„Harry Potter: Mistrzowie quidditcha”

news.5v.pl 8 godzin temu

Po 20 latach w końcu się doczekaliśmy. Otrzymaliśmy pełnoprawną grę z motywem quidditcha, która w dodatku oferuje możliwość rywalizacji przeciwko prawdziwym graczom w Internecie. Miałem okazję pograć w to dłuższą chwilę, więc poniżej znajdziecie moje luźne przemyślenia, dotyczące tej produkcji.

Zacznijmy od podstaw – gra oferuje nam tryb dla pojedynczego gracza, który jest najbardziej klasyczną wersją takiego trybu. Ot, dostajemy kilka pucharów, które musimy zdobyć, a wygranie jednych mistrzostw, otwiera nam furtkę do kolejnych. W tle oczywiście przewinie się kilka znanych postaci, abyśmy poczuli lekką nutę nostalgii, jak to kiedyś było, a teraz nie jest. Do tego oczywiście mamy tryb grania po sieci – wówczas wybieramy jaką pozycję chcemy objąć, a system wyszukuje nam towarzyszy i przeciwników.

Skoro o pozycjach wspomniałem, to ten aspekt też muszę lekko wytłumaczyć. Jak to w quidditchu bywa, mamy do wyboru 4 pozycje: pałkarz, szukający, obrońca oraz ścigający. Gry realizowane są w formie 3 vs 3, więc każdy z nas będzie ścigającym, a do tego może sobie wybrać drugą pozycję. Szukający jest zobligowany do szukania znicza dającego 30 punktów, obrońca broni naszych bramek, a pałkarz wlatuje w przeciwników i strzela tłuczkiem.

Formalności mamy za sobą, więc przejdę już do swoich wrażeń. W kwestii trybu dla pojedynczego gracza nie mam zbyt wiele do napisania. To solidnie zrobiona rzecz, która zdecydowanie zachwyci fanów poprzedniej gry (tej sprzed 20 lat). Tutaj wszystko jest ładniejsze, systemy latania są sprawniejsze, a i samej zawartości chyba jest trochę więcej. Jest to solidne, ale dla mnie stanowiło tylko dodatek do dania głównego.

Z kolei danie główne, czyli tryb multi, jest już strasznie nierówny. Z początku postanowiłem wybrać sobie rolę pałkarza – podobała mi się opcja grania takim graczem do przeszkadzania – ale bardzo gwałtownie zrezygnowałem. Przeciwnikom dość łatwo jest uniknąć naszego tłuczka (wystarczy wcisnąć odpowiedni przycisk, który wyświetla się na ekranie), przez co dość gwałtownie ta rola staje się bezużyteczna. W dodatku często zamykałem tabelę, mimo iż w danej grze pomogłem zdobyć nam znicza, wyłączając z gry szukającego przeciwnika.

Pozostałe role są już lepiej przemyślane. Obrońca zdecydowanie ma co robić, aby pilnować bramki i jeszcze pomagać z przodu, gdy akurat przeprowadzamy atak. Z kolei szukający w losowym momencie musi wszystko rzucić, aby przelatywać przez pierścienie i zbliżać się do znicza. Zostało to świetnie przemyślane, więc liczę, iż wejdą jakieś zmiany dla pałkarza, dzięki czemu udałoby się wyrównać te dysproporcje w euforii z grania.

Poza tym sama gra jest dość chaotyczna – strasznie dużo się tu dzieje, a ogarnięcie dwóch pozycji na raz wcale nie jest proste. Mam wrażenie, iż nie dało się tego zrobić lepiej, ale jednocześnie trudno będzie trafić do grupy docelowej, jaką powinni być casualowi gracze. Hogwart’s Legacy miało jednak tę siłę, iż udało im się dostarczyć produkt przystępny dla niedzielnego gracza, a tutaj spora część może wymięc już po samouczku.

W dodatku muszę pochwalić, iż gra nie ma nawrzucanych mikropłatności w dużej ilości. Nie czułem się przytłoczony jakimiś reklamami specjalnych paczek, więc chyba ktoś się nauczył na błędach poprzedników. Są waluty, jest ulepszanie mioteł, ale to wszystko nie było dla mnie inwazyjne. A jest tutaj opcja personalizacji naszego zespołu (i to bardzo dobra), także tym bardziej jestem miło zaskoczony.

Podsumowując – po graniu te kilka godzin mam podobne odczucia jak z Rocket League, gdy premierowało te kilkanaście lat temu. Ma proste mechaniki, bazuje na pomyśle, który spodoba się wielu graczom, ale w gruncie rzeczy wszystko zależy od twórców. jeżeli będą robić częste aktualizacje, to może słowo szeptane się rozejdzie i będziemy mieli fenomen. Może sektor e-sportowy się rozwinie i zachęci to sporą grupę fanów. A może ludzie jeszcze nie wiedzą, iż ta gra wyszła i skapną się po 8 listopada, gdy do sklepów zawita pudełkowe wydanie gry (bo tak, jeżeli jesteście fanami pudełek, to warto zaczekać do listopada). To się okaże, aczkolwiek ja będę miał tę pozycję na oku, bo jestem ciekaw jej rozwoju.

Grę otrzymałem do testów dzięki uprzejmości polskiego dystrybutora, którym jest Cenega. Testowałem ją na PlayStation 5.

Maciej Baraniak

Student UEP na kierunku prawno-ekonomicznym. Prywatnie miłośnik różnych gatunków kina oraz komiksów, a przy tym mający bardzo specyficzny gust muzyczny. E-mail: [email protected]

Idź do oryginalnego materiału