Kącik Retro: Power Punch II (PC). Kontynuacja, której nie było

2 dni temu

Kontynuacja, której nie było lub sequel Schroedingera – mniej więcej tak można pokrótce opisać to, czym w dużej mierze zapomniany już Power Punch II jest. Pierwotnie miała to być kontynuacja uznanego Mike Tyson’s Punch-Out!! o dumnie brzmiącym tytule Mike Tyson’s Intergalactic Power Punch, ale iż sygnujący grę swoim nazwiskiem bokser został w międzyczasie skazany za gwałt, tytuł skrócono i dorzucono do niego z jakiegoś powodu rzymską dwójkę, głównego bohatera przechrzczono na Marka Tylera, a jakiekolwiek więzi z kultową marką Nintendo zostały zerwane. Zresztą wyszło to Ninny na dobre, bo Power Punch II, mówiąc łagodnie, bynajmniej nie spotkał się ze zbyt jowialnym przyjęciem.

Spis Treści

  • Fabuła
  • Rozgrywka
  • Power-upy
  • Oprawa
  • Podsumowanie

Kosmiczny Punch-Out!!

Patrząc na zdjęcia, może nie być do końca jasnym, co poszło nie tak. Wszak Power Punch II wygląda całkiem podobnie do oryginalnego Punch-Outa!!, tyle tylko, iż z kosmicznym twistem, bo Mark Tyler po ogłoszeniu się najlepszy pięściarzem na Ziemi, zostaje porwany przez Międzygalaktyczną Federację Bokserską i zmuszony do wzięcia udziału w nierównych potyczkach (w końcu sędziowie są uprzedzeni do zwykłych Ziemian) z przeciwnikami z najróżniejszych stron kosmosu. Rys fabularny jest zatem wyjątkowo głupkowaty, ale ma to swój urok i trudno się nie uśmiechnąć na widok dziwacznych projektów przeciwników, którzy na ring wtaczają się na przykład w czołgu.

Oprawa nie powala, ale jest czytelna.

Kosmiczna niesprawiedliwość

Głównym problemem Power Punch II jest to, jak bardzo niesprawiedliwy jest on wobec gracza. To na pewien sposób cecha charakterystyczna produkcji sprzed trzydziestu lat, ale na ten aspekt rozgrywki narzekano wtedy i dzisiaj kłuje on w oczy jeszcze bardziej. Z początku nic tego nie zapowiada, po uprzednim treningu (zwiększającym nasze statystyki wytrzymałości, siły i szybkości, o ile poprawnie go wykonamy, co jakiegoś dużego wpływu na rozgrywkę bynajmniej nie ma) lub jego pominięciu, trafiamy na ring z pierwszym przeciwnikiem – stosunkowo łatwym, acz wymagającym szybkiej nauki ruchów. Dla lewej i prawej łapy mamy po trzy ataki (w głowę, w tułów i podbródkowy), a do tego blok i możliwość uników w lewo i w prawo.

Rozgrywka jest zatem niezbyt skomplikowana i kiedy zrozumiemy zasady zabawy, potrafi dawać sporo frajdy. Psikus polega na tym, iż zrobienie tego samemu jest dosyć trudne, bo Power Punch II kompletnie nie tłumaczy swoich głębszych mechanik ani w grze, ani choćby w instrukcji. Toteż zdziwią się ci, którzy myślą, iż zdobędą pas, biorąc przeciwników na przetrzymanie bądź używając wyłącznie siły swoich własnych pięści. Pierwsza opcja nie wypali, bo o ile przeciwnik znalazł się na deskach tyle razy, co my (lub nie znalazł wcale), z automatu zwycięża on, niezależnie od poziomu jego i naszego zdrowia. Druga opcja może nas zaprowadzić daleko, ale w końcu zaczniemy trafiać na oponentów, których nie powalimy w trakcie trzech rund, niezależnie od tego, jak celnie będziemy ich lać po pysku i tego, jak mocno rozwinęliśmy nasze statystyki.

Trening opiera się na zręczności i czasie reakcji, ale nie uczyni gry banalną.

Rękawice, które leczą

Rozwiązaniem wszystkich problemów jest tytułowy Power Punch, czyli specjalny power-up, pozwalający na przysolenie przeciwnikowi potężnym ciosem, a w idealnych warunkach choćby natychmiastowe powalenie go na deski. Gra nagradza nas nim wtedy, gdy… No właśnie, kiedy? Zasady przyznawania Power Punchy różnią w zależności od tego, z kim walczymy – czasem jest to wykonanie konkretnej sekwencji ciosów, innym razem przygrzmocenie oponentowi we właściwym momencie. Odgadnąć trzeba to samemu, bo twórcy postanowili nie tłumaczyć tego graczowi.

Sprawia to, iż rozgrywka dość gwałtownie staje się frustrująca. Wyzwanie w Power Punch II opiera się bowiem na zwyczajnej niesprawiedliwości i wywoływanym w graczu poczuciu zagubienia. Najgorsze jest to, iż wcale nie musiał tego robić, bo przeciwnicy są bardzo różnorodni i z każdym walczy się inaczej (nawet jeżeli niektórzy czasem powracają), a nauka ich ruchów i czasem choćby przetrwanie na arenie jest wystarczająco wymagająca. Nie rozumiem zatem, dlaczego twórcy postanowili zmusić gracza do pokonywania niektórych z oponentów w konkretny, enigmatyczny sposób, skoro dużo więcej frajdy bez ujmy dla wyzwania byłoby danie im również możliwości wykazania się swoją wprawą w unikach. Jaki sens ma wygrana przeciwnika, który nie trafił mnie ani razu, ale za to sam w mordę dostał tyle ciosów, iż nie poznałaby go własna matka?


Bokserska uroda

Jednym z zarzutów w momencie premiery był również niski poziom oprawy graficznej. Dzisiaj na ten aspekt patrzy się nieco inaczej, bo skoro Power Punch II to gra z 1992 roku, to normalne jest, iż prezentuje się niezbyt urodziwie. Ot, klasyczna 8-bitowa grafika z mało skomplikowanym udźwiękowieniem. No, a potem człowiek zdaje sobie sprawę, iż SNES pojawił się na rynku aż dwa lata wcześniej i kompletnie zmienia to optykę na oprawę gry. Nie da się ukryć, Power Punch II jest brzydki i był brzydki te trzydzieści lat temu, ale jego brzydotę da się choćby polubić, zwłaszcza iż nie przeszkadza ona w rozgrywce.

Kontynuacja, której nie było

Największym kuriozum w historii Power Punch II jest natomiast fakt, iż w 2019 roku doczekał się on ponownego wydania na komputery PC, a rok później także na konsole Evercade (Piko Interactive Collection I). Co kierowało Piko Interactive? Bóg raczy wiedzieć, ale uratowali oni w ten sposób od zapomnienia ten oto pokraczny tytuł, co należy chwalić, niezależnie od jakości ratowanej gry. Wersja ta posiada wbudowane filtry graficzne, ładną ramkę z wcale-nie-Tysonem, a także system zapisów. Czy warto? Raczej nie. Power Punch II to ciekawostka dla pozbawionych szacunku dla swojego czasu pasjonatów retro, która poza interesującą historią nie ma niestety zbyt wiele do zaoferowania.

Przeczytaj także

The King of Fighters XIV – recenzja gry (PC). Bijatyka, którą warto sprawdzić


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Idź do oryginalnego materiału