu Monster Capture – całkiem mroczna.
Nie chcę za wiele zdradzać, ale już na starcie gry jesteśmy wrzuceni w sam środek tajemnicy. Naszym zadaniem jest ją rozwikłać, mając do dyspozycji jedynie strzępki informacji i wsparcie w postaci pomocnego, aczkolwiek mało konkretnego Operatora. Jest on jedynym łącznikiem między nami a podejrzaną organizacją ADAMAS, dla której pracujemy. Fakt, iż chwilę po tym, jak dosłownie spada na nas budynek, zostajemy wysłani osiem lat w przeszłość, raczej nie ułatwia nam rozwiązania zagadki.
Skoro sprawę intrygującego, ale zdecydowanie zbyt długiego wstępu mamy za sobą (dzięki Ci, Gamingowy Boże, za przycisk pomijania), pomówmy trochę o rozgrywce. Gameplayowo gra jest typowym przykładem j-RPG, choć nie brakuje jej indywidualnych mechanik i małych smaczków, które nadają produkcji własnego charakteru. Natomiast zadania poboczne są, cóż… różne – od takich ciekawych i wciągających, po te nudne i niepotrzebnie wydłużające i tak przydługą rozgrywkę.

Walka w Time Stranger opiera się na systemie turowym. Nasza drużyna składa się z trenowanych przez nas Digimonów – od jednego do maksymalnie trzech aktywnych na polu walki. Do tego mamy też trzy trzymane jako rezerwowi, między którymi możemy dowolnie rotować. Okazjonalnie, w miarę przechodzenia fabuły, dołączają do nas w walce postacie niezależne. Ich poczynaniami steruje sztuczna inteligencja. Warto zaznaczyć, iż my jako gracz również możemy włączyć w walce tryb automatyczny i zmienić prędkość przebiegu potyczki, co bardzo przyspiesza przebijanie się przez hordy losowo generowanych przeciwników.
Jeśli zaś chodzi o to, jak wygląda sam system walki – nasza postać pełni w niej niejako rolę generała, wydającego polecenia i koordynującego działania wojowników. Nie ogranicza się to jednak tylko do komend ataków i spamowania przedmiotami – mamy też bowiem bezpośredni wpływ na przebieg potyczek. W grze istnieje mechanika „X-Arts”. Po uzbieraniu odpowiedniej liczby punktów, generowanych po każdej naszej turze, możemy użyć jednej z kilku potężnych umiejętności bitewnych. Mają one różny wpływ na przeciwników lub naszą drużynę.
Same Digimony jako główne narzędzia walki są zróżnicowane i posiadają szereg indywidualnych cech, które sprawiają, iż każdy może dopasować swoją drużynę i jej styl walki do własnych preferencji. Stworki mają różne atrybuty, typy i rodzaje ataków, a wszystko oparte jest na schemacie papier-kamień-nożyce. Jednak w przeciwieństwie do serii Pokémon – tutaj wpływ na ostateczną siłę uderzenia ma nie tylko typ samego ataku. istotny jest również gatunek, atrybut i poziom ewolucji danego Digimona. Brzmi to zawile, ale bez obaw – gra za każdym razem mówi nam, jak efektywny będzie nasz atak na oponencie. Dlatego podczas luźnej rozgrywki nie trzeba sobie tym zaprzątać głowy.
Ponownie muszę porównać omawiany tytuł do flagowej serii Nintendo. W przeciwieństwie do Pokémonów, gra Digimon Story: Time Stranger daje nam dużo większy wpływ na to, jak chcemy ewoluować nasz potworny arsenał. Każdy Digimon ma dostęp do kilku potencjalnych form transformacji. Są one zależne od poziomu stworka i jego statystyk, czynników zewnętrznych (takich jak posiadanie odpowiedniego przedmiotu) oraz poziomu zaawansowania naszej postaci jako agenta. Co więcej, w Digimonach istnieje opcja de-ewolucji, czyli możliwość przywrócenia stworka do jego wcześniejszej formy. Tak więc jeżeli znudzi Ci się ta konkretna forma twojego pupila, możesz jednym wciśnięciem przycisku przywrócić mu dawną postać i obrać inną ścieżkę rozwoju.

Stąd chciałbym płynnie przejść do, moim zdaniem, dużej wady produkcji – czyli wymuszania grindu. O co dokładnie chodzi? Gra daje nam dostęp do tzw. Digi Farm, czyli miejsca, w którym możemy pozostawić nasze Digimony, aby trenowały konkretne statystyki. To pomaga wypełnić wymagania dla naszej wymarzonej ścieżki ewolucji. Jednak jest haczyk – każda sesja treningowa wymaga od nas odczekania co najmniej 30 minut czasu rzeczywistego.
Oczywiście możemy to pominąć, jeżeli zapłacimy. To z kolei może doprowadzić do sytuacji, w której zmuszeni będziemy farmić grową walutę. Naturalnie wydłuży to naszą rozgrywkę choćby o kilka godzin. No chyba że, tak jak ja, wykupisz płatny pakiet specjalnych lochów do nabijania expa, surowców i pieniędzy. Nie jest to niezbędne, ale jeżeli nie cierpisz na nadmiar wolnego czasu, opcja ta będzie Cię mocno kusić.
Podsumowując: Digimon Story: Time Stranger to naprawdę dobre j-RPG z wciągającą fabułą, ciekawymi
postaciami, które łatwo polubić i dobrym systemem walki. Mechanik RPG-owych jest tu dużo, więc fani „wzrastania numerków” będą mieli frajdę. Pomimo dużej ilości cutscenek, okazjonalnych dłużyzn w rozgrywce i momentami wymuszonego farmienia, gra przynosi masę radości. Polecam fanom trenowania potworków i entuzjastom klasycznych RPG.
Fot. główna: materiały promocyjne